Chcielibyście od razu każdy wyjazd prezydenta gdzielolwiek przekuć w sukces? Jest to niemożliwe.
Za pomocą waszego argumentu mogę zdezawuowac każdy wyjazd, każdego urzędnika na szczyt czy to unijny cz ONZ, czy NATO.
Poldku, no zupełna nieprawda.
Przecież Lech Kaczyński nie pojechał na żaden szczyt, tylko w strefę konfliktu zbrojnego.
Raz wykonał w oku cyklonu przemówienie gorętsze niż Beck w 39.
A tamto przemówienie nas sporo kosztowało.
A teraz — wsiadł w samochód i pojechał nocą i znienacka pod posterunek wrażych wojsk.
Żeby pokazać światu, że ten posterunek tam jest.
To nie jest uczestnictwo w standardowych organizacjach międzynarodowych i obecnosć na uznanych powszechnie spotkaniach polityków.
To jest bardzo nietypowa, ryzykowna misja. Specjalna.
Wyjątkowe w skali świata jest, że głowa państwa zajmuje się osobiście tym, czym normalnie zajmują się ludzie przez głowy państwa wysłani. Lub niezależni dziennikarze na przykład.
Jeżeli już nasz prezydent robi coś tak nietypowego i ryzykownego — mam prawo pytać o cel, sens i skuteczność działań. O wiele bardziej niż w wypadku jakiegokolwiek szczytu.
A swoją drogą, a propos szczytu. Pamiętam jak dziś, jak przekuto w sukces pewien szczyt unijny naszego prezydenta. Bo znienacka odpuścił po długich bojach pierwiastek i wynegocjował joaninę. Ponoć wielki sukces to był.
Pamiętasz jeszcze?
To może mi wytłumaczysz, na czym ten sukces wtedy polegał, i o co w joaninie chodzi? Bo jakoś tak z czasem mi umknęło... I dlaczego dziś Lech Kaczyński z takim sukcesem zatwierdzonego Traktatu nie podpisuje?
No więc — ja widzę to tak — że tak właśnie wyglądają wiekopomne sukcesy naszego dzielnego przywódcy. Że każdy wyjazd można przekuć w propagandowy sukces w oczach wyborców.
Poldku
Chcielibyście od razu każdy wyjazd prezydenta gdzielolwiek przekuć w sukces? Jest to niemożliwe.
Za pomocą waszego argumentu mogę zdezawuowac każdy wyjazd, każdego urzędnika na szczyt czy to unijny cz ONZ, czy NATO.
Poldku, no zupełna nieprawda.
Przecież Lech Kaczyński nie pojechał na żaden szczyt, tylko w strefę konfliktu zbrojnego.
Raz wykonał w oku cyklonu przemówienie gorętsze niż Beck w 39.
A tamto przemówienie nas sporo kosztowało.
A teraz — wsiadł w samochód i pojechał nocą i znienacka pod posterunek wrażych wojsk.
Żeby pokazać światu, że ten posterunek tam jest.
To nie jest uczestnictwo w standardowych organizacjach międzynarodowych i obecnosć na uznanych powszechnie spotkaniach polityków.
To jest bardzo nietypowa, ryzykowna misja. Specjalna.
Wyjątkowe w skali świata jest, że głowa państwa zajmuje się osobiście tym, czym normalnie zajmują się ludzie przez głowy państwa wysłani. Lub niezależni dziennikarze na przykład.
Jeżeli już nasz prezydent robi coś tak nietypowego i ryzykownego — mam prawo pytać o cel, sens i skuteczność działań. O wiele bardziej niż w wypadku jakiegokolwiek szczytu.
A swoją drogą, a propos szczytu. Pamiętam jak dziś, jak przekuto w sukces pewien szczyt unijny naszego prezydenta. Bo znienacka odpuścił po długich bojach pierwiastek i wynegocjował joaninę. Ponoć wielki sukces to był.
Pamiętasz jeszcze?
To może mi wytłumaczysz, na czym ten sukces wtedy polegał, i o co w joaninie chodzi? Bo jakoś tak z czasem mi umknęło... I dlaczego dziś Lech Kaczyński z takim sukcesem zatwierdzonego Traktatu nie podpisuje?
No więc — ja widzę to tak — że tak właśnie wyglądają wiekopomne sukcesy naszego dzielnego przywódcy. Że każdy wyjazd można przekuć w propagandowy sukces w oczach wyborców.
Tylko jakos trudno wykazać skuteczność.
odys -- 26.11.2008 - 00:32