Michael, we love you!

Tagi:

 

Trzyma mnie cały dzień, dziwna mieszanka smutku i złości, złości i smutku, trochę przerażenia, i czegoś jeszcze, czegoś nieuchwytnego, czego może nawet, wolałabym nie nazywać.

Ominęłam wczoraj, świadomie i celowo, wszelkie przekazy na żywo i nie na żywo, z pogrzebu Michaela Jacksona.
Dzisiaj okazało się, że to była jedna z rozsądniej podjętych decyzji.

Nie wiem czy da się uniknąć informacji, których uniknąć chciałoby się bardzo, prawdopodobnie to możliwe, o ile odciąć się od wszelkich kanałów przekazujących.
Prawda jest taka, że to mi się nie udało.
Nie udało się, nie zobaczyć tego, co z uroczystością pogrzebową, czy raczej tą jej częścią, która została zgrabnie nazwana pożegnaniem z fanami, zrobiła rodzina i przyjaciele Michaela.

Rodzina i przyjaciele…

Prawdę mówiąc brak mi słów.
Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałam i już nigdy nie chcę zobaczyć, choć czai się we mnie obawa, że to co się wydarzyło wczoraj jest przekroczeniem kolejnej granicy.

Niewyobrażalne jest dla mnie (nadal, pomimo tego, co zobaczyłam), że można przywlec trumnę z ciałem zmarłego, ustawić ją pod sceną i zorganizować w obecności tegoż zmarłego koncert.
Trumna ze szczerego złota, na niej kwiaty, wokół kwiaty, zupełnie jak na pogrzebie, tyle że, to nie był pogrzeb…

Na scenie kolejni członkowie rodziny, przyjaciele, artyści. Jedni wygłaszają mowy pogrzebowe, inni śpiewają piosenki, potem kolejni śpiewają piosenki, następnie wszyscy razem odśpiewują utwór wieńczący… co wieńczący?
Nie wiem.
Wokół jedenaście tysięcy osób rozlosowanych i jeszcze ileś zaproszonych. Nie mam pojęcia czy tańczyli, ale tego wykluczyć nie mogę.
Z pewnością się uśmiechali i machali łapkami.

Im dłużej mam ten obraz przed oczami, tym bardziej składa mi się on w całość, z życiem Michaela. Od dziecka był produktem na sprzedaż, jedynym spośród licznego rodzeństwa, któremu udało się naprawdę coś. Daleko za nim jest Janet, ale reszta to tylko mgliste skojarzenia.
Produkt, jak to produkt, ma się sprzedać i to jak najlepiej. Za każdą cenę.
Michael sprzedawał się znakomicie.
Zdaje się, że nie pozostawał w bliskich i ciepłych relacjach z rodziną, zdaje się, że nawet był z nimi w konflikcie.
Bogaty, uwielbiany, sławny, otoczony pustką i oceanem samotności, z wyspą Neverland.
Kraina Nigdy?
Nigdy?

Właśnie nigdy, nawet po śmierci nikt nie zatrzymał ruchu tej machiny, choćby na jeden dzień. Na kilka godzin.

Jest coś symbolicznego, w tym jego nieszczęsnym ciele, zmasakrowanym dodatkowo dwiema sekcjami zwłok, lecz zamkniętym w złotej trumnie i przywiezionym na imprezę dla kolejnych milionów ludzi.

Wiele mówi też o najbliższej rodzinie Michaela, wykorzystanie jego jedenastoletniej córki w tym show .
Postawienie dziewczynki na scenie, danie jej mikrofonu i pozwolenie na to, by świat patrzył jak płacze i przez szloch mówi o tym jak bardzo kochała tatę, jest nikczemne.

Janet, która tak skrupulatnie podsuwa jej mikrofon szepcząc speak up , speak up ...
Być może nikt w tej rodzinie inaczej nie potrafi, przecież podobne rzeczy robiono im, kiedy byli mali.

Przerażające.

Dzieci Michaela, i inne zaproszone dzieci, na tej samej scenie, śpiewające piosenkę na finał.

Przerażające.

Pośród tego jedna, niekoniecznie rozpowszechniana medialnie, wypowiedź Elizabeth Taylor, która odmówiła udziału w tym wszystkim. Jej zdaniem Michael nie chciałby, żeby opłakiwała go, na oczach milionów widzów.

Być może, to właśnie ona jest jego jedynym przyjacielem,
jedyną rodziną, jaką miał.

***

Otul mnie
jak Jordan
wtedy, powiem ci,
że jesteś moim przyjacielem

Ochroń mnie
jakbyś był bratem
jak matka mnie kochaj
będziesz tam?

Obiecaj, że w zmęczeniu
mnie podtrzymasz
a jeśli się pomylę, pomożesz mi wrócić?
odnajdziesz mnie zagubionego?

Powiedzieli,
że mężczyzna powinien wierzyć,
iść pomimo wszystko,
walczyć do końca,
lecz jestem jedynie człowiekiem

Mówią, że wiedzą lepiej
wydaje się, że świat
wyznaczył mi rolę
w której jestem zagubiony
wskażesz mi kierunek?
potrafisz być aż tak,
żeby ze mną wytrzymać?

Przytul mnie,
pochyl głowę,
delikatnie i odważnie
zabierz mnie tam

Przytul mnie,
kochaj i nakarm,
pocałuj i uwolnij
to wszystko czego pragnę

Zabierz mnie
odważnie,
unosząc powoli
zabierz mnie tam

Chroń mnie,
uzdrów i oczyść,
szepczesz
będę tam

Unieś mnie,
delikatnie
zabierz mnie.
spraw, bym był

Chcę być potrzebny,
kochany i nasycony
to wszystko czego pragnę

W najciemniejszych godzinach,
w najgłębszej ciemności,
wciąż będzie ci zależało?
wciąż będziesz?
We wszystkich sprawach,
bólu,
wątpliwościach,
zwątpieniach,
mojej gwałtowności,
wstrząsach,
Pośród moich lęków
i wyznań
W udręczeniu i cierpieniu,
w dobrych i złych chwilach

Jutro jest obietnicą...
nigdy nie pozwolę ci odejść...
jesteś częścią mnie…

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Ano.

Okropne to było.


Brak słów...

Nawet Maszyna nie wie, co powiedzieć...

Czy oni wiedzą co to znaczy R.I.P. ?


Dymitrze

Piszesz, że okropne. I ja się zgadzam, ale coś mi się w duszy drze, że zdarzyło się więcej niż okropne.

To jest pierwsze ever takie zdarzenie, że publicznie, w światłach, wśród oklasków publiczności, na koncercie, imprezie, nazwij jak chcesz, wystawia się trumnę z człowiekiem. Może brzmi to brutalnie, ale tak dla mnie to wygląda.

Chciałam wstawić dwa filmy, ale uznałam, że to przecież o to chodziło, o rozpowszechnianie obrazu, że ktoś na tym zarobi, że będzie event .

A ja się nie zgadzam, żeby pogrzeb był eventem .
Nie zgadzam się, żeby śmierć człowieka wykorzystywać tak, jak całe życie, ten człowiek był wykorzystywany i traktowany.

Powiem Ci, że jakoś dziwnie przekonana jestem, jaki będzie ostateczny wynik badań dotyczących śmierci Michaela. To dość, i zbyt, oczywiste.

Pisałam, a czytałeś, że nie byłam jego fanką, ale dzisiaj jakoś jest mi bliższy.
Pojawia się we mnie taka myśl, że gdyby wiedział, to albo by nie umarł, albo nie zechciałby się urodzić.

Niech Ci z Góry czuwają nad jego dziećmi.


Spektakl musi trwać, show must go on

wszystko na sprzedaż?

Tomek Beksiński kiedyś napisał w felietonie:

“Tymczasem przedstawienie musi trwać. Skrwawione serca i marzyciele czekają na kolejny seans w Trójce pod księżycem. Jednak gdzieś popełniłem błąd. Nie chciałem, żeby wykradli mi duszę. Dawny entuzjazm przepadł. Może już jestem za stary? Co by im tu powiedzieć?”

Tak to bywa, że życie niektórych staje się w sumie towarem dla mediów, tabloidów, fanów(?) (już samo to słowonie jest właściwie fajnym słowem), fan i idol, de facto puste słowa.

Nic się za nimi nie kryje.

Nowy tekstowicz zahaczył już o ten temat tu:

http://tekstowisko.com/jannowak/59795.html

Tak sobie myślę, że te medialne szopki trwają i trwać będą.

A że się kilka osób oburzy?
Tym lepiej dla nich, bo zainteresowanie większe będzie.

P.S. W takich chwilach warto wyłączyć po prostu TV i nie szukać w necie, wystarcza radio, pamiętam po śmierci papieża od wszechobecnej medialnej szopki 9a wtedy akurat dużo TV oglądałem) odpoczywałem przy radiu, w którym jakoś takie wydarzenia omawia się z większą delikatnością, finezją, wrażliwością, zrozumieniem.

P.P.S. A Elizabeth Taylor zachowała się po prostu jak przyjaciel, zresztą sama wypowiedziała się o tym pogrzebie jako o przedstawieniu.

Po co przyjaciele na przedstawieniu?

Media wystarczą...


Maszyno

Myślą, że wiedzą.

Tak jak, ojciec Michaela wiedział, kim ma być ojciec.

Tak jak, jego matka wiedziała, kim jest matka.

Tak jak, cała rodzina i przyjaciele wiedzieli, co znaczy być rodziną i przyjacielem.

Tylko ta Taylor…

Wydaje się, że nie ma nic smutniejszego, niż rozstanie poprzez śmierć, a to nie jest prawda. Nie tym razem.


Grzesiu

Wykradanie duszy…

Dla mnie Michael był człowiekiem, który albo swojej duszy nie odnalazł, albo głośno krzyczał, żeby ktoś ją zauważył. Może i jedno, i drugie…

Mnie zupełnie obezwałdnia takie poczucie narastające, że on nikogo nie miał, tak blisko, na wyciągnięcie ręki.
Że z drugiej strony, nie umiał dać, bo nigdy nie dostał.

Lisa Marie Presley, po jego śmierci, pięknie i odważnie napisała w swoim blogu.

A co do oburzenia.
Jeśli tylko kilka osób się oburzy, to nakręca machinę. Jeśli oburzą się miliony to każdy, kto zechce to powtórzyć, tysiąc razy się zastanowi. Może zrezygnuje.

Najpierw przeżyłam wstrząs, kiedy pojawił się pomysł, wystawienia zwłok na widok publiczny. Trzeźwo jednak uznałam, że się nie odważą, po sekcji zwłok.

Potem mnie trafiało, kiedy media zaczęły się karmić informacją o tym, że Michael Jackson zostanie pochowany bez mózgu. Daruję sobie opowieść, ale tak się składa, że widziałam trzy sekcje zwłok, więc daruję sobie jednak komentarz.

Pozostaje we mnie pytanie, do jakiego stopnia można człowieka odczłowieczyć?
Obedrzeć ze wszystkiego, a potem pochować w złotej trumnie?

Nie mam słów, nadal.


Czytałem ten tekst Lisy Marii Presley,

nie wszystko zrozumiałem przez mój angielski słaby, ale tekst, fakt, poruszający.

Nie no fakt, tysiące moga poskutkować, moim zdaniem nawet nie trzeba się oburzać, wystarczy nie dawać się wciągnąć w machinę i nie oglądać.

A złota trumna i odczłowieczenie?

No sama napisałaś,że chodziło o sprzedanie produktu, nie o pogrzeb.

Lansowania ciąg dalszy, ostatni(?)


m

“Dziwniejsze rzeczy z ciałami sław robiono :(
Nie ma co się dziwić temu całemu cyrkowi bo i tak każdy się właśnie cyrku spodziewał.”

To, że wielu się spodziewało cyrku (nie sądzę jednak, żeby każdy – ja na przykład się nie spodziewałam) wcale nie oznacza, że dziwić mu się nie ma co.

P.S Przebiegły ten zabieg z nickiem, nie da się powiedzieć. Tylko trochę taki nie za bardzo. Pomyśl o jego zmianie.
O ile oczywiście chcesz rozmawiać, zamiast reklamować.
Wycinam Twój komentarz, treść przekopiowałam w odpowiedzi do Ciebie, jak widzisz.


Grzesiu

Tak się zastanawiam, jak to jest z machiną.
Od którego momentu jesteś wciągnięty.

Czy pisanie takich tekstów, jak mój, jest jej napędzaniem, czy może wręcz przeciwnie?

Obawiam się, że dalszy ciąg nastąpi, ale już chyba nic bardziej makabrycznego wymyśleć się nie da…


Hm,

“Tak się zastanawiam, jak to jest z machiną.
Od którego momentu jesteś wciągnięty.”

Dopóki się zastanawiasz czy jesteś, to nie jesteś?
Tak mniemam:)

“Czy pisanie takich tekstów, jak mój, jest jej napędzaniem, czy może wręcz przeciwnie?”

Nie wiem, chyba nie, bo i w jaki sposób.
Acz juz kilka razy pisząc o czymś: konflikcie jakimś//Tybecie itd zastanawiałem się czy to aby nie tylko ciekawy temat dla mnie.
Kiedyś świetny tekst Major napisał o tym, a ja komentarz do jego tekstu, może znajdę później.

“Obawiam się, że dalszy ciąg nastąpi, ale już chyba nic bardziej makabrycznego wymyśleć się nie da…”

No w sumie makabryczniej pewnie nie będzie,ale machina komercyjna się będzie kręcić, fakt.
Zresztą podobno śmierć artysty zawsze podnosi sprzedaż płyt itd

pzdr


Grzesiu

Z jednej strony to naturalne, że piszesz o tym co Cię ciekawi, porusza, napisania się domaga, ale z drugiej… no właśnie… łatwo bić w ten sam bębęnek z innymi, których jakoś tam poddajesz krytyce.
Oczywiście, to jest kwestia granic i proporcji.

Zapewne teraz zacznie się pojawiać sporo książek o Michaelu, rozmaite czasopisma już wydrukowały specjalne dodatki o nim, płyty się tłoczą, powstają kolejne artykuły. Czy to źle?

Przeraziło mnie najbardziej to, że kolejna granica jest przekroczona. Mogę sobie już niestety wyobrazić taką możliwość, że za jakiś czas, być może trumna będzie otwarta… Za zgodą rodziny, która się nie sprzeciwi i której nikt z tzw. przyjaciół nie powie, że można to zorganizować inaczej.

Właśnie się zorientowałam, że da się wymyśleć jeszcze wiele makabrycznych rzeczy…


O już znalazłem to co chciałem

znaczy mój koment/tekst do tekstu Majora:

http://tekstowisko.com/tecumseh/53720.html

Co do książek o Michaelu it, nie, no nie ma w tym nic złego.
Aczkolwiek niekiedy dla mnie takie granice są wyzczuwalne, acz niekoniecznie jakieś to jest strasznie niesmaczne czy cuś, ale np. jak “Claudia” czy tego typu gazety zamieszczały dodatki po śmierci papieża o nim, to sobie myślałem, że to w sumie szopka, komercha i przegięcie.

Acz z drugiej strony może jestem przeczulony?

pzdr


Grzesiu

Napisałeś w tamtym tekście tak:

“Poupajamy się swoją wrażliwością, dobrocią, pamięcią o Tybetańczkavch i innych prześladowanych, inaczej niż jakiś tam polityk czy hierarcha kościelny.
A w sumie gówno z tego wynika.”

Moim zdaniem nie wynika z tego gówno , albo przynajmniej nie zawsze wynika.
To, co robimy ma znaczenie, i to co mówimy ma, i to jak , i w jakim celu.

Gdyby każdy wyszedł z założenia, że i tak nic się nie zmieni, że nic nie ma sensu, bo nasz wpływ jest ograniczony, to faktycznie żadna zmiana nie miałaby szansy.

I odwrotnie, jeśli każdy z nas uzna, że coś ma sens, i zrobi to, wtedy zmiana ma realne szanse.

Stąd moje zdanie, że wyrażanie sprzeciwu albo poparcia, ma sens.

O ile ośmielimy się odezwać...


No ma,

ale ja się obawiam, że często ma tylko takie niewymierne, znaczy znaczenie polega na tzw. dawaniu świadectwa i tyle.

A dalej?

Dalej jest bezradność.


Grzesiu

W kosmosie nic nie ginie, żaden głos czy gest.

Bezradność to bardzo niefajny stan, bardzo. Nie lubię go, ale kto lubi?
No może tylko ci, którzy swoją bezradnością uzasadniają, brak jakiegokolwiek działania.


No wiem,

od zawsze jakoś uwielbiałem te frazy:

“ocalałeś nie po to aby żyć
masz mało czasu trzeba dać świadectwo

(...)

strzeż się oschłości serca kochaj źródło zaranne
ptaka o nieznanym imieniu dąb zimowy
światło na murze splendor nieba
one nie potrzebują twego ciepłego oddechu
są po to aby mówić: nikt cię nie pocieszy

(...)

powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy
bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz
powtarzaj wielkie słowa powtarzaj je z uporem
jak ci co szli przez pustynię i ginęli w piasku

a nagrodzą cię za to tym co mają pod ręką
chłostą śmiechu zabójstwem na śmietniku

(...)

Bądź wierny Idź

Tym bardziej je cenię, jak się do nich nie stosuję:)

A to jest sedno z tą bezradnością i tym uzasadnianienm w sumie…

Pozdrówka nocne.


Piękne Grzesiu, piękne

Co to jest?

To słowa, które dają nadzieję, choć nie ma nadziei,
zachęcają, choć nie ma do czego.

Ponieważ nic nie ma, wszystko jest możliwe.

Dzisiaj moja koleżanka, przyniosła do pracy jakąś tam gazetkę dla kobiet głównie, oczywiście był artykuł o Michaelu, wyjątkowo spokojnie i rzeczowo napisany.
Autorka cytuje zdanie Michaela z jakiegoś wywiadu:

Myślę, że jestem najbardziej samotnym człowiekiem, na świecie.

Nieweryfikowalne, ale oddaje jak odnajdywał swoje miejsce, zupełnie znaleźć go nie mogąc.

Kiedy pisałeś swój ostatni komentarz, obejrzałam ten fragment koncertu, który zamieściłam. Nagle przyszła myśl, że on się ukrywał za tym tanecznym tłumem na scenie. Za każdym fajerwerkiem .

Wiesz, dopiero tłumacząc tekst Will you be there , uzmysłowiłam sobie jak bardzo jest osobisty, jak trudno treść wyłowić z pulsującego rytmu, który być może miał odwracać uwagę...

Bardzo głęboko trzeba wejść w samotność, żeby pozwolić sobie mówić o niej tak głośno i w taki bezpośredni sposób, mając pewność, że nikt tego głosu nie usłyszy.

Myślę, że samotność była dla niego stanem tak dramatycznie naturalnym, że nie znając nic innego, nie był w stanie z nikim jej współdzielić.

Zbudował mur, pozwolono mu go zbudować, za którym zaczął się dusić. Ukojenie znajdował w tych wszystkich przeciwbólowych (!) lekach, które go zabiły.

Tak właśnie człowiek, kochany przez miliony, umiera jak żył.

Ani Ty, ani ja nie mogliśmy nic zmienić, ale przecież było wokół niego wiele osób, które mogły.

Dla mnie nie umarł żaden Król Popu, umarł człowiek, który choćby miłość drugiego człowieka spotkał, nie umiałby jej przyjąć.

Nie wiem, czy umiem sobie wyobrazić coś bardziej przygnębiającego.

To była moja motywacja w pisaniu tego tekstu, uświadomiona kilka minut temu.


Mur?

http://www.sttb.pl/jezozwierz/tomasz_beksinski.opowiesci_z_krypty/mur.ht...

Co do samotności, w jakiś tam sposób każdy jest samotny.
A na pewno w niektórych sprawach.
Tyle że nie każdy umie sobie z tym radzić :(


Grześ

W murze była szczelina i wpełzł wąż

mam wiele lamp, które mogłyby ośœwietlić wnętrze mojej krypty… ale nie mam
prądu.

rozbijać sobie serce o mur

Jest tam jeszcze ktoœ na zewnątrz?

Rację masz słuszną. Każdy jest samotny, w ogóle, w niektórych sprawach, tak albo inaczej.

Szukamy, niektórzy z nas, sposobów przedarcia się przez mur. Cegiełkę jedną wybijamy, zawsze z nową nadzieją, zawsze z tym samym rozczarowaniem?

A przecież wystarczyłoby uznać... pogodzić się... nie walczyć...

Zobacz to, to nie Michael, to Robbie Williams.

Jak to jest do cholery, że możesz krzyczeć i krzyk, nie jest nawet szeptem?

Posłuchaj i popatrz.

Wybrzmiewają te same słowa, w innym języku…


Gretchen

Oglądałam tę “szopkę” we fragmentach a i tak parę razy wściekłam się, że strach.

Self-promotion:
Smokey Robinson przypomniał o sobie mówiąc, że to on był autorem jakiejś tam piosenki, którą jako 10 -latek zaśpiewał Michael z Jackson 5.
Pani Kongresmenka lansowała się w płomiennej mowie przypominając, że wybory uzupełniające są tuż, tuż i to na nią trzeba głosować, bo właśnie zgłosiła rezolucję nr 600 o tym, że Michael jest ikoną und dziedzictwem narodowym.
Brooke Shields – zapomniana gwiazdka podkreślała, że tylko ona “rozumiała” Michaela i tylko ona “wie”, która piosenka była ulubioną piosenką Michaela (rzekomo “Smile”), mimo, że jeszcze parę tygodni przed jego śmiercią wyśmiewała ich dawny związek.

Itd. Do wyrzygania…

Będzie więcej? Jasne, że będzie!
Hieny wyją od chwili kiedy ogłoszono zgon. W tym dawna żona, która kocha swoje dzieci i dlatego twierdzi, że nie są jego.
W tym “tatuś”, który znowu może pokazać się w świetle kamer. A także “siostry i bracia” (z wyjątkiem Jermaina, to mój domysł).

Finał.
Zabij mnie ale nie pamiętam czy to było “Heal the World” czy “We Are the World”. Pewnie ze złości nie pamiętam.
Ale parę rzeczy zwróciło moją uwagę: twarz Lionela Richie, skupiona i poważna, bez jednego uśmiechu jak twarz Kobe Bryant’a (chyba, że się mylę; koszykarzy z trudem odróżniam), który stał na szarym końcu sceny w trakcie tego performance.
I twarze “braci i sióstr” ( z wyjątkiem Jermaine’a) – uśmiechające się do innych celebrities stojących wokół, jakby właśnie spotkali się przypadkiem przed jakąś knajpą i wymieniali uprzejmości.

Córka… nakręcanie śruby emocji do granic w jaskrawej opozycji do totalnie pozbawionej uczuć twarzy/maski syna, żującego namiętnie gumę.

Eksploatacja do ostatniego centa… aż dziw bierze, że stacje TV dostały prawa do transmisji tego “cyrku” za darmo.

Będzie więcej. Nie spoczną, tego możesz być pewna.

Pozdrawiam.


Magia

W finale to były obie piosenki, a jakże. Odśpiewane radośnie… jak napisałaś?

“jakby właśnie spotkali się przypadkiem przed jakąś knajpą i wymieniali uprzejmości.”

Otóż to.

Dzisiaj mamy kolejną rewelację, że nie można wykluczyć morderstwa, jednak.

Pozostaje tylko niesmak, i współczucie. Właściwie dla nich wszystkich.

Pozdrowienia.


Hm,

jednak każdy ma inną wrażliwość. Uwaga, cytuję Wieszcza – bardzo to jest miłe i sensowne. ;)

Nieważne, że przebywałam na urlopie od rzeczywistości, wiem na pewno, że gdybym była okej, moja reakcja byłaby identyczna – zlewka total.

Za jego muzyką nie przepadam, estetyka mnie odstręcza, głupoty nie lubię, pedofilii jeszcze bardziej.

Umarł tak, jak żył. Sławę nieśmiertelną zyskał i miejsce w Hall of Fame. Już i tak był półtrupem, do czego się doprowadził własnoręcznie, zasadniczo to przestał się męczyć. Czym się tu niby przejmować?

Zaznaczam raz jeszcze, to tylko moje zdanie.


Nie tylko.

.


Załóżmy partię kanapową ;-)

wkleić Baranki Boże?


Możemy założyć

partię kokpitową.
To jeszcze mniej niż partia kadłubowa, a za to weselej.


A co sobie

wymalujemy na burcie? :)


To:


Grubo


Z tasakiem na adminów:)

albo na pocztę albo na salun

Albo z motyką na słońce.

Albo z brzytwą na poziomki

mam ambitny zamiar by jutro przed północą mieć 10333 komentarze a później zanurzyć się w nicość&niebyt:)

Więc ale za to niedziela będzie dla nas, dla spamerów:)


Na szczęście

rzęsy mam po Czajniku.

Ciemne, znaczy.


Państwu wesoło

I zlewka total.

Rozumiem. Produkt medialny. Nie pozostawia po sobie więcej niż torebka po gorącej zupce.

Co to znaczy umarł, tak jak żył? Wiemy jak żył? Wiemy jak umarł?

A nawet gdybyśmy wiedzieli jak żył, ale tak wiedzielibyśmy naprawdę, to tym samym wiedzielibyśmy jak umarł? Wiemy, wiecie, co to znaczy umierać i umrzeć? Naprawdę?

Nawet pominę rozwijanie myśli, że ten tekst jest o tym, jak bardzo żyjącym się korba odkręciła.

I pominę, że ze śmierci każdego można zrobić show, choć nie każda rodzina dysponuje takimi środkami, jak jego rodzina.

Chcielibyście, Moja Droga Pino i Mój Drogi Merlocie, żeby nad Waszymi trumnami stanęli ludzie gaworzący bez sensu?

Jakich kryteriów się używa, by nad jednym nieżyjącym się pochylić, a na drugiego prychnąć?

Wczoraj zapalaliście świeczki dla wiki3.

Dzisiaj…


z brzytwąna poziomki wybiegał co rano

włosy miał rozwiane, suknię poszarpaną ...

dobrze zapamiętałem …

mam tego singielka na analu :)

Śnieg. Deszcz. Psy osaczają. Rozpoznaję niektóre z nich


Panno G,

U mnie przynajmniej, prychnięcie i zgoda z Pino nie dotyczyło Michaela Jacksona, lecz produktu medialnego o tej samej nazwie.

I będę sobie w takich przypadkach prychać nie raz i nie dwa.
Nie ma tu porównania z wiadomością o śmierci Wikiego. Żadnego.

W kwestii co bym chciał nad moją trumną, to rozmawialiśmy na jabberku, przypomnij sobie. Podczas takiej imprezy nie czeka się na konwencjonalne lub bardziej wrażliwe hołdy ze świata. Wypatruje się bliskich i tych, których się za bliskich uważa. Tak mi się przynajmniej wydaje.

Po śmierci Jacksona specjalnie obejrzałem sobie jego klipy w większej ilości, żeby spróbować zrozumieć fenomen jego kariery. Niestety nie wiele zrozumiałem. Uważam, że ludzkość w masie zachowuje się jak absolutne stado baranów, nie ubliżając baranom.

Ostatni punkt programu, to pytanie:
Jak długo trwa Twoja żałoba po Jacksonie? Minęło pół roku.


Wesoło mi jak w niedzielę

Gretchen

Wiemy, wiecie, co to znaczy umierać i umrzeć? Naprawdę?

Nie, skąd. Na niby.

Wiesz, że wiecie.

Tylko że żyjemy, bażancie.

Gretchen

Chcielibyście, Moja Droga Pino i Mój Drogi Merlocie, żeby nad Waszymi trumnami stanęli ludzie gaworzący bez sensu?

Tak. Chcę, żeby Grześ wygłosił długie, mamroczące i niezrozumiałe przemówienie, a potem stracił równowagę i wpadł do otwartego grobu. Żeby zrobiło się wielkie zamieszanie z poszukiwaniem pijanego grabarza, który go stamtąd wyciągnie, i żeby powstał ogólny Monty Python. Żeby potem wszyscy upili się na mojej stypie, a Stopczyk puszczał muzykę, od której wszystkim popękają bębenki.

Gretchen

Jakich kryteriów się używa, by nad jednym nieżyjącym się pochylić, a na drugiego prychnąć?

Michael Jackson ma sławę nieśmiertelną i pamięć milionów. Wiesław Mojzych ma pamięć i szacunek kilkudziesięciu kolegów blogerów.

Fair deal, isn’t it?


To ja bym wolał

żeby jednak Stopczyk robił fotki;-)


Phi,

a czy to Twój pogrzeb? Ja się domagam, grajcie mi Ramones, a nie kurwa marsza.

Zawsze mogę wrócić o północy w Zaduszki i Cię postraszyć grzechotką.

Najmądrzejsze podejście do śmierci mają Meksykanie.
Lew Trocki wrzasnął z przerażenia, kiedy – niedługo przed bliskim spotkaniem z czekanem – Diego Rivera na fieście dał mu cukrową czaszkę.
Miał szansę oswoić strach. Nie skorzystał...


Pino,

egocentryzm jest niebezpieczny.
Co ma robić Stopczyk rozpatrywałem w kategoriach mojego pogrzebu.

Co do Meksykanów – pełna zgoda.


Pardą,

merytorycznie uwaga bardzo słuszna. Przez mój egocentryzm ja się kiedyś przejadę, obawiam się. Inna sprawa, że pisałam szybko i było dosyć wcześnie. :P

A co ja mam robić na Twoim pogrzebie, jak już tak wymieniamy dyspozycje?


Z Ciebie zrobimy na szybko

coś do zeżarcia, a la Mexico. Może tasakiem? I dużo, dużo, chili.
Ale najpierw odczytasz dytyramb und tren w jednym.

Poza tym nie mam pewności, czy Cię zaproszę.


Nigdy nie ma pewności,

mors certa, hora incerta, czyli po naszemu: mors jest pewny, no chyba, że akurat chory.


Merlocie

Nie jestem pewna czy Pino pisała o produkcie medialnym, a nawet wydaje mi się, że użyte przez nią słowa wskazują na coś zgoła odmiennego. Może więc zwracaj uwagę na to, z czym się zgadzasz?
Trzymajmy się jednak przez chwilę tego produktu . Pisałam, że nigdy nie byłam fanką Jacksona, ale historia jego życia dzięki kochającemu ojcu, jest też historią okaleczania dziecka w imię stworzenia produktu. Dla mnie to raczej smutne.
Wydaje mi się, że o tym napisałam, a nie o tym, że Michael wielkim artystą był, bo dla mnie nie był.

Pytasz o moją po nim żałobę. Nie wiem czy kiedykolwiek była. To określenie rezerwuję dla bliskich ludzi.
Natomiast dzisiaj mogłabym napisać ten tekst w taki sam sposób z tego powodu, że jego historia, od początku do końca, mnie porusza.
Dzisiaj też.


Pino

Obaj nie żyją, niestety.

Nie potrafię wartościować śmierci.


No daj spokój,

śmierć zdarza się co chwila i nie ma co płakać, szczególnie, że wszyscy i tak lądują w cukierni, wracają bażantem, albo się tłuką po innych zaświatach. Za wyjątkiem Grzesia, który majestatycznie zamierza wstąpić w Nicość. :)
Pamięć się liczy, a tej Jacksonowi na pewno nie zabraknie. Inna sprawa, że niekoniecznie ta pamięć musi być szczególnie pochlebna… No, ale jeszcze muzyka została. Czy to mało?
Jak już mam się użalać nad ikonami popkultury, to prędzej nad panią MM…


Bażancie

Nie chodzi o płakanie, choć będę się upierać, że płakać można, bo niby czemu nie?

Nad MM już się użalałam. I nad Elvisem też. Może ja w ogóle się za bardzo nad ludźmi użalam?

Albo wykorzystuję chwilę, żeby się zatrzymać.


merlocie

Waldorf… Jerzy Waldorf powiedział kiedyś: “Jak mi zagrają na pogrzebie “Marsz żałobny” Chopina to wyjdę z trumny i będę kąsał!”

ja optuję za pogrzebem w stylu tybetańskim

Śnieg. Deszcz. Psy osaczają. Rozpoznaję niektóre z nich


A ja latającego cyrku,

no chyba, że kiedyś mi odwali całkiem i się powieszę pod prysznicem, to możecie rozrzucić prochy na plaży w Sopocie. :P

A potem na piwo ze spritem… I nie użalać się nade mną, tylko wspominać, jaka byłam piękna i dobra, albo sifać, że teraz już będzie wam nudno.

O!


Małgosiu,

nie gniewaj się na nas.
W żadnym wypadku nie chodzi o deprecjonowanie Twojego spojrzenia na śmierć.

W historii Jacksona przeważają rzeczy smutne, choć skąpane w świetle sławy i blasku milionów dolarów. Nie dziwię się, że napisałaś tę notkę i nie dziwię się, że ją tak napisałaś.

Ja tylko zanotowałem co czuję. No i wczoraj myślami byłem przy Wikim, co uważam za rzecz zupełnie oczywistą.


Merlot

Proszę mnie nie przezywać. :)

Ja się nie gniewam. No ludzie! Żebym ja się miała zaraz gniewać. Zdziwiłam się i postanowiłam dać temu wyraz.

Przedwczoraj, albo ze dwa dni temu myślałam, że gdybym ja umarła, to nie udałoby mi się tego przed Wami ukryć zapewne. Chociaż...


I jeszcze, aha

Nie przeceniajmy znaczenia milionów dolarów i sławy.


To jest myślenie depresyjne.

Przećwiczyłem to latem.


Jakie depresyjne?

Pogłoski o mojej depresji też są znacznie przesadzone.
Tak tylko się zastanawiałam.


Bażant, we love you,

ale mogłabyś na własną pocztę zajrzeć, zamiast nabijać posty. :P


Zajrzałam

przeczytałam. Jestem zbyt wycieńczona, żeby dzisiaj się odnieść. Mogę jutro?

:)


Możesz,

tylko niech usłyszę: plus czy minus :P


Bażancie niecierpliwy

Generalnie plus, ale mam dwa zastrzeżenia. Jedno dotyczy mnie, drugie jest natury ogólnej.

Hi hi.


Okej,

moje ego w związku z tym nie zamierza się na razie wieszać pod prysznicem.


I dobrze

Wieszanie ego pod prysznicem wydaje się bez sensu.

Ależ Ty musisz mieć obszerną kabinę prysznicową. :)


No kurwa!

Wy się na mnie uparliście z merlotem, czy jak?

Jakby wam obydwojgu szalenie dużo brakowało… moje wy wzory skromności. :)

Zaraz się zamknę w sobie i tyle mnie zobaczycie, o.

Na kolację mam ziemniaki smażone w talarkach i yayka sadzone.

Pozdrawiam sadystycznie


Bażancie

To Wy się z Merlotem na mnie uparliście, przypominam. :)

Na wzór skromności rzeczywiście się nie nadaję, nie to co Merlot hi hi. I nie wrzeszcz na mnie, bo pójdę do skorupki i nie usłyszysz kolejnej absurdalnej historii. Gdybymż jeszcze miała siłę ją dzisiaj napisać... Ale ni mom.

Kolacji zazdroszczę, udało Ci się. :))


Dobra, dobra!

Zima, która to już zima? Doprawdy, zbyt dobrą mam pamięć...

Będzie mnie tu jeszcze szantażować. Nic z tego. Jestem odporna.

Poza tym, jak wiesz, trzysta kilometrów dla mnie nie stanowi, więc lepiej bądź grzecznym bażantem.

he he


Pinolku,

że się tak wyrażę...

Spoko.
Moje ego jest tyż niczego sobie.
W trójkę wyczerpujemy dostępność tego towaru w okolicy;-)


Bardzo ze mnie grzeczny bażant

jak wiesz i wcale nie szantażysta.

O.


Na mój honor czekisty,

nareszcie się przyznali.

Z tej okazji perkusja… znudziły mi się trąbki.


Subskrybuj zawartość