Rusz się Bruno


 

W odpowiedzi Rafałowi

http://tekstowisko.com/rafalb/58040.html

Mam takie poczucie, z którym sama czasem się spieram, ale jednak ono we mnie jest.

Mam takie poczucie, że odrobinę bardziej niż przeciętna kobieta, znam męską duszę. To zapewne jest efekt trzymania się bliżej chłopców w dzieciństwie, ale nie w taki sposób, żebym skakała z nimi po drzewach. Nie. Raczej w taki, że lubiłam ten dziwny świat. A oni lubili mnie.

Byłam niespecjalnie urodziwą dziewczynką, więc zapewne nie moja uroda była spoiwem tych relacji. Nawet więcej – z pewnością nie była.

Później, ze względu na mój zawód, pracowałam i pracuję w przytłaczającej większości z mężczyznami. A moja praca polega nie na jakimś ha ha hi hi tylko na sięganiu do kości, do krwi, do mięsa, do Ducha.

Mogę więc powiedzieć, że pomagam wielu mężczyznom odnaleźć coś co zgubili jakiś czas temu. Wiele lat temu

Niektórym, zbudować coś, czego nigdy nie dostali.

Oni to robią, ja towarzyszę.

Oni budują, szukają, gmerają w sobie. Kręcą się i wiercą. Boli, widzę jak boli.

Niewiele kobiet ma taką szansę – zobaczyć mężczyznę z tak bliska.

Nie raz, nie dwa, nie trzy. Setki razy.

Nie wszystkim tym mężczyznom się udaje, co to to nie. Niektórym tak.

Teraz, kiedy to piszę mam ich twarze przed oczami. To z czym weszli, to z czym wychodzą. Jak myślą, jakie mają odniesienie do świata.

Bruno z filmu, o którym piszesz, jest tylko lekko przerysowaną wersją przeciętnego mężczyzny. Bardziej jeszcze przerysowany jest Piotruś Pan.

To taka wizja wiecznie niedojrzałego chłopca.

Zabawa. Zabawa. Zabawa.

Ja. Ja. Ja.

Kiedy zdrapiesz to sreberko, to niewiele jest pod spodem. Czasami nie ma nic niemal.

Przesuwana granica pozornej autonomii. Pozornej, bo ona się zbyt często wiąże z beztroską, która jest uzasadniona do jakiegoś etapu, potem zaczyna być irytująca. Irytująca dla kobiety. Na przykład dla niej.

Skoro ktoś jest beztroski, to ktoś inny musi być bardziej zwarty, czujny, dojrzały. Oczywiście żaden mężczyzna, jakoś tam zdrowy na umyśle, nie sprzeda swojego dziecka, ale już zdecydowanie większa grupa przerzuci odpowiedzialność rodzicielską na mamę tych dzieci. Kluczowe słowo to odpowiedzialność.

Jeszcze większa grupa będzie pod pozorem idiotycznie pojmowanej męskości robić to, co uważa za stosowne nie oglądając się na nikogo.

To się nie bierze z głupoty. To się nie bierze ze złej woli. To ma swoje źródło w bezkresnym braku.

W chaosie.

W sprzecznych sygnałach.

W szamotaninie.

W nieumiejętności odnalezienia punktu odniesienia.

Bycie mężczyzną trywializuje się do umiejętności zarobienia pieniędzy, albo nakładzenia kogoś po ryju. Albo do dbania o cielesność, albo do jeszcze wielu idiotycznych kwestii.

Mężczyźni coraz rzadziej zadają sobie pytanie kim jestem? Częściej przeglądają się jak w lustrze, w innych mężczyznach, albo szukają potwierdzenia u kobiet.

Jeśli przemnożyć to przez pokolenia to mamy całkiem ładną i miałką grupę chłopców, którzy są pogubieni.

Potrafią zarobić, a jak ktoś ich z równowagi wyprowadzi to nakłaść, po czym nakłaść trzeba. Potrafią się rozwrzeszczeć. Potrafią być buńczuczni, głośni, zapalczywi. Tak widzą męskość.

Inni są jełopowaci, ulegli nadmiernie, siedzą cicho to ich nie ruszą.

Wszystko to razem tworzy dość przygnębiający obraz.

“Rozejrzyjcie się – co widzicie? Co obserwujecie w życiu mężczyzn, z którymi pracujecie, obok których mieszkacie, z którymi chodzicie do kościoła? Czy są pełni żarliwej wolności? Czy walczą dzielnie? Czy ich kobiety są głęboko wdzięczne za to, w jaki sposób kochają je ich mężczyźni? Czy ich dzieci promienieją z podziwu? Ta wizja mogłaby wzbudzić śmiech, gdyby nie była tak tragiczna. Mężczyźni leżą bez ducha. Po całej okolicy, na prawo i lewo, walają się okaleczone życia mężczyzn (i kobiet), których dusze poległy od odniesionych ran. [...] Oni stracili serce. Inni żyją, ale są poważnie ranni. Próbują się czołgać, lecz przeżywają trudne chwile, składając swe życie do kupy, i wciąż otrzymują kolejne ciosy. Znamy też i takich, którzy są jeńcami, wiedną w więzieniach rozpaczy, uzależnienia, bezczynności czy nudy. To miejsce wygląda jak pobojowisko, jak plaża Omaha duszy.”

/ John Eldredge “Dzikie serce, tęsknoty męskiej duszy/

Mężczyźni przestali szukać siebie, odpowiedzi na najważniejsze pytania. Rozmieniają się i rozmiękczają chowając za uroczym uśmiechem niedojrzałego chłopca. O ile Bóg obdarzył ich uroczym uśmiechem.

Wobec wszechpanującego chaosu bardzo łatwo się zgubić. Za łatwo.

Natomiast zbyt trudno się odnaleźć. Mężczyźni pytają kobiety jacy mają być.

Pytają kobiety.

Kto słyszał o męskich obrzędach inicjacyjnych, o których decydowałyby kobiety?

Dzisiaj obrzędem inicjacyjnym jest wypicie wódki i przelecenie panienki na imprezie, może być do tego jakiś stuff. Potem się już toczy.

Nie ma wojowników, są barbarzyńcy. Chłopcy obdarzeni wyglądem mężczyzny. O ile Bóg był na tyle dobrotliwy, by chłopca wyglądem mężczyzny obdarzyć.

“Barbarzyńca wyrządza wielkie szkody duszy, przyrodzie i gatunkowi ludzkiemu; można by powiedzieć, że choć barbarzyńca jest ranny, woli nie badać swoich ran.
Dzikus, który zbadał swoje rany, przypomina raczej kapłana Zen, szamana czy trapera niż barbarzyńcę.”

/ Robert Bly “Żelazny Jan”/

I na koniec znowu Eldredge:

“Mężczyzna potrzebuje walki, którą mógłby stoczyć; dla wojownika, który w nim drzemie, potrzebuje miejsca, by go ożywić, zahartować, zaprawić w boju. Jeśli Bly ma rację (a ja uważam, że tak), że wczesna śmierć wojownika w mężczyźnie nie pozwala dorosnąć tkwiącemu w nim chłopcu , wtedy sprawdza się też coś przeciwnego – jeśli potrafimy rozbudzić tę gwałtowność w mężczyźnie, związać_ ją z jakimś wyższym celem, uwolnić wewnętrznego wojownika, wtedy chłopiec może dorosnąć i stać się prawdziwym mężczyzną.”

Szczęśliwie jeszcze są mężczyźni poszukujący wojownika w sobie. Są tacy, którzy znajdują. Wymykają się prostym opisom. Są mocni, prawdziwi, niezłomni.

O takim mężczyźnie kobieta powie, że jest jego. I nie będzie się czuć zniewolona, podległa, zamknięta.

Taki mężczyzna potrzebuje odnaleźć kobietę...

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

hmm

No.
Odpowiedź mocna…

Ale świat ludzi, to nie tylko świat kobiet i mężczyzn.
Dlatego wolę ludzi po ludzku oceniać, czy tam opisywać.
Bez zaglądania w płciowość.
Jak się da oczywiście ;-)

pozdrowienia

PS – Choć to ciekawe dla mężczyzny jakim on jest dla kobiety. Chłopcem-barbarzyńcą, czy wojownikiem dojrzałym?

PS2 – no i jeszcze przydałoby się opisać w podobnym tonie kobiety. To by sprawę zamykało dosyć zgrabnie. I dało ogląd całości płci :-)


No cóż...

Miałem takie chwile w życiu, że zacząłem się pytać sam siebie i innych naokoło kim jestem i jak mam postępować. Dlaczego nie czuję, że jestem na swoim miejscu i dlaczego inni tego nie czują? Bly i Eldredge wpadli mi gdzieś po drodze w ręce. I pokazali inna perspektywę bycia mężczyzną.

Najważniejsi jednak byli inni mężczyźni. Spotkałem takich, co mi pomogli. A książki przyszły później. No oczywiście musiałem większość tego o czym piszą przeżyć na własnej skórze, żeby zrozumieć o czym piszą.
Tak, miałem inicjację. Poszedłem do ciemnego lasu nie wiedząc czy wrócę i do kogo wrócę. Miałem to szczęście – bo to ogromne szczęście dla mężczyzny.

Dla mnie bycie mężczyzną to podejmowanie decyzji w zgodzie z faktami, jakie przynosi mi moje własne życie. I odwaga w przyjmowaniu konsekwencji tych decyzji. I jeszcze zgoda, że wśród tych konsekwencji są takie, których nie mogę przewidzieć, bo nie zależą ode mnie.
Do tego dochodzi wiara w Boga, ale to sprawa bardzo indywidualna (choć ja uważam, że kluczowa dla całej męskiej epopei).
To wszystko rodzi poczucie spokoju i poczucie, że jest się “na miejscu”. Nie mogę tego inaczej wyrazić, ale czułem to wiele razy w trudnych chwilach.

Bruno też przeżył swoją inicjację, swoją walkę. Nie musiał postępować tak jak postąpił. Mógł dalej uciekać i przepaść gdzieś po drodze. Zatrzymał się, w zgodzie z faktami podjął decyzję i przyjął jej konsekwencję. Być może, po raz pierwszy poczuł się “na miejscu”.

Stoczył walkę i wygrał ją.
Tego potrzeba każdemu mężczyźnie.

Pozdr


Gretchen,

tak, owszem, niewykluczone.

Choć co ja się będę wypowiadać, skoro mam jakoby schizofrenię (albo i co inne – wersje zmieniają się co chwila)?

Ja się tylko zawsze chciałam śmiać i cieszyć, jak każde chyba dziecko.

Mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa.

Znudziło mi się krzyczeć: ruszaj się Bruno, idziemy na piwo…

Robiłam to, w tej czy innej formie, całe życie.

Dostałam w podzięce agresję, chore układy wewnętrzne, pogardę, a przede wszystkim – niesamowitą ilość konceptualnych koncepcji.

Powiedz mi, jako ta osoba z wykształceniem kierunkowym oraz bogatą praktyką: czy nawet tych tam schizoli ktokolwiek leczy emocjonalnym wpierdolem?

No, ich to może i tak, skoro głaskanie po główce nic nie daje… ale mnie nikt nigdy nie głaskał, laboga!

“Co za rozpacz mię przenika,
Ja za syna mam pyknika!
Czemuś nie jest cienki w pasie,
Ty ohydny mój grubasie?”

Basta, koniec, stop.

Ostatni akt tej farsy rozegra się w Służbie publicznej.

pozdrawiam Cię, prosząc o niewielkie pururu w mej intencji


Gretchen

Trudno dyskutować z osobą mającą tak olbrzymie doświadczenie zawodowe jak Ty. Choć z drugiej strony – to pewnie jest tak trochę jak z moim kumplem zajmującym sie monitoringiem i windykacją złych należności w Banku: dla niego każdy Kredytobiorca to potencjalny wyłudzacz. Przesadzam oczywiście, bo jest kwestią indywidualną utrzymanie właściwych proporcji, ale co by nie mówić: masz do czynienia jednak ponadnormatywnie z ta gruopą chłopców/kijanek.
No ale mogę się mylić – po prostu tak wynika z mojego doświadczenia znajomości z osobami zajmującymi sie terapiami.
Może być też tak, że poprawiam sobie humor: “no nie może być tak źle z nami facetami jak pisze Gretchen”.

Kończac tą przydługa dygresję – pewnie, rzeczywistość jest pełna opisywanych przez Ciebie gości. Ale w mojej ocenie – stanowią mniejszość. Ale może dobrze się ukrywają?
Nie fetyszyzowałbym tego zarabiania pieniędzy i walenia po ryju jako miejsca skumulowania odbioru “męskości”. Niezależność finansowa jest czymś naturalnym i logicznym dla faceta, podobnie jak to, że dopuszczamy (!) siłowe rozwiązanie konfliktu z jakimś szmaciarzem. To nie jest esencja męskości, tylko jeden z setek elementów bycia facetem.

Natomiast zastanawia mnie ten “wojownik”. Walki , które musze stoczyć, pola bitwy, inicjacje wojownicze. No tego nie trybię w ogóle. O co chodzi z tym “wojownikiem”?
Nie potrafię tego powiażać z byciem prawdziwym, silnym, niezłomnym, twardym. Co do tego ma walka i wojowniczość? Z czym i kim walczyć? Po co?
No nie łapię o czym pisze ten Eldredge…

Pozdrawiam sylwestrowo.


Wtrącę się, Griszeq, jeśli mogę ;)

Ja tą bitwę rozumiem tak:

Mam kumpla, od wielu lat, bardzo dobrego, wypróbowanego.
Zdarzyło się, że jakieś 10 lat temu jego młoda żona, którą kochał bardzo zaczęła go zdradzać z jakimś kolesiem. Po prostu dziewczyna przestała kontrolować swoje postępowanie, zupełnie się rozpłynęła, była na chaju (wiem, bo ją widywałem wtedy). Mój kumpel przeprowadził z nią rozmowę, opowiedział mu, że kogoś poznała, że to poważne i takie tam rzeczy, które się mówi w takich sytuacjach.

A on zaczął ją otaczać opieką, że się pogubiła, że jest zupełnie zauroczona, i że to minie, bo przecież to co ich łączy jest silniejsze niż śmierć. Wmówił sobie, że czas uleczy rany i wyprostuje ścieżki.
Ona nie potrafiła się wyprowadzić. Zrywała ze swoim kochankiem. Później do niego wracała. Mój kumpel cierpiał, ale dawał jej kolejną szansę.

Trwało to ok. 3 lat. Ona była cały czas zakręcona jak słoik. Przegadaliśmy z kumplem wiele wieczorów. Często miałem wrażenie, że ktoś (żona) walił go bejsbolem w łeb a on wstawał i ustępował mu miejsca. I jeszcze przepraszał. Powiedziałem mu to. Nie zrozumiał. Tłumaczył, że musi być mężczyzną i być silniejszy, mądrzejszy i wytrwalszy. A tak naprawdę bał się zachować jak prawdziwy mężczyzna. Bał się konsekwencji, nad którymi nie miał władzy.

Pewnego dnia jego żona powiedziała, że się wreszcie wyprowadza do kochanka. Ale, że rzeczy to jeszcze w szafach zostawi. Może zabierze za 2-3 tygodnie, a może za miesiąc.
Dotarło do niego, że ktoś traktuje go jak szmatę. Poczuł to i już nie chciał być tak traktowany. Stanął do walki, której koniec był nieznany.
Wyrzucił w jednej sekundzie wszystkie jej rzeczy z szafy. Co do jednej. Powiedział – jeśli chcesz to zabierz je teraz, bo za godzinę wylądują na śmietniku. Zdębiała. Zabrała wszystko w jednej chwili.

Nie, nie przestał jej kochać. On zaczął kochać siebie, przez co jego miłość do niej zmieniła się na lepszą, pełniejszą, prawdziwszą. On oczywiście nie mógł tego przewidzieć, ale wziął na siebie wszystkie konsekwencje swojego postępowania.

Jego bitwa to było uznanie, że jest rogaczem i wyciągnięcie z tego konsekwencji – życie samemu, bez żony, która już dawno odeszła. Zmienił się jego stosunek do niej i do świata.

Po roku okazało się, że ona sięgnęła dna. Spotkali się. Zaczęli żyć na nowo razem. Są razem. Stają się małżeństwem. On się staje mężczyzną i mężem, ona staje się kobietą i żoną.

Wygrał bitwę, ale wojna trwa…


Panie Rafale,

uśmiecham się do Pana


Czy Pino Droga...

skończy z tym “panem” wreszcie!

I ja się uśmiecham dyskretnie, pod wąsem (dolepionym, bo nie noszę).

Pozdr


Rafale

Zycie pisze scenariusze ciekawsze niż jakiekolwiek książki. Opowieść mocna, podoba mi sie bardziej niż o Bruno – bo bliższa życiu. Kluczowe w niej dla mnie, to umiejętność pokochania samego siebie. Zrozumienia, że jeśli dajesz się traktować jak szmata, to w konsekwencji szmaciarstwo masz do zaoferowania. Z drugiej strony – z mojego doswiadczenia wynika, że dla miłości kobiety, meżczyzna jest w stanie upodlić się w sposób przekraczający wszelkie normy dotyczące innych sytuacji. Miłosć to pierwsze co mi przychodzi do głowy, z czym przegrywa męska duma. Albo raczej – z czym przegra, jesli dojdzie do ewentualnej konfrontacji.

Zasadniczo jednak Ty mi przedstawiłeś bitwę – ja się natomiast pytam, co jeśli tak Ci się życie ułoży, że takich bitew nie bedziesz musiał staczać? Co jeśli tym całym bitewnym wojownikiem nie będziesz musiał być? Czy to znaczy, że szans na stanie się mężczyzną nie masz? Czy konieczne jest szukanie pól walki, by koniecznie się sprawdzać? Nie piszę o unikaniu walki – tylko o nie trafianiu na pole bitew.

Pzdr.


Okay,

sorry. To był wyraz szacunku, nie dystansu.

Chodziłam całe niemal życie do prywatnych szkół, gdzie niemal obowiązkowe było mówienie do nauczycieli per Karolina czy Filip.

Wiesz, jak odetchnęłam na UJocie, z jaką przyjemnością zwracam się: pani profesor, panie doktorze? I każdy ze studentów to też jest pan lub pani, nieważne, głupi, idiota, leser czy coś jeszcze.

Pozdro Rafale :)

Pino


Jacku

Tak, świat ludzi to nie tylko świat kobiet i mężczyzn, ale również tak.

Z tego również bierze się tyle odcieni, tyle ciekawych spraw, tyle zagadadek…

Szkoda by było tak całkiem to pominąć.

Rafał napisał o stawaniu się mężczyzną i ja o tym napisałam.

O kobietach też można, czemu nie.

Skąd te trzy ktopki na końcu tekstu?

Wtedy mielibyśmy coś na kształt wstępnego opisu całości :)


Rafał

Powiem krótko.

Chylę czoła.

No nie mówiłam, że są tacy, nie mówiłam?


Pino

To ja chyba napiszę wkrótce coś o kobietach, kurde…

Nikogo nie da się leczyć, ale co tam leczyć! Nikomu się nie pomoże, z nikim nic się nie zbuduje emocjonalnym wpierdolem .

Jeśli wersje się zmieniają to trzymaj się swojej. Cholera żesz.

Moje pururu do Ciebie jest nieustające.


Griszq

Właśnie w tym wojowniku jest zasadnicza treść tego, o co mi chodzi.

W tym odróżnieniu go od barbarzyńcy.

To prawda, że zawodowo mam do czynienia z zachwianymi proporcjami, ale moja praca jest dla mnie pretekstem dla przyglądania się ludziom w ogóle. Albo przyglądanie się ludziom stało się pretekstem do takiej pracy.

I ciekawość. Przede wszystkim ciekawość.

Żeby złapać o czym mówi Eldredge trzeba przeczytać całą książkę. Co ciekawe on jest katolikiem, książka wydana jest przez Wydawnictwo w Drodze.

Ja zacytowałam tylko jeden z ważniejszych dla mnie fragmentów.

Drugi najważniejszy jest o tym, że Jezus też był mężczyzną. I nie dlatego mówił o nadstawianiu drugiego policzka, że nie umiałby szczelić , ale dlatego że świadomie z tego rezygnował.

Nie można nadstawić policzka, którego się nie ma , tak o tym pisze, czym mam nadzieję dodatkowo Ci skomplikowałam :))

Pozdrawiam radośnie.


Rafał

Dobrze, że pierwsze zdanie mojego tekstu brzmi w odpowiedzi a nie polemicznie .

Kompletnie nie mam się o co z Tobą spierać.

Znam taką historię, ale odwrotnie (jeśli chodzi o płeć) role były rozłożone. Sytuacja trwała dość długo. Pamiętam, że powiedziałam tej kobiecie ty też możesz wybrać, ty też decydujesz.

I zdecydowała. Fruwająco, że się tak wyrażę.

:)


Gretchen

myślę sobie, ale pewnie w nocy coś mnie większego napadnie w temacie:)

prezes,traktor,redaktor


SP Gretchen

Cholera żesz – prawdziwie

Pozdrawiam serdecznie :)


Max

Skąd ja to znam, z tą nocą...

Poczekam, nigdzie mi się nie spieszy :))


Panie Marku

Ale się cieszę, cholera żesz.

Pozdrawiam jeszcze serdeczniej.

:)


Gretchen,

dziękuję Ci, osobo, której nawet nigdy na oczy nie widziałam.

Udzieliłaś mi niniejszym służbowego ego te absolvo.

Pan Czczajnik zostanie z nim wkrótce na siłę zapoznany.

Ciekawe, czy wreszcie skłoni wiecznie parujący dzióbek – z szacunku dla dorobku?

Uff, no naprawdę, co ja tu kurna muszę...

Gra mi teraz Jimi Hendrix – Freedom, ma się rozumieć.

A Tobie zaraz ja zagram, na skrzypeczkach, w poście nowym…


To czysty hiphop, co będzie trwał wiecznie

Pino MC, otwieram dziś czarną paradę

Spaloną pall mallem zlaną Zlatym Hradem

Znajoma Orkiestra pierdolnie do wtóru

W purpurze na rurze niech zabrzmi pururu

Na gitarach na garach na marach przy trupie

W barach przy kotarach chyba także w dupie

W Irlandii wciąż pada Lennon wciąż nie żyje

Trup się nie rozkłada daje dziarsko w szyję

Grabarza to obraża więc bramy wyważa

Zaskakując tym mocno obronę Zbaraża

Już nadleciała skądś butelka wraża

Trafiony nią klient brzydko się wyraża

Po dachach w garażach ten rytm się powtarza

Spadają kury z grzędy pijemy za błędy

Stracone okazje przegrane prebendy

Chlejemy małmazję zlatują się mendy

Stawiamy kołnierze odpalamy skręty

Przygodni żołnierze donoszą donice

A ziele na kraterze zaciera różnicę

Naszymi są Londyn, Paryż, Kopenhaga

Węglowa Wólka, Uznam i Malaga

Czysta blaga i forma spotworniała nagle

Odpływamy do Peru nikną białe żagle

Znajdziemy lwy komary może wielki wóz

Na nim uciekniemy kradnąc stado kóz

Czarna parada przeszła zwija transparenty

Tłuczemy szkło ostatnie dogaszamy skręty

Zbieramy instrumenty żegnamy grabarzy

Trupa podrzucamy chyłkiem miejskiej plaży

Już świt na placu trwa człowiek z marmuru

To najcichszy akord ostatnie pururu

wrzesień 2008


Pino!

Reszta jest milczeniem…

Kopara opada z łoskotem. Kurtyna


Pino

Byle nie na siłę, bo nikt nic nie usłyszy.

Wiesz, cała para w gwizdek czy coś...


Griszeq

hgrisza

Zycie pisze scenariusze ciekawsze niż jakiekolwiek książki. Opowieść mocna, podoba mi sie bardziej niż o Bruno – bo bliższa życiu. Kluczowe w niej dla mnie, to umiejętność pokochania samego siebie. Zrozumienia, że jeśli dajesz się traktować jak szmata, to w konsekwencji szmaciarstwo masz do zaoferowania. Z drugiej strony – z mojego doswiadczenia wynika, że dla miłości kobiety, meżczyzna jest w stanie upodlić się w sposób przekraczający wszelkie normy dotyczące innych sytuacji. Miłosć to pierwsze co mi przychodzi do głowy, z czym przegrywa męska duma. Albo raczej – z czym przegra, jesli dojdzie do ewentualnej konfrontacji.

Ale ja nie nazywam tego nigdy miłością. Dla mnie to nie jest miłość.

Zasadniczo jednak Ty mi przedstawiłeś bitwę – ja się natomiast pytam, co jeśli tak Ci się życie ułoży, że takich bitew nie bedziesz musiał staczać? Co jeśli tym całym bitewnym wojownikiem nie będziesz musiał być?

Wiesz, ja w to nie wierzę. Każdy ma do stoczenia jakieś bitwy przez całe długie życie. Najczęściej ich nie zauważamy lub nie chcemy zauważać, bo tak wygodniej. Ale okazji każdemu nie brakuje. Tak myślę, bo dla każdego taka bitwa to coś innego. Dla mojego kumpla to było stanięcie w prawdzie o swojej sytuacji w związku. Dla kogoś może to być relacja z matką, z ojcem, z bratem, z synem. Ale chyba zawsze jakaś relacja.

Czy to znaczy, że szans na stanie się mężczyzną nie masz? Czy konieczne jest szukanie pól walki, by koniecznie się sprawdzać? Nie piszę o unikaniu walki – tylko o nie trafianiu na pole bitew.

O właśnie! Nie trafienie na pole bitwy. To jest dobre określenie.
Pzdr.

Pozdrawiam serdecznie


Gretchen,

wszyscy jakoś słyszą, chwalmy Pana, tylko ta para nienasycona zatyka uszy i wrzeszczy, albo się barykadą otacza nieudolnie… :)

Dowcip polega na tym, że cała moja agresja i porąbanie ogólne to jest tylko otoczka, bez której bym zwyczajnie nie przeżyła.

Tak naprawdę, o zgrozo, to ja nudna jestem, lubię się napić herbaty, zapalić, pogadać z przyjaciółmi…

pozdrawiam nudno, usypiająco wręcz


Nie da się

przeżyć życia bez stoczenia co najmniej kilku walk. One mogą dotyczyć innych ludzi, ale mogą i najczęściej są walkami ze sobą.

Nie wiem w sumie czy słowo walka oddaje to. o co chodzi wystarczająco adekwatnie…

Jedne walki będą inicjacją.

Inne będą zmaganiem pomiędzy łatwizną, a trudnością.

Między zostaniem na polu bitwy , a dobrze zorganizowaną ucieczką.

Między ciągłym poszukiwaniem, a uznaniem że sprawy i tak idą swoim torem.

Między siłą, a słabością.

...


Pino

Jakoś wyobraź sobie, tego akurat się domyśliłam.

Co do tej nudnowatości może bym tylko szepnęła, że tak Cię nie postrzegam, ale bo to ja Ciebie widziałam?

Tak samo jak Ty mnie.

:)


Gretchen,

po to masz, kurna, lata pracy w terenie, żeby się domyślać tego i owego, czyż nie? ;)

Jeśli tak jest zapisane w górze, to się kiedyś zobaczymy, moim zdaniem.

pozdrawiam

Kubuś Fatalista


Pino

Otóż to.

Góra ma swoje sprawy ważne różne, może mieć też jakiś chitry plan. Bo Góra ma też chitre plany.

O dużym poczuciu humoru nie wspomnę.

Męska część txt chyba się fryzuje na bale, bo ucichli jakoś.

:))


Spoko, spoko

Nasłuchuję i milcząco towarzyszę.

Tym bardziej, że na bal to ja wyprawiam dzisiaj przedszkolaków a sam z lepszą połową urządzamy bal w domu :0

Pozdr


Rafał

To ja mam tak, że moi znajomi swoich przedszkolaków nie wyprowadzają na bal, więc ja dowlokę się do nich.

Jak mnie zmęczą dorośli to się ukryję u dzieci :)

A Ty nie w milczeniu, bo to nie jest sesja medytacyjna tylko straszliwa dyskusja.

No.


No tak,

“- Rychłoż my dwie się zejdziem znów? – Myślę, że dam radę w przyszły wtorek.”

Osobiście uszykowałam się już wczoraj, teraz to tylko za godzinę hop, do mamy na konsultację, potem do Zuzanny po przebranie kobiece, taksówki zamówiłam wczoraj, nie bacząc na rychły krach systemu korporacji.

Kobiety logistykę to mają we krwi, wbrew pozorom trudniej ogarnąć porządek w jaskini, niż uganiać się z wrzaskiem po lesie za mamutem :P

pozdrawiam uśmiechnięta


Pino

Są rzeczy proste, jak cepa budowa. Niewiele wymagające. Żeby nie powiedzieć, ot zaraz za rogiem się znajdujące.

Porządek w jaskini rzecz trudna jak sto… no mniejsza, a wrzeszczeć na terenach zalesionych to każden jeden potrafi.

Nie każden do tego skutecznie.

pururu Pino


Czas na dyskusje nie ten

Cieszę się, że Koleżanki w dobrych humorach zastałem.
U mnie mamut już leży w ćwiartkach i połówkach, ups.
Jaskinia ogarnięta z lekka, choć przedszkolaki mają ostry raizefiber.

A co do kobiecej logistyki?
Mam zdanie nieco odmienne…
Chyba że mówimy o logistyce inaczej…

;)


Rafale,

e tam, bez schematów proszę :)

Osobiście wszelkie akcesoria typu lampa stojąca kupuję w dziesięć minut, na zasadzie – o, ta jest ładna i niedroga, no to czik, a idea, że miałabym stać przed szafą i jęczeć, że nie mam co na siebie włożyć, jest mi sprzeczna.

pozdrawiam odmiennie


Ok, ok

Ja tylko tak zaczepnie, żeby podgrzać atmosferę przedsylwestrową ;)

Rozumiem, że koleżanka już odziana, umalowana, na bóstwo zrobiona jednym słowem.
A dzieki temu może teraz ze spokojem na blogu jeszcze posiedzieć?

Pozdrawiam już odliczając


Rafale,

zgadza się, pi razy oko.

pozdrawiam w dołkach startowych


Rafał,

a ja odliczam wstecz. Do jednego sylwestra na Bystrem, w Zakopanem.
15.706 dni mi wyszło.


Merlocie

To będzie…

????

Tak koło 43 zim temu?
Czyżby urodziny?
;)

Pozdr


Ja wiem

ale nie pisnę słówkiem.

Chyba zacznę chlipać. Jak to kobieta.


Pierwsza randka?

Czy cóś?


Czy cóś...?

Nic ode mnie się nie wydostanie.

Nic.

Nic.


No i masz...

Dostałeś na zachętę zagadkę i teraz cierp człowieku cierp w swojej ciekawości (już jej nie okraszę przymiotnikiem żadnym, obiegowym).

;););)

Pozdrawiam odliczając wprzódy


Gretchen

Przypomniał mi się jeden człowiek którego znam, nawet troszkę

żona go zdradziła, on był klasycznym kapciowym w owym czasie,

ale zawalczył, w sumie nie wiem czy o miłosć ale na pewno rodzinka jego podtrzymywała go w tej nadziei że wygra walkę,

udało mu się,

po latach z tej jego walki zostało przypominanie żonie że go zdradziła i wymuszanie bliskości , ona w ciągłym poczuciu winy,

i drugi człowiek, zona podobna sprawa, ten zawalczył wprost o to aby dzieciom krzywda się nie stała, choc juz sie podcinał,

zmilczał w sumie całą sytuacje, bo zdradzała go z prominentem,

teraz po latach jakoś tam funkcjonują ale cena była straszna, alkohol choc nie do przesady (nigdy po za kółko i do pracy)

i teraz,

czy pasują do opisów?

nie wiem, wiem tyle że walkę swoją jeden z nich przezył wcześniej, jak opiekował się rodzeństwem swoim (rodzice zachorowali)

bo to taki rodzinny facet i chyba rodzina (nie licząc zony rzecz jasna) była dla n iego celem, tak to wygląda, chociaz prawda że i ucieczką...

Sam nie wiem

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Max, jeśli mogę...

po latach z tej jego walki zostało przypominanie żonie że go zdradziła i wymuszanie bliskości , ona w ciągłym poczuciu winy

U mojego kumpla “walka” czy “bitwa” nie polegała na tym, że on walczył o rodzinę. Dopóki sie tego kurczowo trzymał, dopóki nie dawał wolności sobie i żonie do odejścia nic z tego nie wychodziło.
Jego “bitwa” to było wypuszczenie z rąk sznurków za które pociągał a które go krępowały. W jednej chwili wszystko stracił, bo żona rzeczywiście odeszła. Ale zyskał jakąś wewnętrzną siłę, że może żyć z szacunkiem do siebie i do innych przez to

To, że oni się później zeszli było jednym z możliwych scenariuszy. Mogli się nie zejść wcale. A jego “bitwa” to było odważne stanięcie i powiedzenie najpierw sobie a później innym: wiem, że tak może być, godzę się na to, bo dłużej już nie mogę żyć tak jak dotychczas.

Ale się zeszli. I każde z nich dokładnie pamięta dlaczego to zrobiło. A zrobili to w pierwszej kolejności dla siebie samych, nie dla drugiego. Kumpel stanął i powiedział: CHCĘ z Tobą być, mimo wszystko, co Ty na to? I też nie wiedział jaka będzie odpowiedź (kolejna “bitwa”). A ona też CHCIAŁA. I dopiero wyszli od tych dwóch odrębnych swoich stanowisk i stworzyli coś razem. Na zupełnie nowych zasadach, bez kontynuacji. Trochę tak jakby się na nowo narodzili.

I uwierz to było widać. Widziałem to.


Rafale, Gretchen

Zacytuję kawałek tekstu (cytat z Eldredge):

“Mężczyzna potrzebuje walki, którą mógłby stoczyć; dla wojownika, który w nim drzemie, potrzebuje miejsca, by go ożywić, zahartować, zaprawić w boju. Jeśli Bly ma rację (a ja uważam, że tak), że wczesna śmierć wojownika w mężczyźnie nie pozwala dorosnąć tkwiącemu w nim chłopcu , wtedy sprawdza się też coś przeciwnego – jeśli potrafimy rozbudzić tę gwałtowność w mężczyźnie, związać_ ją z jakimś wyższym celem, uwolnić wewnętrznego wojownika, wtedy chłopiec może dorosnąć i stać się prawdziwym mężczyzną.”

Oczywiście – jak mówisz Gretchen – bez przeczytania całej książki trudno wypowiadać się na temat tego, “co autor mógł mieć na myśli”... Ale mnie gryzie właśnie ten fragment, gdyż dość jednoznacznie wskazuje, że facet jest wręcz “przymuszony” do odbycia walki, by sie “ożywić” czy “zahartować”. Jeśli w toku boju “uwolni wewnętrznego wojownika”, to może dorosnąc i stać sie PRAWDZIWYM MEŻCZYZNĄ. Czytam to wprost – jeśli na pole walki nie trafi, nie znajdzie miejsca do “zaprawiania sie w boju”, to nici z dorastania. Nie moge się z tym zgodzić. Nijak takie twierdzenie nie przystaje do rzeczywistości z którą mam do czynienia. Nie zgadzam się z twierdzeniem, że życie gotuje nam niezliczoną ilość pól bitewnych, gdzie możemy sie sprawdzić, albo stchórzyć (niezauważyć ich, bo tak wygodniej). Wręcz przeciwnie – sytuacje, jak ta opisana przez Rafała, są mocne, nieczęste i w zasadzie – dość ekstremalne. Rozumiem to tak – znajomy Rafała faktycznie przeszedł chrzest ognia i nie zamierzam mu prawa do posiadania tego znamienia odbierać. Ale to nie jest jednak przypadek typowy.

Ale może być też i tak, ze słowa: “walka”, “bitwa” i cała ta reszta, to dla mnie dość mocne słowa. Parafrazując:

“... towarzyszące konieczności dokonania wyboru napięcie paraliżowało Stefana. Przez głowę przelatywały mu wszystkie sytuacje, w których zaufał intuicji czy doświadczeniu i które okazały się w ostateczności klęską i upokorzeniem. Poczuł, jak zimny pot zrasza mu czoło, a dłonie zaczynają drżeć. Coś w nim w środku przeraźliwie krzyczało, aby się wycofał, aby nie przyjmował na barki tego cieżaru, który złamie go jak słomkę, zmiażdży i powali. Lekkie uczucie mdłości i fizyczny ból mieśni, które napięte do granic zaczynały łapać skurcze, dawały Stefanowi do zrozumienia, że znajduje się na granicy paniki. Sytuacja bezsprzecznie go przerastała i im dłużej o tym myślał, tym gorzej oceniał swoje szanse na dokonanie właściwego wyboru. Wiedział, że nie stać go na obydwie opcje. Nie, to nie było żadne rozwiązanie. Wybór przez losowanie? A może na chybił – trafił? Nie, tak nisko Stefan jeszcze nie upadł. Miał swoją godność. Jeśli przegrać, to choćby z namiastką honoru. Nie każda przegrana batalia jest końcem wojny. Przed nim jeszcze milion bitew. Tym razem został pokonany, ale jak zawsze – nie zniszczony. Stafan poczuł ogarniającą go falę wzruszenia. Zadrżał podbródek, zaszkliły się oczy. Zrobił krok w tył. Potem kolejny. Przez mgłę łez, ale i dumą spojrzał na półkę w supermarkecie, gdzie obok siebie stały dwie sałatki śledziowe – z papryka i z ogórkiem. “Ja tu jeszcze wrócę” syknął przez zaciśnięte zęby. Wycołał się, ale w tym odwrocie nie było paniki. “Jestem niczym Syzyf” – pomyśłał z nostalgią. Tym razem kamień wysliznął mu się znowu, ale Stefan wiedział, że wróci do podnóża góry i zmierzy się z nim kolejny raz. Ta myśl wypełniała go niczym ryk lwa….”

Zycie to nie ciąg wojen i walk. Jasne – można tak trafić, dokonywane przez nas i naszych bliskich (choć w zasadzie – także obcych) wybory moga doprowadzić do sytuacji, gdy przydzie nam się zmierzyć z sytuacją nijako “sprawdzającą nasze męstwo”, choć ja raczej bym powiedział: “sprawdzającej nasze człowieczeństwo”. Ale może też się okazać, że życie upłynie nam spokojnie, na zwykłych wyborach, świadomym życiu, planowaniu, realizowaniu, bezpiecznym płynięciu po spokojnym morzu, bez raf i piratów. I jakoś trudno mi się zghodzić z myślą, że skoro na naszej drodze nie było żadnego pola bitwy, to automatycznie – z racji braku inicjacji wojowniczej – szanse stania się “prawdziwym mężczyzną” maleją do zera.

Co do przykładu z Jezusem i nastawianiem drugiego policzka – nie należy zapominać, że wziął drąga i wygnał kupców ze świątyni, garbując im tyłki. Jest czas na drugi policzek i czas na podniesienie pięści. Ale wiem – nie o tym jest dyskusja.

Pozdrawiam polemicznie.


Max

Przeczytałam kolejny raz Twój komentarz i odpowiedź Rafała.

Jedyne co mogę dodać to chyba tyle, że trzeba by zapytać tych dwóch mężczyzn czym to dla nich było, z jakiego powodu i w jakim celu postąpili tak, jak postąpili wybierając, co wybrali.

Z opisu wygląda to dla mnie trochę jak coś, co nie zostało do końca zamknięte i skutki się wloką (wlokły?). Na zewnątrz widać jedno, w środku jest co innego.

Historia przywołana przez Rafała ma dla mnie inny wydźwięk… Jakby ten mąż faktycznie zmierzył się z czymś w sobie (najpierw), potem zastanowił się czego chce w tej nowej sytuacji, a następnie świadomie ponownie niejako “oświadczył” się swojej żonie.

Tamto się skończyło. Zaczęli na nowo. Czy w nim wtedy przemówił wojownik?


Gretchen

O właśnie!

Mąż stoczył najpierw bitwę w sobie, “stał się” lub zaczął “się stawać” mężczyzną, co pozwoliło mu później, jak to pięknie ujęłaś (nie pomyślałem tak o tym, ale jest to jakiś trop), “oświadczyć się” swojej żonie.


Griszq

Ależ oczywiście, że o tym też jest ta dyskusja. :)

Eldredge pisze, że większa część współczesnych mężczyzn jest w stanie stoczyć raczej takie bitwy o jakich napisałeś, ale na prawdziwe pole bitwy w gruncie rzeczy nie wychodzi. I on w tym widzi okaleczenie, krzywdę tym mężczyznom wyrządzoną.

Ta książka nie jest oskarżeniem, jest zachętą do poszukiwania wojownika w sobie. Do odróżnienia go od barbarzyńcy.

Zostawmy literaturę.

Griszq to przecież nie jest nic nowego z tym stawaniem się mężczyzną. Obrzędy inicjacyjne w ramach różnych wspólnot istniały od zawsze. Zmieniały się warunki życia, zmieniały się formy tych obrzędów, ale one były i są.

Coraz bardziej się komplikują, właściwie to często rozmywają się do tego stopnia, że stają się niemal niezauważalne.

Dzisiaj nikt Cię nie pogna w las, byś tam sprawdził czy uda Ci się przetrwać mając do dyspozycji tylko siebie i las :)

Dziś jest zupełnie inaczej, przynajmniej w naszej kulturze. Na takiej Bali to mężczyzna nieżonaty w ogóle nie może brać udziału we wspólnocie mężczyzn, nie może uczestniczyć w tym fragmencie życia zbiorowości. Dla nich ślub, który jest wielkim i radosnym wydarzeniem, stanowi właśnie ten rodzaj inicjacji dla mężczyzny.

Wydaje mi się, że tu chodzi o cezurę, przecięcie pępowiny między chłopcem, a mężczyzną.

Taka “bitwa” może być czymś takim. Życie często sprowadza na naszą drogę (kobiet też, oj też) takie wydarzenie, które daje nam szansę.

Możemy uniknąć konfrontacji, ale jeśli nie, to staniemy w efekcie przed jakimś nowym sobą.

Jak ten Bruno, który żył sobie tak jak umiał, zapewne nie mając specjalnie chęci do zmiany. Aż w końcu, choć mógł trzymać się nadal tego co znał, spróbował inaczej.

Myślę, że to dzieje się gdzieś w środku, głęboko bardzo.

Tak sądzę.


Rafał

Napisałam to Griszqowi.

Moim zdaniem to jest kwestia dostrzeżenia zewnętrzych warunków, świadomości, ale całość stania się to bardzo głęboki wewnętrzny poziom przemiany.


Znam takiego chłopaka

co uważa, że ma w swoim życiu wszystko poukładane, pod kontrolą, zaplanowane i jest ok.

Jest bardzo młody a już ma ważne dyrektorskie stanowisko w dużej firmie. W przeciągu kilku lat wraz z rodziną (ma żonę i dwóch synów) przeprowadził się z wynajmowanej kawalerki do przestronnego domu z ogrodem i kominkiem.

Tak jak mówię, uważa że wszystko jest pod kontrolą. Tymczasem z tego co widzę, to ma kolosalny problem z relacją ze starszym synem. Po prostu tamtem zaczyna go wypróbowywać, jego miłość, akceptację, zaangażowanie.

A mój znajomy ucieka w pracę. Jest przeciez podporą firmy, musi. I co więcej uważa, że rodzina jest mu wdzięczna. A chłopcy, gdyby potrafili to wypowiedzieć co czują to by powiedzieli: wiesz mamy gdzieś, że zarabiasz grube tysiaki bo nie ma cię w domu jak ciebie najbardziej potrzebujemy.

Jak z nim rozmawiam, a rozmawiamy dość szczerze, to on właśnie nie widzi żadnej sprawy. Jego życie to idylla a on ma wszystko pod kontrolą. Jak mu dałem do poczytania Bly’a to powiedział, że to nie o nim, że to krzywdzące uogólnienia.
Nie dostrzega pola bitwy. Być może rzeczywiście z zewnątrz jest łatwiej to zobaczyć...


Rafał

Przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam, ale zachorowałam niespodziewanie i nie byłam w stanie myśli na klawiaturę przelewać.

Myślę, że z zewnątrz i z dystansu jest łatwiej coś zobaczyć. Dlatego Ty możesz widzieć wyraźnie coś, czego on nie widzi wcale, albo widzieć nie chce.

Moją uwagę zwróciło najbardziej to: wszystko pod kontrolą... Ciekawe, dlaczego?

Zobacz, jeśli unikanie pola bitwy może być ucieczką (a może moim zdaniem), to może być też ucieczką w iluzję.

Może w pracy myślą o nim inaczej niż w domu, może patrzą z podziwiem, może jest mistrzem, może nie pojawia się rysa.

To on woli to, niż pytające spojrzenia chłopców.

W jaki sposób oni kiedyś będą umieli stanąć do walki o wojownika?


Gretchen

Zobacz, jeśli unikanie pola bitwy może być ucieczką (a może moim zdaniem), to może być też ucieczką w iluzję.

Może w pracy myślą o nim inaczej niż w domu, może patrzą z podziwiem, może jest mistrzem, może nie pojawia się rysa.

Jest dokładnie tak jak mówisz. Wiem, bo z nim pracowałem przez 7 lat.

To jest generalnie bardzo dla nas mężczyzn niebezpieczne, to budowanie swojego obrazu, swojej wartości tylko i wyłącznie przez pracę i jej środowisko.
Łatwo nam wejść w taki schemat i już w nim pozostać.

Pewien mój przyjaciel, ksiądz, powiedział, że rodzina nie jest dla mężczyzny środowiskiem naturalnym. Że wymaga od niego zmiany myślenia, perspektywy, słuchania innych współ-żyjących z nim.
A praca to nasz żywioł. Generalnie właśnie świat zewnętrzny, praca, rywalizacja.

Życie to nie je bajka ;)


Rafał

Ja bym powiedziała, że niebezpieczne jest budowanie swojego obrazu i wyznaczanie wartości na podstawie tylko tych, którzy okazują podziw.
Łatwo uwierzyć w swoją doskonałość i przestać słuchać tych, którzy mogą mieć o coś żal.

Ciekawe z tą rodziną...

Może być tak, że rodzina zatrzymuje mężczyznę w biegu, albo takiego zatrzymania wymaga. Zwrócenia uwagi. Przysłuchania się. Nasłuchiwania.
Nie daje mu pozycji króla, co możliwe jest często w pracy.

Chociaż tak do końca się chyba nie zgadzam.

Myślę, że może trzeba raczej więcej wysiłku i rozmyślności włożyć w tę rodzinę. Świadomie do tego podejść, bo potem się może okazać, że ten układ był całkiem dobry dla barbarzyńcy, albo dla chłopca, ale wojownik się w nim nie odnajduje.

Najlepiej jeśli kobieta umie, chce i wspiera mężczyznę w tym stawaniu się .

Kobieta będąca nieustającym wyzwaniem dla mężczyzny, stanie się dla niego naturalnym środowiskiem. :)

Życie to je bitwa :)


Gretchen,

No.


Panie Merlot

Prawda?


Sprawdzone, przetestowane...

...Panno G.


Gretchen

Najlepiej jeśli kobieta umie, chce i wspiera mężczyznę w tym stawaniu się .

No właśnie w kontekście tej rodziny, to wielka jest rola kobiety. Bo to ona zwraca mężczyźnie uwagę na relacje, na ich wartość. To ona uczy relacji i uczuć mężczyznę.
A on jej daje poczucie bezpieczeństwa i uczy, że świat nie jest chaosem, że można go uporządkować.

No i tak się uczą wzajemnie ;)


Rafał

Rola kobiety wielką jest :)

I rola mężczyzny też.

Przypomina mi się takie zdanie, które kiedyś przeczytałam. Szło to mniej więcej jakoś tak:

na kogo czekać ma kobieta, skoro mężczyzna jeszcze nie odnalazł sam siebie?

No, tak.


No dobra

Ale nie udawajmy, że kobiety już są takie de best i nie muszą nad niczym pracować!

Kobieto, pracuj, pracuj a resztę zostaw mężczyźnie.

;)


Ależ!

Wcale nie są. Mówię serio zupełnie.

To też jest smutny widok, patrzeć na te wszystkie pogubione, ryczące, szamoczące się bez ładu i składu kobiety. Tak straszliwie dalekie od dotknięcia siebie.

To jest druga strona, tego samego medalu Rafał.


No.

Bo już myślałem…

:)


No wiesz!

Wciąż szukam klucza do tekstu o kobietach.

Klucza do tekstu o mężczyznach Ty mi dostarczyłeś, a też go szukałam.

Chwilowo to mi się tylko kołaczą myśli rozstrzelone, powichrowane i poczochrane.

Ale pracuję nad tym :)


Może bym cóś miał...

Mam, ale nie zdradzę, bo pracuję nad tym.
Wydaje mi się, że o kobietach… kobiecie… jednej… szczególnej…
Ale jak o kobietach, to też o mężczyznach… jednym… szczególnym…
Więc nie wiem czy Ci się nada.

P.S.
Jedwabną opowieść puszczają jutro, o 20


Rafał

No to nie zdradzaj oczywiście. Niektóre opowieści wymagają leżakowania.

Wszystko przychodzi w swoim czasie więc teksty też.

Ewidentnie trudniej mi pisać o kobietach, co może jest zrozumiałe, a może nie jest. Sama już nie wiem. O ile mam pomysł na książkę, to nie mam na tekst. Idiotyczne.

Pisz. Jak przyjdzie czas. Dla siebie pisz.

Jeśli mi się nada, to będę wdzięczna.

:)


Coś bym napisała,

ale mi się nie chce :) Wyręczę się tą panią:

wbrew pesymistycznemu wydźwiękowi: pururu :)


Pino

Kobieta ma Moc. Każda.

Trzeba tylko to w sobie odnależć i już. Wtedy możesz wszystko i nikt nie będzie decydował o tym jaka róża… jakie życie…

Kiedyś płakałam przy tym, a teraz się uśmiecham. Nie, że stara jestem, ale mądrość tych słów mnie uderza. Nie cofniesz zegara o lat kilkanaście, ale każda następna chwila jest Twoja.

Zawsze i na zawsze.

Świat nie jest taki prosty jak elementarze, a nasze marzenia w złoto się nie obracają. Zazwyczaj.

Jeśli złudzenia będą Cię na skrzydłach niosły, to…

Pururu Pino…


A co panie tak na smutno?

Przecież Edyta Geppert potrafi i pięknie śpiewać ale w bardziej pozytywnym tonie, może to co teraz będzie, na pierwszy rzut Oka (a raczej ucha) wesołe nie jest, ale nadzieję daje, mimo wszystko:)

A to z pewnego filmu, który zawsze mnie podbudowuje, znaczy pozytywnie działa, nie ma to jak stare polskie komedie, no:)

A w ogóle to przecież życie jest piękne, jakby ktoś nie wiedział, nawet gdy nie jest, no:

Przepraszam że przeszkadzam, ale nie mogłem się powstrzymać.

P.S. To co Gretchen wkleiła, piękne jest totalnie, nie znałem, bo jaka Róża, taki cierń, to klasyka i jedna z moich ulubionych więc nawet nie trza pisać, że piękne.


Grzesiu

Nie na smutno, nie na smutno.

Tę piosenkę bardzo lubię i wkleiłam ją nawet pomimo obrzydliwych do niej obrazków. Można zamknąć oczy i nie patrzeć. Piosenki są do słuchania, a nie do patrzenia.

I wcale nie przeszkadzasz. No co Ty znowu?

:)


No te obrazki są wkurzające,

znaczy w “szukaj mnie’ tyż jakieś dziwne sa, ale i tak jak słucham coś na YouTube, to najczęsciej w innym okienku mam TXT otwarte, więc najczęsciej nie patrzę na obrazek.


re: Rusz się Bruno

Przeczytałam raz jeszcze…
Pozdrawiam ciepło.


Ja też przeczytałem ponownie,

tak mnie naszło.

A poza tym to stwierdzam, że komentów i tekstów Rafała mi brak…

Pozdrówka.


Pozdrawiam Oboje

Dziękując Wam za powrót do tego tekstu.

Choć to tylko słowa, słowa, słowa…


Gretchen

Swoimi tekstami wzbudzasz zaufanie( mówię tu o sobie), dostrzegam w nich mądrość, tą szeroko pojętą, prawdziwość, kobiecą wrażliwość i siłę.
Tylko można pozazdrościć tym mężczyznom, którym “sięgnęłąś do kości, do krwi,do mięsa, do Ducha”, pomimo bólu, który temu towarzyszył. Jeśli odnaleźli to, co zgubili, zbudowali to, czego nie dostali, to przecież warto było.
Sama chętnie “wpadłabym” w Twoje ręce, by czegoś takiego doświadczyć. Może lżej by było wiele rzeczy zrozumieć, zaakceptować, do wielu zdystansować, od niektórych uwolnić.
Serdeczności.


Tak, to prawda

Eno :)

ukłony
______________________________
Nie wszystko jest takie oczywiste


re: Rusz się Bruno

Ruszaj się, Bruno, idziemy na piwo;
Niechybnie, brakuje tam nas!

“Dzisiaj obrzędem inicjacyjnym jest wypicie wódki i przelecenie panienki na imprezie, może być do tego jakiś stuff. Potem się już toczy.”

1. sex się strywializował i nie jest już żadną atrakcją (ciekawie to pokazał ramsztajn w klipie german pussy)
2. narkotyki dawno straciły swój obrzędowy charakter … przykro patrzeć jak gówniarzeria jara blanty pod blokiem
3. został tylko nieśmiertelny kult wódu … więc

Ruszaj się, Bruno, idziemy na piwo;
Niechybnie, brakuje tam nas!

________________________________________________________________
Fotografować to znaczy wstrzymać oddech, uruchamiając wszystkie nasze zdolności w obliczu ulotnej rzeczywistości.
Henri Cartier – Bresson


Czyli,MarkuPL

że się nie mylę, a to cieszy, przynajmniej czasami.
Pozdrawiam.


Eno

Bardzo Ci dziękuję za te niezwykle ciepłe słowa.

Właśnie wróciłam z pracy i znowu miałam okazję obserwować cuda na żywo. Dziękuję Bogu, że mogę brać w tym udział, patrzeć i jakąkolwiek cegiełkę do tego dołożyć.

Pośród szaleństwa świata wspaniale jest zobaczyć jak niektórzy wydobywają się na powierzchnię i rosną, rosną, rosną odrzucając zatrzymujące w drodze worki z kamieniami.

Czasami trzeba wylać oceany łez, żeby to było możliwe.
Żeby wybaczyć sobie i innym, innym i sobie.

Pozdrowienia.

P.S. Jeśli mieszkasz w Warszawie to wpadnięcie w moje ręce nie jest trudne, ale o tym lepiej rozmawiać mailowo.


Panie Marku

Mogę tylko jeszcze raz podziękować.

I pozdrowić, co czynię.


Stopczyku

Właśnie o to mi chodziło, o strywializowanie inicjacji.
Mam nieodparte wrażenie, że już nawet nie ma co mówić o inicjacji…

To samo zresztą dotyczy kobiet.


Subskrybuj zawartość