Ale, ale… Przecież Pani, Droga Pani Pino (że o swojej osobie nie wspomnę, bo to już dno dna jest), wcale nie wie “na czym polega taka prawdziwa grzeczność i uprzejmość”. One polegają właśnie “na formach i zwrotach”.
“Porównajmy to teraz z nienagannym formalnie postem na Pan, Pani”, znamienitego Pana Hodowcy, “który daną osobę ciężko i boleśnie” miał obrazić.
Każde jedno zdanie miało być, w założeniu (uwaga! czytam w umyśle autora niczym jakiś bóg :) obraźliwe. Od wyśmiewania mojego niszowego czytelnictwa i karygodnego chwalenia się nim (bo przecież tekst o Haiti popełniłam, czyż nie?), przez ustawianie człowieka w narożniku, aż do mojego braku klasy, która, co powszechnie winno być wiadomym arystokratom formalnym, z genów pochodzi. To ostatnie śmierdzi eugeniką, że strach.
Czyż nie pasuje to mądrych słów Bażanta Czarnego: “bo chodzi o to, żeby komuś strzelić , ale żeby autor mógł otworzyć oczy ze zdumienia, kiedy adresat się urazi”?
Zdaniem kobiety bezklasowej – pasuje.
Ale tu pojawia się problemik malutki, bo nawet taka genetycznie pozbawiona klasy baba, jak ja, zaposiadywuje (skąpą i płytką co prawda, jak na standardy arystokratyczne) zdolność uczenia się.
Marność tej zdolności w moim wykonaniu z pewnością przejawia się w fakcie, że ponieważ nie przyszło mi nawet do pustego by wywlekać na scenę wysoce specjalistyczną oraz niszową wiedzę Pana Hodowcy w zakresie stosunków własnościowych schronisk tatrzańskich za czasów ustroju przeszłego oraz niepokojów społecznych wywołanych za przyczyną pewnej bitwy na śnieżki w Sylwestrową noc. I to gdzie? W jadalni, proszę Pani.
Jak sama Pani widzi, jestem upośledzona w stopniu głębokim, albowiem gdyż jadalnię postrzegam jako miejsce, które do spożywania posiłków jest przeznaczone.
I znowu wtopa, proszę Pani, oraz brak genetycznych uwarunkowań po przodkach. Szympansich, a także arystokratycznych.
Masełko jest nieco zjełczałe. Socjotechnika mało subtelna. Ale cóż ja tam mogę wiedzieć? Do zacnego grona pogrobowców jaśnie pana Podgóreckiego, herbu Topór, nie mogę przecież należeć. Z przyczyn oczywistych. :)
Dlatego, no cóż, ziewanie tylko mi pozostało.
A teraz zdejmuję czarne rękawiczki do łokci sięgające, odstawiam półmetrową cygarniczkę by pozdrowić się z Panią oraz Panem Yassą.
Czas najwyższy odpisać, chwaląc się wiedzą z książek nabytą,_ na komentarz Ernestto. :)
[edit] Choć może, po namyśle krótkim, najpierw zajmę się powieszeniem prania. A nuż, coś mądrego mnie najdzie. Albo i nie, bo w maglu przecież wieszać nie będę. [/edit]
Pino
Też sobie poziewałam. ;p
[A teraz wejdę w konwencję. :)]
Ale, ale… Przecież Pani, Droga Pani Pino (że o swojej osobie nie wspomnę, bo to już dno dna jest), wcale nie wie “na czym polega taka prawdziwa grzeczność i uprzejmość”. One polegają właśnie “na formach i zwrotach”.
“Porównajmy to teraz z nienagannym formalnie postem na Pan, Pani”, znamienitego Pana Hodowcy, “który daną osobę ciężko i boleśnie” miał obrazić.
Każde jedno zdanie miało być, w założeniu (uwaga! czytam w umyśle autora niczym jakiś bóg :) obraźliwe. Od wyśmiewania mojego niszowego czytelnictwa i karygodnego chwalenia się nim (bo przecież tekst o Haiti popełniłam, czyż nie?), przez ustawianie człowieka w narożniku, aż do mojego braku klasy, która, co powszechnie winno być wiadomym arystokratom formalnym, z genów pochodzi. To ostatnie śmierdzi eugeniką, że strach.
Czyż nie pasuje to mądrych słów Bażanta Czarnego: “bo chodzi o to, żeby komuś strzelić , ale żeby autor mógł otworzyć oczy ze zdumienia, kiedy adresat się urazi”?
Zdaniem kobiety bezklasowej – pasuje.
Ale tu pojawia się problemik malutki, bo nawet taka genetycznie pozbawiona klasy baba, jak ja, zaposiadywuje (skąpą i płytką co prawda, jak na standardy arystokratyczne) zdolność uczenia się.
Marność tej zdolności w moim wykonaniu z pewnością przejawia się w fakcie, że ponieważ nie przyszło mi nawet do pustego by wywlekać na scenę wysoce specjalistyczną oraz niszową wiedzę Pana Hodowcy w zakresie stosunków własnościowych schronisk tatrzańskich za czasów ustroju przeszłego oraz niepokojów społecznych wywołanych za przyczyną pewnej bitwy na śnieżki w Sylwestrową noc. I to gdzie? W jadalni, proszę Pani.
Jak sama Pani widzi, jestem upośledzona w stopniu głębokim, albowiem gdyż jadalnię postrzegam jako miejsce, które do spożywania posiłków jest przeznaczone.
I znowu wtopa, proszę Pani, oraz brak genetycznych uwarunkowań po przodkach. Szympansich, a także arystokratycznych.
Masełko jest nieco zjełczałe. Socjotechnika mało subtelna. Ale cóż ja tam mogę wiedzieć? Do zacnego grona pogrobowców jaśnie pana Podgóreckiego, herbu Topór, nie mogę przecież należeć. Z przyczyn oczywistych. :)
Dlatego, no cóż, ziewanie tylko mi pozostało.
A teraz zdejmuję czarne rękawiczki do łokci sięgające, odstawiam półmetrową cygarniczkę by pozdrowić się z Panią oraz Panem Yassą.
Czas najwyższy odpisać, chwaląc się wiedzą z książek nabytą,_ na komentarz Ernestto. :)
Magia -- 20.01.2010 - 13:33[edit] Choć może, po namyśle krótkim, najpierw zajmę się powieszeniem prania. A nuż, coś mądrego mnie najdzie. Albo i nie, bo w maglu przecież wieszać nie będę. [/edit]