Załóżmy, to nie czyni mi żadnego bólu, że Twoja wersja romantyczna jest prawdziwa: zraniona miłość kobiety, piekący ból odrzucenia, w końcu wściek, furia, plan, realizacja.
Gdybym to ja miała szukać przyczyny, to szukałabym jej w głowie tej kobiety. Znaczy coś tam nie za bardzo grało, albo grało fałszująco . To jest moje wyjaśnienie przyczyny.
Z jednej strony wzbudzała w mężczyznach chęć opieki, współczucie a z drugiej wygląda na to, że potrafiła całkiem nieźle dawać sobie radę.
Miała męża, dziecko – rzuca to w kąt, bo Maciek, miłość itd. Potem Maciek sobie idzie (to też ciekawe, że Maciek sobie idzie jak ona taka fajna…), pojawia się pocieszyciel. Kurczę, jakie to banalne.
Zgodzę się, że miała w sobie okrutną destrukcyjną siłę, którą zarażała w jakiś sposób innych. Taką siłę mają najczęściej ludzie, którym coś w głowie nie gra. Największą ze znanych mają psychopaci.
Przyszło mi do głowy, że przegrał każdy z trzech mężczyzn (mówię o tych z historii), który się z nią związał. Każdy, którego ominęło wygrał. Przynajmniej dwóch z nich potaktowała instrumentalnie dość, jak się zdaje.
Zobacz sam jak o niej piszesz. Zamordowała mężczyznę, a w Twoim opisie wciąż jest tą uroczą kotką, która potrzebowała opieki i zrozumienia.
Oczywiście, że takie emocje się zdarzają. Tylko, że dla mnie dość oczywiste jest też to, że… No jak wyżej w sumie.
Znałam podobną kobietę bardzo dobrze. Tak działała na mężczyzn, tak była postrzegana. Z wiadomych względów na mnie tak nie działała, więc mogłam sobie popatrzeć z boku. O tyle, o ile się dało, bo ona robiła różne rzeczy z ludźmi generalnie, bez względu na płeć. Używała jedynie różnych środków.
Znam też podobnych mężczyzn i przychylam się do zdania Pana Lorenzo, że to nie płeć decyduje.
Artur
Interesuje Cię przyczyna. Ok.
Załóżmy, to nie czyni mi żadnego bólu, że Twoja wersja romantyczna jest prawdziwa: zraniona miłość kobiety, piekący ból odrzucenia, w końcu wściek, furia, plan, realizacja.
Gdybym to ja miała szukać przyczyny, to szukałabym jej w głowie tej kobiety. Znaczy coś tam nie za bardzo grało, albo grało fałszująco . To jest moje wyjaśnienie przyczyny.
Z jednej strony wzbudzała w mężczyznach chęć opieki, współczucie a z drugiej wygląda na to, że potrafiła całkiem nieźle dawać sobie radę.
Miała męża, dziecko – rzuca to w kąt, bo Maciek, miłość itd. Potem Maciek sobie idzie (to też ciekawe, że Maciek sobie idzie jak ona taka fajna…), pojawia się pocieszyciel. Kurczę, jakie to banalne.
Zgodzę się, że miała w sobie okrutną destrukcyjną siłę, którą zarażała w jakiś sposób innych. Taką siłę mają najczęściej ludzie, którym coś w głowie nie gra. Największą ze znanych mają psychopaci.
Przyszło mi do głowy, że przegrał każdy z trzech mężczyzn (mówię o tych z historii), który się z nią związał. Każdy, którego ominęło wygrał. Przynajmniej dwóch z nich potaktowała instrumentalnie dość, jak się zdaje.
Zobacz sam jak o niej piszesz. Zamordowała mężczyznę, a w Twoim opisie wciąż jest tą uroczą kotką, która potrzebowała opieki i zrozumienia.
Oczywiście, że takie emocje się zdarzają. Tylko, że dla mnie dość oczywiste jest też to, że… No jak wyżej w sumie.
Znałam podobną kobietę bardzo dobrze. Tak działała na mężczyzn, tak była postrzegana. Z wiadomych względów na mnie tak nie działała, więc mogłam sobie popatrzeć z boku. O tyle, o ile się dało, bo ona robiła różne rzeczy z ludźmi generalnie, bez względu na płeć. Używała jedynie różnych środków.
Znam też podobnych mężczyzn i przychylam się do zdania Pana Lorenzo, że to nie płeć decyduje.
Gretchen -- 17.12.2008 - 18:03