Wyszłam dzisiaj z pracy wcześniej, chociaż w sumie zależy jak na to spojrzeć, bo wyszłam tak jak powinnam a nawet później, ale za to wcześniej niż w każdy inny dzień. Wychodzi na to, że wyszłam wcześniej choć później. Nieważne.
Powlokłam się do takiego ni to sklepu, ni to nie sklepu. Nie wiedziałam co to jest do końca z tego powodu, że miejsce poddawałam bacznej obserwacji, lecz jedynie z perspektywy witryny. Okazało się, kiedy wreszcie weszłam, że to jest pracownia a nadto miejsce sprzedawania dobra pod tytułem żyrandole. Dosyć to zapomniane dobro jest. W dzisiejszym świecie to są studia oświetlenia, fabryki światła, warsztaty iluminacji i inne takie. Ci natomiast napisali sobie żyrandole i już.
Procedura jest taka, że oni znajdują, kupują, dostają stare żyrandole poddają je renowacji i następnie nimi handlują. Pisząc stare mam na myśli przedmioty co najmniej z okresu międzywojennego.
W takim miejscu to trzeba umieć patrzeć, uruchomić wyobraźnię i wiele czynników jednocześnie wziąć pod uwagę. Takich przedmiotów nie da się umieścić w miejscu trywialnym. Wiszą tam sobie piękne i mniej piękne (nie wszystko zaraz powinno się podobać, tylko dlatego że jest stare, ot myśl ogólnożyciowa), wiszą we wzajemnym towarzystwie a przecież nikt o zdrowych zmysłach w domu własnym im takiego nie zapewni.
Wyszedł do mnie Pan, zaskakująco dla przeciwieństwa młody i w pierwszej kolejności nie zaufał że ja może i co kupię, ale uprzejmy był nadzwyczaj i wdaliśmy się w pogawędkę. Zagadywałam o kilka konkretnych wiszących sztuk przy czym okazywało się, że każdy z tych co mi się na sam początek wydał interesujący, już wcześniej został przez kogoś innego objęty opieką. Popytałam o ceny i to był ruch dobry ponieważ Pan nabrał przekonania, że może skoro nie pobladłam i nie osunęłam się wdzięcznie na podłogę, będzie ze mnie klientka i pogawędka nabrała tempa.
Pan utrudniał mi zadanie jak tylko mógł z czego był nadzwyczajnie zadowolony, a nawet powiedział, że on tu właśnie od tego jest żeby klientom życie utrudniać, bo nikt klientom nie obiecywał, że będzie w życiu łatwo. Był wątek wyrobów artystów z Chin oraz projektantów Ikei (brak odmiany słowa Ikea jakoś mnie drażni) czyli rzeczy często pożytecznych lecz z pewnością duszy nie posiadających.
Ostatecznie ograniczyłam wybór do dwóch egzemplarzy, zupełnie oczywiście różnych. Jeden z nich jest dość klasyczny ze szkłem kryształowym szlachetnie dyndającym a drugi to metaloplastyka. Cena ta sama i do negocjacji więc zapytuję czy coś wiadomo o historycznych dziejach tychże żyrandoli. Żadnych rewelacji, okres międzywojenny i pochodzenie wykraczające poza granice naszego kraju.
I tu Pan mówi do mnie tak: „bo widzi pani, Polacy to zawsze w pierwszym rzędzie walczyli o godność a dopiero potem o rzeczy. Inni najpierw o rzeczy, a potem o godność. To my teraz nie mamy ani godności, ani rzeczy”.
Tak mi się jakoś smutno zrobiło od tej myśli. Sama nie wiem czy dlatego, że młody człowiek tak to widzi, czy dlatego że sama bym to jakoś inaczej ujęła, czy generalizacja mnie dotknęła, czy może jeszcze co innego.
Ostatecznie doszłam do wniosku, że w innym celu niż snucie historyczno-filozoficznych rozważań przyszłam. Innymi słowy, nie podchwyciłam wątku.
Jak już minęło ze dwadzieścia minut konwersacji czułam, że Pan zaczyna coraz bardziej ufać w moje bycie klientką i jak raz powiedział ujmującą rzecz. No skoro nie mogę się zdecydować i oscyluję między tak różnymi przedmiotami to w końcu możemy się umówić, że oni wezmą oba, przyjadą do mnie i porównać będę mogła w konkretnym wnętrzu. Jak podejmę decyzję i powiem „ten” to nawet mogę liczyć na uczepienie do sufitu (żyrandola ma się rozumieć – nie mnie przecież czy też samego Pana).
Gdyby nie brak takiego obyczaju w moich relacjach ze światem z pewnością klasnęłabym w dłonie. A tak tylko się ładnie uśmiechnęłam i dobre słowo o firmie powiedziałam. Zauważyłam też, że wraz z upływem czasu cena wydawała mi się coraz bardziej do przyjęcia.
Rozstaliśmy się więc w dobrych nastrojach, po obu stronach lekko migotała iskierka nadziei na sfinalizowanie transakcji.
Jak to się skończy, czas pokaże. Trzeba przeprowadzić konsultacje.
komentarze
.
.
Magia -- 03.09.2008 - 13:13Pani Magio
Ja sobie tak myślę, że skojarzenie jest nie tylko dobre ale też wręcz narzucające się. I jak teraz sobie to tak wyobrażę używając sił wszelkich to obraz, który widzę jest niemożliwy do opisania lecz sądzę, że to tylko lepiej.
Co do tego Pana jako trzeciego elementu wspólnej całości, to nie ma się nad czym zastanawiać może mi Pani wierzyć. Mogłoby się okazać, że wisi ponad dyndającą metaloplasyką przez co w całość nijak wkomponować by się nie umiał i nie mógł.
Gretchen -- 13.02.2008 - 20:20Jak czytam co Panie tu piszą,
i komentują, to zastanawiam się, kto Panie takiego poprzestawnego szyku zdań ponauczał.
Coś mi chodzi po głowie, ale powoli. Z czymś mi się to kojarzy, ale nie wiem z czym.
Kto dzisiaj jest mną?
Może to dlatego, że ja żyrandola nie mam i przez to po ciemaku siedzę?
yayco -- 13.02.2008 - 20:21Panie Yayco
Bardzo pięknie, bardzo.
Niech Pan choć świeczkę zapali to zaraz się rozjaśni.
Gretchen -- 13.02.2008 - 20:31.
.
Magia -- 03.09.2008 - 13:13Gretchen
pamiętam jeden żyrandol, cięzki był, a zapamiętałem go bo z bratem graliśmy sobie w pokoju piłeczką czy czymś takim i tak fajnie kopnąłem że trafiłem w haczyk i mało co sobie głowy nie uszkodziłem
miło czytało się tą relację, nie wiem czemu ale nurtuje mnie strój tego Pana
p.s Pan yayco na odwyku od światła jest, nie wiedzieć czemu jeść przestał i kobiet się czepia:)
pozdrawiam
max -- 13.02.2008 - 20:43Prezes , Traktor, Redaktor
Zanim sobie pójdę w obrażeniu (jak niejaki młodzieniec Grześ)
to tylko powiem, że od czasu wynalezienia elektryczności pojawiły się inne pomysły na
oświecenieniż żyrandole.A Pani Magia to myśli chyba, że jak człowiek konia nie ma, to piechątą dyrda?
Zachciało mi się subtelnych przenośni,
yayco -- 13.02.2008 - 20:47psiakrew!O proszę, już jest jeden przytomny, co zaraz
mandarynki kobitom będzie wciskał!
yayco -- 13.02.2008 - 20:49.
.
Magia -- 03.09.2008 - 13:14Jakbym
pól dnia w ogródku siedział, to też bym był taki błyskotliwy
od niewytarciajak Pani.A jako że biurowo jestemuwiązany, to nie jestem.
yayco -- 13.02.2008 - 21:03Max
Ten Pan był generalnie zaskakujący fizjonomicznie z róznych powodów. Ale miałam o stroju.
Otóż góra: bluza w kolorze granatowym, z kapturem i na suwak. Pod bluzą widoczny była dopasowana kolorystycznie bawełniana bluzka, zwana t-shirt’em.
Dół: spodnie w kolorze szarym, ale nie mam pewności z czego zrobione.
Całość robiła wrażenie pozytywne. Niby strój roboczy a jakoś tam z dbałością o szczegóły dobrany.
Co do Pana Yayco, to wspominał coś że sam pozostał, bez rodziny wyprawionej na ferie zimowe (w jakimś komentarzu to jest). Może to od tego to czepianie się kobiet?
Gretchen -- 13.02.2008 - 21:04Panie Yayco
Na co się tu obrażać? Sam Pan zaczyna, a potem się dziwuje.
Ja na ten przykład to bardzo lubię mandarynki.
Gretchen -- 13.02.2008 - 21:06Pani Magio
Pani się zatroskała i z dobrej woli i serca mówi a tu…
Ech…
Panie Yayco, może Pan coś zje jednak?
Gretchen -- 13.02.2008 - 21:11I może ta świeczka choć?
.
.
Magia -- 03.09.2008 - 13:14Pani Magio
Ja to inaczej znam, to powiedzenie: kto wypina, tego wina. Może być, że bardziej plebejskie przedszkole mi się trafiło.
W istocie to Max nam żadnych mandarynek nie zaproponował, lecz była to prowokacyjna sugestia Pana Yayco.
Ech…
Gretchen -- 13.02.2008 - 21:15Pani Gretchen
Pani tak tych żyrandoli nie żaluje, bo one groźne niekiedy bywają, co doswiadczylem na wlasnej glowie. Slusznej postury jestem, a żyrandol mi wisi w mieszkaniu w bloku, więc często, szczególnie po ciemku, glową weń walę, albo on mnie wali.
Ale Pani pewnie użyla tych żyrandoli w przenośni jakiej, a ja, jak mężczyzna prosty, dalem się nabrać i o moich przygodach z zyrandolami balakam.
Niemniej pozdrawiam świetliście
Lorenzo -- 13.02.2008 - 21:18.
.
Magia -- 03.09.2008 - 13:15Pani Gretchen,
Pani sugeruje, że niedobór czuję w organizmie? W moim wieku?
Nie wydaje mi się. Zresztą od kobiet się człowiek nie odgoni. Nawet jak wyraźnie powie, że pracuje dla dobra społeczeństwa, żeby na dodatek funkcyjny zasłużyć, to i tak głowę zawrócą.
Dzisiaj, w dobie rozwoju sieci nie ma dla człowieka przed kobietą schowania! Zwłaszcza taki co ma za dużo adresów emaliowych.
A względem tego stroju, to mnie się przypomniały przedwojenne dowcipy o damskich fryzjerach. Ale to pewnie dlatego, że ja jestem ten, no… heretyk, czy cóś.
No nie, heretyk to ja nie jestem, nawet wprost przeciwnie. Coś musiałem pomylić. To przez to piwo, co ja je na pusty żołądek…
yayco -- 13.02.2008 - 21:20Pani Magio,
o Spinozie, to ja nic nie wiem.
Chociaż nie, jak młody bylem, to w telewizyjnym kabarecie piosenka o tym gościu była. Spinoza Mambo się nazywała.
Ale co to ma w związku? Czy ten dany Spinoza też handlował żyrandolami?
Czy też raczej mandarynkami, bo nie wiem?
yayco -- 13.02.2008 - 21:23Lorenzo
Żyrandol mi straszny nie jest.
Jacek Jarecki -- 13.02.2008 - 21:31Wysokie mam mieszkanie ale za to w piwnicy, jedne drzwi mnie nie mieszczą.
Brakuje jakieś dwa centymetry, a jak ide rąbac drewno przebrany za kobietę i na wysokich obcasach, to z 10cm.
Mniejsza z tym.
Problem jest taki, ze często tam w łeb się tryknę. Nawet jak z kimś idę, nawet gdy zdążę go ostrzec mówiąc: – Uważaj bo tu jet niżej!
Nawet gdy dzięki temu ostrzeżeniu skłonię głowę wchodząc w te drzwi, niezawodnie nadzieję się wracając.
Guz & rozbity łeb, często bywa.
A ile sam sobie natłumaczę to moje!
.
.
Magia -- 03.09.2008 - 13:15Pani Magio,
to może ja już nie potrzebuję nic pisać, bo Pani akuratnie wszystki wyłoży, co ja napiszę?
Jakieś kursa jajczarskie Pani na tej swojej wiosce zrobił, że taka mądra?
yayco -- 13.02.2008 - 21:46Panie yayco
klementynki sa bardziej że tak ujmę- plebejskie, bo teoretycznie słodsze- myślę że Spinoza to od klememtynek był, jako handlarz rzecz jasna.
p.s czegos na dobre resume wątku mi brakuje, kojarzysz Pan czego?
:)
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 13.02.2008 - 21:49Panie Jacku,
ja mam poniekąd odwrotnie, bo, co i raz, w coś przykopię.
Kiedyś mi jeden medyk mówił, że małego palca u nogi złamać nie można. A jak fotografkę z czterema zrostami zobaczył, to zaraz poleciał robić sobie specjalizację II stopnia.
A wszyscy mi mówią, żebym kapcie nosił i (cóż za zbieg okoliczności) po ciemku, po lokalu nie łaził. A potem stawiają niespodziewani na mojej drodze: a to komodę, a to fotel na stalowych nogach, albo czasem kwiatek.
No fakt, z kwiatka to jest frajda, jak się cala doniczka ziemi wygruzi na dywan z terrorystycznie nastawionego kraju. Ale to tyle mojego…
A co do żyrandola, to przyznam się, że nie mam, bo jakbym miał, to nie dość, że kulawy, to i na głowie rozbity bym chodził.
To po co mi żyrandol?
yayco -- 13.02.2008 - 21:53Ja dziś nic nie kojarzę Panie Maxie,
ja dziś miałem bliski kontakt z pochodnymi neokantyzmu i to powoduje, że ledwie rozumiem co czytam.
Nawet przez chwilę chciałem tu wkleić obrazek jednego obscenicznego żyrandola, alem się w porę pokapował, że to żeńska okolica jest.
yayco -- 13.02.2008 - 21:56no właśnie o tym pisałem
może jakiś substytut się znajdzie?
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 13.02.2008 - 22:03Panie Lorenzo
Ja i przenośnia? W żadnym razie, niestety.
I szans żadnych nie mam głową w jakikolwiek żyrandol uderzyć. Najmniejszych.
Natomiast chyba rzeczywiście będę ostrożniejsza, bo i Pan i Pan Max jakieś groźne macie przygody z nieszczęsnymi żyrandolami. Uspokaja mnie myśl, że wynika to ze słusznej postury.
I ja pozdrawiam, jak najbardziej świetliście
Gretchen -- 13.02.2008 - 22:04Pani Magio i Panie Jarecki
Ja będę miała okazję doświadczyć podobnych zagrożeń od przyszłego tygodnia. O ile w domu własnym grozić mi to nie będzie, to już strych jest niebezpieczeństwem realnym. Piwnicy jeszcze nie widziałam.
Sami rozumiecie Drodzy Państwo, że wobec tego żyrandol sam w sobie to nic, dziecinna igraszka!
Gretchen -- 13.02.2008 - 22:08Panie Yayco
Nie śmiałabym żadnych niedoborów sugerować...
Co do kobiet a w szczególności odganiania się od nich to, żeby odganianie stało się skuteczne to najpierw trzeba chcieć się naprawdę opędzić.
Gretchen -- 13.02.2008 - 22:11Inaczej to faktycznie, niektóre kobiety bywają i wytrwałe, i uparte, i nie do wytrzymania.
Takie nie do wytrzymania to nawet miałem okazję spotkać,
węc pewnie i co do reszty ma Pani rację.
Mam wrażenie, że już się wszystkim przewrocilo w głowach od tego, że jutro Tiereszkowa ma imieniny.
Mam wrażenie, że wszyscy do mnie mówią aluzjami (nawet Pan Max, choć on to chyba w innej intencji).
A ja nic nie rozumiem.
yayco -- 13.02.2008 - 22:19Panie Yayco
Jak Pan się stajesz zgodliwy to ja się szczególnie niepokoję.
A jak Pan kobiety nie do wytrzymania znałeś to ja szczególnie się nad Panem pochylam. Ze zrozumieniem, ma się rozumieć.
Gretchen -- 13.02.2008 - 22:24Ale ja nie leżę,
jeszcze dla mnie za rano.
A po czym to widać, że jestem zgodliwy?
Już prędzej moj sarkazm (znany z najwyższego swojego gatunku) się dzisiaj ludzi nie ima, w piękne jutro ( w sensie ścisłym) zapatrzonych…
Albo i w żyrandole…
yayco -- 13.02.2008 - 22:27Panie Yayco
ja tego już chyba nawet nie skomentuję. O! Tak zrobię, nie skomentuję.
Gretchen -- 13.02.2008 - 23:30Pani Gretchen, proszę wybaczyć,
ale ja nie rozumiem.
Mam wrażenie, że Pani jakimś kodem ze mną rozmawia, a ja go ani w ząb nie rozumiem.
Albo czyta Pani jakieś kody, których wcale nie zapisałem. No, nie wiem.
Więc napiszę jeszcze raz.
Nie trzeba się nade mną pochylać, bo nie jestem przewrócony. Innymi słowy, nie uważam, żeby trzeba było mnie żałować, albo coś. Może żart o kobietach może nie był nazbyt subtelny, ale przecież nigdzie nie twierdziłem, że faceci są lepsi.
Zawsze się na to nabieram. Wydaje mi się, staremu, że teraz młodzi ludzie są bardziej bezpośredni, ale jak sam próbuję, to mi nie wychodzi. To znaczy wychodzi mi jakieś niechciane grubiaństwo.
Jeśli tak to Pani odebrała – przepraszam
A potem napisałem, że chyba jutrzejszy amerykański obchód powoduje, ze wokoło wszyscy mówią o uczuciach.
A ja nie. No co ja poradzę, że pogańskie święta do mnie nie trafiają. Tak już mam.
Uwaga o żyrandolu też wydawała mi się względnie sensowna. Z Pani pisania wywnioskowałem, że – po pierwsze – widzi pani przyszłość w jasnych barwach, co jest dobrze, a po drugie, że jednym z elementów tę przyszłość zdobiących może stać się żyrandol, czy też szerzej – wystrój wnętrza. Nie chce popadać w stereotypy, ale każdy lubi tego rodzaju odmiany. Ja, na przykład, co jakiś czas zmieniam samochód, mimo, że stary ciągle jeździ. Moja żona lubi sobie mebel raz na rok kupić. Najchętniej duży, żebym miał kłopot ze starym. A moje dziecko zbiera na nowego iPoda, mimo że poprzedni ma się jak najlepiej.
Więc sobie pomyślałem, że Pani się cieszy na ten żyrandol.
Naprawdę nie wydawało mi się, abym przekroczył jakiekolwiek normy.
Jeżeli nieszczęśliwie coś napisałem takiego, że Panią mimowolnie uraziłem, to raz jeszcze przepraszam.
Nie miałem takiego zamiaru.
A co do żyrandola, to prywatnie doradzałbym jeszcze wizytę w dobrym sklepie z nowymi lampami. Mogą być włoskie. Te nowe, to są robione pod rozmaite energooszczędne żarowki, co to latami świecą i mniej naturze szkodzą.
No ale to tak piszę bez znajomości wnętrza. Może faktycznie, coś starsze będzie bardzie podchodzące.
Pozdrawiam
yayco -- 14.02.2008 - 00:03Miałem zdrowy zamiar
nie wtrącać się na blogu frechownej Pani/Panny Gretchen,ale zignorowanie częściowo świetnej wypowiedzi jednej z moich ulubionych na Tekstowisku,Pani Magii jest nietaktem grubym.Czuję się zobowiązany do zwrócenia uwagi na ten karygodny fakt,podkreślając sedno wypowiedzi:
“Ale jak Pani zaczęła o tych dwóch żyrandolach potencjalnie do Paninego domu przymierzanych, w sensie – dyndających kryształach i metaloplastyce, no to _mnie przylazło do pustego tylko takie 2 w 1, czyli dyndająca metaloplastyka_…
_Tak po prawdzie, to ja się jeszcze zastanawiałam nad tym Panem. Przy suficie, znaczy się. Takie 3 w 1 by było.
Coś tam niby Yaycu zaświtało,lecz zaniechał.Może Freudem by rozjaśnił?
Zenek -- 14.02.2008 - 03:49Panie Yayco
Ja się za nic nie obraziłam, ani urażona nie poczułam czymkolwiek więc skąd te przeprosiny?
Mój komentarz, że nie skomentuję nie miał poważnego tonu, raczej żartobliwy taki.
Co do wymiany działających, w szerokim znaczeniu tego słowa, przedmiotów to całkowicie się z Panem zgadzam.
Można wymieniać, czemu nie? Zawsze jest kłopot z tym co zostaje, ale nie takie kłopoty udaje się pokonywać.
Bardzo też dziękuję za poradę w sprawie lamp lecz w istocie rzeczy bardziej zdatne będą rzeczy leciwe. Tym nie mniej, dziękuję raz jeszcze.
Gretchen -- 14.02.2008 - 11:31Panie Zenku
A dlaczego nie wtrącanie się na moim blogu miało by być zdrowym zamiarem?
Gretchen -- 14.02.2008 - 11:32Szanowny Panie Zenku19
I już właśnie w tym momencie powinien Pan poczuć dziwne uczucie w okolicach żołądka zwiastujące nadchodzące niebezpieczeństwo:)))
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 14.02.2008 - 12:08Panie Lorenzo
Proszę nie straszyć Pana Zenka, bo we mnie ogromna i szczera jest ciekawość w sprawie, o którą pytam a jak Pan Zenek się wystraszy (przez Pana) to nic a nic się mogę nie dowiedzieć.
Gretchen -- 14.02.2008 - 12:15Mam niewyparzony język,
a rada Pana Lorenzo jest jak najbardziej o czasie i na miejscu,to napiszę,że Ikea nie ma fajnych żyrandoli.
Rozzuchwaliłem się,co nieco pomysłem Pani Magii i wyszło jak wyszło.
Zenek -- 14.02.2008 - 12:46Szanowna Pani Gretchen
Ja Pana Zenka19-go nie straszę, bo Pan Zenek jest dorosłym chłopcem i sam poczuł to mrowienie w okolicy żołądka.
A co do meritum, to jeśli mógłbym radzić, prosze się wybrac poza Warszawę, na południe, do takiego np. Nowego Taru albo Bochni i tam pogrzebać w sklepach z antykami. Znależć tam można różne stare meble, lampy i takie tam po cenach chyba zdecydowanie niższych niż w Warszawie. Tyle że transport, więc chyba należy się wybrać samochodem.
A że warto, to powiem dla przykładu, że udało mi się tamże (tzn. w Nowym Targu) kupić lampę Tiffany’ego za 400 pln, lustro w stylu barokowym do oryginalnego dwunożnego stolika za bodaj 600,- (tzn i lustro i stolik), i ze dwa żyrandole (również oryginalne z XIX w.) po kilkaset pln. Co prawda było to ze 3 lata temu, ale jednak ceny nie poszły tak w górę, by nie warto było poszperać.
Dręczy mnie tylko pytanie, skąd na Podhalu lampa od Tiffany’ego i te inne rzeczy? Górale ze Stanów przywieźli czy też... A najgorsza to ta niepewność.
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 14.02.2008 - 14:16Panie Lorenzo
Teraz to my już nijak nie dojdziemy do tego czy Pan Zenek19-ty sam z siebie poczuł mrowienie czy też mrowienie zostało wywołane Pańskim ostrzeżeniem. I samego Pana Zenka nie ma co pytać, bo w świetle niektórych teorii on sam już nie wie. Chyba, że ma pewność, ale nie taką każdą byle jaką czy pierwszą z brzegu, o nie! Liczyłaby się pewność stuprocentowa, niepodważalna pewność, że wspominane mrowienie nastąpiło przed Pańskim wpisem a po moim pytaniu.
Co do staroci to dziękuję za podszept. Dobrze mieć, poza świadomością że w moim wspaniałym mieście jest bardzo drogo, jakąs świadomość gdzie poszukiwać taniej.
A niepewność Panie Lorenzo zawsze jest najgorsza. Nie tylko w sprawie góralskiego sprytu.
Gretchen -- 14.02.2008 - 16:03Co do pewnosci
w 100%,a nawet i wiecej to mawiają,że śmierć to pewne niczym w banku ruskim.
A jeśli WSP Lorenzo indagować,co do podszeptów;wiadomo rada człowieka mądrzejszego,to jak w totolotka wygrać.
Dawniej mówili,że jak mądrzejszego się posłucha to i na 1000 dni odpustu liczyc można.
Także i o białogłowach przypowieści różnorakie snuli,coby posłuchu nie dawać i patrzeć bystro,czy przebrany diabeł w niewieściej skórze fanaberii nie wyprawia.
Zenek -- 14.02.2008 - 17:24Mam żyrandol,
odziedziczony po pani Helence, ur. 1918, Limanowa (ta miejscowość źle mi się kojarzy).
Żyrandol natomiast kojarzy mi się silnie z malinowym budyniem. I jeszcze srebrna bombka z niego zwisa.
Radość tropików.