Po pierwsze, zgadzam się. Najistotniejsza jest reakcja. Czy kazania moralisty pozostawiają jakiś ślad. Po części to, czy jakieś wnoski się ostaną, czy skończy się na pokrętnych usprawiedliwieniach i wyparciu, zależy od postawy odbiorców moralisty. Ich sumienie, ich odpowiedzialność.
Ale.
Po części jednak zależy od postawy samego głosiciela prawdy (lub innych wartości). I ta odpowiedzialność jest też spora.
Druga sprawa
proszę mi podać konkretny przykład, kiedy Terlikowski nie jest w zgodzie z nauką Kościoła (“nie głosi Ewangelii”). Chodzi Panu o to, że grzeszy, czy może jest schizmatykiem?
Już pisałem, że nie o to idzie. T. wykłada dość ściśle naukę społeczną Kościoła, choć czasem miesza bez komentarza to, co jest oficjalnym stanowiskiem, z tym, co już nim nie jest. Nie jest więc schizmatykiem, czy heretykiem (o ile umiem to ocenić). Nie jest też gorszycielem w tym sensie, że nie znamy żadnego faktu podważającego zgodność jego praktyk z deklarowanymi poglądami.
Ale Ewangelia, Referencie szanowny, to nie jest moralizm. To DOBRANOWINA. A dobrą nowiną nie jest przykazanie dla każdego, ale ratunek dla każdego. Zmartwychwstanie dla każdego. Brak lęku przed śmiercią ontologiczną, egzystencjalną — wolność. I spełnienie dla każdego. Miłość. Pełnia. Gratis.
Rzecz jasna, nie da się zaspokoić dzisiejszych mas chrześcijaństwem zaserwowanym w felietonach czy innych gazetowych tekścikach. To musi być dla jednych głupie, a dla innych gorszące. Musi piec, jak sól, parzyć jak światło.
Ale nie można, nie wolno, nie sposób — ograniczyć chrześcijaństwa do listy nakazów i zakazów moralnych.
Przyznam, że dawno już Terlikowskiego nie czytam, bo obrzydł mi zupełnie, dlatego nie sypnę z rękawa przykładem, którego się domagasz. Zresztą, jak widzisz, nie będzie łatwo w ogóle taki przykład znaleźć, bo mój główny zarzut nie odnosi się do tego, co nasz publicysta głosi, lecz czego nie głosi. Nie do tego, co jest, a do tego, czego brak.
Bo po prostu — pół chrześcijaństwa, to jak półprawda.
Na koniec zaś, kwestia trzecia:
w gruncie rzeczy powinien Pan o Terlikowskim mówić łagodniej niż o… powiedzmy Kiszczaku, a formułuje Pan w stosunku do Terlikowskiego zarzuty takiego kalibru, że za chwilę zabraknie Panu proporcji (np. dla oceny “wiary” Kiszczaka, którą potwierdzał prześladując przez wiele lat Kościół).
Ja się o Kiszczaku (itp.) w ogóle tu nie wypowiadam. Bo on jest poza zagadnieniem. Sam Kiszczak do wiary się nie poczuwał, i nie poczuwa (chyba że coś przeoczyłem). Nie sposób z chrześcijaństwa i głoszenia Ewangelii rozliczać pogan. A nawet apostatów. To nonsens.
I proszę mi nie zarzucać, że piszę o Terlikowskim zbyt ostro, by zabrakło skali.
Są terminy pożyteczny idiota, głupiec, cwaniak, hipokryta, zdrajca, kanalia, zbrodniaż i wiele, wiele innych słów, od łagodniejszych do najostrzejszych. Słów, których staram się nie nadużywać, których mogę jednak użyć i czynię tak gdy chcę napisać o łajdaku, czy zbrodniażu.
Zresztą, tutaj bardzo dobrze pasuje postawa z notki Rozmowy: Panowie są oczywiście, prawda, zdrajcami i komuszym pomiotem, ale nie mogę im odmówić, prawda, pewnej, że tak powiem… solidności.
Wróg, to wróg, koniec kropka. Ale przed niektórymi sojusznikami, strzeż nas Panie.
Referencie
Po pierwsze, zgadzam się. Najistotniejsza jest reakcja. Czy kazania moralisty pozostawiają jakiś ślad. Po części to, czy jakieś wnoski się ostaną, czy skończy się na pokrętnych usprawiedliwieniach i wyparciu, zależy od postawy odbiorców moralisty. Ich sumienie, ich odpowiedzialność.
Ale.
Po części jednak zależy od postawy samego głosiciela prawdy (lub innych wartości). I ta odpowiedzialność jest też spora.
Druga sprawa
proszę mi podać konkretny przykład, kiedy Terlikowski nie jest w zgodzie z nauką Kościoła (“nie głosi Ewangelii”). Chodzi Panu o to, że grzeszy, czy może jest schizmatykiem?
Już pisałem, że nie o to idzie. T. wykłada dość ściśle naukę społeczną Kościoła, choć czasem miesza bez komentarza to, co jest oficjalnym stanowiskiem, z tym, co już nim nie jest. Nie jest więc schizmatykiem, czy heretykiem (o ile umiem to ocenić). Nie jest też gorszycielem w tym sensie, że nie znamy żadnego faktu podważającego zgodność jego praktyk z deklarowanymi poglądami.
Ale Ewangelia, Referencie szanowny, to nie jest moralizm. To DOBRA NOWINA. A dobrą nowiną nie jest przykazanie dla każdego, ale ratunek dla każdego. Zmartwychwstanie dla każdego. Brak lęku przed śmiercią ontologiczną, egzystencjalną — wolność. I spełnienie dla każdego. Miłość. Pełnia. Gratis.
Rzecz jasna, nie da się zaspokoić dzisiejszych mas chrześcijaństwem zaserwowanym w felietonach czy innych gazetowych tekścikach. To musi być dla jednych głupie, a dla innych gorszące. Musi piec, jak sól, parzyć jak światło.
Ale nie można, nie wolno, nie sposób — ograniczyć chrześcijaństwa do listy nakazów i zakazów moralnych.
Przyznam, że dawno już Terlikowskiego nie czytam, bo obrzydł mi zupełnie, dlatego nie sypnę z rękawa przykładem, którego się domagasz. Zresztą, jak widzisz, nie będzie łatwo w ogóle taki przykład znaleźć, bo mój główny zarzut nie odnosi się do tego, co nasz publicysta głosi, lecz czego nie głosi. Nie do tego, co jest, a do tego, czego brak.
Bo po prostu — pół chrześcijaństwa, to jak półprawda.
Na koniec zaś, kwestia trzecia:
w gruncie rzeczy powinien Pan o Terlikowskim mówić łagodniej niż o… powiedzmy Kiszczaku, a formułuje Pan w stosunku do Terlikowskiego zarzuty takiego kalibru, że za chwilę zabraknie Panu proporcji (np. dla oceny “wiary” Kiszczaka, którą potwierdzał prześladując przez wiele lat Kościół).
Ja się o Kiszczaku (itp.) w ogóle tu nie wypowiadam. Bo on jest poza zagadnieniem. Sam Kiszczak do wiary się nie poczuwał, i nie poczuwa (chyba że coś przeoczyłem). Nie sposób z chrześcijaństwa i głoszenia Ewangelii rozliczać pogan. A nawet apostatów. To nonsens.
I proszę mi nie zarzucać, że piszę o Terlikowskim zbyt ostro, by zabrakło skali.
Są terminy pożyteczny idiota, głupiec, cwaniak, hipokryta, zdrajca, kanalia, zbrodniaż i wiele, wiele innych słów, od łagodniejszych do najostrzejszych. Słów, których staram się nie nadużywać, których mogę jednak użyć i czynię tak gdy chcę napisać o łajdaku, czy zbrodniażu.
Zresztą, tutaj bardzo dobrze pasuje postawa z notki Rozmowy:
Panowie są oczywiście, prawda, zdrajcami i komuszym pomiotem, ale nie mogę im odmówić, prawda, pewnej, że tak powiem… solidności.
Wróg, to wróg, koniec kropka. Ale przed niektórymi sojusznikami, strzeż nas Panie.
odys -- 01.12.2008 - 00:07