Miłość jest polifoniczna i poligamiczna na poziomie zwyczajnego życia. Co to znaczy?
Ano w tym dialogu, który się toczy pod notką, ni mniej ni wiećej, tylko to, że miłość można nasycić w naszym codziennym życiu prawie każdą emocją, namiętnością i pasją. Bez tego miłość stałaby się nieludzka i jałowa, czyli przestałaby być sobą w człowieku.
Spośród różnych emocji miłość nie lubi się łaczyć (żenić, brać ślubu) przede wszystkim z lękiem i pychą (na drugim biegunie).
Twoja znajoma była mądra. W zasadzie w miłości chodzi o to, żebyśmy nie oglądali się na innych i własnego kochania nie uzależniali (warunkowali) miłością innych. Ja już też pisałem w jednym z komentarzy (lapidarnie, gdyż nie należę do osobników, którzy wylewnie rozpowiadają o własnym życiu prywatnym) o moim doświadczeniu miłości odrzuconej. Fakt, trudno się po czymś takim pozbierać. Ale warto to uczynić. Potraktować to doświadczenie jako bezcenną lekcję miłości.
Tylko w ten sposób, gdy wykurujemy się po traumie, pozostawimy sobie ścieżkę miłości otwartą. A nie warto jej zamykać, gdyż to wprawdzie najtrudniejsza, ale również najbardziej owocna ścieżka wzrostu duchowego.
serdecznie pozdrawiam
PS. Trudność pisania o miłości polega na tym, że rozciąga się ona na całe spektrum ludzkiej świadomości, a nawet fizjologii i ciała ( z jego wielowymiarowym spektrum aurycznym). Ja widzę przynajmniej kilka poziomów, na których miłość działa – na każdym poziomie integruje, by przekroczyć, co zintegrowała. Trudność polega na tym, że coś prawdziwego wypowiedzianego o miłości na poziomie niższym przestaje mieć ten walor na poziomie wyższym lub odwrotnie.
Gretchen W obronie namiętności
Też stanę w obronie namiętności i emocji.
Miłość jest polifoniczna i poligamiczna na poziomie zwyczajnego życia. Co to znaczy?
Ano w tym dialogu, który się toczy pod notką, ni mniej ni wiećej, tylko to, że miłość można nasycić w naszym codziennym życiu prawie każdą emocją, namiętnością i pasją. Bez tego miłość stałaby się nieludzka i jałowa, czyli przestałaby być sobą w człowieku.
Spośród różnych emocji miłość nie lubi się łaczyć (żenić, brać ślubu) przede wszystkim z lękiem i pychą (na drugim biegunie).
Twoja znajoma była mądra. W zasadzie w miłości chodzi o to, żebyśmy nie oglądali się na innych i własnego kochania nie uzależniali (warunkowali) miłością innych. Ja już też pisałem w jednym z komentarzy (lapidarnie, gdyż nie należę do osobników, którzy wylewnie rozpowiadają o własnym życiu prywatnym) o moim doświadczeniu miłości odrzuconej. Fakt, trudno się po czymś takim pozbierać. Ale warto to uczynić. Potraktować to doświadczenie jako bezcenną lekcję miłości.
Tylko w ten sposób, gdy wykurujemy się po traumie, pozostawimy sobie ścieżkę miłości otwartą. A nie warto jej zamykać, gdyż to wprawdzie najtrudniejsza, ale również najbardziej owocna ścieżka wzrostu duchowego.
serdecznie pozdrawiam
PS. Trudność pisania o miłości polega na tym, że rozciąga się ona na całe spektrum ludzkiej świadomości, a nawet fizjologii i ciała ( z jego wielowymiarowym spektrum aurycznym). Ja widzę przynajmniej kilka poziomów, na których miłość działa – na każdym poziomie integruje, by przekroczyć, co zintegrowała. Trudność polega na tym, że coś prawdziwego wypowiedzianego o miłości na poziomie niższym przestaje mieć ten walor na poziomie wyższym lub odwrotnie.
Synergie -- 16.12.2009 - 00:41