Czy Pan na prawdę nie widzi śmieszności swojej postawy? Najpierw Pan twierdzi, że posiadanie kodu DNA stanowi o byciu człowiekiem, a potem Pan pisze coś o świni… Przecież Pan sam obala swoje argumenty!
Nauka może mówić coś o ciele człowieka. (Biologia) Inna nauka może usiłować coś mówić o duszy człowieka (teologia, psychologia) niemniej warsztat metodologiczny i teorie w ramach tych nauk są na takim poziomie, że nie ma w nich wiedzy. W najlepszym razie są to prawdopodobne hipotezy. W najgorszym czyste spekulacje.
Pańskie przekonanie o braku doniosłości momentu narodzin są uroczo błędne z biologicznego punktu widzenia. Morfologia to nie wszystko. Ona rzeczywiście zmienia się stopniowo od zygoty do śmierci organizmu. Fizjologia tegoż organizmu zmienia się w momencie narodzin tak istotnie, że możemy mówić o takim samym przełomie, jak zmiana gąsienicy w imago. Wiem, że Pan tego nie rozumie, ale to jest wiedza ogólnie dostępna. Nawet dla uczniów szkoły podstawowej.
Pańskie przekonanie, że dyskusja dotyczy tych aspektów rozwoju osobniczego (to od osobnik – termin naukowy z zakresu biologii), które Pan uznał za pasujące do Pańskiej wizji świata jest błędna. Pan stara się udowodnić, że płód jest człowiekiem, a nie „potencjalnie człowiekiem”. Zatem dyskusja dotyczy wszelkich wątpliwości pojawiających się w Pańskim rozumowaniu, że użyję takiego górnolotnego określenia.
Ja redukuję płód do płodu. Pan człowieka do organizmu posiadającego DNA. Co jest redukcją? Nazywanie rzeczy po imieniu, czy abstrahowanie od człowieczeństwa człowieka, a w terminologii kościelnej, od pierwiastka boskiego w człowieku? Niech się Pan zastanowi jakie argumenty Pan stosuje, a potem oskarża mnie o swoje błędy. (Zygmunt Frojd nazywa coś takiego projekcją.)
Panie Staszku!
Czy Pan na prawdę nie widzi śmieszności swojej postawy? Najpierw Pan twierdzi, że posiadanie kodu DNA stanowi o byciu człowiekiem, a potem Pan pisze coś o świni… Przecież Pan sam obala swoje argumenty!
Nauka może mówić coś o ciele człowieka. (Biologia) Inna nauka może usiłować coś mówić o duszy człowieka (teologia, psychologia) niemniej warsztat metodologiczny i teorie w ramach tych nauk są na takim poziomie, że nie ma w nich wiedzy. W najlepszym razie są to prawdopodobne hipotezy. W najgorszym czyste spekulacje.
Pańskie przekonanie o braku doniosłości momentu narodzin są uroczo błędne z biologicznego punktu widzenia. Morfologia to nie wszystko. Ona rzeczywiście zmienia się stopniowo od zygoty do śmierci organizmu. Fizjologia tegoż organizmu zmienia się w momencie narodzin tak istotnie, że możemy mówić o takim samym przełomie, jak zmiana gąsienicy w imago. Wiem, że Pan tego nie rozumie, ale to jest wiedza ogólnie dostępna. Nawet dla uczniów szkoły podstawowej.
Pańskie przekonanie, że dyskusja dotyczy tych aspektów rozwoju osobniczego (to od osobnik – termin naukowy z zakresu biologii), które Pan uznał za pasujące do Pańskiej wizji świata jest błędna. Pan stara się udowodnić, że płód jest człowiekiem, a nie „potencjalnie człowiekiem”. Zatem dyskusja dotyczy wszelkich wątpliwości pojawiających się w Pańskim rozumowaniu, że użyję takiego górnolotnego określenia.
Ja redukuję płód do płodu. Pan człowieka do organizmu posiadającego DNA. Co jest redukcją? Nazywanie rzeczy po imieniu, czy abstrahowanie od człowieczeństwa człowieka, a w terminologii kościelnej, od pierwiastka boskiego w człowieku? Niech się Pan zastanowi jakie argumenty Pan stosuje, a potem oskarża mnie o swoje błędy. (Zygmunt Frojd nazywa coś takiego projekcją.)
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 16.06.2012 - 02:51