Najlepsze kasztany są na Placu Pigalle jak wiadomo, a Zuzanna lubi je tylko jesienią.
No to by się Zuzanna smakiem obeszła tej jesieni danej, gdyż kasztanów na Pigalle nie ma. O, w ten prosty sposób obaliłam kolejny mit. O.
Cwany Paryż po tym jak mnie próbował załatwić, zniechęcić i zobrzydzić siebie ostatecznie, wystawił mnie na próbę, którą przegrałam z kretesem. Poddałam się bez choćby śladowych ilości walki.
Kiedy już podobnie do Zuzanny obeszłam się smakiem, podążyłam przed siebie choć nie bez celu. Tak sobie idę, miasta nie znam to przecież nie wiem, że coś może wyskoczyć zza określonego rogu.
Et voila!
Stanęłam z buzią rozdziawioną jak mała dziewczynka. Z dołu, z ulicy Montmartre robi porażające wrażenie, z Sacre Coeur dumnie górującym nad tym całym zamieszaniem na dole.
Ruszyłam w górę stanowczo odmawiając przemieszczania się wagonikami, chciałam samodzielnie tam dotrzeć, spoglądając co chwilę to w dół to przeciwnie, i nie mogąc się nadziwić jakie to jest piękne miejsce.
Tak zwyczajnie piękne.
Najmłodsza część miasta, ale spełniająca warunki mojego rozumienia słowa paryskie w znaczeniu pozytywnym. Miejsce przesycone jakąś niezwykłą energią. W dole dzielnica cielesnych rozkoszy, a tuż zaraz serce duchowych uniesień.
Nie obyło się bez pokazu siły ze strony miasta, ale już się nie dałam. Najpierw się okazało, że w bazylice nie można robić zdjęć, a potem zerwała się taka wichura z deszczem, że zaczęłam podejrzewać podstęp oraz spisek.
Było mi już jednak wszystko jedno, do tego stopnia mnie urzekło. Co to się z ludźmi nie robi w zależności od warunków.
Ze Wzgórzem wiąże się pewna legenda, choć właściwie bardziej się ona wiąże ze Świętym Dionizym, który wtedy jeszcze świętym nie był. Mianowicie tam właśnie poddano go okrutnym torturom, zakończonym ścięciem głowy Dionizego. Jak głosi legenda Dionizy wstał, podniósł swoją głowę, opłukłał ją z krwi w studni, nałożył na kark i tak przeszedł jeszcze sześć kilometrów i dopiero uznał, że może umrzeć. I umarł.
Dionizemu towarzyszył Rustyk i Eleuter, którzy także zginęli.
Stąd nazwa Wzgórze Męczenników.
Zanim Montparnasse stał się tym czym się stał, funkcję tę godnie pełnił Montmartre. Wiadomo, tajemnic wszechświata nie odkrywam. Tego po mnie spodziewać się nie można i jak się nad tym porządnie zastanowić to chyba i dobrze.
Nie ma jednak co owijać w bawełnę i zasłaniać się historycznymi strzępkami dla zaciemnienia pierwszoplanowej wiadomości.
Otóż Montmartre to, drugie po Pere Lachaise miejsce, które koniecznie trzeba odwiedzić jak się już w tym Paryżu jest. No niestety, taka jest brutalna prawda.
Kończy się właśnie czteroczęściowa trylogia Paryska. Na trzeciej części się kończy, bo dbać trzeba o właściwe znaczenie słów.
Kończy się niespodziewanie jak niedziela, która powinna być piątkiem raczej.
Inna sprawa, że ilość czasu jaką poświęciłam na zaraportowanie co i jak, potwierdza życiową prawdę, że nader często zbyt dużo uwagi poświęcamy temu, czego nie lubimy.
Ciekawe, że to właśnie lubimy.
Prawda?
Ostatni gasi latarnie.
komentarze
A zeszla Pani w dól, Panie Gretchen,
z tylu, za Bazylikę?
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 16.11.2008 - 21:15Panie Lorenzo
A pewnie, że zeszłam. Nie poddając się wichurze i przeciwnościom losu :)
Tam to jest dopiero! I ludzie żywi tam mieszkają, jak gdyby nigdy nic.
Oburzające.
Pozdrawiam Pana niedzielnie jeszcze.
Gretchen -- 16.11.2008 - 21:21>Gretchen
a tak Montmartre widział Vincent
Docent Stopczyk -- 16.11.2008 - 21:37
piękne miasto
po lekturze trylogii pozostanę przy swoim marzeniu odwiedzenia tego miejsca,
może jest jakiś okres w roku, gdzie mniej tam tłumów, które odstraszają
i męczą okropnie odbierając urok zwiedzanym miejscom,
kiedy tam najlepiej pojechać i na jak długo by to miało sens?
bo nie stać mnie by sobie tam wpadać co jakiś czas wypić kawę :)
ps.
AnnaP -- 16.11.2008 - 21:40Gretchen nie zazdroszczę, ale pozdrawiam z nutką nostalgii i dzięki za piękne fotki
A właściwie czy była ta piosenka?
Bo coś Agawa wrzucała, ale jakże Paryż bez głosu Elli mógłby się obyć?
No nie możliwe:
A w ogóle pozdrawiam, zdjęcia obejrzawszy i tekst przeczytawszy, oczywiście do dodania nic nie mając.
grześ -- 16.11.2008 - 21:41Ale tak już mam
I musze o tym po raz kolejny napisać.
Stopczyku
Jak to się wszystko zmienia, że tak zauważę.
Ale młyn jest. Zdaje się, że z innym przeznaczeniem, cokolwiek bardziej tradycyjnym, ale jest.
Gretchen -- 16.11.2008 - 21:42>Gretchen
Podejrzewałam, że zakochasz się w Montmartre. To chyba najbardziej klimatyczne miejsce w całym Paryżu. Wręcz esencja tego miasta.
Faktycznie można zobaczyć tylko Montmartre, Per Lachaise i …wyjechać:)
Pozdrawiam
Delilah -- 16.11.2008 - 21:49Aniu
Trzymam kciuki za spełnienie marzenia.
Obawiam się, że nie ma takiego czasu, który byłby w tym mieście mniej turystyczny, może jesień właśnie? Nie miałam poczucia turytycznego osaczenia z wyłączeniem tego, co zobaczyłam pod Notre Dame.
Na jak długo? Jeśli to marzenie?
Zamieszkaj tam na jakieś pół roku… A tak bardziej realnie to co najmniej dwa tygodnie. To jest ogromne miasto. W niedzielę to chyba ze dwadzieścia kilometrów przeszłam.
Byłam tam w sumie dwa i pół dnia, więc ot jest nic. Śmignęłam tylko po wybranych miejscach. Choć właściwie inaczej powinnam napisać. Byłam w kilku miejcach, ale na tyle żeby móc je zobaczyć.
Kawę mają niezłą. Polecam cafe au lait…
Miło Cię znowu zobaczyć.
Prezencik:
Gretchen -- 16.11.2008 - 21:57
Grzesiu
Dziękuję za piosenkę :)
Ta Ella to jakaś bezkrytyczna, nie to co ja.
Pisz i nie przestawaj, bo będziesz miał ze mną do czynienia. No.
Pozdrawiam, pozdrawiam, pozdrawiam.
Gretchen -- 16.11.2008 - 21:59Gretchen,
apropos pisania to Max mnie molestuje o tekst, w którym dam zdjęciowy germański odpór tym wszystkim waszym romańskim zachwytom (znaczy twoim, yayco, rafała K, Rollingpola i innych, co piszą o Francyji, Italii, Hiszpanii) a o braciach Germanach nikt:)
A i winnice mają i miasteczka urocze jak nigdzie z najwęższymi uliczkami na świecie:), he, he, i multi-kulti u nich i araukaria(ha, kto czytał Hessego, ten wie co to jest) i Weimar, gdzie Goethe razem z Schillerem na świat spoglądają, i kawę tyż dobrą mają i prawdziwie niemieckie potrawy, jak kebab przez Turków robiony i sprzedawany.
Więc nadejdzie niedługo ten czas, gdy ja napiszę, tylko się zastanawiam czy wklejanie zdjęć do notek jest łatwiejsze niż do komentów?
grześ -- 16.11.2008 - 22:04Mam nadzieję, że tak, bo max coś mi w końcu nie napisał, jaka różnica jest.
Delilah
Słusznie podejrzewałaś :)
I ta esencja to naprawdę jest esencja.
Uprzytomniłam sobie, że zrealizowałam Twoje zamówienie :)
No to dodatkowo, specjalnie dla Ciebie:
Gretchen -- 16.11.2008 - 22:14
Dobry wieczór,
nie wiem co prawda, czy po wczorajszej mikro-rozróbie wypada mi się jeszcze w kulturalnym towarzystwie pokazywać, jakby co, proszę za kołnierz, śmiało (nie mam kołnierza, fraka ani obcasów nie przywdziewam przed wizytą na TXT, żadna ze mnie Marlena Dietrich).
Powinnam coś napisać na temat, ale nie mam kompetencji, bo nigdy w Paryżu nie byłam. Ładne zdjęcia. O.
Bardziej komentarz Grzesia mnie zainspirował, bo w Niemczech byłam, cały jeden raz. I zgadzam się, że jest to kraj wybitnie piękny, i niedoceniany.
Choć mnie osobiście przeraża.
Kuchnia? Tragiczna. Faktycznie porządnie dofinansowałyśmy Turka i jego kebab, ale też bez rewelacji. Strawestowałam na swój użytek Marię Janion: do Europy tak, ale z naszą zupą pomidorową.
Hessego czytałam w gimnazjum, jako lekturę. Siddarthę. Zawzięłam się, chyba jako jedyna w klasie, bo alternatywą był Alchemik. A do tego nie mogłam się zniżyć. I nie wiem, co to jest araukaria.
Goethego z Schillerem uważam już bardziej. A największą moją miłością literacką od lat pozostaje Tomasz, i choćby za niego jednego muszę kochać Niemcy.
ten tego, pozdrawiam
Grzesiu
Kurka! To pisz i wklejaj.
Wklejanie zdjęć do notek i komentarzy może nabrać nowego, prostego oblicza.
Zaloguj się na www.photobucket.com
Służę pomocą w razie czego, ale to naprawdę ułatwia sprawę.
Co nie zmienia faktu, że Max jest nie do przecenienia :)
Gretchen -- 16.11.2008 - 22:22Pino a jaka to rozróba?
Cos mnie ominęło?
A zaglądać masz, przynajmniej w miejsca przyjazne mi (jak tu np.) i do mojego bloga, bo cię czytać lubię:)
A w ogóle tez cuś mogłabyś napisac, ale ja jako grafoman bez weny w sumie nie mam moralnego prawa innych do pisania zachęcać, he, he.
A co do Niemiec (ciekawe pod notką o Francji gadać o Niemczech, Heine zza grobu nam tego nie wybaczy:) i Gretchen żywa pewnie tyż)
to tak:
Piękny kraj, fakt, kuchnia słaba, kebaby dobre chyba że ma się pecha, w tym roku w Dortmundzie np. miałem, ale w chyba w Muenster był bardoz dobry.
Ale i niektóre rzeczy zkuchni niemieckiej niezłe moga być, no i mają i dobre wina i piwo tyż ujdzie (choć ja trafiam zawsze na te badziewne) a i jaegermeistra mają.
Hesse.
Chodzi oczywiście o biblię hipiisów i “Wilka stepowego”, “Siddharthę” tyż czytałem, no nie dziwię ci się, że wybrałas to nie “Alchemika” choć jego tyż czytałem, słabe.
Z pary Goethe i Schiller raczej Schiller, choć Goethe fragmentarycznie.
A w ogóle nie ma to jak E.T.A. Hoffmann, a z wspólczesnych Heinrich Boell i “Zwierzenia clowna”-polecam gorąco, magiczna rzecz.
A Mann?
grześ -- 16.11.2008 - 22:24Cenię wszystko, “Czarodziejską górę” czy “Wybrańca” czy “Śmierć w Wenecji” plus różne opowiadania poza tym lubię:)
Pino
Bo ja Cię zaraz kopnę jak słowo daję! Tyle mam do powiedzenia.
No.
Pokazuj się, pokazuj. Ja nie wiem czy ja jestem kulturalne towarzystwo, ale z pewnością jesteś oczekiwanym gościem.
Się zdenerwowałam.
Gretchen -- 16.11.2008 - 22:31Grzesiu
Ja to wybaczliwa jestem, także spokojnie, spokojnie.
:))
Gretchen -- 16.11.2008 - 22:32Gretchen
ja z tamtego miejsca mam tylko same dobre wspomnienia,
no i jedno z tylko kilku zdjęć z Paryża, może dlatego?
A tytuł mnie się niepodoba:)
prezes,traktor,redaktor
max -- 16.11.2008 - 22:39Max
Dobre wspomnienia rzecz bezcenna :)
A tytułowi można nadać nowatorską formułę: wszystko ma swój koniec nawet wąż zaskroniec .
Za dwa tygodnię jadę na wakacje. Na dwa tygodnie. Będzie materiał. Coś się napisze.
:)
Gretchen -- 16.11.2008 - 22:44Grzesiu,
dziękuję. Sporo to dla mnie znaczy, co napisałeś na początku.
Ach, Francja i Niemcy, odwieczna Hassliebe, a wszystko przez to, że Ludwik Pobożny miał zbyt wielu synów…
“Czarodziejską Górę” mogłabym, sądzę, w sporej części odtworzyć, gdyby wszystkie wydrukowane egzemplarze trafił szlag. Czytanie co jakiś czas tej Książki to dla mnie nałóg, niczym papierosy i herbata.
Ja już tego nawet nie czytam, raczej oglądam obrazki :) W sensie, obserwuję te osoby, Hansa, Kławdię, Settembriniego, Naphtę, i tak już znam ich wszystkich, jako te złe pieniążki.
“Śmierć w Wenecji” też jest magiczna (tfu, nie lubię tego słowa), kiedyś nosiłam w kieszeni kurtki takie właśnie kieszonkowe jej wydanie, aż grzbiet się przedarł całkiem.
“Buddenbrooków” przeczytałam raz (na rekolekcjach w domu formacyjnym, to było coś, naczynia myte bez użycia bieżącej wody, karaluchy machające odnóżami z cukierniczki, czad po prostu), dużo pamiętam, ale wracać nie chcę.
A “Doktora Faustusa” odłożyłam po dwóch stronach, niesamowite, że ten sam Tomasz napisał tak różne, w moim odbiorze, knigi.
Wenę to ja mam zawsze, tylko się trochę z nią ukrywam. Napisać mogę, ale to będzie sztajerek z Zamarstynowa. Chwatit? Jeśli tak, to dostarczę na środę.
viele Grusse
Gretchen,
a kopnij se.
Grunt, że za kołnierz nie chytasz.
:)
pururu
Pino
Daj Pani spokój. Przecież ja nawet kopnąć normalnie bym nie umiała.
Co nie znaczy, że jestem bezradną sierotką.
Ale to już jest poza naszym tematem.
:)
Gretchen -- 16.11.2008 - 22:49Gretchen,
no i się Serwer doigrał, dostał łubudubu od Adminów za zagadywanie ludzi po nocach i w ramach pokuty limit dzienny liter do napisania. Zaraz mi się skończy, więc tylko napiszę, że z dzisiejszego reportażu wybrałem sobie zwłaszcza:
To i To
Tymczasem Serwer życzy udanych wakacji
Maszyna TXT -- 16.11.2008 - 23:03Serwerze
To straszne! Okropne!
Co za jakaś normalnie niesprawiedliwość.
Chociaż właściwie przewidywałam, że tak się to skończy.
Serwer wrzuca takie popierdółki na górę, to Serwer ma za swoje teraz.
No luuuudzie.
A na wakacje to ja jadę dopiero za dwa tygodnie. No.
Limit liter. Phi!
Gretchen -- 16.11.2008 - 23:14Hmmm, oczekuje czwartej cześci
chyba nawet zacznę kolędować na ten cel :)
prezes,traktor,redaktor
max -- 16.11.2008 - 23:18Max
Interesujący pomysł :))
Czas skończyć wątek paryskiego łącznika .
Na deser mogą być piosenki.
I już.
:)
Gretchen -- 16.11.2008 - 23:26No a gdzie ta czwarta część?
Bo nie wiem, czy iść spać czy czekać na dobry tekst twój?
Bo w sumie dziś miałem taki dzień, że nic mnie nie cieszyło ni na TXT ni w realu, ale na twójh tekst czekam niecierpliwie:)
pzdr
grześ -- 17.11.2008 - 23:17Grzesiu
Czwarta część trylogii została odwołana. Będą jeszcze te piosenki. Może i dzisiaj nawet?
Sama nie wiem…
:)
Gretchen -- 17.11.2008 - 23:22Gretchen
czyżby cenzura wycięła, przedstawienie się nie odbedzie, aktorzy zastrajkowali, publika niedopisała?
:)
prezes,traktor,redaktor
max -- 17.11.2008 - 23:26Eeee,
jak to odwołana?
No nie bawię się tak, bo zaraz zacznę awanturę jak dziadek jacek, gdy Maurycy odwołał pogotowie i policję w urodziny Pana Włodka:)
No, pewnie nikt nie wie, o co mi chodzi, ale to nieważne.
pzdr
grześ -- 17.11.2008 - 23:31Maxie
Ty mnie nie prowokuj :)
No.
Gretchen -- 17.11.2008 - 23:38A ja 27 kwietnia
jadę do Paryża:)
Jak wszystko dobrze pójdzie.
Na całe 4 dni (nie licząc dojazdu i powrotu)
Kurde, już się nie mogę doczekać...
grześ -- 02.02.2012 - 12:40Grzesiu
Paryż to nudziarstwo. :)
Czekam na raport.
Gretchen -- 04.02.2012 - 13:53W Paryżu
się nudzi cudnie! W Orangerie chociażby…
jotesz -- 04.02.2012 - 14:11Ja tam się nie zamierzam nudzić,
tylko zwiedzać, łazić dużo, pic wino, robić zdjęcia i jeść same dobre rzeczy (np. ulubione masło autorki:), a nawet i żabę, a co)
:)
pzdr
grześ -- 04.02.2012 - 14:18Byłam i ja w Paryżu :)
Jadłam żaby, ślimaki i robiłam rzeczy godne Paryża :P
dorcia blee -- 04.02.2012 - 14:38Czego i Tobie życzę.
:D
No niby inteligentny człowiek nigdy się nie nudzi...
Masło, proszę bardzo, podają jako ser – wciąż pamiętam…
Gretchen -- 04.02.2012 - 14:46Wino czerwone – schłodzone.
Ukatrupione żaby – występują.
Łazić jest gdzie to i zdjęcia można.
Hi hi
Niedługo pozostanę jedynym człowiekiem, który nigdy nie był we Francji (ani w Anglii).
Ale w sumie też mam ambitne plany na maj, Hiszpania, a jeśli nie wyjdzie, to ta pierońska Anglia właśnie.
Ślimaki są pyszne.
Pino -- 04.02.2012 - 14:50Pino
Nie byłam w Anglii i póki co się nie wybieram, tak więc jeszcze ja zostałam :)
dorcia blee -- 04.02.2012 - 14:53Zgoda co do ślimaków.
Nie no, niech będzie
Muzeum Seksu warto odwiedzić.
Zdjęciowałam nawet, ale to taaakie nieprzyzwoite…
:)
Gretchen -- 04.02.2012 - 14:55Brak zgody co do ślimaków
Nie byłam w Anglii!
Gretchen -- 04.02.2012 - 14:55Gre,
to wrzuć te najbardziej przyzwoite:) albo najmniej, zobaczymy.
Ja wiem, że mam być w Disneylandzie, co do Muzeum Seksu to może byc problem, bo na wycieczce mają też być dzieci nauczycieli niektórych.
Co do slimaków, jadłem w Strasburgu, czekajcie, zaraz wrzucę:), a żaby jadłem w Sandomierzu w wietnamskiej knajpie (o, widzisz Pino, mogliśwa pójść, jak łaziliśmy po Sandomierzu, alem zapomniał)
A w Anglii też nie byłem, zresztą moje wojaże zagraniczne ubogie są: poza Niemcami, to tylko Francja przygraniczna (Strasburg), Ukraina, Słowacja i Włochy (Rzym).
I nic więcej.
grześ -- 04.02.2012 - 15:26A i Bazylea w Szwajcarii, ale to też prawie Niemcy:)
Ślimaki
I do kompletu
grześ walczący ze ślimakami:) w knajpie w Strasburgu:
grześ -- 04.02.2012 - 15:41A co do planów,
to ja mam w planach wycieczkę do Transylwanii, ale to raczej znając moje lenistwo i brak zdolności do organizowania czegokolwiek się nie powiedzie.
ale jakby co to zbieram ekipę:)
No a bardziej w sferze planów-marzeń, to pielgrzymka do Santiago de Compostela przez pół Hiszpanii, Meksyk, Skandynawię, Kanadę, karnawał w Rio, Indie, Alaskę, USA ze szczególnym uwzględnieniem NY, Arizony, teksasu, Nowego meksyku, Montany, Wyoming.
To na razie tyle:), a jak na złość wygranej w totka jak nie było, tak nie ma, a dziś nie zagrałem o 21 milionów, błąd.
grześ -- 04.02.2012 - 15:45Pino
“Niedługo pozostanę jedynym człowiekiem, który nigdy nie był we Francji”
Niekoniecznie, parę razy przejeżdżałam przez terytorium ale to się nie liczy. Szczególnie nocną porą i przy kiepskim oznaczeniu dróg.
Jeśli chodzi o ślimaki, przychylam się do zdania Gretchen. [Utrzymały się we mnie kilka sekund po przełknięciu, pardą.]
Do Paryżewa w ogóle mnie nie ciągnie. Bardziej w okolice Tuluzy (Katarzy i te sprawy :).
Magia -- 04.02.2012 - 15:47P.S. Dorciu,
“rzeczy godne Paryża” brzmi intrygujaco:)
P.S. Przepraszam za słowotok i natłok komentarzy, to się więcej razy pewnie powtórzy:)
grześ -- 04.02.2012 - 15:47P.P.S.
W ślimakach najlepsze były bagietki oraz masło (tak, Gretchen) pachnące czosnkiem i ziołami.
grześ -- 04.02.2012 - 16:02Ta zielona breja, którą widać na pierwszym zdjęciu.
Magia
Popieram, Carcassonne, Montaillou i tym podobne. A z drugiej strony mapy to Normandię chętnie bym. Tylko latem, do diabła, niech wreszcie przestanie być zimno.
Pino -- 04.02.2012 - 16:00Grigorij
całe moje blogerskie życie myślałam, żeś blondyn!
dorcia blee -- 04.02.2012 - 16:18Z tego wszystkiego
To ja wybieram bagietkę i masło czosnkowe, które jest jedyną przyswajalną dla mnie formą masła.
Ślimaki chrzęszczą!
Gretchen -- 04.02.2012 - 16:24Ślimaki dla mnie były gumowate
ale nie chrzęściły, ogólnie to za 6 ślimaków miniaturowych pamiętam zapłaciłem 7,20 euro (w sumie nie ja, bo Niemce fudnowali:)),a byłem po tym posiłku równie głodny, co przed:)
grześ -- 04.02.2012 - 16:27Dorciu,
nieuważnie mnie czytasz, bo już sie comingoutowałem nieraz:)
Na TXT tyż gdzieś moje zdjęcia można znaleźć, niestety.
grześ -- 04.02.2012 - 16:28Fakt. Dlatego biję się po łapkach:
a ti, ati, ati.
dorcia blee -- 04.02.2012 - 18:26Dorciu,
nie bij się za mocno:)
pzdr
I napisz coś więcej o tym, co w tym Paryżu warto i trza obaczyć/przeżyć.
grześ -- 04.02.2012 - 21:02W Paryżu byłam dawno, prawie 11 lat temu.
Latałam z przewodnikiem (książką) i oglądałam wszystko co kazali.
dorcia blee -- 04.02.2012 - 21:16Na wieżę Eiffla weszłam gdzieś do 2 piętra i zeszłam z obawy przed osraniem :)
Co trzeba przeżyć: koniecznie musisz połazić po Szanzelize po zapadnięciu zmroku. Tam jest całe życie Paryża.
Spróbować pieczonych kasztanów, żeby dzieciom opowiedzieć, że to zrobiłeś.
Przynajmniej postać pod Moulin Rouge.
I pojeździć metrem – fantastyczna infrastruktura.
I Odwiedzić FRED Chopin i Morrisona na Pere Lachaise.
Perlasze znaczy.
I nie wiem już co. Przypomnę sobie to napiszę
O rety, ależ Ci zazdroszczę....
:D
Przypomnij, przypomnij,
masz czas do końca kwietnia:)
A ja może w międzyczasie wyrychtuję przedparyską notkę, gdzie będę czekał na porady, co i jak robić w Paryżu:)
Szkoda, że Agawa już do nas nie zagląda, która jesli dobrze pamiętam, to z Francji pisała, może nawet z Paryża.
A na pieczone kasztany miałem ochotę w Strasburgu, ale było to zaraz po ślimakach, więc się bałem, czy nie wyjdzie z tego mieszanka piorunująca:)
a propos kasztanów, pamiętam, że szwestra jak była na stypendium we Francji, to jakąś marmoladę z kasztanów przywiozła (jakie to było obrzydliwe, blee (bez urazy))
grześ -- 04.02.2012 - 21:26Grzesiu
A na pieczone kasztany miałem ochotę w Strasburgu, ale było to zaraz po ślimakach, więc się bałem, czy nie wyjdzie z tego mieszanka piorunująca:))
Poza Placem Pigal się nie liczy.
To tak, jak oscypka chrupać na molo w Sopocie :)
Kasztany smakują jak słodkie kartofelki i są przereklamowane, jak wiele rzeczy w Pariżu :)
Bo i w Pariżu nie zrobią z owsa riżu :D
dorcia blee -- 04.02.2012 - 21:36