Mój merlotowy problem jest prosty:
W latach 1977-1990, będąc jak i dziś ledwie letnim katolikiem, czułem się członkiem wspaniałej wspólnoty.
Teraz odnoszę wrażenie, że część ludzi tę wspólnotę tworzących postanowiła nadać jej inny, w ich pojęciu lepszy charakter, zniechęcając do udziału w niej wszystkich, którzy nie spełniają wyśrubowanych, zdefiniowanych przez nich standardów. Piszę “zdefiniowanych przez nich”, świadomy, że z oburzeniem zaprzeczą, zasypując mnie informacjami o prawdziwych autorach owych definicji, dokładnie tak, jak Ty postąpiłeś w dyskusji na swoim blogu.
Ma to dla mnie niewielkie znaczenie, ponieważ to oni (i Ty wśród nich) egzekwowania owych “nieprzemijających” standardów się domagają, a wątpiącym lub poszukującym proponują przejście do malutkiego, trzecioligowego klubu.
Widzisz Staszku, dla mnie ta wspólnota, to nie tylko Kościół Rzymsko-Katolicki w swoim nienaruszalnym majestacie. To przede wszystkim Naród (lub Społeczeństwo w terminologii liberalnej) w dziewięćdziesięciu kilku procentach do katolicyzmu się przyznający.
To ludzie wszelkich zawodów i różnych poglądów politycznych; lepiej i gorzej wykształceni, inteligentni i bystrzy inaczej, bardziej lub mniej grzeszni itd. itd.
Tym wszystkim ludziom z takim samym przejęciem i wzruszeniem podaję rekę przekazując Znak Pokoju, gdy tylko moje lepsze ja zaciągnie mnie wreszcie do kościoła (rzadko, za rzadko…).
Ty na to mówisz albo-albo. Ja uważam takie podejście za niesłuszne, a jego zbyt gorliwąe egzekwowanie za wyjaławiające. I Naród/Społeczeństwo, i Kościół, i Polskę...
Gwoli sprawiedliwości, winą za zerwanie tych więzi wspólnotowych do których tęsknię, obarczam również inne siły i grupy społeczne. Z nimi nie mam problemu. Ich dobro wspólne nie interesuje zupełnie, a ja, podając im rękę, jeżeli jakikolwiek dreszcz odczuwam, to raczej obrzydzenia.
Z Tobą, Terlikowskim i wieloma innymi problem i owszem, mam.
Powiedz Staszku, czy można znielubić przyjaciół?
O tym właśnie gotów jestem z Tobą porozmawiać.
A nie o rozlicznych wariantach definicji idealizmu humanistycznego.
Takie jest moje Naturalne Prawo.
Tomek
komentarze
Różnica
jest między Poldkiem i TT.
Igła -- 28.03.2008 - 09:22Poldek przyjmuje największe głupstwa na kolanach. TT pisze przynajmniej o błędach KK a właściwie nie KK tylko purpuratów.
Igła
merlocie
bardzo wyważony i mądry tekst.
Ja sobie zawsze zadaje pytanie co jest moim zadaniem jako katolika?
Ano szerzyc wiare i przyciągac do niej ludzi.
Można to zrobic na dwa-trzy – mi znane sposoby: poprzez działalność misyjną realizowaną poprzez misjonarzy, misje, poprzez dawanie przykładu własnym zyciem i poprzez “drążenie skały kroplami wiary”.
Ostatnia rzecz wymaga wyjasnienia:
Dowiadujesz się o znakomitym sposobie na spedzenie wolnego czasu. Dostajesz foldery z miejsca pięknego, zachwycającego ze tchu barak. Lecz zanim zajrzysz do środka dostajesz strzał że trzeba: wykupic wizę, wystarac się o wszelkiej maści szczepionki, ludzie tam mieszkający to wielce aspołeczne istoty, nie wolno tego- owego i tamtego.
No ale na każdej stronie są super widoki.
czy nie lepiej sączyć te same wiadomości po stopniowym wgłebianiu się w folder?
nie twórzmy utopii: łaska wiary rodzi się w człowieku latami bardzo często i nie da się powiedzieć że sa Trzy Osoby Boskie, niebo i piekło i sprawy nie ma
pozdrawiam
max
max -- 28.03.2008 - 09:58Prezes , Traktor, Redaktor
Igła
Masz oczywiście rację zauważając różnicę.
Ocena tego na czym i co Poldek przyjmuje jest już iglasto-subiektywna.
Ale obu łączy ten rodzaj pryncypialności, która mnie, letniego sprowokowała do napisania tego tekstu. Nicponia, choć też się hiper-pryncypialnością w niektórych aspektach problemu wykazał nie szturcham, bo wg. mnie widzi to inaczej niż oni.
merlot
merlot -- 28.03.2008 - 11:04Prezesie
Dobry przykład, dla agencji reklamowych jak ulał;-)
W tym przypadku to raczej Poldek na postawione przez Ciebie pytanie odpowiedzieć mógłby.
Dla mnie ważniejsza jest odpowiedź na inne, trudniejsze pytanie: Czy niezłomność w krzewieniu i nauczaniu oraz kategoryczność w ocenianiu innych przynosi wspólnocie więcej korzyści, czy strat?
Ja uważam, że to, co nazywam wspólnotą (katolicką) w Polsce jest czymś większym i ważniejszym niż zwykła wspólnota wyznawców jednej religii.
Moim głównym zadaniem jako katolika jest żyć w zgodzie z własnym sumieniem. A zadaniem jako członka wspólnoty – myśleć, odczuwać i działać tak,by tej wspólnocie w miarę sił i środków służyć.
Kościół jest tu takim portem, w którym flotylla wspólnoty znajduje bezpieczne schronienie. Nie chcę, by przez budowę coraz wyższych falochronów straciła widok na pełne morze, słońce i co najważniejsze – na horyzont…
Dzięki za komentarz:-)
merlot
merlot -- 28.03.2008 - 11:53Tomek
przyjdę później i się odniosę do wpisu, bo teraz jestem, że tak powiem dość zajętą.
OK?
Pozdrówki.
Alga -- 28.03.2008 - 12:09Tomku
ja bardziej z boku, jako ze we wspólnocie mnie nie ma, ale pozwolę sobie głos zabrać.
Griszeq -- 28.03.2008 - 12:12czy to nie jest tak, że jak w kazdej wspólnocie mamy do czynienia z pełnym przekrojem postaw? od letniości, ktora pozycjonuje ludzi na krawędzi i wiąże sie juz bardziej z przywiązaniem niż przekonaniem, przez takich jak Ty – ludzi myślących, watpiących, szukających własnej drogi, skończywszy na dogmatykach? mam wrażenie, ze wspolnota (katolicka) w Polsce jest złożona w większości z ludzi podobnych Tobie. i to ta grupa wyznacza kierunek i pozycjonuje wspólnotę w ogóle społeczenstwa. dogmatycy nie trzymaja steru – Ty go masz. ale dogmatycy maja kompas, byś na niego mógł spojrzeć i się odnieść.
tak to widzę.
Griszequ
Po pierwsze, w mojej definicji wspólnoty się mieścisz, może niezupełnie zgodnie z literą i duchem obowiązującego podręcznika.
Po drugie ciągnąc żeglarską metaforę, kapitanat portu nasyła mi stale fachowców z pionu technicznego ( u Ciebie – dogmatyków) żeby mi MÓJ kompas kalibrowali. Ostatnio robią to coraz częściej, aż się żeglować odechciewa.
Kompas należy do sternika. Sternik zaś odnosi się i owszem do jego wskazań, ale tylko wówczas, gdy ma pewność że igła (bez skojarzeń) dobrze się ustawia. Dlatego kalibrację powinien przeprowadzać sam.
Mam braki w załodze. Wsiadaj!
merlot
merlot -- 28.03.2008 - 12:33Griszeq
niestety ta letniość sprawia że są (jesteśmy) mniej słyszalni, bo nie wskakujemy
na barykady, dlatego tak rzadko stajemy w kontrze. W moim przypadku wynika
to też ze świadomości że znam własne ogranicznia, ułomności i wiem że na tą
chwilę przykładem życia* nie nawrócę nikogo (chociaz może…), tylko “organiczną”
pracą, tylko rozmowami bez przekonywania, rozmowami…po prostu
*gdyż jako człowiek słaby mogę być mało wiarygodnym,
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 28.03.2008 - 12:43Dzisiaj jest poręczny dzień,
mogę co i raz pisać, że ktoś napisał to co ja myślę.
Pan Griszeq ujął to trafnie.
Choć jestem i chcę być członkiem tej wspólnoty, dogmatyków używam jak drogowskazów,
Kiedyś, komuś napisałem, że jest mi obojętne, czy wiedzą co mówią i czy rozumieją gdzie prowadzą. Mogą nawet nie wierzyć.
Jak jedziemy drogą, to jest nam zasadniczo w nosie, czy gościowi, ktory malowal drogowskazy, podobaly się nazwy miejscowości.
Oczywiście, zaraz ktoś powie, że można postawić drogowskaz, który myli drogę.
Tak. Można.
Dlatego warto i trzeba mieć swój własny atlas.
A i GPS nie zawadzi.
Znam takich, co im sam atlas wystarcza. Szanuję ich, choćby byli poza Wpólnotą. Im jest często znacznie trudniej.
PS Już dawno zauważyłem przykrą rzecz. Z przyjaciół się wyrasta.
yayco -- 28.03.2008 - 12:47Tomku
oczywiscie – blad mój, przeoczyłem że pisałes o wspolnocie jako całosci spoleczenstwa, w ktorej dziewięćdziesiąt parę procent deklaruje jednoczesnie przynaleznosc do KK. blednie przyjalem, ze mowisz o wspolnocie tych 90 paru procent. poprawiam się więc – plyniemy tym samym statkiem, czuję się jak najbardziej jego załogą.
Z tym kompasem to tez Ty masz racje – kompas należy do sternika i musi być go bezwzględnie pewien. Ech, a takie to mi sie zdawalo trafne. Nie musze na szczescie szukac innych matafor, bo Pan Yayco mnie wyręczył.
przypomniało mi się coś. kiedys w dyskusji (temat nieazny) z Arturem Nicponiem doszlismy do takiego wniosku – są potrzebni ludzie na skraju, aby nas kotwiczyc. bo przeciwna strona tez mocno ciągnie i jeśli z naszej strony tych skrajnych braknie, to calosc inercyjnie zaczyna dryfować w “tamtą” stronę. rownomierne rozlozenie radykałów pozwala trzymać rownomierny kurs. jednoczesnie, gdyby braklo prawdziwych dogmatykow, to w ramach wypelniania pustki po nich, zaczęto by dogmatykami okreslac ludzi ktorzy nimi nie są.
Griszeq -- 28.03.2008 - 13:09Maxie
a czy to nie jest tak, że będac człowiekiem słabym, ograniczonym i ułomnym, świadomym tego i nie kryjącym się z tym, tym bardziej jesteś mi bratem, bo przecież ja jestem taki sam.
Griszeq -- 28.03.2008 - 13:15ludzie na barykadach nie rozmawiaja. więc to, że Ciebie tam nie ma, to jedynie plus. TT czy PP sa w stanie mnie jedynie zniechęcić. jeśli z kimś mam rozmawiać i szukać wspólnych platform (oczywiscie dotyczy to rzeczy skrajnych, w większości platformy wartości są wspólne) to właśnie z kimś jak Ty. i tu pojawia się pytanie Tomka – kto będzie bardziej skuteczny? z płomieniem w oczach Paliwoda, ktory mi przywoluje na mysl stosy, czy Ty, w swej słabości i wątpliwościach, w których bedę się odnajdował?
Griszeq
ja bym nazwał ich postawę “pychą profesjonalisty”
tu jest klucz, my (np. Ty,ja, merlot) szukamy w społeczeństwie ludzi podobnych
sobie lub znacząco
wybijających się ponad przeciętność ale z podobnym systemem wartości, czyli np.
znam ludzi ponadprzeciętnych, którzy mi imponują gdyz potrafia znaleźć w sobie
ułomność, pochylić się nad słabością drugiego…
max -- 28.03.2008 - 13:29Prezes , Traktor, Redaktor
Maxie
wszystko to jest dobre do czasu. gdy przychodza czasy chmurne i deszczowe, trzeba przewodników nie wątpiących, w ktorych będziemy wierzyć bezkrytycznie i uważać że są bez ułomności i słabości. oby nie nadeszły. ogólnie mowiac – dobrobyt nie sprzyja dogmatyczności.
ja to polecę banałem teraz, ale w sumie to każdy fundamentalizm odrzuca. ale paradoksalnie: fundamentalizm w zakresie tolerancji i multikulturalności również.
Griszeq -- 28.03.2008 - 13:59Panie Merlot Szanowny
Muszę przyznać, że już trochę boję się odezwać :)
Dawne to czasy kiedy chętnie i głośno byłam wiernym i oddanym do nieprzytomności członkiem KK.
Gdzież mi tam wtedy do letniości było! Oscylowałam gdzieś w rejonach Pana Poldka choć widzę różnicę i zastanawiam się na czym ona mogłaby polegać...
Każdy zapewne (mam nadzieję) ma jakiegoś prywatnego, proszę wybaczyć słowo, fisia w życiu. I ja chyba odkąd zaczęłam świadomie patrzeć na świat to zorientowałam się, że mój polega na stawaniu w obronie tych, którzy albo są w mniejszości, albo są jakoś z mojej perspektywy pokiereszowani, a inni ich źle oceniają.
Coś mi się tak porobiło jeszcze później kiedy już zaczęłam pracować, że zobaczyłam na własne oczy jak różne mogą być ludzkie motywacje, wartości, jak bardzo skompikowane są wewnętrzne ludzkie światy.
Widziałam, w tych dawnych czasach w chrześcijaństwie, wspaniałą filozofię życia (poza kwestią wiary). Jakoś to było kompatybilne z moim sposobem odczuwania.
Tylko, że ja niestety zadaję pytania. Co z tego wynika miał Pan sam okazję poczytać w ostatnich dniach (pyszne kakao!).
Więc wtedy też zadawałam.
Cielę ze mnie wtedy było nastoletnie.
Pamiętam dwa spośród tych pytań.
Pierwsze dotyczyło antykoncepcji. Jakiś sobie wydumałam przykład z kobietą co ma już siedmioro dzieci a pijany mąż ją gwałci i ona mogłaby z tego mieć kolejne dziecko…
Usłyszałam, że powinna zrozumieć męża. Że to żaden powód, że on ją gwałci by odrzucać życie.
Ok.
Drugie pytanie było zdecydowanie bardziej z gatunku soft.
Otóż w czasie kolędy, nasz Ojciec przewodnik coś wspomniał o zamykaniu przez niektórych ludzi drzwi przed księdzem.
I ja zapytałam dlaczego się więcej do takich drzwi nie puka. Że widzę w tym sprzeczność z nauczaniem Jezusa.
Usłyszałam mniej więcej to co w sprawie homoseksualistów od Pana Poldka.
Że każdy sobie sam wybiera, usłyszałam.
Ok.
Później ze względu na moją krnąbrność i brak zaufania do mnie odmówiono mi możliwości prowadzenia grupy.
Wiele lat później moja własna parafia odmówiła mi udzielenia ślubu ponieważ w trzeciej klasie liceum zdecydowałam się na zajęcia z etyki zamiast religii.
Proboszcz powiedział co prawda, że doskonale pamięta moje zaangażowanie w życie tej parafii, ale nic z tego.
Odgrażał się również, że ponformuje o tym inne parafie, by utrudnić mi całą sprawę jeszcze bardziej.
Od tego czasu minęło znowu wiele lat.
Wszelkie żale minęły choć niesmak pozostał.
Poszłam inną drogą, wybrałam co innego.
Mam przyjaciół katolików i wzajemnie szanujemy to, w co wierzymy.
Natomiast radykałów, fundamentalistów, dogmatyków się boję nieco.
Czy można znielubić przyjaciół?
Gretchen -- 28.03.2008 - 14:13Można Panie Merlot tylko po co?
Panno Gretchen
zrewanżuję się przykładem, wymykającym się spod jednoznacznej oceny:
Pewna bliska mi osoba poszła do spowiedzi w stanie wojennym.
Jedynym poważnym grzechem który księdzu wyznała był grzech nienawiści:
“bo ja proszę księdza tak strasznie tych komuchów nienawidzę...” wyszeptała.
Spowiednik na to: “drogie dziecko, a kto ich nawidzi?”
Mam kłopot z oceną moralną tego incydentu. Z jednej strony – kompletne zaprzeczenie wszelkich podręcznikowych reguł w zachowaniu księdza, z drugiej, biorąc pod uwagę czas i miejsce był to piękny przykład na to, jak więzi wspólnotowe można wbrew dogmatom i regulaminom podtrzymywać.
merlot
merlot -- 28.03.2008 - 15:27Panie Yayco
PS Już dawno zauważyłem przykrą rzecz. Z przyjaciół się wyrasta.
To prawda. Ale nie ze wszystkich. Ci najlepsi otulają nas do końca. A niektórzy z tych wybrakowanych, jeżeli tylko uda nam się odrobinę skurczyć w naszej arogancji, po zacerowaniu dziur i przetarć pasują jak nowi (nowe?)
z szacunkiem
merlot
merlot -- 28.03.2008 - 15:44Panie Merlot
No właśnie o tym cały czas mówię.
Najpierw człowiek.
Najpierw kontakt, więź i te inne.
:)
Gretchen -- 28.03.2008 - 16:08Panu Bogu świeczkę, a ...
diabłu ogarek.
Jak mniemam z tym walczy zaangażowanie poldek34 i ja taką postawę rozumiem.
sajonara -- 28.03.2008 - 16:08Nie jestem członkiem kościoła, ale rozumiem zasadność nawoływań, że nie można być “trochę” katolikiem. Tak jak nie można być trochę Polakiem, trochę człowiekiem. Albo jesteś albo nie. Jeśli radykałowie odstraszają to dobrze. Zmuszają do jednoznacznego określenia się, a nie balansowania ze swoja “letniością” Jeśli traktuje się wiarę jak misję to siebie jak żołnierza. Co to za żołnierz, który gotowy jest do boju tylko w środy i niedziele, ale tez nie zawsze, ale tylko wtedy gdy jest ładniejsza pogoda.
Sajonara
o i ja sie zgadzam. zolnierze. w takich proporcjach, jak to jest np w Polsce. czyli tak gdzies 1/370. i niech tam sobie poligonuja, wojny sztabowe prowadza i gotuja do wojny.
Griszeq -- 28.03.2008 - 16:17re
diabłu ogarek.
Jak mniemam z tym walczy zaangażowanie poldek34 i ja taką postawę rozumiem.
Nie jestem członkiem kościoła, ale rozumiem zasadność nawoływań, że nie można być “trochę” katolikiem. Tak jak nie można być trochę Polakiem, trochę człowiekiem. Albo jesteś albo nie. Jeśli radykałowie odstraszają to dobrze. Zmuszają do jednoznacznego określenia się, a nie balansowania ze swoja “letniością” Jeśli traktuje się wiarę jak misję to siebie jak żołnierza. Co to za żołnierz, który gotowy jest do boju tylko w środy i niedziele, ale tez nie zawsze, ale tylko wtedy gdy jest ładniejsza pogoda.
“letni” w moim rozumowaniu oznacza po prostu normalnego człowieka, który nie stoi w sytuacji zero-jedynkowej. Ale gdyby stanął to by się określił. Ja na pewno “za”.
max -- 28.03.2008 - 16:30Prezes , Traktor, Redaktor
Sajonara
a dlaczego uważasz że wiarę trzeba traktować przede wszystkim jak misję?
Czy wszyscy wierzący mają być z definicji misjonarzami? I na kim będą tę swoją misję ćwiczyć, gdy, gdzie spojrzysz, dookoła sami misjonarze?
Nie znam Polaka, który byłby trochę Polakiem lub trochę katolikiem. Nie znam, więcej powiem, nie ma człowieka, który byłby trochę człowiekiem.
Znam natomiast wielu ludzi którzy sobie prawo do decydowania o tym czy ktoś jest albo nie jest uzurpują.
I za takimi ludźmi nie przepadam.
Mówiąc oględnie.
merlot
merlot -- 28.03.2008 - 16:35Tomku
Wczytałam się dokładnie w Twój post, przeczytalam komentarze i wiem o co Ci chodzi, że można być wierzącym, ale nie narzucać na siłę swojego konserwatywnego stosunku do Boga innym, tak?
Bo ilu ludzi, a nawet misjonarzy, tyle jest tłumaczeń, wyjaśnianie Boskości Boga.
A jak wiadomo Bóg jest miłosierny i patrzy na nas jako na dzieci swoje, czasem marszczy brwi, a czasem się uśmiecha, mam nadzieję, że nie robimy(tych co znam i lubię), rzeczy, które by Bogu przysparzało większych zmartwień.
A co do przyjaciół, których można znielubić, to nie byli prawdziwi przyjaciele, bo na prawdziwych zawsze można liczyć.
Pozdrawiam serdecznie.:D
Ps. Św. Paweł, był bardziej konserwatywny, np. od św. Piotra i mówiąc o tym samym Chrystusie, mówili inaczej.
A przecież żyli w tych czasach, co Chrystus. I byli jakby na to nie patrzeć pierwszymi misjonarzami i krzewicielami kultury Chrześcijańskiej.
Alga -- 28.03.2008 - 17:32Sorry
oczywiście mój sąd o Piotrze i Pawle dotyczy czasów dzisiejszych, obecnych.
Bo jeżeli by chodziło o czasy Chrystusowe, to właśnie Paweł był radykałem, a Piotr konserwatystą, bo to Paweł wprowadzał nowe struktury, a Piotr starał się nie zaogniać stosunków, między gminami żydowskimi, a Chrześcijanami.
Tak to się wymiesza patrząc na to z punktu widzenia historycznego.:D
Alga -- 28.03.2008 - 18:09Igła
jest między Poldkiem i TT.
Poldek przyjmuje największe głupstwa na kolanach. TT pisze przynajmniej o błędach KK a właściwie nie KK tylko purpuratów.
Igła
Czy mógłby się PAn odnieść do czegoś konkretnego zamiast pisać ad personam?
Proszę nie pisać głupstwa – gdyż to co dla Pana jest głupstwem może być dla mnie święte. Ja Pana przekonań nie nazywam głupstwem ani nie mam zamiaru domyślać się przed czym Pan klęka a przed czym na baczność stoi gdyż to Pana święte Prawo i Pana Świętości.
Wolałbym na przyszłość aby Pan w stosunku do mnie odnosił się do konkretów zamiast pisać takie posty odnoszące się do niczego oraz wartościujące Tego przed Którym Klękam. Nawet jeśli Pan nie ma szacunku dla tego przed czym klękam nie upoważnia to Pana do pisania o moich przekonaniach, świętościach, itp.
Niestety ale Pan reprezentuje standardy dyskusji i szacunku do adwersarza na poziomie który nawet nie mam ochoty nazywać.
Zaniża Pan standardy i przykro mi z tego powodu.
************************
poldek34 -- 28.03.2008 - 18:31“Kto pyta nie błądzi…”
Tomku - Merlocie
Przeczytałem jeden raz, przeczytam drugi, zastanowię się i odpiszę.
Póki co, dziękuję za wpis.
Pozdrawiam!
************************
poldek34 -- 28.03.2008 - 18:31“Kto pyta nie błądzi…”
Staszku,
Cieszę się, że się zjawiłeś.
Wydaje mi się, że Ty wiesz najlepiej kto jest tym tytułowym przyjacielem którego nie chcę znielubić.
Tomek
merlot -- 28.03.2008 - 19:02Tomku
W latach 1977-1990, będąc jak i dziś ledwie letnim katolikiem, czułem się członkiem wspaniałej wspólnoty.
Teraz odnoszę wrażenie, że część ludzi tę wspólnotę tworzących postanowiła nadać jej inny, w ich pojęciu lepszy charakter, zniechęcając do udziału w niej wszystkich, którzy nie spełniają wyśrubowanych, zdefiniowanych przez nich standardów. Piszę “zdefiniowanych przez nich”, świadomy, że z oburzeniem zaprzeczą, zasypując mnie informacjami o prawdziwych autorach owych definicji, dokładnie tak, jak Ty postąpiłeś w dyskusji na swoim blogu.
Czytają ten akapit ma wrażenie jakbyś warunkował swoją wiarę i identyfikację z Kościołem wspaniałością wspólnoty. Czyli tym – jacy są inni, ta wspaniała lub teraz mało_wspaniała Wspólnota.
Zacznijmy od początku. Przynależność do Kościoła zaczyna się Chrztem: który oznacza wyrzeczenie się zła i przyjęcia Jezusa Chrystusa jako swojego OSOBISTEGO także nie tylko wspólnotowego(Kościelnego) Pana. Podczas chrztu każdy otrzymuje niezatarte znamię na duszy co oznacza szczególną łaczność z Bogiem i kanał przepływu Łaski. Który to kanał ma Kranik tylko ze strony ochrzczonego.
Problem często nijakości ludzi będących na świeczniku zniechęca, i osobom nieugruntowanym w wierze i osobistej relacji z Bogiem jest trudno akceptować taką przynależnoć “urzędową” do Kościoła. Nie pisze tego aby Cię oceniać – nie znam Cię przecież i nie mam ani podstaw ani wiedzy by to czynić.
Piszę o pewnym zjawisku jakie postrzegam, jakie rownież kiedyś i mnie dotknęło i spowodowało, że nie rozumiałem Kościoła.
Ma to dla mnie niewielkie znaczenie, ponieważ to oni (i Ty wśród nich) egzekwowania owych “nieprzemijających” standardów się domagają, a wątpiącym lub poszukującym proponują przejście do malutkiego, trzecioligowego klubu.
Napisałem tekst na ten temat i ja postrzegam kiepskie świadectwo kudzi na świeczniku jak znaki drogowe które wskazują drogę do miasta. Sami nie idą ale pokazuję... . To, że “te znaki” są czasami denerwujące, niedoskonałe.. , nie znaczy, że droga ktorą wskazują jest ślepa…. .
Stąd postanowiłem nie czekać aż oni pójdą “do miasta” ale sam się udałem w tę podróż... .
Widzisz Staszku, dla mnie ta wspólnota, to nie tylko Kościół Rzymsko-Katolicki w swoim nienaruszalnym majestacie. To przede wszystkim Naród (lub Społeczeństwo w terminologii liberalnej) w dziewięćdziesięciu kilku procentach do katolicyzmu się przyznający.
No to masz bardzo szerokie rozumienie Kościoła. Ja tej definicji nie przyjmuję gdyż Ktoś kto podziela jakąś część nauki Kościoła nie oznacza, że jest Kościołem -> człowiekiem żyjącym w osobistej relacji z Jezusem Eucharystycznym, żyjącym i ożywiającym ten Kościół.
Eucharystia to jak Krew która krąży w krwioobiegu Kościoła. Ten kto spożywa…. – jest w Krwioobiegu a więc jest W Kościele.
Jednak inni, podzielający pewną część idei, prawd, tradycji nie mogą mówić w sensie ścisłym o Kościele. Są bardziej jego może sympatykami w pewnych dziedzinach a w innych są nawet jego kontestatorami. Gdyż to oni tworzą swój prywatny obraz Kościoła, który z Tym co Zbudował Jezus na Fundamencie Apostołów nie ma wiele wspólnego… . Pamiętasz takie zdanie JEzusa skierowane do Apostołów: – “Kto Wami gardzi Mną gardzi. Kto Was Słucha, Mnie słucha…”.
Więc w moim przypadku daję sobie spokój za “tropieniem” grzechów kapłanów, proboszczów, biskupów ale Trwam przy Źródle na które wskazują i z którego rozdają Kapłani na Eucharystii innych sakramentach.
[qupte]To ludzie wszelkich zawodów i różnych poglądów politycznych; lepiej i gorzej wykształceni, inteligentni i bystrzy inaczej, bardziej lub mniej grzeszni itd. itd.
Tym wszystkim ludziom z takim samym przejęciem i wzruszeniem podaję rekę przekazując Znak Pokoju, gdy tylko moje lepsze ja zaciągnie mnie wreszcie do kościoła (rzadko, za rzadko…).
Ale jedno drugiemu nie przeczy. To, że jestem W KOściele z przekonania i wiem w co Wierzę, wiem także, że ktoś kto mówi, że Jest w Kościele ale wybiera sobie tylko to co mu odpowiada mogę mu podać znak pokoju ale nie będę udawał, że wszystko jest w porządku. Powiem mu, że Jego trwanie w Kościele jest złudzeniem .. . Możemy się nawet pokłócić. Ale sobie dobrze życzyć i żyć w przyjaźni. Jednak pewne rzeczy muszą być powiedziane. Taką mam naturę... .
Ty na to mówisz albo-albo. Ja uważam takie podejście za niesłuszne, a jego zbyt gorliwąe egzekwowanie za wyjaławiające. I Naród/Społeczeństwo, i Kościół, i Polskę...
Ja nie mówię “albo-albo” ale mówię, że nie można się oszukiwać. Wspólnota narodowa, patriotyczna, poczucie wspólnoty wynikające ze wspólnej historii, wspólnych ideałów to coś innego niż Wspólnota Kościoła a więc życie w Zjednoczeniu z Bogiem w Kościele. Źle mnie zrozumiałeś.
Ja warunkuję przynależność do Kościoła nie po deklaracjach i metryce chrztu ale w codziennym życiu -> żyjąc wg Nauki Kościoła a nie wg swoich poglądów na naukę Kościoła.
Gwoli sprawiedliwości, winą za zerwanie tych więzi wspólnotowych do których tęsknię, obarczam również inne siły i grupy społeczne. Z nimi nie mam problemu. Ich dobro wspólne nie interesuje zupełnie, a ja, podając im rękę, jeżeli jakikolwiek dreszcz odczuwam, to raczej obrzydzenia.
Z Tobą, Terlikowskim i wieloma innymi problem i owszem, mam.
Napiszę jak ja to “czuję”.
Fundamentem i korzeniem na którym opiera się Identyfikacja w Kosciele nie jest relacja do Mnie – grzesznego, Terlikowskiego – grzesznego, biskupa – grzesznego, Tomka(Merlota) – grzesznego ale poprzez relację z Jezusem Zmartwychwstałym.
To On jest pryzmatem przez który trzeba( i nie można inaczej wg mnie) patrzeć na siebie, Terlikowskiego, Poldka, i tych których widzisz w tym ogonku.
Jeśli popatrzysz na siebie innych prze pryzmat nie Jezusowy – wszystko traci sens. Grzechy lidzi wychodzą “jak szczury” z każdego kąta i człowiek traci resztki wiary.
Stąd – może to ktoś uważa za głupstwo przed którym się niepotrzebnie klęka – nie jest mozliwe (wg mnie) bycie autentyczne w Kościele bez relacji z Jezusem.
ta relacja porządkuje nie tylko moje, Twoje, ale każde życie oraz relacje z Kościołem jako Wspólnotą tu na ziemi a także Kościołem niebiańskim – tych którzy odeszli już.
Nie znam innego sposobu Tomku na to aby utrzymać się w Kościele “na dobre i na złe” niezależnie od “wspaniałości tej wspólnoty”.
Nie wiem czy komunikatywnie mi się udało – bo mi ostatnio wielu pisze, że piszę dziwnym językiem. Starałem się.
Z przynależnością do Koscioła to jak z Samochodem. Jak wyrzucisz silnik, samochód do niczego się nie nadaje. Silnikiem jest Osobista, szczera i prawdziwa relacja z Bogiem który jest Bijącym Sercem Kościoła.
Innej możliwości trwania w Kościele bez tej relacji dla mnie nie ma. Nie zagrzałbym ani minuty w tej wspólnocie bez tej relacji.
Pozdrawiam serdecznie!
p.s.
Tego “doświadczenia” każdemu szczerze życzę. Należałoby zadać pytanie jak tego dokonać. Ale to może temat na kolejny wpis… ? :-)))
Nie wiem czy są chętni i odważni, :-)))
************************
poldek34 -- 28.03.2008 - 19:43“Kto pyta nie błądzi…”
Jeszcze jedno zdanie.
Zauważyłem, że piszę zdaniami kategorycznymi. Chcę dodać jedno do powyższego tekstu.
Co innego starać się żyć wg Nauki Kościoła i doświadczać upadków, odstępstw – nawet Piotrowych(zapoarcia się) ale wracać jak Piotr.
A co innego mówić, że to “niemożliwe” żyć wg tych wymogów – nie starać się wg nich żyć i uważać, że nadal się jest w Kościele; tak naprawdę żyjąc i dając antyświadectwo. Gdyż ale_katolicyzm wg mnie, jest antyświadectwem albo tworzeniem sobie prywatnego Kościoła.
Więc tę moją kategoryczność proszę aby rozumieć jako intencje. Mówię WIERZĘ i staram się żyć wg tej Wiary nie zaś mówić WIERZĘ a wybieram sobie z treści tej wiary tylko to co mi odpowiada. Inne uważając za głupie i niedorzeczne.
A Ewangelia mówi “czy jecie czy pijecie, na Chwałę Bożą czyńcie…”.
Jak coś zachowuję “dla siebie” to chyba chodzi o “moją chwałę”, a nie Jego.
Pozdrawiam serdecznie!
************************
poldek34 -- 28.03.2008 - 19:54“Kto pyta nie błądzi…”
Iwonko,
Wczytałam się dokładnie w Twój post, przeczytalam komentarze i wiem o co Ci chodzi, że można być wierzącym, ale nie narzucać na siłę swojego konserwatywnego stosunku do Boga innym, tak?
Nie potrafię sobie wyobrazić konserwatywnego stosunku do Boga. To jakaś zbitka będąca odwrotnością oksymoronu, trzeba poprosić pana Yayco może wie jak się to-to nazywa;-)
A poważnie, chodzi mi bardziej o to, żeby Dobrą Nowinę głosić z mniej wyniosłych pozycji. Nie konserwatyzm mnie irytuje ile raczej egzaltowany progresywizm.
Dokładniej spróbuję to wyłożyć w odpowiedzi Staszkowi, ale muszę sił trochę nabrać, bo dopiero z roboty wróciłem, a moje ego jeszcze tam tkwi. Alter ego też.
Cię uśmiechem promiennym bombarduję
merlot
merlot -- 28.03.2008 - 21:09Tomek
może źle się wyraziłam, chodzilo mi właśnie o taką skostniałość, nieelastyczność, cholera widzisz brak mi słów.
Pozdrawiam z uśmiechem.:D
Alga -- 28.03.2008 - 22:58Iwono, Staszek wyjeżdża
ładować akumulatory, a ja jak uczniak z pierwszej okazji korzystam, żeby zadane lekcje przestać odrabiać.
Prawdę mówiąc, gnębi mnie krzyk Jacka. Możesz coś powiedzieć na ten temat?
T.
merlot -- 28.03.2008 - 23:04Tomku
nie, nie umiem wyjaśnić, wybacz, ale ja …Jacek, z resztą może wszystko będzie po staremu.
Alga -- 28.03.2008 - 23:34Teraz zaczynam rozumieć
treść tamtego pierwszego jackowego wpisu.
Nie musi być po staremu. Może być całkiem po nowemu. W tym samym składzie.
T.
merlot -- 28.03.2008 - 23:46Tomku
mam nadzieję.:D
Alga -- 28.03.2008 - 23:50Merlocie
Nie mam teraz czasu czytać debaty pod Twoim tekstem. Odniosę się do niej później. Teraz napiszę to, co uważam za ważne.
W latach, które wspominasz, Kościół pełnił w Polsce rolę patrona wolnego społeczeństwa. Świeckie struktury były wobec społeczeństwa wrogie, zakłamane… Kościół był pewnego rodzju zastępczym państwem.
Dziś Kościół jest w innej roli.
Znakomita grupa wpływowych obywateli, w tamtych latach korzystająca ze wsparcia Kościoła, wypowiedziała niedawnemu patronowi wojnę w kwestiach zasadniczych. Wojnę bezpardonową, w której obywatele ci mają techniczną przewagę (media). Szeroki sojusz wolnych obywateli z Kościołem został zerwany.
Z drugiej strony, gdy jest (lepsza lub gorsza) świecka przestrzeń debaty publicznej, Kościół w Polsce winien wrócić do swej misji: głoszenia Ewangelii. Ewangelii, nie zaś szeroko pojętych praw człowieka, humanizmu, etc. etc.
Po trzecie, do Polski docierają europejskie trendy kulturowe. Kościół przestaje być drugą po państwie instytucją społeczną. Chrześcijańska moralność nie jest już społecznym standardem. Chrześcijaństwo staje się mniejszością religijną. A większość, która siłą tradycji przyznaje się do chrześcijaństwa, ma z nim w praktyce coraz mniej wspólnego. I ma o nim coraz bledsze pojęcie.
Tak jak było — już nie będzie. Nie da się.
Receptą na dziś i jutro Kościoła jest odnowa wiary, nowa ewangelizacja.
Kościół ma otwarte (powinien mieć) drzwi dla wątpiących i szukających. Ale otwarte drzwi nie mogą oznaczać unieważniania lub pomijania przykazań czy dogmatów.
W końcu. Esencją chrześcijaństwa jest Miłość. Wybaczenie. Odkupienie. Za darmo.
W tej perspektywie najważniejszy jest człowiek. Sam Bóg dla niego dał się zabić.
Chrześcijaństwo zamienione w moralizm, sam kodeks — byłoby najokrutniejszym dziełem Szatana. Dlatego postawa potępiająca jest niewybaczalna. Ale też bez spostrzeżenia grzechu nie ma miejsca na jego wybaczenie i odkupienie. Więc grzech nazywać po imieniu trzeba. Nie dla potępienia grzesznika — dla jego ratunku.
Tak widzę szeroki kontekst tego, o czym piszesz.
odys -- 29.03.2008 - 00:32merlot
a dlaczego uważasz że wiarę trzeba traktować przede wszystkim jak misję?
Czy wszyscy wierzący mają być z definicji misjonarzami? I na kim będą tę swoją misję ćwiczyć, gdy, gdzie spojrzysz, dookoła sami misjonarze?
Znam natomiast wielu ludzi którzy sobie prawo do decydowania o tym czy ktoś jest albo nie jest uzurpują.
I za takimi ludźmi nie przepadam.
Mówiąc oględnie.
merlot
Ja nie wiem czy wierny musi być na misji na zasadzie akcji misyjnej, ale raczej na misji, której celem jest zmaganie się z szatanem i swoja postawą dawanie świadectwa przywiązania do zasad chrześcijańskich. Być Chrześcijaninem to nie dyżur w dni parzyste. O taką misję mi chodziło.
Co do uzurpujących sobie prawo sądu to zgoda. Fałszywi faryzeusze to nie jest wynalazek ostatniej dekady.
sajonara -- 29.03.2008 - 09:17Odys
Dziękuję Ci bardzo za komentarz.
Będzie mi łatwiej odpowiedzieć Poldkowi, mając Twój tekst przed oczami. Jeżeli pozwolisz, wkleję “wydanie drugie, skrócone” moich dywagacji dedydykowane wam obu, a i Sajonarze:-) właściwie też. Postaram się zrobić to do wieczora.
Serdeczności
merlot
merlot -- 29.03.2008 - 14:04Merlocie
Nie mogę się doczekać.
Nie obiecuję jednak, że od razu odpowiem — właśnie zaczynamy przeprowadzkę ;)
Cieszę się, bo wreszcie u Ciebie widzę zaczyn naprawdę sensownej dyskusji o Kościele w Polsce.
odys -- 29.03.2008 - 14:12Moje trzy grosze
1. Religia katolicka jest tylko jedną z religii chrześcijańskich, ale – w przeciwieństwie do innych – jej przedstawiciele uważają ją za jedyną “prawdziwą” i zapewniającą zbawienie.
puchala -- 29.03.2008 - 23:282. Religia katolicka ma najbardziej restrykcyjne podejście i interpretację grzechu i wszelkich kar za grzechy (choćby odmowa komunii dla osób rozwiedzionych czy chrztu dzieci, których rodzice nie mają ślubu kościelnego).
3. A jednocześnie religia katolicka jako jedyna stworzyła taką furtkę jak pojęcie “wierzącego-niepraktykującego” – czyżby po to, żeby każdy, kto zechce, mógł się liczyć jako statystyczny katolik?
Puchala
Szanowny Panie Puchala
Witam na tekstowisku, bo chyba Pan dopiero do nas dołączył:-)
Dziękuję za komentarz, to co Pan pisze jest nie bez znaczenia w dyskusji, którą tu prowadzimy.
Co do puntu 3. wydaje mi się, że tę furtkę stworzyła nie religia katolicka, tylko samo życie, ze wzgłędu na dominujący udział tej religii w Polsce.
Może dlatego wolę określenie “letni katolik” od “katolika niepraktykującego”.
merlot
PS. A tak z ciekawości: czy Pan jest ten po lewej, czy ten po prawej na pańskim awatarze?
m.
merlot -- 29.03.2008 - 23:56Panie Puchało,
w Paragrafie 22 jest taka scena, kiedy to pewien generał mówi, że żaden poeta nie doszedł do pieniędzy. Dzwoni telefon. Generał podnosi słuchawkę, a w słuchawce były starszy szeregowy Wintergreen mówi: T.S.Eliot.
To ja się teraz zabawię w byłego starszego szeregowego. Uwaga, dzwonię. I mówię:
Kościół ortodoksyjny, nazywany też prawosławnym.
Prosze zgadnąć, którą z Pańskich stanowczych tez obaliłem.
Dobranoc.
yayco -- 30.03.2008 - 00:02T.S. Eliot
Mormoni (Kościół Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich)
— wspólnota to mniejsza i szczególnie osobliwa, ale jednak chyba się liczy?
PS. Panie Yayco — jest pan nieoceniony.
odys -- 30.03.2008 - 00:32Odys, nie dobijaj mnie!
Już się przeprowadziłeś?
A ja nawet nie zacząłem Ci odpisywać...
merlot
merlot -- 30.03.2008 - 00:36Ja bym jeszcze
zanegował tezę p. Puchaly o chrzcie dzieci.
Igła -- 30.03.2008 - 00:44Stanowczo.
Igła
hehe
nie nie, spokojnie
to tylko przerwa nocna.
Dziś pojechał pokój dzieci plus pawlacze.
cdn.
Jeśli mnie to nie zabije.
Dobrej nocy. (Dziś śpimy szybko, bo mniej czasu)
odys -- 30.03.2008 - 00:48A propos P.S.
Merlocie,
puchala -- 30.03.2008 - 01:29moje matczyne geny są w nich obu.
Puchala
Chrzest dzieci
P. Igla
Każdy może negować, nawet stanowczo, co nie zmienia faktu, że ksiądz w mieście Łodzi odmówił chrztu obojgu dzieciom mojej siostry, ponieważ nie miała ślubu kościelnego. Dzieci ochrzciła w Warszawie, ukradkiem, z łaski znajomego księdza. Kiedyś była na ten temat dyskusja w “Tygodniku Powszechnym”.
puchala -- 30.03.2008 - 01:33Puchala
Wierzący-niepraktykujący
Merlocie,
puchala -- 30.03.2008 - 01:37jeszcze jedno: to pojęcie nie jest tylko polskie, po angielsku jest słowo “lapsed” co oznacza właśnie to samo.
Puchala
P. Yayco
Pisze pan:
Kościół ortodoksyjny, nazywany też prawosławnym.
Prosze zgadnąć, którą z Pańskich stanowczych tez obaliłem.
Nie jestem pewna, ale chętnie się od Pana dowiem.
puchala -- 30.03.2008 - 01:47NB moje tezy są rzeczywiście moje, ale czy aż tak stanowcze?
Puchala
Pani Puchalo Szanowna
pąsowieję ze wstydu i za nietakt przepraszam.
Zechce Pani latorośle serdecznie pozdrowić ode mnie.
A wracając do punktu 2. i Pani dialogu z Panem Igłą:
Uważam, że rodzicom, którzy chcą ochrzcić dziecko odmawiać nie wolno.
Podobnie, jak lekarzowi nie wolno odmówić cierpiącemu pomocy.
Co do ślubów kościelnych, wiem że istnieje formuła, pozwalająca wierzącym brać ślub z ateistami i innowiercami. Jak to jest w praktyce? Czy znacie ludzi, którzy taki ślub wzięli? Ja znam kilka par, którym ślubu kościelnego odmawiano, o powyższej możliwoście nie wspominając ani słowa.
Pozdrawiam,
merlot
merlot -- 30.03.2008 - 01:53merlot
Ja mam taki ślub. Ksiądz wykazał się wielkim taktem i poza kulturalną rozmową odnoszącą się do wspólnej przyszłości (pojawiła się kwestia dzieci) nie było żadnych problemów.
sajonara -- 30.03.2008 - 08:23Jednak z inicjatywą ślubu z okrojoną wersją śłubowania wyszliśmy my, a nie ksiądz więc nie wiem czy zatajono by przed nami taką ewentualność.
3 grosze puchali
punkt pierwszy jest nieprawdziwy
sajonara -- 30.03.2008 - 08:28przypuszczam, ze telefon yayco odnosi się głównie do punktu drugiego (choć pierwszego też nie omija)
punkt trzeci wiążę się z rozbudowanymi ceremoniałami, gdzie życie wiernego to wiele etapów i potwierdzanie swej przynależności, ale KK nie jest jedynym kościołem o takiej formule.
Panie Sajonaro,
dokładnie tak, jak Pan napisał.
yayco -- 30.03.2008 - 10:23Kilka myśli na "gorąco".
1.
Słowo radykalizm pochodzi od łac. radicalis “zakorzeniony”, radix “korzeń”, “źródło”.
Radykalizm to docieranie do źródeł.
Więc radykalizm to nie “dziwactwo” jak niektórym się wydaje lecz solidność i wierność. Gdyby rozumieć radykalizm właśnie tak w swojej profesji zawodowej to byłyby same korzyści dla pracodawcy.
Gdyby radykalnym jako Ojciec a więc na serio traktować wychowanie swoich dzieci: poświęcać im czas, czytać o psychologii rozwojowej, itp -> to również same korzyści.
Chrześcijaństwo to w dużej mierze powołanie do radykalizmu… . Gdyż o letniości można wyczytać bardzo niepochlebne zdanie:
Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny,
chcę cię wyrzucić z mych ust.” (Apokalipsa św.Jana 3,15n)
Polecam komentarz do tego zdania o.Jacka Salija Dominikanina:
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TD/nadzieja/goracy.html
Jakie są skutki tej letniości – można się przekonać w przykładach problemów z chrztem, ślubem itp. Gdyż dwuznaczna albo niejednoznaczna przynależność do Kościoła w praktyce prowadzi chcąc nie chcąc do komplikacji.
Co do chrztu: Kościół nie jest sklepem w którym wszystko się należy -> jak chociażby chrzest. Nie jest niczym nadzywczajnym odmowa chrztu dziecku którego rodzice nie są jednoznacznymi Katolikami lecz zdystansowanymi.
Wszak rodzice nie zapisują dziecka do dobrej szkoły odmawiając mu“dowożenia do szkoły”, “płacenie czesnego”. A tym właśnie dla dziecka ochrzczonego jest wychowanie, dobry przykład i troska nad jego formacją religijną, pogłębioną wiarą.
“Letniość”, to prędzej czy później kłopoty… .
@Gretchen
smutne i bolesne jest doświadczyć zranienia i antyświadectwa w postawie Księdza… . Ale nie wierzymy Księdzu lecz Bogu. NIe czcimy księdza lecz Boga, Grzechy wyznajemy nie Księdzu ale Bogu. Ksiądz to jedynie narzędzie – często niedoskonałe ale nie jest “Światłością”. Światłością jest Bóg.
@puchala
religia niczego nie zapewnia. Kościół jedynie jest depozytariuszem słów Jezusa i Jego Nauki, jak i Jego Obietnic.
Cała praca to relacja z Jezusem Chrystusem i współpraca z Jego łaską. KSiądz pełni przecież tylko funkcję pomocniczą... .
Kościół więc, nie zapewnia polisy ubezpieczeniowej ale daje szansę a to różnica.
Mówiąc językiem rybaków: Kościół daje wędkę a nie rybę... .
*********************************************
Wierzący-niepraktykujący to nie wymysł Kościoła ale określenia kogoś kto uważa, że wierzy ale nie prowadzi życia Wiary. Nota bene Szatan też jest wierzący… , ale nie praktykuje Bożych Przykazań lecz wręcz przeciwnie…. . Zdaje sobie sprawę z istnienia BOga, nieba, życia duchowego ale co z tego skoro jest “zimny”.
WIdzę, że wielu z blogerów lokuje się w kategorii “letni”.... – może niezdecydowani do końca lecz zdający sobie sprawę, że jednak “droga istnieje..” – a jak droga istnieje to letniość jest jak – > przesiadywanie na rozstaju dróg. A ta “ciepła” część letniości jest może “wiarą na wszelki wypadek..” lub jeszcze czym innym – ile ludzi tyle wymówek.
Pamiętam – jak byłem organistą w pewnym sanktuarium Maryjnym dobrych kilka lat temu – często w widywałem z chóru jak cyganki wchodziły do Kościoła i kradły z kropielnic wodę święconą.. .
Cyganki wierzą, że woda święcona działa uspokajająco na dzieci – mniej płaczą... . Ciekawe jakbyście ją określili w kategoriach wiary: zimna, letnia, gorąca… ?
Wiara to realna przestrzeń życia – radykalizm to traktowanie jej jak podjęte świadomie zobowiązanie… . Inne traktowanie wiary jest wg mnie trochę “kalkulacją” a trochę “lenistwem”, trochę też “nieporadnością”, a trochę “lękiem”.
Aby potraktować Wiarę serio trzeba odwagi. A jak odwagi brak najlepiej potem mówić, że KSiądz nie daje tego co się należy: chrztu, ślubu, albo robi problemy. Letniość się nie opłaca na pewno letniemu… .
Letniość też może być robieniem krzywdy swoim dzieciom gdyż chrzcząc ich bierzemy zobowiązanie – także przed Bogiem, że zadbamy o ich Zbawienie(damy im świadectwo Wiary, będziemy je wspierać, i modlić się za nie, uczestniczyć z nim w życiu sakramentalnym, itd.
Tak jak zabieramy je na spacer, pokazujemy przedmioty, uczymy mówić, chodzić w sensie fizycznym, itd.
To dziecko ma Nas jako najwyższą instancję także w tych sprawach – sprawach Wiary. Warto mieć tego świadomość zanim poprosi się o chrzest dla dziecka.
p.s.
Ja też miałem kłopoty z chrztem mojego pierworodnego ale z innego powodu – chciałem aby był chrzczony nie w mojej parafii. No ale cóż, Ksiądz nie Święty.. – czasem “jak deszcz nie w porę... “.
Poszła żona – użyła swojego uroku osobistego(żartuję), ja się wkurzyłem… , poszła więc drugi raz żona rozmawiać – i ochrzciliśmy Tomka przy grobie św. Jacka w Krakowie. A chrzcicielem był jeden z Ojców którego znaliśmy od Dominikanów, o.Jan Kłoczowski.
pozdrawiam!
************************
poldek34 -- 30.03.2008 - 21:27“Kto pyta nie błądzi…”
“Letniość”, to prędzej czy później kłopoty…
Staszku, napisałeś wcześniej:
Czytając ten akapit mam wrażenie jakbyś warunkował swoją wiarę i identyfikację z Kościołem wspaniałością wspólnoty. Czyli tym – jacy są inni, ta wspaniała lub teraz mało_wspaniała Wspólnota.
Masz wrażenie błędne. Ja warunkuję moją identyfikację ze wspólnotą własnym, subiektywnym wrażeniem, w jaki sposób Kościół na tę, również i moją wspólnotę wpływa. A mówiąc Kościół nie mam myśli Wiary. Mam na myśli jej ambasadorów ustanowionych przez wieki tradycji, a także liczne rzesze ochotników-tłumaczy, Myśl i Słowo nam, letnim, na język banalny przekładających. Czy o to prosimy, czy nie.
(Ten kawałek napisałem wczoraj. I utknąłem, bo nie umiałem w sposób zwięzły uściślić, z kim i o co się spieram. Twoje naładowane w Krakowie akumulatory podzieliły się ze mną częścią energi, próbuję więc dziś zacząć od nowa). Takie krótkie obrazki na temat.
Letniość: Tego słowa użyłem nieco ironicznie, żeby odróżnić moje własne zachowania od waszych (Twoich), nasyconych żarliwością. Często autentyczną, często na pokaz, w obu przypadkach “bezwarunkową”.
W naszej dyskusji nie jest istotne jak często bywam w kościele i dlaczego. I czy w ogóle bywam. Ważne jest w jaki sposób i w jakim stopniu żarliwi akceptują moją letniość czy rozumieją choć cząstkę wątpliwości, którą ich żarliwość we mnie wyzwala.
Odwaga: “Aby potraktować Wiarę serio trzeba odwagi”. Odwagi, ale i wyobraźni. Trzeba chcieć i umieć być dobrym – nie dla Pana Boga, raczej dla jego dzieci, które zewsząd nas przecież otaczają. Zaręczam Ci, że potrzebują Twej dobroci bardziej niż Bóg. I dlatego wyżej sobie cenię moją letnią odwagę w tej materii, niż Twoją żarliwość.
Co do chrztu:
“Kościół nie jest sklepem”. Nie, jest natomiast urzędem. Ja o chrzest w imieniu dziecka proszę samego Pana Boga. Czynności, które chrztu dopełniają, dokonuje powołany do tego urzędnik. Nie kwestionuję jego kompentencji w tym rzemiośle. Kwestionuję pychę prawa do odmowy realizacji mojego podania. Nasze drogi Staszku, rozchodzą się tu w przeciwne strony.
Nie w mojej parafii…: Skoro nie chcesz nic zmieniać, zmień przynajmniej parafię Staszku, nic mądrzejszego nie umiem Ci chyba poradzić.
Podróż do miasta: Ty jedziesz autokarem, w ramach zorganizowanej wycieczki, z programem rozpisanym co do minuty. Zabrałeś w drogę przewodnik, bez którego w Mieście nie potrafisz zrobić kroku. Nie zauważyłeś, że był napisany strasznie dawno temu i niewiele z tego co widzisz, do opisu w przewodniku pasuje. Ja wybrałem się autostopem. Moim przewodnikiem są napotkani w drodze mieszkańcy Miasta, życzliwi kierowcy, barman w portowej knajpce i dziewczynka, która podzieliła się ze mną bułką.
Cyganka: Spotkałem ją po drodze, pokazała mi z dumą buteleczkę z wodą. Dziecko, zawinięte w kolorową chustę spało smacznie przytulone do jej piersi.
Wspólnota: No i na koniec, żeby była jasność. Moją troską nie jest los wspólnoty Kościoła. Martwię się o tę drugą, szerszą, bardziej namacalną i dla mnie, letniego, ważniejszą. Której wspólnota Kościoła prawem zasiedzenia od wieków przewodzi, cele wyznacza i o kondycję tej drugiej się troszczy. Coraz mniej serdecznie i szczerze, jak mi się wydaje.
Ale ja Ciebie Staszku naprawdę serdecznie pozdrawiam
Tomek
merlot -- 31.03.2008 - 03:11Tomku
Masz wrażenie błędne. Ja warunkuję moją identyfikację ze wspólnotą własnym, subiektywnym wrażeniem, w jaki sposób Kościół na tę, również i moją wspólnotę wpływa. A mówiąc Kościół nie mam myśli Wiary. Mam na myśli jej ambasadorów ustanowionych przez wieki tradycji, a także liczne rzesze ochotników-tłumaczy, Myśl i Słowo nam, letnim, na język banalny przekładających. Czy o to prosimy, czy nie.
Twoja wypowiedź jest bardziej krytyką Kapłanów, biskupów, Prymasa -> tym którzy przewodzą a nie odnosi się do Istoty Kościoła – czyli tego czym jest naprawdę.
Ja na to patrzę trochę inaczej. Kościół jest Wspólnotą i instytucją zarazem Opatrznościową – gdyż jak pokazuje historia Opatrzność Boża daje nam w nim Mężów na miarę problemów i zawirowań epoki. Tak było w czasach Komuny, tak było w minionych latach pontyfikatu Jana Pawła II.
Sęk w tym, że nie jest tak, że Bóg daje na zawsze “czas łaski” – w osobach tego formatu. Jest czas zasiewu i czas zbiorów -> tak jak byli Ci dwa przeze mnie wspomniani – Mężowie stanu. Teraz jest czas zbiorów a więc sprawdzianu nie ich – oni zdali egzamin ale nas. A więc pytaniem do nas co z tego daru jaki otrzymaliśmy w tych osobach dla nas wynikło dobrego. W świecie geniusze też nie rodzą się na pniu ale raz na jakiś czas. To prawo obowiązuje też w Kościele.
Letniość: Tego słowa użyłem nieco ironicznie, żeby odróżnić moje własne zachowania od waszych (Twoich), nasyconych żarliwością. Często autentyczną, często na pokaz, w obu przypadkach “bezwarunkową”.
Rozumiem. Ja nawiązałem do niego gdyż kilka osób wpisujących sie na dole tak się identyfikuje. Czemu piszesz “ma pokaz” – wiesz co kryje się w człowieku którego oceniasz? Chyba nie… .
W naszej dyskusji nie jest istotne jak często bywam w kościele i dlaczego. I czy w ogóle bywam. Ważne jest w jaki sposób i w jakim stopniu żarliwi akceptują moją letniość czy rozumieją choć cząstkę wątpliwości, którą ich żarliwość we mnie wyzwala.
Ja rozumiem wątpliwości, gdyż w życiu wiary są także “odpływy i przypływy” – nie jest to takie proste. Ale ważne jaka jest sfera intencji i poziom Zawierzenia Bogu -> nawet ciemności Wiary które “zapukają” do każdego wierzącego bez wyjątku. Ale to czas próby… . Rozumiem, że piszesz o postreganiu Kościoła jako osoba z zewnątrz. Ale z zewnątrz widzisz instytucję: “mury”, “urzędników” – gdyż oni mają pewne funckcje aadministracyjne do spełniania, itd. Kościół możesz w pełni ujrzeć od środka: patrząc na przyklękającego u konfesjonłu, rozgrzeszającego Kapłana, Eucharystię na ołtarzu… . Z zewnątrz widzisz tylko skorupę od orzecha, “delicja” jest w środku.
Odwaga: “Aby potraktować Wiarę serio trzeba odwagi”. Odwagi, ale i wyobraźni. Trzeba chcieć i umieć być dobrym – nie dla Pana Boga, raczej dla jego dzieci, które zewsząd nas przecież otaczają. Zaręczam Ci, że potrzebują Twej dobroci bardziej niż Bóg. I dlatego wyżej sobie cenię moją letnią odwagę w tej materii, niż Twoją żarliwość.
Oczywiście, że tak. Gdyż Wiara – zgodzenie się na życie w jej kategoriach wymaga rozumu, nie fanatyzmu. Wymaga nie tylko pracy nad sobą ale przede wszystkim rozeznania(wyobraźni) jak ją przekuć na codzienne życie pozostając zawsze sobą a także pozostając dobrym “ludzkim” mężem, żoną, Ojcem, Matką. A nie zaś nawiedzonym, oderwanym od rzeczywistości fanatykiem, widzącym Pana Boga “pod lasem” zamiast w swoich dzieciach, żonie, rodzinie, pracy, obowiązkach… .
Co do chrztu:
“Kościół nie jest sklepem”. Nie, jest natomiast urzędem. Ja o chrzest w imieniu dziecka proszę samego Pana Boga. Czynności, które chrztu dopełniają, dokonuje powołany do tego urzędnik. Nie kwestionuję jego kompentencji w tym rzemiośle. Kwestionuję pychę prawa do odmowy realizacji mojego podania. Nasze drogi Staszku, rozchodzą się tu w przeciwne strony.
Kościół jest czymś więcej niż instytucją i urzędem. Ma swoją strukturę, hierarchię służącą zachowaniu pewnego ładu i porządku. Jest jedną z najlepiej zorganizowanych instytucji w świecie – wzorowaną na rzymskiej organizacji cesarstwa.
A powiedz mi dlaczego Kościół nie może odmawiać chrztu? Napisałem Ci w poprzednim poście, że może jeśli ma uzasadnione przypuszczenia, że “letni” Katolik( w tym znaczeniu w jakim opisałem w poprzednim poście) nie daje gwarancji, że będzie dziecko wychowywał po Katolicku bo sam jest zdystansowany do Kościoła.
Owszem, trafiają się i w Kościele Księża którzy w sposób nieuzasadniony utrudniają – ale to nie norma ale wyjątek od reguły. Bardziej mnie martwią Ci których w Kościele nie ma w Niedzielę a domagają się sakramentów… – jak “ze sklepu”. Gdyż to jest wg mnie dwuznaczna sytuacja, która kojarzy mi się z pewnym zdaniem “o rzucaniu pereł....” – ale nie będę go cytował aby nikogo nie obrażać. Ale to mocne słowa.
Może lepiej aby dani rodzice wychowali sami dziecko do pewnego wieku a potem ew. poprosili o chrzest -> przekonają Proboszcza, że rzeczywiście chodzi im o coś więcej a nie o jednorazowy akt….. ???
Nie w mojej parafii…: Skoro nie chcesz nic zmieniać, zmień przynajmniej parafię Staszku, nic mądrzejszego nie umiem Ci chyba poradzić.
Nie rozumiem tego zdania. Ja w swojej parafii czuję się dobrze i nie mam powodu zmieniać. Chociaż do spowiedzi jeżdżę do Jezuitów i czasem na Mszę niedzielną jeździmy do innego Kościoła – jak nam godziny w parafii nie spasują... .
Oczywiście, że może być w parafii lepiej czy gorzej… – ale ja mówię o czymś innym. O tym, że to nie Ksiądz jest Bogiem w którego trzeba wierzyć.. – jeśli odstręcza od Kościoła. On “odberze swoją nagrodę” lecz Pan Bóg mnie nie będzie pytał o niego lecz o Mnie na sądzie ostatecznym… .
Podróż do miasta: Ty jedziesz autokarem, w ramach zorganizowanej wycieczki, z programem rozpisanym co do minuty. Zabrałeś w drogę przewodnik, bez którego w Mieście nie potrafisz zrobić kroku. Nie zauważyłeś, że był napisany strasznie dawno temu i niewiele z tego co widzisz, do opisu w przewodniku pasuje. Ja wybrałem się autostopem. Moim przewodnikiem są napotkani w drodze mieszkańcy Miasta, życzliwi kierowcy, barman w portowej knajpce i dziewczynka, która podzieliła się ze mną bułką.
Też nie rozumiem za bardzo tego obrazu. Ja w swojej podróży spotykam i barmana w knajpce, i dziewczyny w bramie i ateistów z którymi jadam kolacje w hotelach wielogwiazdkowych, i jestem wierzącym człowiekiem – Katolikiem.
Jedno drugiemu nie przeczy ani nie “wchodzi w drogę” gdyż bycie człowiekiem Bożym to nie tyle uciekanie od knajpy w bramie portowej. Ale umiejętne z niej korzystanie – rozumne -> może nie z wszystkiego rodzaju usług. Ale dobre piwo, rum, koniak, brandy, koledzy, przyjaciele, to dobrzy kompani zarówno w knajpie, ma ognisku, imprezie, prywatce, itp.
Gdyż piękno nawrócenia człowieka polega wg mnie na tym, aby nadal pozostać sobą ale jednocześnie w swoje “pokłady osobowości” zaprosić Jezusa. I to przeżywanie siebie(w porcie) będzie jeszcze pełniejsze gdyż będzie osadzone w kierunku w jakim zmierza moje życie a nie będzie stało w poprzek. CZłowiek staje się bardziej człowiekiem jeśli się zaprzyjaźni z Bogiem.
Cyganka: Spotkałem ją po drodze, pokazała mi z dumą buteleczkę z wodą. Dziecko, zawinięte w kolorową chustę spało smacznie przytulone do jej piersi.
Nota bene i niektórzy letni chrzczą, gdyż dzieci mniej płaczą po chrzcie… – spotkałem taką Matką (bardzo wierzącą) której dziecko płakało znacznie rzadziej po chrzcie niż przed. Chociaż na swoich tego nie zauważyłem. :-)))
“”““Wspólnota. No i na koniec, żeby była jasność. Moją troską nie jest los wspólnoty Kościoła. Martwię się o tę drugą, szerszą, bardziej namacalną i dla mnie, letniego, ważniejszą.”“”“
No to nie rozumiem. NIe martwisz się o wspólnotę Kościoła więc martwisz się o Wspólnotę narodową, tak?
Której wspólnota Kościoła prawem zasiedzenia od wieków przewodzi, cele wyznacza i o kondycję tej drugiej się troszczy. Coraz mniej serdecznie i szczerze, jak mi się wydaje.
Kościół ma inne zadania i cele. Państwo -> wspólnota wspólnot ma inne. Kościół świetnie uzupełnia i będzie uzupełniał Państwo w tych dziedzinach w których cele się pokrywają. A więc propagowanie moralnego stylu życiu, postępowanie na rzecz dobra wspólnego, troska o ubogi chorych – a więc branie na swoje barki warstwy socjalnej za którą Katolicy są opodatkowani dobrowolnie 2 razy: raz płacąc podatki a dwa płacąc dobrowolne datki na cele Kościelne: Caritas, wsparcie Misji, Misjonarzy, domów opieki prowadzonych przez Zakony, itd.
Jeśli mówisz o Kościele to np. pochyl się nad dziedzictwem Jana Pawła II – właśnie jego Kościół wydał na świat… . Kościół daje wg mnie bardzo dużo, sęk w tym, że to nie “ryba ale wędka”. A tę rybę należy dopiero złowić.
I nie daje tylko wędkę na Zbawienie ale także lekarstwo na ZDROWĄ CYWILIZACJĘ która jest potrzebna nie tylko CHrześcijanom ale Europie i światu.
NIe ma rozwoju Europy, Świata bez zdrowych korzeni Ludzkich. Świat widział wiele wspaniałych cywilizacji które się wynaturzyły i upadły… . Europa -> globalizująca sie w ramach PE Europa – globalizuje się niestety ale na obraz tej cywilizacji która już kiedyś była. Mieliśmy już cywilizację Rzymską, Grecką.... . Cywilizacja CHrześcijańska trwa nieprzerwanie. Jeśli ktoś z niej rezygnuje to tylko początek końca… .
Legalizacja i legitymizacja prawna wynaturzeń jest podcinaniem gałęzi na której Europa stoi.
Problem z chęciami aby ją “łowić” zamiast “obnosić się z wędką”, mają nie tylko wierni zachłyśnięci “współczesnością” ale czasem i duchowni.
Niestety Tomaszu na naszych oczach odbywa się podwójne żniwo:
a. na wieczne zbawienie
oraz
b. na wieczne potępienie
Łany dojrzałe… – okiem widać które dojrzewają na pszenicę a które na kąkol… .
Może to ostre porównanie ale żyjemy w takich czasach gdzie polaryzacja pomiędzy tymi dwoma światami jest zbyt ostra a wpływy zbyt mocne.
Jest to czas próby dla wierzących. Przetrwają tylko mocno zakotwiczeni w Bogu, “letnich” prędzej czy później porwie… nurt świeckiej wolności.
Skoro jest to czas odsiania ziaren od plew więc i czasy są takie które nam to odsianie znacznie ułatwią... . Już nie powiem, że Kościół potrzebuje świadków ale Chrystus ich potrzebuje. Kościół to jedynie ich ziemska baza wypadowa. :-)))
Takie czasy Tomaszu… . To co było, już było a teraz “łany dojrzewają” na wielkie zbiory które się odbywają na naszych oczach.. . Nowej identyfikacji dokonał JP II, nie mówił pszenica i kąkol ale cywilizacja życia i śmierci. Tak idzie podział. I nie ma miejsca tutaj na letniość. Letniość może być symptomem “braku odporności” i stanem pomiędzy… . Prędzej czy później stan “pomiędzy” samoczynnie stanie się stanem po jednych ze stron. Gdyż kto stoi długo w miejscu tak naprawdę cofa się... .
Przypomina mi się taka piosenka SDM:
Ruszaj się Bruno
idziemy na piwo
Niechybnie brakuje tam nas
Od stania w miejscu niejeden już zginął
Nie jeden, zginął już kwiat.
Temu prawu oczyszczenia -> z letniości na jednoznaczność podlega cały Kościół wraz z jego pasterzami. To bez dwóch zdań. Wiec to czasy próby dla wszystkich którzy podążają, wydaje się że podążają, chcą podążać za Chrystusem. Są to IMHO czasy w których podążać się nie da będąc maruderem.
Gdyż podążanie jest jak droga pod prąd. Trzeba mieć siłę i determinację. A Ci niezdecydowani nie dadzą rady jeśli się nie zdecydują... . I nie zmieni tego ani Ksiądz ani biskup lecz tylko każdy indywidualnie.
Biorąc pod uwagę, że dokonujesz oceny z zewnątrz – może obserwujesz właśnie ten proces oczyszczenia w Ramach Kościoła w Polsce.
Wypłynie trochę afer, wypłynie trochę kompromitujących rzeczy na ludzi ze świecznika… – pozostaną w Kościele mocni w Wierze. Nastąpi odsianie na wszystkich poziomach Kościoła w Polsce. Ale to nie proces dokonujący się z dnia na dzień ale niepostrzeżenie. Tak jak nie zauważamy, że nasza wiara ulega erozji jeśli nie pielęgnujemy i nie karminy jej co dnia… .
W sposób niezauważalny można się stać “letnim”.... . Można samemu przespać – czyż życie nie sie tylu propozycji: emocji, przeżyć, aby w nich się zapomnieć? Ale sztuką jest oddając się przeżyciom nie zapomnieć o tym co nie przemija. Tak jak sztuką jest pić wino ale mieć swoją miarę by na drugi dzień zamiast wstać rano leczyć ból głowy i zatrucie żołądka… , :-))))
Pozdrawiam serdecznie!
p.s.(znowu wyszło długo, mam nadzieję, że następnym razem będzie już krótko).
poldek34 -- 31.03.2008 - 11:28Poldku
W kwestii Twoich pouczeń o chrzcie dzieci “letnich katolików” chciałabym tylko (nieśmiało) przypomnieć, że:
Przynosili Mu również niemowlęta, żeby na nie ręce włożył, lecz uczniowie, widząc to, szorstko zabraniali im. Jezus zaś przywołał je do siebie i rzekł: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie i nie przeszkadzajcie im: do takich bowiem należy królestwo Boże».
(Łk 18,15-16)
I tyle w temacie “sakramentu z półki sklepowej”...
Magia -- 31.03.2008 - 12:10Dziękuję Magio
Widzisz Staszku,
prośba o chrzest dla niemowlęcia, to niezupełnie to samo co żądanie kolejnego wpisu do “Dzienniczka Katolika”.
merlot
merlot -- 31.03.2008 - 12:56@Magio
W kwestii Twoich pouczeń o chrzcie dzieci “letnich katolików” chciałabym tylko (nieśmiało) przypomnieć, że:
Przynosili Mu również niemowlęta, żeby na nie ręce włożył, lecz uczniowie, widząc to, szorstko zabraniali im. Jezus zaś przywołał je do siebie i rzekł: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie i nie przeszkadzajcie im: do takich bowiem należy królestwo Boże».
(Łk 18,15-16)
I tyle w temacie “sakramentu z półki sklepowej”...
To prawda z tym przynoszeniem dzieci…. . Ale Chrzest – zresztą tak jak inny sakrament jest jednak obwarowany warunkami.
1. To rodzice oraz rodzice Chrzestni wyznają Wiarę w imieniu dziecka
2. To rodzice oraz rodzice Chrzestni wyrzekają się szatana
Jak mogą spełnić te warunki Ci, którzy są zdystansowani do Kościoła.
Oczywiście, że Kapłan może na swoją odpowiedzialność udzielić chrztu -> ma możliwość odstąpić od normalnej procedury. Ale jest to zasze odstęstwo ode reguły – ze względu na inne uwarunkowania a nie codzienność.
Stąd z tym chrztem napisałem wyżej, że są to komplikacje z “natury” -> wynikające z nie jednoznaczej postawy rodziców wobec przynależności do Wspólnoty Kościoła.
Jednak Kościół jest elastyczny i jest w stanie w szczególnych przypadkach zarówno ochrzcić dziecko, dopuścić do Biermowania czy pobłogosławić związek Małżeński oraz udzielić pochówku Katolickiego.
Lecz muszą być uzasadnione przesłanki. Natomiast nie jest regułą, że kazdy kto przynosi dziecko i prosi dla niego o Chrzest tego dostąpi.
Historia udzielania chrztu ma swoją historię. Np. w pierwszych wiekach wogóle nie chrzczono niemowląt. Jednak już w Dziejach Apostolskich mamy świadectwa, że chrzest przyjmowały całe rodziny: rodzice, dzieci, niewolnicy, służba… .
Są tacy, którzy uważają, że chrztu powinno się udzielać w wieku dorosłym… . Kościół wybrał takie rozwiązanie by chrzcić dzieci Katolików -> na ich prośbę, gdyż wierzący rodzice zapewnią wzrost Wiary tym dzieciom. Taka jest zasada ogólna od której stosuje się także wyjątki.
Pozdrawiam!
************************
poldek34 -- 31.03.2008 - 13:20“Kto pyta nie błądzi…”
@Tomek
Widzisz Staszku,
prośba o chrzest dla niemowlęcia, to niezupełnie to samo co żądanie kolejnego wpisu do “Dzienniczka Katolika”.
merlot
Chrzest to ważna – najważniejsze wydarzenie z punktu widzenia Wiary – gdyż to początek początków…. .
Ale wszystko zależy od tego kto o niego prosi i “w jakim świecie żyje”. Prawo jazdy daje się temu który nie tylko zna przepisy ruchu drogowego ale także je stosuje w życiu.
W przypadku Chrztu Kierowcami dla Dziecka (w sprawach Wiary) są rodzice. Stąd “zależy kto prosi…”.
Pozdrawiam!
************************
poldek34 -- 31.03.2008 - 13:24“Kto pyta nie błądzi…”
Panie Tomku!
Przeczytałem i gdyby nie wywody pana Staszka, to, w zasadzie, nie byłoby czego komentować (Zgadzam się z Panem.). Powala mnie przekonanie pana Staszka o pochodzeniu od Boga jego lokalnego księdza. Z całym szacunkiem dla księdza, może on tak jak każdy służyć szatanowi*. Co więcej, były takie okresy, gdy kościół rzymski w całości służył szatanowi*, nazywanemu wtedy Jezusem.
Dzisiaj takimi działaniami zajmują się muzułmanie, zaś imieniem szatana* jest Allach.
Pierwsze wieki chrześcijaństwa, to ścieranie się tak różnych prądów, że pretensje do namaszczenia kogokolwiek z dzisiejszych księży w wyniku ciągłości nauczania jest zwykłą uzurpacją.
Nie piszę tego wszystkiego aby nawiązać dialog z panem Staszkiem, bo wiem, że jest nieprzemakalny i nie ma sensu rozwalać jego argumentacji. To co pan Staszek pisze to wyznanie wiary, a nie efekt analizy – przemyśleń. To daje pewność nawet gdy się kroczy drogą zła, a może szczególnie wtedy.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 02.04.2008 - 23:44*Z ciekawych rzeczy, to nie wierzę w szatana. Zło i dobro jest w nas a nie gdzieś na zewnątrz.
PS.
U pani Renaty jest o tyle zabawniej, że jej wyznanie wiary dotyczy spraw doczesnych, zaś Pan usiłuje racjonalnie analizować kwestie wiary…
I jeszcze drobiazg na zakończenie. Pan Staszek nie jest kościołem i jego poglądy nie są obowiązujące dla innych. Mam znajomych, którzy przekonują mnie, że dla mnie (z moimi poglądami) jest miejsce w kościele! Myślę, że oni są znacznie bliżej zbawienia niż pan Staszek.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 02.04.2008 - 23:50Panie Jerzy
Powala mnie przekonanie pana Staszka o pochodzeniu od Boga jego lokalnego księdza. Z całym szacunkiem dla księdza, może on tak jak każdy służyć szatanowi*. Co więcej, były takie okresy, gdy kościół rzymski służył szatanowi*, nazywanemu Jezus..
Panie Jerzy dokonał Pan jakiegoś karkołomnego skrótu myślowego. Gdyż proszę sobie wyobrazić, że łaska sakramentu działa In opere operatis – a to znaczy, że nawet jakby Ksiądz udzialał sakramentów trwając w grzechu to sakrament jest ważny, pełny i udzielony niezależnie od stanu duszy Kapłana.
Więc nie rozumiem Pana skrótu.
Pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 02.04.2008 - 23:52“Kto pyta nie błądzi…”
Panie Jerzy
Witam, ale tu się w tej chwili tylko sprząta.
Chwilowo wyemigrowałem do małego, umownego miasteczka, gdzie przez czas jakiś z jego mieszkańcami zapoznawać się będę.
Prawdę mówiąc, mnie komentowanie klasyczne przestało interesować, próbuję organizować rozmowy, które choćby o milimetr, ale posuwają do przodu, zmieniają, poprawiają mały świat w którym żyjemy. Rozmowy, które nie służą dowiedzeniu moich, czy pańskich racji. Raczej temu by choć szczyptę cudzej racji zrozumieć, przyjąc i na drugi dzień nie zapomnieć.
Staszek nie jest nieprzemakalny. Przekona się Pan o tym osobiście.
Zapraszam,
Tomek
merlot -- 02.04.2008 - 23:56Panie Staszku!
Skoro domaga się Pan indywidualnej odpowiedzi, to ją Pan otrzyma.
Mnie nie interesują sakramenty kościoła. Jeśli Bóg chce mi coś przekazać, to używa metod bezpośrednich lub przysyła posłańców. Bardzo rzadko są nimi księża.
O ile mnie pamięć nie myli, to jest takie zdanie „po owocach je/ich poznacie”. Nie jest ważne czy ksiądz pościł w piątek, czy wierzy w Boga, czy co Pan uważa za ważne. Natomiast ważne jest czy człowiek (również ksiądz) służy dobru. To co Pan przedstawia jako kościół, nie służy dobru i moim skromnym zdaniem oddala ludzi od Boga. To tyle wyjaśnień.
Tak jak Panu napisałem, każdy argument za „człowiekowatością” płodu mogę logicznie obalić. Tak samo, można wskazać, że poglądy pana Pospieszalskiego czy Paliwody (imion nie pomnę) służą złu.
Bardzo proszę nie powoływać się na Jana Pawła II, bo nawet jeśli obaj wymienieni przeze mnie panowie mają Jego błogosławieństwo, a Pan ma certyfikat słuszności swoich poglądów, to pogarda bijąca z Pana tekstów mówi sama za siebie.
Przy okazji, ksiądz do chrztu konieczny nie jest, bo każdy może ochrzcić dziecko, wystarczy, że mu się wydaje, iż dziecka życie jest zagrożone…
Jerzy Maciejowski -- 03.04.2008 - 00:08PS. Panie Staszku!
Jeśli płód jest człowiekiem, to czemu kościół nie praktykuje chrztów w okresie niedorobienia? Czyż to nie jest przykład zadziwiającej niekonsekwencji?
…
Jerzy Maciejowski -- 03.04.2008 - 00:11Panie Jerzy
Na dobranoc:
w najmniejszym wymiarze nie “usiłuję racjonalnie analizować kwestii wiary”.
Tylko dzięki temu mogę ze Staszkiem w miarę do rzeczy rozmawiać. Szukam języka, który pozwoli ludziom o jasno sprecyzowanych, sprzecznych z rozmówcą poglądach umieć pogłądy tego drugiego uszanować. Definicją potoczną jest tu tolerancja – jednak nieskażona ośmieszającą polityczną poprawnością.
Nie dyskutuję ze Staszkiem o wierze. Rozmawiamy o ludziach. Wielkiej, mniejszej i całkiem malutkiej (z punktu widzenia KK) wiary.
Tomek
PS. “okres niedorobienia” wywołuje mój gwałtowny sprzeciw.
Nawet, jeśli mamy na myśli zygotę.
merlot
merlot -- 03.04.2008 - 00:35@Panie Jerzy
Jeśli płód jest człowiekiem, to czemu kościół nie praktykuje chrztów w okresie niedorobienia? Czyż to nie jest przykład zadziwiającej niekonsekwencji?
Wiek chrztu człowieka jest kwestią umowną i określoną. Nie rozumiem, z jakiego powodu należałoby chrzcić dziecko przed urodzeniem. Chrzest Panie Jerzy od początków chrześcijaństwa dotyczył dorosłych. Jednak gdy Wiarę przyjmowały całe rodziny, chrzest był przyjmowany przez cały dom: łącznie z dziećmi, niewolnikami, służbą... .
Stąd też w rodzinach chrześcijańskich chrzci się dzieci w wieku niemowlęcym.
Fakt zaś zaistnienia człowieka nie jest faktem religijnym ale fizycznym. Wiec nie rozumiem dlaczego Pan próbuje dezawuwać ochronę życia ludzkiego w pierwszej fazie życia próbując udawać, że nie jest to życie ludzkie.
Życie ludzkie ma charakter ciągły a nie skokowy. Przerywając życie na każdym etapie od poczęcia do naturalnej śmierci skutek jest ten sam.
Mnie nie interesują sakramenty kościoła. Jeśli Bóg chce mi coś przekazać, to używa metod bezpośrednich lub przysyła posłańców. Bardzo rzadko są nimi księża.
Liczy Pan na prywatne objawienia…? A na czym Pan opiera swoje przekonanie.
O ile mnie pamięć nie myli, to jest takie zdanie „po owocach je/ich poznacie”. Nie jest ważne czy ksiądz pościł w piątek, czy wierzy w Boga, czy co Pan uważa za ważne. Natomiast ważne jest czy człowiek (również ksiądz) służy dobru. To co Pan przedstawia jako kościół, nie służy dobru i moim skromnym zdaniem oddala ludzi od Boga. To tyle wyjaśnień.
Wiara w Kościele nie jest wiarą w Księdza ale w BOga. A sakramenty działają “ex opere operatis” – a więc jest to moc Boża a nie kapłana.
Łaska sakramentu więc nie zależy od Kapłana. I gdyby nawet udzielał rozgrzeszenia – czyni to Mocą BOga, i władzą daną Kościołowi a nie swoją. Więc skutecznośc sakramentów nie zależy od tego czy kapłan jest aktualnie w grzechu czy nie. Gdyż udzielanie sakramentów jest zawsze ważne – jeśli przyjmujący je jest w stanie łaski, wierzy i ma pragnienie jej przyjęcia.
Oczywiście, zgodzę się z Panem w jednym: złe świadectwo życia Kapłanów może gorszyć ludzi i zniechęcać do przyjmowania łaski Bożej, Kościoła, zycia duchowego.
Ale Jezus bezlitosny dla takich Pasterzy:
Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień
młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza. Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia,
*lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie.*Mt 18.6-9
A więc należy oddzielić w Kościele to co ludzkie od tego co Boskie i nie łączyć w jedno.
Bardzo proszę nie powoływać się na Jana Pawła II, bo nawet jeśli obaj wymienieni przeze mnie panowie mają Jego błogosławieństwo, a Pan ma certyfikat słuszności swoich poglądów, to pogarda bijąca z Pana tekstów mówi sama za siebie.
Używa Pan szczególnego rodzaju argumentów, gdyż wbrew Pana stwierdzeniu sugeruje Pan, że wspomniani nie mają certyfikatu ale Pan go ma, skoro o certyfikacie wspomina. Na jakiej podstawie i na czym pan opiera swoje przekonania?
Jeśli wypowiadam się na jakiś temat pokazuję z jakich przesłanek wyciągam wnioski. Pan chciałby abym zapomniał o wszystkim co wiemy dotąd o życiu człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci i opierał swoje sądy o własne domysły.
Przy okazji, ksiądz do chrztu konieczny nie jest, bo każdy może ochrzcić dziecko, wystarczy, że mu się wydaje, iż dziecka życie jest zagrożone…
Tak, może ochrzcić nie każdy ale ten kto wierzy. A o chrzcie decydują rodzice. Chrzczenie wbrew woli rodziców jest niegodziwe.
Pozdr.
poldek34 -- 03.04.2008 - 11:45@Panie Jerzy
Jeśli płód jest człowiekiem, to czemu kościół nie praktykuje chrztów w okresie niedorobienia? Czyż to nie jest przykład zadziwiającej niekonsekwencji?
Wiek chrztu człowieka jest kwestią umowną i określoną. Nie rozumiem, z jakiego powodu należałoby chrzcić dziecko przed urodzeniem. Chrzest Panie Jerzy od początków chrześcijaństwa dotyczył dorosłych. Jednak gdy Wiarę przyjmowały całe rodziny, chrzest był przyjmowany przez cały dom: łącznie z dziećmi, niewolnikami, służbą... .
Stąd też w rodzinach chrześcijańskich chrzci się dzieci w wieku niemowlęcym.
Fakt zaś zaistnienia człowieka nie jest faktem religijnym ale fizycznym. Wiec nie rozumiem dlaczego Pan próbuje dezawuwać ochronę życia ludzkiego w pierwszej fazie życia próbując udawać, że nie jest to życie ludzkie.
Życie ludzkie ma charakter ciągły a nie skokowy. Przerywając życie na każdym etapie od poczęcia do naturalnej śmierci skutek jest ten sam.
Mnie nie interesują sakramenty kościoła. Jeśli Bóg chce mi coś przekazać, to używa metod bezpośrednich lub przysyła posłańców. Bardzo rzadko są nimi księża.
Liczy Pan na prywatne objawienia…? A na czym Pan opiera swoje przekonanie.
O ile mnie pamięć nie myli, to jest takie zdanie „po owocach je/ich poznacie”. Nie jest ważne czy ksiądz pościł w piątek, czy wierzy w Boga, czy co Pan uważa za ważne. Natomiast ważne jest czy człowiek (również ksiądz) służy dobru. To co Pan przedstawia jako kościół, nie służy dobru i moim skromnym zdaniem oddala ludzi od Boga. To tyle wyjaśnień.
Wiara w Kościele nie jest wiarą w Księdza ale w BOga. A sakramenty działają “ex opere operatis” – a więc jest to moc Boża a nie kapłana.
Łaska sakramentu więc nie zależy od Kapłana. I gdyby nawet udzielał rozgrzeszenia – czyni to Mocą BOga, i władzą daną Kościołowi a nie swoją. Więc skutecznośc sakramentów nie zależy od tego czy kapłan jest aktualnie w grzechu czy nie. Gdyż udzielanie sakramentów jest zawsze ważne – jeśli przyjmujący je jest w stanie łaski, wierzy i ma pragnienie jej przyjęcia.
Oczywiście, zgodzę się z Panem w jednym: złe świadectwo życia Kapłanów może gorszyć ludzi i zniechęcać do przyjmowania łaski Bożej, Kościoła, zycia duchowego.
Ale Jezus bezlitosny dla takich Pasterzy:
Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień
młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza. Biada światu z powodu zgorszeń! Muszą wprawdzie przyjść zgorszenia,
*lecz biada człowiekowi, przez którego dokonuje się zgorszenie.*Mt 18.6-9
A więc należy oddzielić w Kościele to co ludzkie od tego co Boskie i nie łączyć w jedno.
Bardzo proszę nie powoływać się na Jana Pawła II, bo nawet jeśli obaj wymienieni przeze mnie panowie mają Jego błogosławieństwo, a Pan ma certyfikat słuszności swoich poglądów, to pogarda bijąca z Pana tekstów mówi sama za siebie.
Używa Pan szczególnego rodzaju argumentów, gdyż wbrew Pana stwierdzeniu sugeruje Pan, że wspomniani nie mają certyfikatu ale Pan go ma, skoro o certyfikacie wspomina. Na jakiej podstawie i na czym pan opiera swoje przekonania?
Jeśli wypowiadam się na jakiś temat pokazuję z jakich przesłanek wyciągam wnioski. Pan chciałby abym zapomniał o wszystkim co wiemy dotąd o życiu człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci i opierał swoje sądy o własne domysły.
Przy okazji, ksiądz do chrztu konieczny nie jest, bo każdy może ochrzcić dziecko, wystarczy, że mu się wydaje, iż dziecka życie jest zagrożone…
Tak, może ochrzcić nie każdy ale ten kto wierzy. A o chrzcie decydują rodzice. Chrzczenie wbrew woli rodziców jest niegodziwe.
Pozdr.
poldek34 -- 03.04.2008 - 11:48Pan Jerzy
Jeszcze słowo:
Pan próbuje sprowadzić życie człowieka do życia motyla…. – nie udaje się tego dokonać. Gdyż kod genetyczny człowieka jest znany w bardzo wczesnej fazie życia: wiadomo zarówno o cechach człowieka, którego życie się rozpoczęłło jak i o tym jakie patologie zdrowotne i rozwojowe może mieć istota w kolejnych fazach zycia. Jest to proces ciągły.
Pana metodą można wszystko “sprowadzić do parteru”: – płodność do reprodukcji – współżycie małżeńskie do zwykłej kopulacji – miłość do poziomów hormonów i przemian w mózgu – itp.
Jednak istnieją takie “byty” w życiu ludzkim których nie udaje się zamknąć w Pana sformuowaniach.
Ot chociażby można powiedzieć, że skoro nie stwierdzono istnienia czegoś takiego jak “rozum” pewnie nie istnieje… .
Ale są pewne dziedziny życia o których można mówić w kategoriach cudu.
A mówiąc językiem reliigjnym o życiu można rzec:
““Ty ukształtowałeś me wnętrze, utkałeś mnie w łonie matki. Wysławiam Cię za to, że mnie cudownie stworzyłeś, Twoje dzieła są godne podziwu, a moją duszę znasz dobrze.”
A mówiąc językiem rozumu, można powidzieć, że życie jest darem i czymś co przerasta człowieka. Gdyż jest w stanie przekazać coś “nad czym się nie napracował i nie zdobył” ale otrzymał darmo.
Gdyż moje życie nie jest moją zasługą. Zostało ono mi dane darmo. Ktoś dał, i pozwolił bym zył. A mógł też dać, i nie pozwolić mi stać się człowiekiem. Nadal jestem zlepkiem komórek białkowych i innych z punktu widzenia biologii – tak jak byłem tym zlepkiem na każdym wcześniejszym etapie życia.
Jeśli Pan sproadzi człowieka do komórek biokogicznych – to zawsze będzie tym zlepkiem komórek – zarówno w łonie Matki jak i poza nim. Więc kryterium człowieczeństwa wynikające z biologi jest miałkie. Bo człowiek to coś więcej niż materia… . Byt fizyczno-duchowy… . I to nie określenie religijne ale naukowe.
************************
poldek34 -- 03.04.2008 - 12:04“Kto pyta nie błądzi…”
Panie Staszku!
Wiek chrztu człowieka jest kwestią umowną i określoną. Nie rozumiem, z jakiego powodu należałoby chrzcić dziecko przed urodzeniem.
1. Wiek człowieka w chwili chrztu.
2. Z dzieckiem nie da się nic zrobić przed urodzeniem, bo wtedy mamy do czynienia z płodem. Co więcej, do XX wieku nikomu nie przychodziło do głowy nazywać płodu dzieckiem, a związku dwóch panów małżeństwem. Takie zabawy językiem nie służą porozumieniu.
Stąd też w rodzinach chrześcijańskich chrzci się dzieci w wieku niemowlęcym.
Lepiej powiedzieć „…chrzci się niemowlęta”.
Fakt zaś zaistnienia człowieka nie jest faktem religijnym ale fizycznym. Wiec nie rozumiem dlaczego Pan próbuje dezawuować ochronę życia ludzkiego w pierwszej fazie życia próbując udawać, że nie jest to życie ludzkie.
Ja nie walczę z nazywaniem przerwania ciąży błędem. nie twierdzę, że to dobre rozwiązanie, czy też środek antykoncepcyjny. Ja walczę z poglądem, że kobieta musi donosić ciążę wbrew swojej woli. To jest zupełnie inne zagadnienie. Tyle, że Pan nie widzi w kobiecie człowieka, chyba, że jest płodem. Potem ma Pan do czynienia z inkubatorem bez wolnej woli.
Życie ludzkie ma charakter ciągły a nie skokowy.
Narodziny są skokiem jakościowym, bo z fazy płodowej (niezdolnej do samodzielnego życia) przechodzi organizm do fazy ludzkiej (zdolnej do życia poza organizmem kobiety).
Przerywając życie na każdym etapie od poczęcia do naturalnej śmierci skutek jest ten sam.
Bój się Pan Boga z tą naturalną śmiercią. Jaki gatunek w naturze ginie ze starości? Przecież Pański postulat, to prośba o watahy wilków na ulicach i kto przeżyje ten szczęśliwy. No i oczywiście likwidujemy medycynę poza technikami alternatywnymi, bo to też sprzeczne z naturą! Ta naturalna śmierć, to taka sama propaganda jak nienarodzone dzieci. Termin, którego należy unikać.
O ile mnie pamięć nie myli, to jest takie zdanie „po owocach je/ich poznacie”. Nie jest ważne czy ksiądz pościł w piątek, czy wierzy w Boga, czy co Pan uważa za ważne. Natomiast ważne jest czy człowiek (również ksiądz) służy dobru. To co Pan przedstawia jako kościół, nie służy dobru i moim skromnym zdaniem oddala ludzi od Boga. To tyle wyjaśnień.
Wiara w Kościele nie jest wiarą w Księdza ale w Boga. A sakramenty działają „ex opere operatis” – a więc jest to moc Boża a nie kapłana.
Wiara w Boga nie wymaga przynależności do jakiegokolwiek kościoła. A sakramenty może działają, a może nie działają. Znam wiele sytuacji, gdy człowiek wierzy w sakrament, a mimo to wpływ sakramentu na jego życie i zachowanie jest żaden. Gdzie jest popełniony błąd? Założenie, że sakramenty Pańskiego kościoła są czymś specjalnym dla Boga, świadczy o pysze. Pysze tych, którym się wydaje, że mają monopol na reprezentowanie Boga. Pycha jest grzechem ciężkim. Nieprawdaż?
Łaska sakramentu więc nie zależy od Kapłana. I gdyby nawet udzielał rozgrzeszenia – czyni to Mocą Boga, i władzą daną Kościołowi a nie swoją.
Na czym Pan opiera swoje przekonanie, o boskiej mocy danej kościołowi i kapłanowi? Ma Pan na to jakąś podkładkę? Nie chodzi mi o zaświadczenie z kurii biskupiej czy kółka różańcowego, tylko jakiś dowód wybrania Kościoła Rzymsko-Katolickiego. A dlaczego Bóg miałby wybrać akurat to wyznanie? Bo Pańskie? To słaby argument…
A więc należy oddzielić w Kościele to co ludzkie od tego co Boskie i nie łączyć w jedno.
Przecież to Pan miesza Boga do spraw kościoła, a kościół do spraw Boga. A wszelkie związki między nimi istnieją tylko w świecie wiary tego kościoła. Każdy inny kościół twierdzi, że to on ma wyłączność na kontakt z Bogiem, że Bóg przemawia przez nich. Dlatego świadectwo wiernego czy kapłana jest kiepskim dowodem relacji Bóg – kościół. Może Pan postara się o jakiś cud?
Bardzo proszę nie powoływać się na Jana Pawła II, bo nawet jeśli obaj wymienieni przeze mnie panowie mają Jego błogosławieństwo, a Pan ma certyfikat słuszności swoich poglądów, to pogarda bijąca z Pana tekstów mówi sama za siebie.
Używa Pan szczególnego rodzaju argumentów, gdyż wbrew Pana stwierdzeniu sugeruje Pan, że wspomniani nie mają certyfikatu ale Pan go ma, skoro o certyfikacie wspomina. Na jakiej podstawie i na czym pan opiera swoje przekonania?
Nie mam żadnego certyfikatu na świętość. Co więcej nie zamierzam starać się o taki. Nie widzę potrzeby. Natomiast darzę szacunkiem Karola Wojtyłę, pomimo że nie zgadzam się z jego poglądami na temat diabła. Natomiast wielu ludzi zionących nienawiścią lubi podpierać się cytatem z Papieża. Uważam to za zwykły brak szacunku i dlatego prosiłem o nie sięganie po ten środek w dyskusji. Jedyny organ stwierdzający słuszność czy niesłuszność czegoś, w moim przypadku, to mój intelekt. Sprawność moich procesów przetwarzania informacji jest tak wysoka, że nie muszę odwoływać się do autorytetów zewnętrznych. Jeśli analiza faktów pozwala coś stwierdzić, to to robię. Nawet, jeśli wszyscy dookoła wylewają na mnie pomyje i chwalą się jak bardzo mnie nie rozumieją. (Proszę sobie poczytać dyskusję pod notką pani Renaty o wojsku komputowym.)
Jeśli wypowiadam się na jakiś temat pokazuję z jakich przesłanek wyciągam wnioski. Pan chciałby abym zapomniał o wszystkim co wiemy dotąd o życiu człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci i opierał swoje sądy o własne domysły.
Po raz drugi pisze Pan o „naturalnej śmierci” co jest cytatem z Romana Giertycha bodajże i nie świadczy pozytywnie o Pańskim myśleniu. Tak! Ja oczekuję od ludzi używania głowy nie tylko do noszenia czapki, ale także do myślenia. Wiara, że to co Panu ktoś kiedyś powiedział jest „szczyrą prawdą”, jest wiarą. Ma Pan do niej prawo, ale niech Pan nie wymaga ode mnie abym tę wiarę podzielał. Dla mnie może to być „tyż prawda” lub „gó…no prawda”. Niestety mogę mieć rację…
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 05.04.2008 - 16:43Panie Jerzy
1. Wiek człowieka w chwili chrztu.
2. Z dzieckiem nie da się nic zrobić przed urodzeniem, bo wtedy mamy do czynienia z płodem. Co więcej, do XX wieku nikomu nie przychodziło do głowy nazywać płodu dzieckiem, a związku dwóch panów małżeństwem. Takie zabawy językiem nie służą porozumieniu.
Zauważam, że Pan nadal będzie szedł w zaparte. To, że dziecko chrzci się po urodzeniu a nie przed nie wynika z tego, że Kł uznaje, że przed urodzinami nie jest człowiekiem. Pan naciąga jak “gumę do żucia” moment chrztu i dorabia do niego teorię. Skoro Pan już wypowiada się na sprawy dot. Kościoła warto byłoby aby Pan zastanowił się najpierw jakie przesłanki decydują o tym, że Kł chrzci niemowlęta.
Lepiej powiedzieć „…chrzci się niemowlęta”.
W kontekście naszej dyskusji lepiej być uczciwym i czytać np. KOnstytucję RP gdzie jest napisane o ochronie życia ludzkiego a nie płodowego: od momentu poczęcia do naturalnej śmierci.
Ja walczę z poglądem, że kobieta musi donosić ciążę wbrew swojej woli. To jest zupełnie inne zagadnienie. Tyle, że Pan nie widzi w kobiecie człowieka, chyba, że jest płodem. Potem ma Pan do czynienia z inkubatorem bez wolnej woli.
Pan chyba żartuje. Kobieta w sposób wolny i nieprzymuszony może lub nie zachodzić w ciążę wtedy kiedy chce. Natomiast to, że Ona nosi poczęte życie nie upoważnia jej, że ma je traktować jak “krostę” którą można usunąć wtedy gdy będzie mieć na to ochotę. Gdyż ta “krosta” to życie ludzkie którym nie może rozporządzać żaden człowiek.
Narodziny są skokiem jakościowym, bo z fazy płodowej (niezdolnej do samodzielnego życia) przechodzi organizm do fazy ludzkiej (zdolnej do życia poza organizmem kobiety).
Czy pAn sugeruje, że niemowlę może już samodzielnie żyć poza organizmem kobiety? Pan żartuje. Dziecko potrzebuje ochrony nie tylko w życiu płodowym ale i poza organizmem matki. Bez pomocy zewwnętrznej nie jest w stanie same sobie poradzić. Innymi słowy zmienia się sposób opieki, podyktowana jest(opieka) i zależy ona od fazy rozwoju. Inna w żyiu płodowym, inna niemowlęcym, inna w późniejszym okresie, itd. No ale Pan uważa, że po urodzeniu dziecko jest samodzielne – gratuluje tezy.
Bój się Pan Boga z tą naturalną śmiercią. Jaki gatunek w naturze ginie ze starości? Przecież Pański postulat, to prośba o watahy wilków na ulicach i kto przeżyje ten szczęśliwy. No i oczywiście likwidujemy medycynę poza technikami alternatywnymi, bo to też sprzeczne z naturą! Ta naturalna śmierć, to taka sama propaganda jak nienarodzone dzieci. Termin, którego należy unikać.
Czytał Pan KOnstytucję RP?
O ile mnie pamięć nie myli, to jest takie zdanie „po owocach je/ich poznacie”. Nie jest ważne czy ksiądz pościł w piątek, czy wierzy w Boga, czy co Pan uważa za ważne. Natomiast ważne jest czy człowiek (również ksiądz) służy dobru. To co Pan przedstawia jako kościół, nie służy dobru i moim skromnym zdaniem oddala ludzi od Boga. To tyle wyjaśnień.
Proszę o szczegóły: każdy Ksiądz, niektóry Ksiąc, wszyscy Księża.. ? Za duży kwantyfikator. Zawsze można powiedzieć, że gdzieś ktoś kradnie… .
Na podstawie jednostkowych faktów buduje Pan tezę uniwestalną – nie wiem czy celowo czy w sposób zamieżony. Księża którzy dają antyświadectwo są – nie zaprzeczam, ale są i tacy którzy skłądają świadectwo a nawet oddają życie. A Kościół to ni ejedna Parafia ale wspólnoty na wszystkich kontynentach. Ilu Pan KSięży zna osobiście, że Pan buduje taką karkołomną ocenę?
Wiara w Boga nie wymaga przynależności do jakiegokolwiek kościoła. A sakramenty może działają, a może nie działają. Znam wiele sytuacji, gdy człowiek wierzy w sakrament, a mimo to wpływ sakramentu na jego życie i zachowanie jest żaden. Gdzie jest popełniony błąd? Założenie, że sakramenty Pańskiego kościoła są czymś specjalnym dla Boga, świadczy o pysze. Pysze tych, którym się wydaje, że mają monopol na reprezentowanie Boga. Pycha jest grzechem ciężkim. Nieprawdaż?
Nie wiem o jakiej wierze Pan mówi i w jakiego Boga. Łaska sakramentu polega na WSPÓŁPRACY z tą łaską. A więc może Pan uzyskać zakrament ale z niego nie korzystać. Tak jak może Pan wygrać w totka ale tych pieniędzy nie użyć, lecz będą bezużytecznie leżały na koncie.
W przypadku Sakramentów wszystko zależy od tego na ile przyjmujący będzie współpracował z łaską – a więc z Bogiem. Poprzez życie w stanie łaski uświęcającej, korzystanie z sakramentu Eucharystii, pojednania oraz modlitwy.
To, że sakrament “nie działa” oznacza, że dana osoba nie traktuje go poważnie.
[quote[Na czym Pan opiera swoje przekonanie, o boskiej mocy danej kościołowi i kapłanowi? Ma Pan na to jakąś podkładkę? Nie chodzi mi o zaświadczenie z kurii biskupiej czy kółka różańcowego, tylko jakiś dowód wybrania Kościoła Rzymsko-Katolickiego. A dlaczego Bóg miałby wybrać akurat to wyznanie? Bo Pańskie? To słaby argument…
PRzekonanie swoje opieram mówią naukowo na Teologii Biblijnej – którą można studiować na większośći uniwersytetów w Europie a ściślej mówiąc na słowach Jezusa Chrystusa za pisanych w Ewangelii a także świadectwie 12 Apostołów.
“PIotrze, ty jesteś skała, a na tej skale zbuduję Kościół Mój a bramy piekielne go nie przemogą..
“Weźmijcie Ducha św. Komu grzechy odpuścicie będą odpuszczone, a komu zatrzymacie są im zatrzymane..”
“Kto Was słucha Mnie słucha. A kto wami gardzi Mną gardzi oraz Tym Który Mnie posłał”
Cytaty z pamięci.
Każdy inny kościół twierdzi, że to on ma wyłączność na kontakt z Bogiem, że Bóg przemawia przez nich. Dlatego świadectwo wiernego czy kapłana jest kiepskim dowodem relacji Bóg – kościół. Może Pan postara się o jakiś cud?
Myślę, że żaden cud nie spowoduje u Pana zmiany zdania. Dodam też, że nie jest prawdą, że wszystkie Kościoły twierdzą, ze mają wyłączność na kontakt z BOgiem. Nawet Kościół Katolicki tak nie uważa.
Przykłady: – chrzest przyjęty w Kościele Prawosławnym jest ważny w Katolickim – CHrześcijanie i Ewangelicy modlą się Ojcze nasz – modltwą Jezusa – CHrześcijanie podobnie jak Judaizm mają wspólne korzenie wiary – Kościół mówi, że poza Jezusem Chrystusem nie ma zbawienia. Pełnia Łask potrzebnych do Zbawienia jest w Kościele Katolickim gdyż Jezus jest Głową Kościoła. Nie znaczy to, ze w innych wspólnotach nie ma elementów nauczania Jezusa, jednak jest wbiórczość w podejściu do nauki Jezusa, zwłaszcza w Kościołach Protestanckich.
Bardzo proszę nie powoływać się na Jana Pawła II, bo nawet jeśli obaj wymienieni przeze mnie panowie mają Jego błogosławieństwo, a Pan ma certyfikat słuszności swoich poglądów, to pogarda bijąca z Pana tekstów mówi sama za siebie.
Panie Jerzy – o pogardzie Pan mówi? Może jakiś cytacik zamiast bezpodstawnych zarzutów… . Gdybym PAnem gardził nie rozmawiałbym z Panem.
Niech Pan nie “Spławia” w ten sposób cytowanych tekstów Jana Pawła II – uznanego autorytetu w sprawach nie tylko wiary ale i moralności nie tylko dla CHrześcijan.
Nie mam żadnego certyfikatu na świętość. Co więcej nie zamierzam starać się o taki. Nie widzę potrzeby. Natomiast darzę szacunkiem Karola Wojtyłę, pomimo że nie zgadzam się z jego poglądami na temat diabła.
Jan PAweł II nie jest i nie był osobą prywatną ale głową Kościoła ziemskiego. Jego nauczanie jest rozwinięciem nauki Kościoła opartej na BIblii a także nauce 12 apostołów. Więc nauka o piekle, diable nie jest jego wymysłem ale wynika wprost z Objawienie opisanego na kartach Biblii.
Natomiast wielu ludzi zionących nienawiścią lubi podpierać się cytatem z Papieża. Uważam to za zwykły brak szacunku i dlatego prosiłem o nie sięganie po ten środek w dyskusji.
Czy Pan rozmawia z tymi wieloma czy z jednym? Poco więc Pan włącza jakiś anonimowych “wielu..” ?
Jedyny organ stwierdzający słuszność czy niesłuszność czegoś, w moim przypadku, to mój intelekt. Sprawność moich procesów przetwarzania informacji jest tak wysoka, że nie muszę odwoływać się do autorytetów zewnętrznych.
Zaczynam rozumieć “korzeń” Pana myślenia. SKoro Pan uważa swój rozum jako ostateczny arbiter to Pan jest na wskroś subiektywny w swoich sądach a więc sądy te są obarczone dużym prawdopodobieństwem błędu.
A to z tego powodu, ze Pana rozum nie ma ani wiedzy absolunej ani nawet cząstkowej. Gdyż wszystko o czym Pana rozum może powiedzieć bazuje na poznaniu. A więc na oparciu się na autorytecie rozumu zewnetrznego. Poza tym Pan nawet aby potrafił pisać musiał korzystać z usług intelektu zewnętrznego. A więc skazany jest Pan w każdej niemal dziedzinie na intelekt zewnętrzny.
Jeśli analiza faktów pozwala coś stwierdzić, to to robię. Nawet, jeśli wszyscy dookoła wylewają na mnie pomyje i chwalą się jak bardzo mnie nie rozumieją. (Proszę sobie poczytać dyskusję pod notką pani Renaty o wojsku komputowym.)
Przykro mi jest, że na pana ktoś wylewa pomyje. Ani nie lubię jak na kogoś się wylewa, ani na mnie, ani nie pochwalam tego. Jednak przyznam, ze nie zaglądam na blog autorki tego wpisu ze względu na “pomyje”.
Po raz drugi pisze Pan o „naturalnej śmierci” co jest cytatem z Romana Giertycha bodajże i nie świadczy pozytywnie o Pańskim myśleniu. Tak! Ja oczekuję od ludzi używania głowy nie tylko do noszenia czapki, ale także do myślenia. Wiara, że to co Panu ktoś kiedyś powiedział jest „szczyrą prawdą”, jest wiarą. Ma Pan do niej prawo, ale niech Pan nie wymaga ode mnie abym tę wiarę podzielał. Dla mnie może to być „tyż prawda” lub „gó…no prawda”. Niestety mogę mieć rację…
Widać, że Pan polega tylko na sądach swojego intelektu ale to błędna metoda.
Pojęcie “naturalna śmierć” jest wpisana do naszej KOnstytucji – nie za bardzo rozumiem na jakiej podstawie Pan sugeruje, że cytuję Romana Giertycha. Proszę wpisać ten termin w wyszukiwarkę Google i zobaczy Pan, że to bardzo znane pojęcie.
No ale Pana intelekt – tak Pan uważa – wie najlepiej, gdy tym czasem w prostym przypadku “naturalne śmierć“zawodzi.
Z uwagi na Pana subiektywizm, myślę, że jakakolwiek dyskusja jest skazana na klęskę. Jeśli Pan swój intelekt stosuje jako ostateczne kryterium Prawdy i wiedzy o Wierze, świecie, itd. Nie ma szans na jakąkolwiek dyskusję. Gdyż wszystko dla Pana jest subiektywne i nie istnieją żadne kategorie stałe. Stałe jest dla Pana to, co uznaje aktualnie za stałe. Gdyż przecież Pana intelekt uzależniony jest od jego poznania. Przykład z Giertychem dowodzi, że Pan nie uznaje możliwości poznania innych intelektów a swój uważa za absolutny “nadintelekt” w stosunku do innych intelektów.
Uklony.
************************
poldek34 -- 06.04.2008 - 10:09“Kto pyta nie błądzi…”
Szanowni Panowie Staszku i Jerzy
Mam dla Was propozycję, niełatwą do zaakceptowania, ale może spróbujcie.
Zróbcie założenie, nie mijające się zresztą z prawdą, że:
Obaj jesteście ludźmi inteligentnymi,
obaj przejmujecie się losem innych ludzi w stopniu przekraczającym średnią krajową,
obaj wkładacie swój intelekt, czas i emocje w tę rozmowę, bo uważacie, że wasz rozmówca jest tego wart.
Gdy już sobie to uświadomicie, znajdźcie takie miejsce w tekście adwersarza, które mogło by stać się “meeting point” do dalszej dyskusji.
Może okazać się, że umówiliście się w tym samym miejscu. Może, a prawie na pewno, nie. Sprawdźcie, czy z waszego miejsca nie widać tego drugiego. I umówcie się jeszcze raz, trochę bliżej.
Używanie GPS, szukanie drogi z pamięci, sprawdzanie na planie nie powinny być przeszkodą. Wręcz przeciwnie.
merlot
merlot -- 06.04.2008 - 12:02Panie Staszku!
Zauważam, że Pan nadal będzie szedł w zaparte.
Czyżbym, negował coś co wcześniej powiedziałem?
To, że dziecko chrzci się po urodzeniu a nie przed nie wynika z tego, że Kł uznaje, że przed urodzinami nie jest człowiekiem. Pan naciąga jak „gumę do żucia” moment chrztu i dorabia do niego teorię. Skoro Pan już wypowiada się na sprawy dot. Kościoła warto byłoby aby Pan zastanowił się najpierw jakie przesłanki decydują o tym, że Kł chrzci niemowlęta.
Proszę o przedstawienie dowodu, że kościół wyraża zgodę na chrzczenie płodów, a przyjmę za prawdę Pańskie twierdzenie o nie dostrzeganiu różnic pomiędzy płodem a dzieckiem przez kościół. W przeciwnym razie muszę twierdzenia o braku różnic między bajki włożyć.
W kontekście naszej dyskusji lepiej być uczciwym i czytać np. Konstytucję RP gdzie jest napisane o ochronie życia ludzkiego a nie płodowego: od momentu poczęcia do naturalnej śmierci.
Posłowie napisali o bezpłatnej służbie zdrowia i oświacie. Zna Pan jednego lekarza czy nauczyciela, który nie pobiera wynagrodzenia za swoją pracę. Bo według mnie wszyscy pracownicy edukacji i lecznictwa są opłacani przez Pana, tyle że za pośrednictwem budżetu, a zatem bardzo drogo to Pana kosztuje. W konstytucji można wpisać każdą bzdurę. Nie powoduje to, że stanie się prawdą, tylko powoduje śmiech z autorów. Proszę się zastanowić jakie są rodzaje naturalnej śmierci! Nie życzę Panu tego żeby Pan zakończył życie naturalną śmiercią.
Ja walczę z poglądem, że kobieta musi donosić ciążę wbrew swojej woli. To jest zupełnie inne zagadnienie. Tyle, że Pan nie widzi w kobiecie człowieka, chyba, że jest płodem. Potem ma Pan do czynienia z inkubatorem bez wolnej woli.
Pan chyba żartuje. Kobieta w sposób wolny i nieprzymuszony może lub nie zachodzić w ciążę wtedy kiedy chce. Natomiast to, że Ona nosi poczęte życie nie upoważnia jej, że ma je traktować jak „krostę” którą można usunąć wtedy gdy będzie mieć na to ochotę. Gdyż ta „krosta” to życie ludzkie którym nie może rozporządzać żaden człowiek.
Żarty z pogardy dla kobiety, nawet gdy pisze się ona wielką literą nie są mi w głowie. Gdyby zachodzenie w ciążę zależało wyłącznie od kobiety, to w ogóle powinien Pan milczeć na temat ciąży. Wypowiada się Pan tak, jakby decyzja dotyczyła Pana. Donosi Pan ciążę za kobietę, która nie chce urodzić dziecka?
Od kiedy ofiara gwałtu decyduje o zajściu w ciążę z własnej i nieprzymuszonej woli? Czyżby sam fakt bycia kobietą był wyrazem woli zajścia w ciążę? A co z przypadkami dzieworództwa?
Tekst wytłuszczony w cytacie powyższym to dowód pogardy, o jaki Pan pytał. Skąd Pan wie co czuje kobieta decydująca się na usunięcie ciąży? Zna Pan wszystkie kobiety, które usuwały ciążę? Rozmawiał Pan z nimi?
Pan chce rozporządzać życiem ciężarnej, której ciąża zagraża, ale odmawia jej prawa do decydowania o płodzie, bo „to życie ludzkie, którym nie może rozporządzać żaden człowiek”. To nazywa się filozofią Kalego i również świadczy o pogardzie dla kobiety.
Narodziny są skokiem jakościowym, bo z fazy płodowej (niezdolnej do samodzielnego życia) przechodzi organizm do fazy ludzkiej (zdolnej do życia poza organizmem kobiety).
Czy pan sugeruje, że niemowlę może już samodzielnie żyć poza organizmem kobiety? Pan żartuje. Dziecko potrzebuje ochrony nie tylko w życiu płodowym ale i poza organizmem matki. Bez pomocy zewnętrznej nie jest w stanie same sobie poradzić. Innymi słowy zmienia się sposób opieki, podyktowana jest(opieka) i zależy ona od fazy rozwoju. Inna w życiu płodowym, inna niemowlęcym, inna w późniejszym okresie, itd. No ale Pan uważa, że po urodzeniu dziecko jest samodzielne – gratuluje tezy.
Czy Pan udaje, że nie zrozumiał, czy rzeczywiście Pan nie jest w stanie zrozumieć? Wtedy rozumiem strach przed posługiwaniem się własnym rozumem…
Dziecko może być wykarmione przez mamkę lub pokarmem sztucznym nawet przez mężczyznę. Natomiast płodu Pan nie donosi za ciężarną. Zmiana jest jakościowa, a samodzielnie nie zawsze znaczy bez opieki. Śmierć matki nie jest wyrokiem śmierci na dziecko, natomiast śmierć ciężarnej jest wyrokiem na płód. Może on zginąć lub urodzić się, ale nie może egzystować jako płód ani chwili dłużej. Czy to jest różnica?
Bój się Pan Boga z tą naturalną śmiercią. Jaki gatunek w naturze ginie ze starości? Przecież Pański postulat, to prośba o watahy wilków na ulicach i kto przeżyje ten szczęśliwy. No i oczywiście likwidujemy medycynę poza technikami alternatywnymi, bo to też sprzeczne z naturą! Ta naturalna śmierć, to taka sama propaganda jak nienarodzone dzieci. Termin, którego należy unikać.
Czytał Pan Konstytucję RP?
No to jak Pana zastrzelę, aby mieć dostęp do Pańskiej kobiety, to powołam się na konstytucję! Konstytucja to nie Biblia, a i Biblię należy czytać ze zrozumieniem. Proszę nie wymachiwać tym dziełem zbiorowym, bo jakość tego typu produkcji zależy od poziomu najgłupszego z autorów, a o posłach mam zdanie nie najlepsze.
O ile mnie pamięć nie myli, to jest takie zdanie „po owocach je/ich poznacie”. Nie jest ważne czy ksiądz pościł w piątek, czy wierzy w Boga, czy co Pan uważa za ważne. Natomiast ważne jest czy człowiek (również ksiądz) służy dobru. To co Pan przedstawia jako kościół, nie służy dobru i moim skromnym zdaniem oddala ludzi od Boga. To tyle wyjaśnień.
Proszę o szczegóły: każdy Ksiądz, niektóry Ksiądz, wszyscy Księża.. ? Za duży kwantyfikator. Zawsze można powiedzieć, że gdzieś ktoś kradnie… .
Na podstawie jednostkowych faktów buduje Pan tezę uniwersalną – nie wiem czy celowo czy w sposób zamierzony. Księża którzy dają anty świadectwo są – nie zaprzeczam, ale są i tacy którzy składają świadectwo a nawet oddają życie. A Kościół to niejedna Parafia ale wspólnoty na wszystkich kontynentach. Ilu Pan Księży zna osobiście, że Pan buduje taką karkołomną ocenę?
Nie księża są przedmiotem krytyki, tylko ludzie prezentujący takie poglądy jak Pan. Księży paru znam i bywają różni, ale to nie oni decydują o obrazie kościoła, albo nie przede wszystkim oni. Pan gardzi kobietami, gardzi ludźmi o odmiennych poglądach (przykład wskazałem powyżej) a to nie zachęca do poznawania prawdy o nauczaniu kościoła. „Żaden człowiek nie stracił wiary w wyniku działalności komunistów, ale przez lokalnego proboszcza – niejeden.” Nie pamiętam, kto to powiedział, ale jest ładne. Za lokalnego proboszcza może Pan podstawić siebie, Pawła Paliwodę, czy Jana Pospieszalskiego i wielu, wielu innych…
Wiara w Boga nie wymaga przynależności do jakiegokolwiek kościoła. A sakramenty może działają, a może nie działają. Znam wiele sytuacji, gdy człowiek wierzy w sakrament, a mimo to wpływ sakramentu na jego życie i zachowanie jest żaden. Gdzie jest popełniony błąd? Założenie, że sakramenty Pańskiego kościoła są czymś specjalnym dla Boga, świadczy o pysze. Pysze tych, którym się wydaje, że mają monopol na reprezentowanie Boga. Pycha jest grzechem ciężkim. Nieprawdaż?
Nie wiem o jakiej wierze Pan mówi i w jakiego Boga.
A zna Pan jakichś Bogów poza jednym? O wierze w Niego mówię.
Łaska sakramentu polega na WSPÓŁPRACY z tą łaską. […]
W przypadku sakramentów wszystko zależy od tego na ile przyjmujący będzie współpracował z łaską – a więc z Bogiem. Poprzez życie w stanie łaski uświęcającej, korzystanie z sakramentu Eucharystii, pojednania oraz modlitwy.
To, że sakrament „nie działa” oznacza, że dana osoba nie traktuje go poważnie.
Bardzo wygodne tłumaczenie braku efektów sakramentów. Czyli, że jak sakrament zadziałał to wierzył, a jak nie zadziałał to nie wierzył. Na czym Pan opiera swoje przekonanie, o boskiej mocy danej kościołowi i kapłanowi? Ma Pan na to jakąś podkładkę? Jakiś dowód wybrania Kościoła Rzymsko-Katolickiego. A dlaczego Bóg miałby wybrać akurat to wyznanie? Bo Pańskie? To słaby argument…
Przekonanie swoje opieram mówią naukowo na Teologii Biblijnej – którą można studiować na większości uniwersytetów w Europie a ściślej mówiąc na słowach Jezusa Chrystusa za pisanych w Ewangelii a także świadectwie 12 Apostołów.
Tyle, że pomiędzy działalnością Jezusa Chrystusa a powstaniem struktur kościoła rzymskiego minęło kilka wieków. To za cesarza Konstantyna w III lub IV wieku powstaje kościół, a dopiero potem powstaje jego rzymska część. Trochę duży odstęp czasu.
Każdy inny kościół twierdzi, że to on ma wyłączność na kontakt z Bogiem, że Bóg przemawia przez nich. Dlatego świadectwo wiernego czy kapłana jest kiepskim dowodem relacji Bóg – kościół. Może Pan postara się o jakiś cud?
Myślę, że żaden cud nie spowoduje u Pana zmiany zdania.
A po co miałbym zmieniać zdanie?
Dodam też, że nie jest prawdą, że wszystkie Kościoły twierdzą, ze mają wyłączność na kontakt z Bogiem. Nawet Kościół Katolicki tak nie uważa.
Przykłady: – chrzest przyjęty w Kościele Prawosławnym jest ważny w Katolickim
To jedyny przykład dostrzegania możliwości osiągnięcia zbawienia poza Pańskim kościołem.
- Chrześcijanie i Ewangelicy modlą się Ojcze nasz – modlitwą Jezusa
i co z tego?
- Chrześcijanie podobnie jak Judaizm mają wspólne korzenie wiary
Islam wyrasta z tych samych korzeni. I co z tego?
- Kościół mówi, że poza Jezusem Chrystusem nie ma zbawienia.
To niech mówi. To nie dowód.
Pełnia Łask potrzebnych do Zbawienia jest w Kościele Katolickim gdyż Jezus jest Głową Kościoła.
To jest wyznanie wiary, a nie dowód.
Nie znaczy to, ze w innych wspólnotach nie ma elementów nauczania Jezusa, jednak jest wybiórczość w podejściu do nauki Jezusa, zwłaszcza w Kościołach Protestanckich.
To jest nieudolna propaganda. Kościół tak samo dobrał sobie teksty do kanonu jak protestanci. Pańskie słowa potwierdzają, że każdy kościół uważa się za jedynego depozytariusza prawdziwego objawienia. Pański kościół nie jest wyjątkiem. Nie jest lepszy od innych kościołów…
Panie Jerzy – o pogardzie Pan mówi? Może jakiś cytacik zamiast bezpodstawnych zarzutów… Gdybym Panem gardził nie rozmawiałbym z Panem.
Ja nie jestem kobietą, to może czuje Pan respekt, ale przykłady pogardy zaznaczone są powyżej.
Niech Pan nie “spławia” w ten sposób cytowanych tekstów Jana Pawła II – uznanego autorytetu w sprawach nie tylko wiary ale i moralności nie tylko dla chrześcijan.
Nie spławiam Jana Pawła II, tylko hieny żerujące na spuściźnie po nim.
Nie mam żadnego certyfikatu na świętość. Co więcej nie zamierzam starać się o taki. Nie widzę potrzeby. Natomiast darzę szacunkiem Karola Wojtyłę, pomimo że nie zgadzam się z jego poglądami na temat diabła.
Jan PAweł II nie jest i nie był osobą prywatną ale głową Kościoła ziemskiego. Jego nauczanie jest rozwinięciem nauki Kościoła opartej na Biblii a także nauce 12 apostołów. Więc nauka o piekle, diable nie jest jego wymysłem ale wynika wprost z Objawienie opisanego na kartach Biblii.
Nauka kościoła rzymskiego jest oparta na Biblii i tradycji. Jeśli tradycja jest sprzeczna z Biblią, to rację ma tradycja. Tak jak pisałem wcześniej, nawet Biblię trzeba czytać ze zrozumieniem. A mnie wolno mieć inne poglądy na naturę zła, dobra i nawet Boga niż poglądy Pańskiego kościoła. Poza tym Biblię pisali ludzie, nawet jeśli byli natchnieni.
Natomiast wielu ludzi zionących nienawiścią lubi podpierać się cytatem z Papieża. Uważam to za zwykły brak szacunku i dlatego prosiłem o nie sięganie po ten środek w dyskusji.
Czy Pan rozmawia z tymi wieloma czy z jednym? Poco więc Pan włącza jakiś anonimowych “wielu..” ?
Po to, żeby uzasadnić dlaczego nie mam ochoty wykazywać niezasadności cytatów papieskich. Stosunek do Karola Wojtyły w Polsce jest tak złożony, że jakakolwiek dyskusja z jego poglądami jest niemożliwa, a stwierdzenie, że tak powiedział Papież, ma zamknąć rozmówcy usta.
Jedyny organ stwierdzający słuszność czy niesłuszność czegoś, w moim przypadku, to mój intelekt. Sprawność moich procesów przetwarzania informacji jest tak wysoka, że nie muszę odwoływać się do autorytetów zewnętrznych.
Zaczynam rozumieć “korzeń” Pana myślenia. Skoro Pan uważa swój rozum jako ostateczny arbiter to Pan jest na wskroś subiektywny w swoich sądach a więc sądy te są obarczone dużym prawdopodobieństwem błędu.
Niestety tkwi Pan w błędzie. Każdy człowiek jest subiektywny. Nie jest Pan wyjść poza swoje ciało i spojrzeć na sprawę „obiektywnie”. Tyle, że ja jestem świadom ograniczeń a Panu wydaje się, że Pańska wiara, to w co Pan wierzy, jest czymś obiektywnym. To jest błąd metodologiczny. Poza tym, mój rozum, jest na tyle sprawny (na to mam papier), że prawdopodobieństwo popełnienia błędu w analizie danych jest nikłe.
A to z tego powodu, ze Pana rozum nie ma ani wiedzy absolutnej ani nawet cząstkowej.
Skąd Pan wie jaką wiedzę mam, czy raczej jakiej nie mam? Sprawność procesów poznawczych nie wiąże się z wiedzą (choć wiedza zależy od niej). Wiedza to inteligencja skrystalizowana, zaś sprawność procesów poznawczych to inteligencja płynna. Inteligencja płynna i skrystalizowana składają się na inteligencję wyrażaną ilorazem inteligencji. Rzyczę Panu, żeby miał Pan II w tym samym przedziale co ja.
Gdyż wszystko o czym Pana rozum może powiedzieć bazuje na poznaniu. A więc na oparciu się na autorytecie rozumu zewnetrznego. Poza tym Pan nawet aby potrafił pisać musiał korzystać z usług intelektu zewnętrznego. A więc skazany jest Pan w każdej niemal dziedzinie na intelekt zewnętrzny.
Wybaczy Pan, ale to jest bełkot. Niestety pojęcie rozumu zewnętrznego nie ma sensu, chyba że myśli Pan o rozumie innej osoby. Niemniej jeśli każdy musi się zapożyczyć u innych, to nikt nie myśli – Pan również. Wiem, że Pan nie uwierzy, ale mój intelekt jest świetny i znam tylko kilka osób o podobnych możliwościach. Nie mam z czyjego intelektu korzystać…
Jeśli analiza faktów pozwala coś stwierdzić, to to robię. Nawet, jeśli wszyscy dookoła wylewają na mnie pomyje i chwalą się jak bardzo mnie nie rozumieją. (Proszę sobie poczytać dyskusję pod notką pani Renaty o wojsku komputowym.)
Przykro mi jest, że na pana ktoś wylewa pomyje. Ani nie lubię jak na kogoś się wylewa, ani na mnie, ani nie pochwalam tego. Jednak przyznam, ze nie zaglądam na blog autorki tego wpisu ze względu na „pomyje”.
Szkoda, bo mógłby Pan zobaczyć inną stronę mnie. Nie namawiam do czytania pani Renaty tylko dyskusji pod wpisem. A mną i pomyjami proszę się nie przejmować. Jestem zahartowany. Brak zrozumienia i idący za tym brak tolerancji to norma.
Po raz drugi pisze Pan o „naturalnej śmierci” co jest cytatem z Romana Giertycha bodajże i nie świadczy pozytywnie o Pańskim myśleniu. Tak! Ja oczekuję od ludzi używania głowy nie tylko do noszenia czapki, ale także do myślenia. Wiara, że to co Panu ktoś kiedyś powiedział jest „szczyrą prawdą”, jest wiarą. Ma Pan do niej prawo, ale niech Pan nie wymaga ode mnie abym tę wiarę podzielał. Dla mnie może to być „tyż prawda” lub „gó…no prawda”. Niestety mogę mieć rację…
Widać, że Pan polega tylko na sądach swojego intelektu ale to błędna metoda.
Ma Pan lepszą?
Pojęcie “naturalna śmierć” jest wpisana do naszej KOnstytucji – nie za bardzo rozumiem na jakiej podstawie Pan sugeruje, że cytuję Romana Giertycha.
Bo on mi się kojarzy z propagowaniem tego durnoctwa.
Proszę wpisać ten termin w wyszukiwarkę Google i zobaczy Pan, że to bardzo znane pojęcie.
Na temat inteligencji emocjonalnej powstaje podobno 150 tysięcy artykułów rocznie. Nie zmienia to faktu, że jest to bzdura. Pan sobie poczyta o tym w internecie, a potem Panu wykażę głupotę tego pojęcia…
No ale Pana intelekt – tak Pan uważa – wie najlepiej, gdy tym czasem w prostym przypadku „naturalnej śmierć” zawodzi.
To ja wiem najlepiej, bądź nie, a nie mój intelekt. Intelekt służy do dowiedzenia się. A w przypadku naturalnej śmierci nie zawodzi mnie. Wiem jakie są jej rodzje i jestem ich gorącym przeciwnikiem.
Z uwagi na Pana subiektywizm, myślę, że jakakolwiek dyskusja jest skazana na klęskę. Jeśli Pan swój intelekt stosuje jako ostateczne kryterium Prawdy i wiedzy o Wierze, świecie, itd. Nie ma szans na jakąkolwiek dyskusję. Gdyż wszystko dla Pana jest subiektywne i nie istnieją żadne kategorie stałe. Stałe jest dla Pana to, co uznaje aktualnie za stałe. Gdyż przecież Pana intelekt uzależniony jest od jego poznania. Przykład z Giertychem dowodzi, że Pan nie uznaje możliwości poznania innych intelektów a swój uważa za absolutny “nadintelekt” w stosunku do innych intelektów.
Nie uważam mojego rozumu za nad rozum, tylko za rozum o bardzo wysokim II i jak już to napisałem mam to zdiagnozowane. Więc jest to fakt, a nie opinia. Subiektywizm mój jest taki sam jak Pana tylko ja wiem o tym, a Panu się wydaje, że jest obiektywny. Dyskutować można. W dezyderacie jest takie zdanie: „Wysłuchaj z uwagą każdego, nawet najgłupszego. Każdy ma swą opowieść.” Nigdy nie wiadomo przez kogo przemówi Pan. To znaczy Pan wie – przez księdza Pańskiego kościoła (to ten obiektywizm :) Pański). Do mnie może przemówić nawet przez Pana.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 06.04.2008 - 15:07Szanowny Panie Jerzy.
Tak się zastanawiałem cóż mogę Panu jeszcze napisać. I doszedłem do wniosku, że chyba po tym poście nie wiele. Kilka zdań na zakończenie.
Nie uważam mojego rozumu za nad rozum, tylko za rozum o bardzo wysokim II i jak już to napisałem mam to zdiagnozowane. Więc jest to fakt, a nie opinia.
Zawsze mnie uczono, że mierzy się nie rozum ale inteligencję. No ale jak Pan nawet rozum sobie zdiagnozował.. – gratulacje.
Ale można mieć wysokie IQ ale nie koniecznie być mądrym.. .
Subiektywizm mój jest taki sam jak Pana tylko ja wiem o tym, a Panu się wydaje, że jest obiektywny.
Ja nie twierdzę, że jestem obiektywny. Uważam jedynie, że życie człowieka ma swój jasno określony początek i koniec. ten początek ode mnie nie zależy, gdyż mogę chcieć mieć dziecko ze swoją małżonką ale nie mam gwarancji, że dane nam będzie je mieć. Wierzę, że dziecko jest darem, tak życie jest darem który otrzymałem darmo.. . Więc w tym przypadku nie ma znaczenie to co ja myślę o życiu człowieka. Jego istnienie jest faktem niezależnym od sądów Pańskiego jak i mojego rozumu.
Dyskutować można.
Mam wrażenie, że myli Pan dyskusję z ogłaszaniem swojego “rozumu” jako obiektywnego wskutek uzyskaniu “potwierdzenia”.. .
W dezyderacie jest takie zdanie: „Wysłuchaj z uwagą każdego, nawet najgłupszego. Każdy ma swą opowieść.”
Przeczytałem Pański tekst z uwagą.
Nigdy nie wiadomo przez kogo przemówi Pan. To znaczy Pan wie – przez księdza Pańskiego kościoła (to ten obiektywizm :) Pański). Do mnie może przemówić nawet przez Pana.
Ale ja czegoś podobnego nie napisałem, że Bóg przemawia tylko i wyłącznie przez Księdza… i tylko przez KSiędza z mojego Kościoła. Pisałem Panu o wspólnych korzeniach Wiary Judaistów, Kościołów Ewangelickich, Kościoła Prawosławnego… . Ale Pan chyba nie czyta zgodnie z zacytowanym fragmentem dezyderaty lecz buduje swoje tezy pomijając to co piszę do Pana w postach. Sugeruje mi Pan to czego nie napisałem.
W BIblii można przeczytać:
Mądrość nie wejdzie w duszę przewrotną, nie zamieszka w ciele zaprzedanym grzechowi.
Mądrość bowiem jest duchem miłującym ludzi
Mądrość to nie to samo co rozum… – gdyż i “zwierzę, swój rozum ma” jak mówi klasyk… .
To, że Pan uważa, że przerwanie życia Tego którego Pan nazywa płodem to poważna sprawa może Pan się dowiedzieć – jeśli Pan tylko ma ochotę przeglądając stronę:
http://www.nest.org.pl/?Co_to_jest_NEST%3F
Może Pan poczytać o skutkach tego procederu. Nadmienię, że w Kanadzie trauma związana z utratą dziecka przez zabieg aborcyjny jest wpisana do państwowego rejestru chorób i jest leczona w ramach ogólnego ubezpieczenia. I nie leczy się jej ze względów religijnych – chociaż Kościół mówi o tym, że zabicie dziecka w okresie płodowym jest grzechem.
Jednak Kanadyjczycy nie muszą wierzyć aby leczyć.. .
Tak więc sam Pan widzi, “certyfikat” rozumu nie daje jeszcze monopolu na posiadanie pełnej wiedzy a jeśli nie daje gwarancji zdobycia wszelkiej wiedzy nie daje też recepty na zawsze słuszne sądy. Panu II stopień wystarcza. Oki.
Skoro wystarcza, rozmowa nie ma sensu – gdyż Pan chce ogłaszać dogmaty swojego rozumu II stopnia.
Ukłony.
p.s.
Jedni rodzą się za późno, a drudzy za wcześnie,
To wielka sztuka urodzić się współcześnie!
************************
poldek34 -- 06.04.2008 - 18:57“Kto pyta nie błądzi…”
Merlot
Mam dla Was propozycję, niełatwą do zaakceptowania, ale może spróbujcie.
Zróbcie założenie, nie mijające się zresztą z prawdą, że:
Obaj jesteście ludźmi inteligentnymi,
obaj przejmujecie się losem innych ludzi w stopniu przekraczającym średnią krajową,
obaj wkładacie swój intelekt, czas i emocje w tę rozmowę, bo uważacie, że wasz rozmówca jest tego wart.
Gdy już sobie to uświadomicie, znajdźcie takie miejsce w tekście adwersarza, które mogło by stać się “meeting point” do dalszej dyskusji.
Może okazać się, że umówiliście się w tym samym miejscu. Może, a prawie na pewno, nie. Sprawdźcie, czy z waszego miejsca nie widać tego drugiego. I umówcie się jeszcze raz, trochę bliżej.
Używanie GPS, szukanie drogi z pamięci, sprawdzanie na planie nie powinny być przeszkodą. Wręcz przeciwnie.
merlot
Merlocie,
ja rozmowę skończyłem – jak masz ochotę, możesz spróbować. :-)
Tylko sprawdź jaki masz parametr rozumu, bo to jedna z najważniejszych kryteriów uznawania słuszności poglądów, poznania i mandatu do wyciągania dalekoidących wniosków bez rozpoznania: np. określających wszystkich KSięży Kościoła Katolickiego.
To Ci dopiero filozofia rozumu II stopnia. Jam prostaczek.
Pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 06.04.2008 - 19:17“Kto pyta nie błądzi…”
Panie Tomku!
Ja wiem gdzie jest nam ze Staszkiem blisko. Obaj uważamy przerywanie ciąży za zło. Ja to widzę. Ale widzę również pogardę dla kobiety i absolutną odporność na argumenty.
Pan Staszek ucieka od rozmowy, bo nie ma argumentów. Ja nie twierdzę, że nie można mieć innego zdania. Mało tego, bywa, że mnie ktoś przekona. Ale trudno akceptować czepianie się, że mam wysoki iloraz inteligencji.
Poza tym, niestety nie można dyskutować gdy różnimy się w dziedzinie dogmatów. Dla mnie konstytucja nie jest źródłem wiedzy. To co, kościół rzymsko-katolicki głosi o sobie, również nie jest dla mnie źródłem wiedzy. A pan Staszek uważa to za podstawowe źródło. No trudno o porozumienie.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 07.04.2008 - 00:45Zgodnie ze swoim cytatem Poldek urodził się za późno
Powinien przyjść na świat w czasach płonących stosów. Byłby świetnym inkwizytorem.
Delilah -- 07.04.2008 - 09:04Nieprawda
Cierpiałby za Inkwizycję i za jej ofiary cichutko.
merlot
merlot -- 07.04.2008 - 09:22Tiaaa...
Ja też się urodziłam za późno. Mogłabym być czarownicą. Ale taką z prawdziwego zdarzenia. A wtedy z przeogromną przyjemnością zamieniłabym Pana Inkwizytora w żabę. Ciekawe ile setek lat musiałby czekać aż jakaś kobieta się ulituje i przywróci mu męską postac?
Delilah -- 07.04.2008 - 09:32Panie Tomku! Pani Zosiu!
Nie wiem jak by zachował się Pan Staszek w czasach stosów. Poza tym, stosów nie wymyśliła inkwizycja. I nie tylko inkwizycja mordowała w imię Jezusa. Już gdzieś to pisałem, że były czasy gdy było to imię diabła, bo w imię Jezusa mordowano na potęgę. Dziś diabeł nazywa się Allah.
Ja nie mam pretensji do Pana Staszka, że ma inne poglądy. Jedyne o co miewam pretensje do ludzi, to o to, że nie myślą. Głowa nie powinna ograniczać swych funkcji do noszenia czapki. To trochę mało.
Jeszcze jedno, czego nie lubię u adwersarzy, to nieodpowiadania na pytania postawione przeze mnie, natomiast perorowanie przeciwko „rzekomo” moim poglądom. Przykładem czegoś takiego jest traktowanie mnie jako zwolennika przerywania ciąży przez pana Staszka lub zwolennika Jarosława i Lecha Kaczyńskich przez panią Renatę.
Bardzo miło było mi gościć u Państwa w miasteczku. Bomba pomysł, więc dostosowałem się do informacji o zamknięciu na tydzień i dziękuję tutaj.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 07.04.2008 - 09:43Panie Jerzy et consortes
Pan nie rozumie w czym problem – nie mogą rozmawiać z kimś kto uważa za kryterium sądów tylko własny intelekt pomijając zewnętrzne źródła. Jeśli Pan nie uznaje żądnej “Drabiny” dla oparcia sądów własnego intelektu – zakłada Pan, że “Drabina” Pańskiego rozumu stoi sama, prosto, bez potrzeby podparcia.
Pana podejście z obietywizmem nie ma nic wspólnego – bazuje na subiektywiźmie. Skoro zaś bazuje na subiektywiźmie uprawania każdy subiektywny osąd innego intelektu.
Więc nie jest możliwe wypracowanie jakiegokolwiek stanowiska wspólnego.
Co do pogardy kobiety -> istnieje pomiędzy nami różnica nieprzekraczalna. Pan twierdzi, ze “człowiek zaczyna się” w momencie porodu a ja nie.
Pan twierdzi, że ja sieję pogardę dla kobiety – a ja uważam, że Pan posuwa się za daleko w swoich sądach, gdyż Pana opinia kiedy się zaczyna człowiek nie opiera się na domniemaniu pozytywnym – na którym opiera się proces dowodzenia w procedurach procesowych.. .
Co jest świadctwem pogardy wobec kobiety która usuwa ciążę a potem nie potrafi sobie poradzić z samą dobą:
a. głoszenie, że człowiek zaczyna się w momencie porodu więc można spokojnie go unicestwić przed?
czy
b. mówienie o tym, że granica z “a” jest założeniem li tyko umownym a nie odnoszącym się do faktów.
c. od wielu lat leczy się powikłania związane z utratą dziecka nie tylko już w Kanadzie ale również w Europie – co każdego racjonalnie myślącego człowieka powinno (przynajmniej skłonić) do ostrożności głosząc “objawioną tezę”, że Z Człowiekiem mamy do czynienia od momentu przecięcia pępowiny… .
Więc pogardą cechuje sie wg mnie ten, kto ukrywa to co jest już powszechnie stosowane i stwierdzone. Zapodałem Panu stronę www.nest.org.pl. Pan twierdzi dalej, że “pada deszcz” i argumentów nie ma. A może uczciwiej byłoby zapoznać się zamiast z “automatu” głosić swoje tezy?
Stosując Pana gradację uważam, że z pogardą mamy do czynienia właśnie w tych przypadkach gdy ktoś chce kobiecie zaserwować poglądy które z uczciwością intelektualną nie mają nic wspólnego. A Pana poglądy w tej sprawie oraz podpieranie się w dyskusji zarzutami np. “pogarda” jest tylko zabiegiem retorycznym.
Podobne wnioski – daleko idące wyciąga Pan w innych dziedzinach. Skoro Pan bawi sie w uogólnianie: świadomie i dobrowolnie – nie uzasadniając ich w żaden sposób nie możemy rozmawiać.
Gdyż nie zwykłem rozmawiać z kimś kto nie stosuje w dyskusji zwykłej uczciwości intelektualnej.
Państwa dyskusja co “byłoby gdyby”, w tym kontekście bardzo fascynująca i zachęcająca w ogóle podejmowania jakiejkolwiek rozmowy w przyszłości.
No ale jak mówią: “gdzie jest padlina, tam zgromadzą się i sępy…”.
Ukłony.
Prosze poczytać artykułDr Witold Simon – lekarz, psychiatra i terapeuta. Pracuje w Klinice Nerwic Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Członek The International Institute of Pregnancy Loss and Child Abuse Research and Recovery (IIPLCARR) oraz New Experience for Survivors of Trauma (NEST).
Odbył staż w Kanadzie, USA oraz Irlandii, gdzie współprowadził grupy terapeutyczne i prowadzil pacjentów indywidualnych. Jeden z tłumaczy podręcznika profesora Philipa Ney’a “Głęboko zranieni”. Uczestniczy w pracach naukowych, prowadzi terapię dla osób, które doświadczyły utraty ciąży, przemocy lub zaniedbania. Przeciwnik aborcji.
http://www.nest.org.pl/?Artyku%B3y:Konsekwencje_aborcji
Może zamiast głoszenia śmiałych tez nie popartym niczym poza własnym rozumem Pan Jerzy poczyta opracowanie naukowe i specjalistyczne.. ?
p.s.
dyskusję o początkach życia ludzkiego przenoszę na swój blog.
************************
poldek34 -- 07.04.2008 - 10:36“Kto pyta nie błądzi…”
Panie Tomku! Pani Zosiu!
Właśnie mają Państwo klasyczny przykład wylewania pomyj na adwersarza bez zwracania uwagi na jego argumenty.
Pan Stanisław nie zauważył nawet tego co napisałem o łączących nas poglądach. Nie zająkną się w jaki to sposób okazuje szacunek kobiecie odmawiając jej prawa do decydowania o sobie. Nie ma przecież potrzeby tłumaczyć się, bo ma autorytet, który go utwierdza w jego poglądach.
A to, że argumenty przeze mnie przytoczone nie zostały przez niego podważone na jotę? To nie ma znaczenia, bo pan Stanisław ma rację, więc nie musi jej udowadniać, szczególnie, że wystarczyłoby przedstawić fakty sprzeczne z teorią abym jego racje uznał. Tyle, że nie ma takich faktów.
Pan Stanisław myli prezentowanie czyichś poglądów (konstytucja, książka, czy strona internetowa) z faktami. Ma do mnie pretensje, że w analizie logicznej nie stosuje praktyk sądowych/prawniczych! NSA we Wrocławiu wydał wyrok, że „0” nie jest liczbą. Czy z tego wynika, że tak jest czy że sąd może postępować głupio? Proszę sobie odpowiedzieć. I potem pytać mnie o możliwość spotkania z dogmatykiem.
Dyskusja merytoryczna na temat wolności kobiety do popełniania błędu nie ma sensu, bo w świecie pana Stanisława kobieta ma prawa od poczęcia do narodzin, a potem to już on jest od decydowania co ona może czynić.
Pozdrawiam, a do pana Stanisława nie będę zaglądał z bardzo prostej przyczyny – obawiam się, że u siebie będzie cenzurował wypowiedzi
Jerzy Maciejowski -- 07.04.2008 - 12:08Się pogubiłem, Panie Jerzy.
Kto to jest Pan Stanisław?
Lorenzo -- 07.04.2008 - 12:14>Panie Jerzy
Miałam zamiar już nie nie odzywać, zwłaszcza w miejscach mających coś wspólnego z Szanownym Merlotem, dla Pana zrobię jednak wyjątek.
Tekstem Poldka proszę sobie nie zawracać głowy. Jest bezsensowny i obraźliwy a Poldek jest człowiekiem całkowicie pozbawionym empatii.
Z całego serca życzę takim ludziom aby zostali zgwałceni w najbardziej brutalny sposób, a później żyli z piętnem tego gwałtu do końca swoich dni. Życzę im aby doświadczyli czym jest przemoc, poniżenie, bezsilność i wstyd.
Życzę im tego jako kobieta, co więcej – jako chrześcijanka.
Takie są efekty ich obrzydliwej ewangelizacji.
Delilah -- 07.04.2008 - 12:19Lorenzo
Poldek:)
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 07.04.2008 - 12:20Pani Delilah,
zarzucając innym brak empatii, bardzo dziwne daje Pani świadectwo swojej.
yayco -- 07.04.2008 - 12:40Delilah
ech, chyba sie za daleko posuwasz… nawet nie “chyba” – posuwasz sie za daleko. krytyka krytyka, zdanie odmienne w porzadku, ale… są granice.
Griszeq -- 07.04.2008 - 12:42Panie Lorenzo!
Pan Stanisław używa pseudonimu Poldek34
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 07.04.2008 - 12:44Delilo
Zgadzam się z Tobą i Twoim sercem.
Z przykrością, bo nie mam pomysłu co zrobić, żeby Poldek zrozumiał jak wielką liczbę ludzi rani i krzywdzi tym co myśli i pisze w tej sprawie.
merlot
merlot -- 07.04.2008 - 12:50Pani Zosiu!
Nie trzeba im życzyć tego czego nie chcą! Wystarczy, że zadbamy, aby życie pana Stanisława (poldka34) dobiegło do kresu poprzez naturalną śmierć. A są trzy rodzaje naturalnej śmierci:
1. zjedzenie na żywca przez drapieżniki;
2. zejście w wyniku chorób (w tym pasożytów);
3. zabicie przez innego samca w rywalizacji o samicę.
Śmierć ze starości, to najbardziej nienaturalna śmierć na świecie.
Ja nie dyskutuję z tym kiedy zaczyna się życie ani o tym czy usuwanie ciąży jest dobrem. Ja dyskutuję z prawem do narzucania kobiecie kiedy ma urodzić. Dla mnie większą zbrodnią jest zmuszanie kobiety do donoszenia ciąży niż jej przerwanie na życzenie kobiety. Co nie znaczy, że przerywanie ciąży jest dobre.
A co do gwałtu, to co by było gdyby mu się spodobało być gwałconym? Lepiej nie dawać mu szansy…
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 07.04.2008 - 12:53Panie Yayco i pozostali Państwo
Temat o który spierają się Poldek z panem Jerzym nie ma żadnego znanego happy-endu. Jedyną opcją jest zatrzymanie się wpół słowa i szanowanie kruchego status-quo.
Delilah nie przekroczyła granicy z własnej woli. Została poza nią wepchnięta.
merlot
merlot -- 07.04.2008 - 12:55>Panie Yayco
Miałam nieprzepartą ochotę rzucić w Pana jakimś solidnym kawałem mięcha, naprawdę z trudem się pohamowałam w ostatniej chwili.
Powiem tak:
Nie jest Pan kobietą, więc nie potrafi Pan nawet wyobrazić sobie jak może czuć się kobieta w obliczu tego co wygadują różne takie Poldki.
Pomogę Panu.
Z jednej strony czuje się jak ofiara podłej, obrzydliwej i brutalnej nagonki, wywołanej tylko przez fakt bycia kobietą, a więc niesprawiedliwej i niegodnej.
Z drugiej strony tuż obok instynktu samoobrony budzi się nienawiść do prześladowcy i chęć odpłacenia pięknym za nadobne. Wedle prostej zasady wzajemności.
Delilah -- 07.04.2008 - 12:55Panie Merlocie,
Pan też życzy swoim oponentom, aby ich zgwałcono?
Przeraził mnie Pan
yayco -- 07.04.2008 - 12:55>Griszeq
Mów o tych granicach gwałcicielom.
Delilah -- 07.04.2008 - 12:57Może do nich taka mową trafisz, bo do mnie absolutnie.
Panom Maxowi i Jerzemu M.
dziękuję za pomoc w poznaniu tajemnic nicków.
Pozdrawiam
Lorenzo -- 07.04.2008 - 13:00Nie, nie zyczę
Delilah też nie.
O czym wszyscy Państwo dobrze wiecie.
merlot
merlot -- 07.04.2008 - 13:00Panowie Griszku i Jajco!
Przykro mi, ale nie macie racji. Nie znam pani Zosi w realu, niemniej na Panów miejscu przyjąłbym takie robocze założenie, że pisząc o byciu ofiarą gwałtu, pisze z autopsji. A następnie przeprosiłbym ją i dyskretnie wycofał się w milczeniu.
Panowie mogą się z panem Staszkiem zgadzać. To panów problem. Natomiast ocenianie negatywne kobiety, tylko dlatego że nie podziela Panów poglądów, to lekka przesada. Proponuję więcej pokory, bo chrześcijanie powinni szczególnie tą cnotą „grzeszyć”. A jak na razie, to przedstawiciele ortodoksów z kościoła katolickiego raczej nie narzekają na jej nadmiar.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 07.04.2008 - 13:02>Panie Yayco
Nie spodziewałam się po Panu podobnie tandetnych manipulacji. Czemu zniża się Pan do tak niskiego poziomu?
Nie życzę niczego złego swoim oponentom i świetnie Pan o tym wie.
Życzę tego gwałtu jedynie tym, którzy marzą o tym by zadawać gwałt kobietom poprzez zmuszanie ich do rodzenia poczętych w wyniku przestępstwa dzieci.
Gwałt za gwałt.
Delilah -- 07.04.2008 - 13:03Może wtedy pojmą co w praktyce oznacza to słowo.
Delilah
jeśli zrównujesz to, o czym mówi poldek w kwestii aborcji z gwaltem, to jak dla mnie pomieszaly Ci sie pryncypia. sam zgadzam sie z prawem do aborcji w przypadku gwaltu, ale by mi na mysl nie przyszlo by obroncow zycia zrownywac z gwalcicielami. ale skonczmy, bo zakonczy sie jakims palowaniem, a wolabym tego uniknac.
Griszeq -- 07.04.2008 - 13:04Panie Merlocie,
ja czytam słowa.
Uważam, że jak ktoś je pisze to rozumie co napisał.
Pan się zgodził ze zdaniem:
Z całego serca życzę takim ludziom aby zostali zgwałceni w najbardziej brutalny sposób, a później żyli z piętnem tego gwałtu do końca swoich dni.
Ja się nie zgadzam. Obojętne o jakich ludzi chodzi. Obojętne, czy się z nimi zgadzam, czy też uważam za szkodliwych.
Nie aprobuję niewnawiści i nigdy nie nazwę jej empatią.
Nigdy
yayco -- 07.04.2008 - 13:07Panie Jerzy
prawem gospodarza proszę o nie dysponowanie kto kogo ma u mnie przepraszać.
Nikt nikogo przepraszać tu nie musi. Każdy z nas musi w swoim własnym sumieniu poradzić sobie z odrębnością cudzych sumień, ponieważ są one równie ważne jak nasze.
merlot
merlot -- 07.04.2008 - 13:09Panie Yayco
ja czytam uczucia.
merlot
merlot -- 07.04.2008 - 13:10Obrońcy życia! Dobre sobie!
Jakiego życia ja się pytam? Czyjego? Jakiegoś wyłącznie domniemanego i hipotetycznego! Bo prawdziwe życie, życie kobiet oraz dzieci już urodzonych wszyscy zafajdani obrońcy mają głęboko w czterech literach.
Delilah -- 07.04.2008 - 13:10Pieprzeni hipokryci! Rzygać mi się chce jak czytam te brednie które wypisują.
Panie Jerzy Maciejowski
prosze bez takich tanich manipulacji. ze staszkiem w pogladach sie calkowice roznie i nie o tym do delilah pisalem. jesli ktos komus zyczy, by byl jak najbrutalniej zgwalcony, to nie jest dla mnie kwestia roznicy pogladow. potrafie to sobie wyjasnic z delilah bez Panskiego posrednictwa. o moja pokore prosze sie nie martwic. w kwesti arbitralnego decydowania kto ma a kto nie ma racji, prosze sie przyjrzec swojej pokorze. i tyle do Pana.
Griszeq -- 07.04.2008 - 13:12Pani Delilah,
imputowanie mi, że odrzucając nienawiść staję po stronie tych, którzy chcą zakazać aborcji w przypadku gwałtu, jest manipulacją.
Pani odwoływanie się do prawa talionu pominę milczeniem.
yayco -- 07.04.2008 - 13:12Panie Merlocie,
jak rozumiem, jest was tylko dwoje.
Interesująca supozycja.
yayco -- 07.04.2008 - 13:14Delilah
w porzadku, rozumiem oburzenie i zlosc. zwlaszcza jesli z taka tragedia mialo sie posrednio lub bezposrednio do czynienia. ale zyczyc komus czegos, co sama uwazasz za jedno z najgorszych mozliwych przezyc, jest… brak mi slow. i nie udawaj, ze nie wiesz o co mi chodzi.
Griszeq -- 07.04.2008 - 13:15>
Rozmowa o takich sprawach z facetami to mniej więcej coś takiego jak opisywanie ślepemu obrazów Tolouse-Lautreca.
Ale dobrze, podejdźmy do tej sprawy od strony gwaciciela.
Co byście Panowie powiedzieli na to, żeby gwałcicieli kastrować? Czy może to za duże kuku by dla nich było? I niesprawiedliwe? Cooo?
Griszqu, a niby dlaczego miałabym nie życzyć czegoś komuś, kto życzy tego mnie? Nie rozumiem Twego zawodu. Czyżbyś zauważył we mnie kwalifikacje do bycia świętą? Otóż nie mam ich. Jestem tylko człowiekiem.
Delilah -- 07.04.2008 - 13:22Panie Yayco
Jest nas znacznie więcej, choć zazwyczaj nie podnosimy głosu nie chcąc was(?) antagonizować. Ten znak zapytania jest nieprzypadkowy. Granica między nami, a wami jest tu bardzo płynna.
merlot
merlot -- 07.04.2008 - 13:24Delilah
znajdz pol zdania, w ktorym Poldek zyczyl Ci, abys byla zgwalcona. lub zeby ktokolwiek inny byl zgwalcony. i wskaz mi. a odszczekam wszystko. czekam na cytat. tylko bez manipulacji. szanujmy sie.
nie. nie zauważylem takich kwalifikacji. i cale szczescie. jestes z krwi i kosci. moze Ci sie ta krew podgotowala. ale to nie zmienia mojej oceny.
nie wyobrazam sobie empatii w rozmowie o gwalcie przez kogokolwiek, kto tego nie doswiadczyl. bez wzgledu, czy to jest kobieta czy mezczyzna. wiec zmodyfikowalbym Twoja wypowiedz, ze w ogole gadanie z kims, kto takiego zagrozenia nie dotkął to jak z gadaniem ze slepym o obrazach. ale tylko gdy mowimy o empatii.
Griszeq -- 07.04.2008 - 13:36>Griszeq
Jakiś brak logiki dostrzegam w Twojej wypowiedzi.
Nie wyobrażasz sobie empatii w rozmowie o gwałcie (?) przez kogokolwiek kto tego nie doświadczył, a nie razi Cię rozmowa o ciążach i porodach prowadzona przez facetów nie mających szansy doświadczyć tego stanu? Dziwne….
A w wypowiedziach Poldka nie trzeba nawet głeboko szukać jego intencji. Wystarczyłoby postawić przed nim ciężarna kobietę, którą w ciążę wpędziła jakaś zdziczała pokraka. Wszystko co usłyszałaby ta kobieta od Poldka to: rodzić!
Delilah -- 07.04.2008 - 13:46No sorry, dla mnie taka postawa jest również gwałtem. Nic na to nie poradzę.
Delilah
gdybym mial wykluczyc rozmowy o wszystkim, czego nie doswiadczylem ja lub Ty, to by nam się pole do rozmów skurczylo. bardzo. mieć zdanie na jakis temat, a przeżyc coś i mówić z osobistego doswiadczenia, to dwie rozne rzeczy. dlatego pisze o EMPATII lub jej braku (empatia czyli wspolodczuwanie). bo mozemy sprowadzic to do tego, ze o gwaltach moga mowic tylko kobiety zgwalcone, a o ciązy – tylko te ktore byly w ciązy, pozostale maja milczec jak faceci. to masz na myśli? nie sądzę.
tak, kobieta w ciąży usłyszałaby od Poldka, ze zycie jej dziecka jest z jego punktu widzenia najwazniejsze, bez wzgledu na to jak do poczecia tego dziecka doszlo. ja sie z tym nie zgadzam. Ty tez nie. ale Poldek nie twierdzi, ze to swietnie, ze zostala zgwalcona i moze dajmy medal gwalcicielowi, bo oto przyczynil sie do nowego zycia. mysle, ze potępia sam gwalt tak samo jak Ty. a ze Wiara nie pozwa mu zgodzic sie z aborcja? jakąkolwiek? nie mozemy tego rozciagac automatycznie na pochwale gwałtu. no dobrze – ja nie potrafie. moze to kwestia braku empatii.
Griszeq -- 07.04.2008 - 14:07Panie Merlocie,
to Pan postanowił odróżnić się ode mnie pisząc, że ma uczucia.
Jeżeli Pan albo Pani Delilah są w stanie przedstawić jakiekolwiek dowody, że nie podzielam ich ocen w kwestii gwałtu i jego konsekwencji, będę zobowiązany.
I wszystko odszczekam.
Ja nie pisałem o ocenach. Nawet o aborcji nie pisałem.
Ja pisałem o nienawiści.
yayco -- 07.04.2008 - 14:09Pani Delilah,
nie sądzę, aby to było Pani do czegoś potrzebna, ale gdyby Pani była pójść na kompromis wynikający z tego, że czasy kar mutulacyjnych dawno minęły, to chętnie bym się zgodził na wpisanie kastracji farmakologicznej do katalogu kar dodatkowych, które można by stosować w odniesieniu do przestępców seksualnych.
Co do innych form, to obawiam się, że ogólny proces humanizacji karania, nie da się odwrócić tak, aby był po Pani myśli.
yayco -- 07.04.2008 - 14:15>Griszeq
Chyba już zmęczony jesteś. Ja zresztą też. I dlatego raczej nie ma szans abysmy się dogadali.
Najpierw piszesz że sobie nie wyobrażasz tego i owego, później zmieniasz zdanie, sorry ale nie nadążam.
Delilah -- 07.04.2008 - 14:19Panie Yayco
może napisałem to zbyt obcesowo i niemiło.
Wiem, że nie różnimy się w ocenie gwałtu. Wiem, że nie mam powodu ani prawa uczyć Pana wrażliwości.
Ale to, co Pan zakwalifikował jako nienawiść, ja odebrałem jako wyraz emocji i zranionych uczuć.
Ja takie uczucia szanuję. Bardziej niż moją blogerską poprawność polityczną.
merlot
merlot -- 07.04.2008 - 14:25>Panie Yayco
Jestem pd wrażeniem pańskiego głebokiego humanitaryzmu! I wielkiego, litościwego, pełnego miłosierdzia serca dla gwałcicieli.
Kastracja farmakologiczna? Jakie to urocze! A jakie możliwości daje potencjalnym gwałcicielom! Żadna następna ofiara ich rozbuchanych żądz nie zajdzie już w ciąże, tym samym nie zaświta jej w głowie myśl o aborcji, jednym słowem wielki, oszałamiajcy SUKCES humanitarnej koncepcji myślenia Pana Yayco!!!
Panie Yayco! Powinien Pan zostac patronem gwałcicieli!
Yayco od kastracji farmakologicznych! ŁAŁ!!! Robi wrażenie!
Delilah -- 07.04.2008 - 14:33Delilah
szanse sa. nie gadałbym z Tobą, gdybym tego nie zakladal. moze nie teraz, gdy emocje na wysokich nutach.
nie zmieniam zdania. konsekwentnie je podtrzymuje. moze jak przeczytasz drugi raz (gdyby Ci sie chcialo) to to zauważysz. a moze nie, bo napisalem niejasno. moge rozszerzyć o co mi chodzi, ale to nie czas i miejsce. jak bedziesz miala ochote, mozemy wrocic do rozmowy w lepszym czasie.
pozdrawiam.
Griszeq -- 07.04.2008 - 14:34Panie Merlocie & Panie Jerzy Maciejowski
Dziękuję:)
Delilah -- 07.04.2008 - 14:34Zauważyłam pewien brak logiki również we własnej wypowiedzi
Niech się zainteresowani niepotrzebnie nie podniecają. Sprostuję później.
Delilah -- 07.04.2008 - 14:39Pani Delilah,
Pani niezdolność do merytorycznej dyskusji robi wrażenie.
Czy to naprawdę trudno pojąć, że współczesne prawo nie dopuszcza i nie dopuści ani kar mutalacyjnych, ani talionu? Moich poglądow w tej sprawie Pani nie zna. Ale chyba nie potrzebuje Pani, bo i tak wie Pani lepiej ode mnie, jakie są. Nie przeszkadza mi to.
Kara kryminalna, choćby wyzbyta gwałtów fizycznych, nie jest wcale łagodna, Droga Pani, choć nie satysfakcjonuje Pani poczucia sprawiedliwośći, podobnie jak nie satysfakcjonuje zwolenników powszechnego prawa do posiadania broni i tych, którzy usprawiedliwiają samosąd. Dodam, że na szczęście to nie Pani o tym decyduje. Ani nie oni.
Oczywiście może Pani jeszcze trochę mnie poprzezywać, jeśli to Pani ulży, ale nie sądzę, żeby to coś zmieniło w ogólnych kierunkach rozwoju cywilizacyjnego.
Ale proszę się nie krępować.
yayco -- 07.04.2008 - 14:44>Panie Yayco
Wie Pan co? Zdążyłam juz mniej więcej przekonać się jakie Pan ma poglądy. Czasem sam Pan je artykułował, czasem można wyczytać między wierszami.
I prosze mi uwierzyć na słowo: moje poglądy nie są jakoś dramatycznie różne od pańskich. Gdyby tak było prawdopodobnie nie zawracałabym sobie głowy rozmową z Panem, uznając to za stratę czasu.
Nie mam również intencji przezywania Pana, co najwyżej kpię ze pewnego fałszywie pojętego humanitaryzmu, który zauważyłam w Pana wypowiedzi.
Na pociechę powiem Panu, że taki sposób myślenia charakteryzuje większość mężczyzn, ktorzy potencjalną i czysto hipotetyczna (!) kastrację gwałcicieli uważają za karę niewspólmierną do winy oraz najstraszliwszy z możliwych horrorów.
Pytanie o kastrację zadałam nie dlatego, że oczekuję czy też domagam się wprowadzenia takiej sankcji prawnej, chciałam tylko przekonać się jak będą wyglądały tutejszych mężczyzn. No i przekonałam się, że nie odbiegają od normy.
Jest jakims ogólnym trendem wyrozumiałość i empatia dla katów, przy jednoczesnym jej braku lub ograniczeniu w stosunku do ofiar.To mnie zdumiewa i rodzi mój sprzeciw.
Przypuszczam, że mężczyznom bardzo trudno jest pojąć czym dla części kobiet może być gwałt. Być może również niektóre kobiety miałyby problem ze zrozumieniem, że może on oznaczać traumę na całe życie. Dlaczego więc podobnej traumy nie zafundować sprawcy? Zdaję sobie sprawę z tego, że z punktu widzenia prawa to niemozliwe, co nie znaczy nie przychodzą mi do głowy tak karkołomne kombinacje. I powiem Panu szczerze, że prywatnie uważam je za bardzo dobry pomysł.
Podobnie jak faceci nie rozumieją dramatu gwałtu, tak kobiety maja prawo nie rozumieć jak można przywiązywac az taką wagę do tego worka między męskimi nogami. W gruncie rzeczy do niczego poza rozmnażaniem nie jest potrzebny, ba, w wielu sytuacjach wręcz przeszkadza. Skoro wycina się wyrostki robaczkowe, to czemu nie wycinać jąder? Oczywiście w pełni humanitarnie, w sterylnych warunkach, przez doświadczonych chirurgów. Pacjent szybko wróci do zdrowia, będzie normalnie funkcjonował, a niewtajemnczone osoby nawet nie zauważą że jest czegokolwiek pozbawiony.
Delilah -- 07.04.2008 - 17:14Herezje? Możliwe.
Ale dla mnie taką sama herezją jest to co czasem wygadują mężczyźni.
Pani Zosiu!
Tak się składa, że jestem zwolennikiem kary proponowanej przez Panią za gwałt. Dwa warunki muszą być spełnione. Ściśle określone pojęcie gwałt i zakaz stosowania tej kary w procesach poszlakowych. Poza tym jestem za.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 07.04.2008 - 17:37Delilah
Nieco inaczej w temacie kastracji, jako kary.
Czy Ty uważasz, że usunięcie jąder/przecięcie nasieniowodów wpłynie znacząco na możliwości erekcji? Czy ośrodek erekcji nie mieści się przypadkiem w rdzeniu kręgowym a nie w jądrach?
I w końcu, czym tak naprawdę jest gwałt? Czy narzędzie jest tym, co przeszkadza Ci najbardziej w tym obrzydliwym akcie? A może brutalna siła, przemoc, przymus, zniewolenie…?
Pozdrawiam stosownie…
p.s. Nie będę gadać już w tym temacie (gwałtu). Postawione wyżej pytania proszę uznać za “retoryczne”.
Magia -- 07.04.2008 - 17:43Panie Tomku!
Ma Pan rację. Nie mam prawa szarogęsić się na Pańskim blogu. Przepraszam, choć wydaje mi się, że podobnie zrozumieliśmy komentarz pani Zofii.
Natomiast co do postawy panów Griszka i Jajca, to mam wrażenie, że zupełnie opacznie ją zrozumieli. To tyle.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 07.04.2008 - 17:43>Panie Jerzy
Dziękuję Panu za ten niespodziewany przejaw solidarności i za to że nie obawia się Pan stawić czoła swoim pobratymcom:)
Jedno małe sprostowanie, jeśli ma Pan ochotę zwracać się do mnie po imieniu to będzie mi bardzo miło. Na imię mam Dorota. Zosię wymyślił Pan Merlot na potrzeby Remizy i jak widzę okazał się bardzo skutecznym i przekonującym pijarowcem:)
Pozdrawiam
Delilah -- 07.04.2008 - 17:56>Magio
Stawiasz pytanie retoryczne, lecz jednak odpowiem. Krótko.
Nie uważam. I nie narzędzie najbardziej mi przeszkadza.
Tak sobie tylko dywaguję i obserwuję co z tego wyniknie.
Delilah -- 07.04.2008 - 18:00Panie Jerzy
Nie kontynuując kwestii podstawowej, proszę o uwzględnienie faktu, że Zosia, jako osoba z gruntu łagodna i nieśmiała, a do tego podwójnie wirtualna, w tej dyspucie jako żywo głosu nie zabierała. Zosia siedzi za biurkiem w Urzędzie i ukradkiem czyta plotki salonowe, uwierzywszy panu Nicponiowi, że Tekstowisko jest już passé...
Pan rycersko bronił WSP Delilah, a nie Zosi;-)
merlot -- 07.04.2008 - 18:00No, Doroto
spóźniłem się:)
merlot
merlot -- 07.04.2008 - 18:04>Drogi Merlocie
To ja, Delilah jestem łagodna, choć niekoniecznie nieśmiała:)
Delilah -- 07.04.2008 - 18:05Zosia to półdiablę weneckie i przypuszczam, że wkrótce sam sie Pan o tym przekona.
Pani Delilah,
ponieważ wykazuje Pani zadziwiającą niechęć do rozumienia słowa pisanego, pozwolę sobie napisać coś bardzo prostymi słowami.
Napisała Pani, o mnie: Powinien Pan zostać patronem gwałcicieli!
Proszę przyjąć do wiadomości, że uznaję to za wyjątkowo wręcz obraźliwe i przekraczające granice, które zwykłem wyznaczać w relacjach międzyludzkich.
Pozwolę sobie, już więcej nie zajmować Pani swoją osobą i stanowczo proszę o wzajemność w tej mierze.
yayco -- 07.04.2008 - 18:18>Panie Yayco
Ma Pan rację. Zagalopowałam się i nawet nie zwróciłam uwagi jak dalece. Bardzo Pana przepraszam za te niefortunne i faktycznie obraźliwe słowa, jednak proszę mi wierzyć, że obrażanie Pana nie było moja intencją.
Mam nadzieję, że nie będzie Pan zbyt długo chował urazy, gdyby jednak było inaczej uszanuje pańską decyzję.
Delilah -- 07.04.2008 - 18:31Panie Yayco,
przychylam się do nadziei Delilah.
Od siebie dodam, że zbyt ważnym faktem stał się Pan dla mnie w tym świecie pozorów, żeby takie deklaracje o charakterze ostatecznym spływały po mnie jak po (bez aluzji) kaczce.
merlot
merlot -- 07.04.2008 - 18:43Panie Merlinie,
proszę wybaczyć, ale z przykrością obserwuję jak TXT zmienia się w miejsce utarczek płciowo-kościelnych.
Przyznam szczerze, że nie jestem tym zainteresowany.
Jeszcze mniej jestem zainteresowany etykietowaniem mnie samego.
Myślę, że i tak wykazałem wiele cierpliwości.
Pytanie, zawarte w tytule notki, która zapoczątkowała ten wątek, wydaje mi się ostatnio wyjątkowo trafnie postawione. Muszę się zastanowić nad problemem wyrastania.
yayco -- 07.04.2008 - 18:50Panie Doroto i Magio!
Usunięcie jąder wiąże się z usunięciem nadjądrzy. To taki gruczoł. Jego usunięcie zmienia motywację mężczyzny w sposób tak znaczny, że w ten sposób można uspokoić każdego zbyt agresywnego faceta. A Pani Magia chyba wie, że agresja jest do gwałtu niezbędna.
Zatem usunięcie jąder przed gwałtem zabezpiecza. Przed popełnieniem, bo ofiarą można być zawsze.
Proszę pamiętać o moich zastrzeżeniach. Bo wyrok sądu stwierdzający, że kobieta jednego dnia została zgwałcona, podczas gdy następnego dnia udała się z własnej woli, w to samo miejsce, z tymi samymi ludźmi, w tym samym celu (odbycia stosunków), jest kpiną ze zdrowego rozsądku.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 07.04.2008 - 18:52Panie Yayco,
Rozumiem, że Merlin był pomyłką freudowską, a jeżeli źle rozumiem to tym lepiej, bo widzę, że jeszcze nie wszystko stracone.
Panie Yayco, powiem Panu jak czekista czekiście: są czasy lepsze i i są czasy gorsze.
A ponieważ usunięcie jąder wiąże się z usunięciem najądrzy, widać wyraźnie, że przyszły czasy gorsze. I trzeba je z godnością przeczekać, w obronie najądrzy.
Ja mam ochotę przeczekać je z Panem, z flaszą omszałą, podług pańskiego wyboru.
merlot
merlot -- 07.04.2008 - 19:02Panie Merlocie,
przepraszam za błąd, wynikający z jednoczesnych zakupów internetowych.
I proszę nie inwestować w moje poczucie humoru.
I w tego Chochoła też proszę nie inwestować.
yayco -- 07.04.2008 - 19:12Panie Yayco,
nie ma lepszej inwestycji w dzisiejszych czasach…
merlot
merlot -- 07.04.2008 - 19:15Panie Jerzy
proszę doczytać o komórkach Leydiga, korze nadnerczy. A także o testosteronie ->5-α-reduktazie ->5-α-DHT.
Pozdrawiam, mając w całkiem świeżej pamięci wałachy i kastrowane psy w akcji...
Magia -- 07.04.2008 - 19:15Poza inwestowaniem...
...w przyjaciół.
W tym przypadku, jest to ten sam, dobrze skomponowany portfel.
merlot
merlot -- 07.04.2008 - 19:17Jerzy Maciejowski
W wielu sprawach zauważyłem, że mamy zbieżne poglądy. Ale…
Rozum, inteligencja w sprawach wiary nie jest ostatecznym miernikiem. Oczywiście, że każdy kościół będzie przekonywał, że ma najczystszą wiarę, bo inaczej nie byłoby sensu aby go tworzyć. Religia to twór ludzki, ale nie wszystko da się wytłumaczyć na poziomie rozumu. Sa pewne sfery, które przyjmuje sie na wiarę, z bardzo rożnych względów.
poldek przyjął na wiarę, “argumenty”, które artykułuje Kościół katolicki. Twierdzi on, że źródła chrześcijanie mają te same tylko jedni przeczytali je na opak. Niestety jakby się nie gimnastykował, to nie poda dowodu że jego racja jest prawdziwsza od mojej.
Ja jednak szanuję jego przekonania i nawet rozumiem natomiast przykro mi było patrzeć jak w wymianie zdań z poldkiem34 troszkę przeszarżowałeś. Można się czepiać, że niektóre argumenty poldka są słabe lub żadne, ale nie uprawnia to do agresji, a z dwojga dyskutantów to ty dla mnie bliższy z przekonaniami, ale dalszy z poziomem.
Karą za gwałt ma być gwałt? szok. Delilah chciałaby zgwałcić poldka czy nasłałaby Jerzego Maciejowskiego?
sajonara -- 08.04.2008 - 16:34Panie Sajonaro!
A gdzie ja proponowałem gwałt jako karę za gwałt? Proszę o cytat. Bo powiedzenie, że rozumiem co powodowało panią Dorotą gdy pisała swój tekst, nie jest równoznaczne z powiedzeniem, aprobuję propozycję pani Doroty. Poza tym, mam wrażenie, że trochę zbyt dosłownie zrozumiał Pan wypowiedź pani Doroty.
Natomiast ja jestem za kastrowaniem gwałcicieli. To jednak coś innego niż gwałt.
Co do dyskusji o źródłach wiary, to można być gnostykiem i wierzyć w to, co się rozumie, a nie rozumieć to, w co się uwierzyło.
Poza tym, gdyby pan Staszek napisał, że on wierzy w to czy tamto, to dyskusja miałaby inny charakter niż gdy pisze jest tak a tak. Bo akurat jest inaczej, co można udowodnić, pomimo że pan Staszek tego nie przyjmuje do wiadomości. Ja nie dyskutują z wierzeniami pana Staszka, tylko z jego wiedzą.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 09.04.2008 - 05:41imć Maciejowski
A gdzie ja napisałem, ze to waść proponował gwałt za gwałt?
Będziem się bawić w ciuciubabkę?
Co do wierzeń to jeśli ktoś wierzy, ze jest tak i tak, to będzie głosił z przekonaniem, że tak jest faktycznie, a z religią jest taka śmieszna sprawa, że cokolwiek trudno udowodnić zarówno w jedną jak i drugą stronę.
Ot choćby tego szatana którego negujesz. Nie sposób udowodnić, ze jest on integralną istotą, a nie antropomorfizmem literackim
sajonara -- 10.04.2008 - 13:02Panie Sajonaro!
Napisał Pan o wysyłaniu mnie na gwałt. (Wiem, że tylko warunkowo, niemniej coś takiego znalazło się w Pana wypowiedzi.)
W sprawach wiary nie dyskutuję, najwyżej ustalam protokół rozbieżności. Natomiast gdy komuś miesza się rzeczywistość z przedmiotem wiary, to zaczyna się dyskusja. (Może być ostra.)
Innymi słowy gdyby pan Stanisław napisał, że wierzy, iż płód jest człowiekiem, to jego wola. Można wierzyć, że ziemia jest płaska.
Natomiast próba udowodnienia przedmiotu wiary, jaką podjął pan Stanisław jest skazana na porażkę. Niemniej rozróżniajmy co jest wyznaniem wiary, a co jest stwierdzeniem faktu. Jak zwolennicy dowolnej religii będą pamiętali, że głoszone przez kościół poglądy są przedmiotem wiary, a nie nauki, to nie będzie sporów. Natomiast stwierdzenie, że jak pan Stanisław wierzy w coś, to jest to fakt, musi prowadzić do „nawalanki”.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 10.04.2008 - 17:21Szanowny Panie Jerzy.
Nawalanka to nie konieczność ale wolny wybór. Więc proszę nie tłumaczyć, że “ziemia jest płaska” w tym przypadku.
““Innymi słowy gdyby pan Stanisław napisał, że wierzy, iż płód jest człowiekiem, to jego wola. Można wierzyć, że ziemia jest płaska.”“
Życie ludzkie nie jest poglądem religijnym lecz faktem empirycznym, obserwowalnym, badalnym i określonym.
Początek jego rozpoczęcia jest również faktem nie religijnym ale naukowym.
Nie rozumiem więc dlaczego użycie słowa “płód” ma już oznaczać, że to nie jest życie ludzkie.
Określenie płód jest określeniem fachowym tak jak określenie pacjent, absolwent, abiturient, funkcjonariusz, itp
Ale głupotą byłoby powiedzenie, że pacjent to pacjent a nie człowiek, i tak samo w powyższych przyapdkach.
Pan mówi o życiu ludzkim “płód” to “płód” a nie człowiek.
Podczas gdy język i nazewnictwo nie jest kryterium wg którego rozpoznaje się życie ludzkie od życia zwierzęcego czy jeszcze innego.
Więc określenie “płód” niczego nie dowodzi a spełnia inną fukcję niż kryterium kwalifikacji życia ludzkiego i innego.
Tyle na ten temat. Proszę nie czynić prawd religijnych z powszechnej wiedzy naukowej.
Ukłony.
************************
poldek34 -- 10.04.2008 - 22:29“Kto pyta nie błądzi…”
Panie Stanisławie!
Tak się składa, że Pan wierzy, że jest tak jak Pan myśli. Bo Pańskie autorytety tak twierdzą. To jest fakt, ale dotyczy Pańskich przekonań. Już kiedyś Panu napisałem, że każdy argument obrońców życia niedorobionego jestem w stanie obalić. Czy podjął Pan temat? Nie! Zapytał się Pan kim byłem przed urodzeniem. A ja poprzednich wcieleń nie pamiętam…
Płód nie jest rolą przyjmowaną przez człowieka, tak jak pacjent, absolwent i reszta. Zatem powiedzenie „płód nie jest człowiekiem”, to co innego niż idiotyzm „Stanisław nie jest człowiekiem”. Jeśli Pan nie widzi różnicy to podam panu inny przykład. „Jajko nie jest ptakiem” i „kura nie jest ptakiem”. Czy teraz widzi Pan różnicę?
Płód jest zadatkiem na życie ludzkie, co było do udowodnienia.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 10.04.2008 - 23:00Panie Jerzy
Tak się składa, że Pan wierzy, że jest tak jak Pan myśli. Bo Pańskie autorytety tak twierdzą. To jest fakt, ale dotyczy Pańskich przekonań. Już kiedyś Panu napisałem, że każdy argument obrońców życia niedorobionego jestem w stanie obalić. Czy podjął Pan temat? Nie! Zapytał się Pan kim byłem przed urodzeniem. A ja poprzednich wcieleń nie pamiętam…
Mówiąc o początku życia ludzkiego nie wkraczamy w sferę wierzeń i wiary – tutaj Pan zręcznie ucieka na płaszczynę religii podczas gdy temat tego nie dotyczy. Cu uważam za brak uczciwości intelektualnej.
Poza tym proszę obalić opinie które przywołałem. Pan ich nie obala ale mi zarzuca złą wolę – że tendencyjnie publikuję opinie naukowców. Proszę niech Pan przytoczy opinie które potwierdzają odpowiedzialnie, że życie ludzkie zaczyna się od momentu przecięcia pępowiny – wg Pana definicji. Będzie to uczciwsze zamiast insynuować zarówno mi, jak i przytoczonym wypowiedziom złą wolę lub manipulacje.
To, że tezy te również publikują obrońcy życia niczemu nie dowodzi. Proszę nie stosować rasizmu intelektualnego – obala Pan nie poglądy ale odbiera Pan publikowania poglądów na ten temat działaczom pro-life – z jakiego tytułu?
Czy jakieś poglądy zaczynają być bzdurne w momencie gdy zostaną wydrukowane w jakimś periodyku dot. pozatków życia ludzkiego?
To, że czyjeś poglądy wydrukowano w jakimś periodyku ma przesądzać o tym że ten “ktoś” nie ma racji? Co za kryterium Pan chce stosować... ?
Płód nie jest rolą przyjmowaną przez człowieka, tak jak pacjent, absolwent i reszta. Zatem powiedzenie „płód nie jest człowiekiem”, to co innego niż idiotyzm „Stanisław nie jest człowiekiem”. Jeśli Pan nie widzi różnicy to podam panu inny przykład. „Jajko nie jest ptakiem” i „kura nie jest ptakiem”. Czy teraz widzi Pan różnicę?
Płód jest zadatkiem na życie ludzkie, co było do udowodnienia.
Zycie ludzkie raz rozpoczęte – biorąc pod uwagę kryterium czasu jego trwania – dzieli się na poszczególne etapy.
W zależności od czasu jaki opływa od zapłodnienia człowiek przechodzi następujące fazy rozwoju:
- płód
- noworodek
- niemowlak
- dziecko
- nastolatek
- dorosły
- emerytem
Pan za pomocą kryterium czasu chce udowadniać, że życie ludzkie jest hipotezą a jedyne co można powiedzieć z całą pewnością, że zaczyna się wraz z przecięciem pępowiny. To bardzo oryginalna teza.
Mogę ją jedynie przyjąć do wiadomości ale nic poza tym. Nic więcej z tą tezą nie da się zrobić a upór w jakim Pan jej broni wbrew medycynie prenatalnej, genetyce, przypomina obronę poglądów opartych na wierze a nie na racjonalnych przesłankach wynikającego z poznania naukowego.
Pozdrawiam
************************
poldek34 -- 11.04.2008 - 09:42“Kto pyta nie błądzi…”
Panie Stanisławie!
Mówiąc o początku życia ludzkiego nie wkraczamy w sferę wierzeń i wiary – tutaj Pan zręcznie ucieka na płaszczyznę religii podczas gdy temat tego nie dotyczy. Cu uważam za brak uczciwości intelektualnej.
Myli się Pan. To, że płód jest żywy nie ulega wątpliwości. (Jajko też jest żywe.) Natomiast nazywanie płodu człowiekiem jest błędem rzeczowym, tak jak nazywanie jajka ptakiem.
Poza tym proszę obalić opinie które przywołałem.
A jakie to są opinie i gdzie je Pan przytoczył? Bo Pan do przykładu z kurą i jajkiem się nie odnosi. Może zatem spróbuje Pan pomyśleć samodzielnie i wymyśli dlaczego Pana zdaniem jajko jest ptakiem.
Pan ich nie obala ale mi zarzuca złą wolę – że tendencyjnie publikuję opinie naukowców.
Opinie naukowców są warte tyle, co opinie sprzątaczek. Z opiniami nie dyskutuje się. Dyskutować można wnioski z danych. Proszę Podać dane przemawiające za Pańskimi poglądami, wnioskowanie doprowadzające do Pańskich konkluzji, a ja wykażę jego błędność.
Proszę niech Pan przytoczy opinie które potwierdzają odpowiedzialnie, że życie ludzkie zaczyna się od momentu przecięcia pępowiny – wg Pana definicji. Będzie to uczciwsze zamiast insynuować zarówno mi, jak i przytoczonym wypowiedziom złą wolę lub manipulacje.
To, że tezy te również publikują obrońcy życia (czyjego?) niczemu nie dowodzi. Proszę nie stosować rasizmu intelektualnego – obala Pan nie poglądy ale odbiera Pan prawo(?) publikowania poglądów na ten temat działaczom pro-life – z jakiego tytułu?
1. Proszę podać definicję ssaka. Czy nie zawiera ona czegoś o oddychaniu płucami? Człowiek jest ssakiem, prawda? A zarodki nie oddychają płucami, więc nie są ssakami w tym ludźmi.
2. Urodzenie się, to nie to samo co przecięcie pępowiny. Byłem przy porodzie, więc mi proszę głupot nie imputować.
3. Nie wiem kiedy zaczyna się życie ludzkie. Pewnie z chwilą zejścia z drzewa.
4. Jakbym miał czemu zarzucać złą wolę lub manipulacje. Gdzie te przytoczone wypowiedzi?
5. Czy „obrońcy życia” bronią życia ciężarnej zagrożonego przez ciążę? Ta nazwa to czysta manipulacja.
Czy jakieś poglądy zaczynają być bzdurne w momencie gdy zostaną wydrukowane w jakimś periodyku dot. początków życia ludzkiego? To, że czyjeś poglądy wydrukowano w jakimś periodyku ma przesądzać o tym że ten „ktoś” nie ma racji? Co za kryterium Pan chce stosować... ?
Wybaczy Pan, ale jest różnica pomiędzy moim stanowiskiem, a tym co Pan z niego rozumie. Panu wydaje się, że fakt opublikowania czegoś w poważnym czasopiśmie oznacza, że jest to prawda. Moim zdaniem, fakt opublikowania gdziekolwiek nie oznacza niczego. Można opublikować prawdę, można opublikować bzdurę. Nadal nic z tego nie wynika dla oceny zawartości. Po to człowiekowi Bóg dał rozum, aby go od czasu do czasu używał.
Płód nie jest rolą przyjmowaną przez człowieka, tak jak pacjent, absolwent i reszta. Zatem powiedzenie „płód nie jest człowiekiem”, to co innego niż idiotyzm „Stanisław nie jest człowiekiem”. Jeśli Pan nie widzi różnicy to podam panu inny przykład. „Jajko nie jest ptakiem” i „kura nie jest ptakiem”. Czy teraz widzi Pan różnicę?
Płód jest zadatkiem na życie ludzkie, co było do udowodnienia.
*Zycie ludzkie raz rozpoczęte* – biorąc pod uwagę kryterium czasu jego trwania – dzieli się na poszczególne etapy.
W zależności od czasu jaki opływa od zapłodnienia człowiek przechodzi następujące fazy rozwoju:
- płód
- noworodek
- niemowlak
- dziecko
- nastolatek
- dorosły
- emerytem
Pomiędzy zapłodnieniem a płodem jest jeszcze parę faz rozwoju biologicznego. Niemniej okres przed urodzeniem nie jest okresem rozwoju człowieka tylko jego zarodka. Płód ma się tak do tej klasyfikacji jak emeryt – totalnie bez sensu. Nastolatek jest albo dzieckiem albo dorosłym.
*Pan za pomocą kryterium czasu* chce udowadniać, że życie ludzkie jest hipotezą a jedyne co można powiedzieć z całą pewnością, że zaczyna się wraz z przecięciem pępowiny.
Życie człowieka nie jest hipotezą i nie przypominam sobie abym takie zdanie wypowiedział. Natomiast nadal nie widzę żadnego argumentu za uznaniem płodu za człowieka.
Mogę ją jedynie przyjąć do wiadomości ale nic poza tym.
Wpiera Pan jak w Żyda chorobę jakąś tezę, a potem twierdzi, że nie może jej przyjąć. To proszę zrozumieć co piszę.
Nic więcej z tą tezą nie da się zrobić a upór w jakim Pan jej broni wbrew medycynie prenatalnej, genetyce, przypomina obronę poglądów opartych na wierze a nie na racjonalnych przesłankach wynikającego z poznania naukowego.
A jakież to argumenty ma medycyna niekonwencjonalna (przepraszam prenatalna) czy genetyka? Może Pan coś przytoczyć? Pośmiejemy się razem… Poza tym doświadczenie uczy, że to gwiazdy krążą wokół Ziemi (wystarczy spojrzeć w niebo w nocy). Więc upór z jakim bronię prawdy przypomina walkę Rozumu z rozumkiem. (Każdy ma takie skojarzenia na jakie go stać.)
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 11.04.2008 - 16:58Panie Jerzy,
Uwaga technicza:
proszę o nie wklejanie motta swojego polemisty w podpis do własnego komentarza, bo czytelnicy mogą dostać schizofrenii.
Jeżeli chciał Pan posłużyć się tzw. subtelną ironią, wystarczyłaby sama fraza, bez gwiazdek.
A jeżeli jest to nieusunięta wklejka z cytowanego wpisu, to nie pouczam, tylko uczulam;-)
Pozdrawiam obu Panów oraz ich zapał i upór
merlot
merlot -- 11.04.2008 - 17:44mały wtręcik
jakby co jest opcja edytuj
a poza tym z zaciekawieniem obserwuję dysputę. to tak na marginesie, zeby dać sygnał, że i publika jest.
sajonara -- 11.04.2008 - 18:01Panie Tomku!
W połowie wpisu była informacja, że kończyć będę później. Teraz już nie ma wtrętów, jakich nie komentuję.
Niemniej dziękuję za czujność.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 11.04.2008 - 20:24Panie Sajonaro!
Małly też chyba da się wyedytować. Poza tym, może by publika podawała gdzieś oceny kolejnych wystąpień pana Stanisława i moich. Mogłoby być zabawnie…
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 11.04.2008 - 20:27Szanowny Panie Jerzy.
Myli się Pan. To, że płód jest żywy nie ulega wątpliwości.
Co do terminologii i używania określenia “Płod” wypowiadałem się wcześniej. Nazwanie człowieka “płodem” w płodowej fazie życia nie oznacza, że mamy do czynienia z “jajkiem” a nie człowiekiem.
(Jajko też jest żywe.)
Tak żywe jak płód? Gdzie Pan to wyczytał?
Natomiast nazywanie płodu człowiekiem jest błędem rzeczowym, tak jak nazywanie jajka ptakiem.
Jajko ptakiem? To już rzeczywiście wyższy stopień wtajemniczenia
A jakie to są opinie i gdzie je Pan przytoczył? Bo Pan do przykładu z kurą i jajkiem się nie odnosi.
Opinie naukowców są warte tyle, co opinie sprzątaczek. Z opiniami nie dyskutuje się. Dyskutować można wnioski z danych. Proszę Podać dane przemawiające za Pańskimi poglądami, wnioskowanie doprowadzające do Pańskich konkluzji, a ja wykażę jego błędność.
(..)
A jakież to argumenty ma medycyna niekonwencjonalna (przepraszam prenatalna) czy genetyka? Może Pan coś przytoczyć? Pośmiejemy się razem… Poza tym doświadczenie uczy, że to gwiazdy krążą wokół Ziemi (wystarczy spojrzeć w niebo w nocy). Więc upór z jakim bronię prawdy przypomina walkę Rozumu z rozumkiem. (Każdy ma takie skojarzenia na jakie go stać.)
Panie Jerzy niech Pan sobie daruje – kurę i jajko Pan do dyskusji włącza.
Zapraszam tutaj, nie będę wklejał po raz drugi porcja o człowieku a nie o ssakach, jajkach i ptakach.
http://www.tekstowisko.com/poldek34/54045/od-kiedy-czlowiek-komu-sluzy-a...
Płód jest zadatkiem na życie ludzkie, co było do udowodnienia.
Zadatek to obok “płodu” drugie fachowe określenie – rozumiem, że naukowe i antropologiczne… .
Pomiędzy zapłodnieniem a płodem jest jeszcze parę faz rozwoju biologicznego. Niemniej okres przed urodzeniem nie jest okresem rozwoju człowieka tylko jego zarodka. Płód ma się tak do tej klasyfikacji jak emeryt – totalnie bez sensu. Nastolatek jest albo dzieckiem albo dorosłym.
Co ja będę Panu tłumaczył, zrobili to inni. Proszę tutaj:
http://www.tekstowisko.com/poldek34/54045/od-kiedy-czlowiek-komu-sluzy-a...
Ukłony.
************************
poldek34 -- 11.04.2008 - 21:56“Kto pyta nie błądzi…”
Panie Stanisławie!
Co do terminologii i używania określenia „płód” wypowiadałem się wcześniej. Nazwanie człowieka “płodem” w płodowej fazie życia nie oznacza, że mamy do czynienia z “jajkiem” a nie człowiekiem.
To, że u węży i jaszczurek, żółwi, krokodyli (nienaukowo nazywanych gadami) oraz ptaków faza rozwoju w jajku odpowiada ciąży u ssaków, może Pan znaleźć w dowolnym podręczniku biologii. Podejrzewam, że to można znaleźć w podręcznikach do starszych klas szkoły podstawowej.
(Jajko też jest żywe.)
Tak żywe jak płód? Gdzie Pan to wyczytał?
Panie Stanisławie! Takie rzeczy człowiek wykształcony wie, bez pamiętania źródła. Proszę poczytać podręcznik do biologii ssaków. Proszę zwrócić uwagę na rozwój płodowy dziobaka i kolczatki. To powinno wiele wyjaśnić.Natomiast nazywanie płodu człowiekiem jest błędem rzeczowym, tak jak nazywanie jajka ptakiem.
Podtrzymane.Jajko ptakiem? To już rzeczywiście wyższy stopień wtajemniczenia.
Sam się Pan sobie dziwi! Przecież to wniosek z Pańskiego rozumowania.
A jakie to są opinie i gdzie je Pan przytoczył? Bo Pan do przykładu z kurą i jajkiem się nie odnosi.
Opinie naukowców są warte tyle, co opinie sprzątaczek. Z opiniami nie dyskutuje się. Dyskutować można wnioski z danych. Proszę Podać dane przemawiające za Pańskimi poglądami, wnioskowanie doprowadzające do Pańskich konkluzji, a ja wykażę jego błędność.
(…)
A jakież to argumenty ma medycyna niekonwencjonalna (przepraszam prenatalna) czy genetyka? Może Pan coś przytoczyć? Pośmiejemy się razem… Poza tym doświadczenie uczy, że to gwiazdy krążą wokół Ziemi (wystarczy spojrzeć w niebo w nocy). Więc upór z jakim bronię prawdy przypomina walkę Rozumu z rozumkiem. (Każdy ma takie skojarzenia na jakie go stać.)
Panie Jerzy niech Pan sobie daruje – kurę i jajko Pan do dyskusji włącza.
Przykład z kurą i jajkiem jest na poziomie dziecka i pozwala dziecku zrozumieć mechanizm. Jeśli Pan na tym poziomie nie rozumie to niech Pan zastanowi się u kogo się zapożyczyć w sprawie rozumu. Natomiast jeśli Pan rozumie, ale udaje, że jest w tym przykładzie coś niejasnego, to jest pan nieuczciwy.
Zapraszam tutaj, nie będę wklejał po raz drugi porcja o człowieku a nie o ssakach, jajkach i ptakach.
Jeśli Pan nie wie, że człowiek jest ssakiem, to należy wrócić do szkoły podstawowej. Poniżej zamierzam rozwałkować argumenty z podanego adresu.
Płód jest zadatkiem na życie ludzkie, co było do udowodnienia.
Zadatek to obok „płodu” drugie fachowe określenie – rozumiem, że naukowe i antropologiczne… .
Zadatek jest terminem kolokwialnym i nie ma być naukowy. Po co miałby być? Natomiast płód jak najbardziej jest choć nim zajmuje się biologia, a nie antropologia. Czyżby antropologia zaczęła się zajmować rozwojem organizmu w fazie płodowej? Od kiedy?
Pomiędzy zapłodnieniem a płodem jest jeszcze parę faz rozwoju biologicznego. Niemniej okres przed urodzeniem nie jest okresem rozwoju człowieka tylko jego zarodka. Płód ma się tak do tej klasyfikacji jak emeryt – totalnie bez sensu. Nastolatek jest albo dzieckiem albo dorosłym.
Co ja będę Panu tłumaczył, zrobili to inni.
Słyszał Pan o zygocie? albo blastuli? Tak się składa, że nie będąc biologiem wiem o innych fazach rozwoju niż płód pomiędzy zapłodnieniem a urodzeniem lub poronieniem. Pan mógłby się też dowiedzieć.
Proszę tutaj:
http://www.tekstowisko.com/poldek34/54045/od-kiedy-czlowiek-komu-sluzy-a...
1. Powołuje się Pan na Bogdana Chazana, że zygota ma „kompletny zestaw chromosomów i genów”. Zapomniał Pan dodać, że komórki naskórka, które gubi Pan każdego dnia też mają „kompletny zestaw chromosomów i genów”. Czy czyni to z Pana aborcjonistę? Argument odrzucony jako wadliwy logicznie. Oczywiście nie dyskutuję z przekonaniem, o „nie uleganiu wątpliwości”. To jest propaganda. Po zapłodnieniu nie mamy do czynienia z komórką jajową, tylko zygotą.
2. Co do niepowtarzalności genomu człowieka, to jest to niczym nie uzasadniony pogląd. Około 98% DNA człowieka i szympansa jest wspólne. Pozostałe 2% pozostaje na różnicowanie 6 miliardów ludzi. Obawiam się, że ilość permutacji elementów składowych łańcucha jest mniejsza niż ilość ludzi, więc wyjątkowość genomu jest mitem. Argument wątpliwy.
3. „Fakt, że dziecko przed urodzeniem przez wiele miesięcy nie jest zdolne do życia poza ciałem matki nie oznacza, że matka może swobodnie decydować o jego losach.” To jest wyznanie wiary, a nie argument. Nie ma z czym polemizować. Wartość logiczna „0”.
To tyle odnośnie Bogdana Chazana i jego argumentów.
4. Za Włodzimierzem Fijałkowskim stwierdza Pan, że zygota jest bytem odrębnym i tu pełna zgoda.
5. „W całym okresie rozwojowym organizm stara się pozostać tym, czym był od momentu zapłodnienia. Jest to zasada zachowania indywidualności odrębnej i niepowtarzalnej”
5.1. Zakładanie intencjonalności organizmowi jest antropomorfizacją zupełnie nie uprawnioną.
5.2. Zasada przytoczona przez Pan, to propaganda. Nie ma umocowania w rzeczywistości.
5.3. Co to jest „cały okres rozwojowy”? Czy chodzi Panu o życie, czy o okres pomiędzy zapłodnieniem a dojrzałością?
5.4. Trafnie Pan użył terminu organizm, bo gdyby użył Pan terminu „człowiek”, to podał bym panu parę przykładów autodestrukcji…
Generalnie argument nie na temat.
6. Wyznanie wiary dotyczące bycia człowiekiem zawiera błąd merytoryczny. Proszę sprawdzić termin „ontogeneza”. To nie jest argument.
7. Za Pawłem Januszewiczem twierdzi Pan, że „Jego [chyba dziecka, bo przecież nie porodu] rozwój i wzrastanie do czasu osiągnięcia pełnej dojrzałości trwa, jak wiadomo, mniej c więcej 18-20 lat.” Nie spotkałem się z tak arbitralnym stwierdzeniem, uznanym za powszechną prawdę, od dawna. Jakie jest kryterium dojrzałości? Dojrzałość psychiczna bywa osiągana koło 15 czy 16 roku życia u jednych, zaś u innych nigdy. Dojrzałość płciowa może być osiągnięta przed 10 rokiem życia, choć jest to rzadkie. Zatem „jak wiadomo” osiągnięcie dojrzałości jest wysoce zindywidualizowane i zależy od kryterium dojrzałości… Argument wadliwy i nie na temat.
8. „Ktoś, kto…” Argument tak nielogiczny, że bałem się przepisać, bo mógłbym niechcący coś zmienić, aby nabrało to pozorów logiki. Odrzucony.
9. Rudolf Klimek twierdzi według Pana, że „Niepowtarzalna tożsamość każdego człowieka realizuje się w momencie zapłodnienia i inną już być nie może. Znając rodziców możemy jedynie określić tożsamość matematyczną potomstwa jako zakres możliwych indywidualnych tożsamości ich dzieci, ponieważ każda komórka rozrodcza jest niepowtarzalna, chociaż jest częścią składową ojca lub matki.” Informuję Pana, że przytoczone zdanie nie jest prawdą naukową, tylko wyrazem poglądów natywistów, wierzących, że życie człowieka jest zdeterminowane jeszcze przed urodzeniem. Natomiast empiryści twierdzą coś innego. Proszę sobie poszukać. „Tożsamość matematyczna” jest czymś tak zabawnym, że analizowanie poglądów autora pojęcia jest stratą czasu. Argument odrzucony. (Swoją drogą komórki rozrodcze jako części składowe organizmów rodziców to też oryginalny pogląd.
10. Barbara kowalewska-Kantecka twierdzi według Pana, że „u podstaw sporu o początek życia ludzkiego leży niezrozumienie znaczenia słów „życia” i „samodzielność””. Problem polega na tym, że spór dotyczy momentu, w którym pojawia się człowiek. Ja twierdzę, że moment urodzenia się jest kluczowy, natomiast Pan twierdzi że zapłodnienie. Nie ma tu mowy o życiu, a już tym bardziej ludzkim. Życie w obozach zagłady u sowietów było nieludzkie. Proszę się zastanowić co to znaczy i co znaczy termin ludzkie/nieludzkie życie. Argument odrzucony jako niemerytoryczny i obok sporu.
11. Od kiedy to obrońcy życia niedorobionego są postępowcami? Anachronizm powinien być dla nich najwyższą wartością. Z faktu uznania płodu za pacjenta, nie wynika, że jest człowiekiem. To założone wynikanie jest błędne logicznie. Argument odrzucony.
12. Antoni Marcinek twierdzi, że „W wyniku zapłodnienia powstaje w pełni genetycznie uformowany nowy człowiek.” Ja twierdzę, że zygota. Proszę się zastanowić, które z tych stwierdzeń jest naukowe, a które propagandowe. Argument odrzucony.
13. „Tak więc embrion, płód, noworodek, niemowlę, dziecko, dorosły, starzec to określenia poszczególnych biologicznych etapów rozwoju zawsze tego samego człowieka.” Wystarczy zmienić człowieka na organizm i będziemy się zgadzać. A tak zdanie jest fałszywe. Argument odrzucony
14. Alina T. Midro twierdzi, że zapłodnienie in vitro dowodzi, że życie człowieka zaczyna się od zapłodnienia. Życie embrionu czy płodu tak, natomiast człowieka to po urodzeniu. „Życie pojedynczego człowieka w rozumieniu genetyka można definiować jako czas funkcjonowania zapisów DNA od momentu poczęcia do śmierci.” Genetyk może sobie definiować cokolwiek jak mu się podoba. To nie jest argument, tak jak matematyczne tożsamości. To nie są argumenty dotyczące świata, tylko żargonu środowiskowego. Argument odrzucony.
Muszę wyjść, ale jeśli Pan wyrazi ochotę poznania krytyki przytoczonych przez Pana argumentów, to będę kontynuował.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 12.04.2008 - 10:58÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
„Kto pije nie błądzi…”
W tym momencie
Pan Jerzy skierował się do pobliskiego pubu.
÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
„Kto pije nie błądzi…”
Sustained. Argument nieodparty…
merlot -- 12.04.2008 - 11:03>Panowie
Nawet chętnie bym poczytała Waszą dyskusję, lecz opcja “odpowiedz cytując” zniekształca tekst w stopniu skutecznie zniechęcającym do lektury.
Może na przyszlość spróbujcie cytowac się w sposob przystepniejszy. Lub może niech Admin poprawi funkcjonalność tej opcji.
Delilah -- 12.04.2008 - 11:10Panie Andrzeju
Ok. – jedyny kompromis jaki jest możliwy w naszym spojrzeniu na życie ludzkie jest taki.
Skoro Pan twierdzi, że okres płodowy życia ludzkiego nie ma nic wspólnego z człowiekiem proszę o definicję – Pana definicję człowieka.
Wtedy będziemy mogli wykluczyć (wg Pana definicji) życie ludzkie z fazy płodowej.
WIdzę cień porozumienia pomiędzy nami. Pojawiło się w Pana wypowidzi określenie “organizm”. A na pewno nie chodzi o organizm “kurzy” ani “inny” ale ludzki…. .
SKoro odrębny organizm ludzki od momentu poczęcia, a więc i życie ludzkie i Istota ludzka której rozwój nie tylko biologiczny jest ściśle zdeterminowany.
Co do nazewnictwa przypominam, że płód to kreślenie jednej z wielu faz rozwoju życia ludzkiego. A więc samo kreślenie nie definiuje człowieka lecz go opisuje: oder płodowy, noworodka, itd.
Poza tym, proszę zwrócić uwagę na następujący fakt. Małżonkowie decydując się na dziecko i stwierdzając fakt zapłodnienia wiedzą i nie musi im ktokolwiek z zewznątrz tłumaczyć co się stało, i w jakiej relacji są do życia które się rozpoczęło… . Taki sam szacunek, dbałość i pomoc będą deklarować na każdym etapie jego rozwoju. Ale to Pana może nie przekonywać.
Mam wrażenie, że Pan stosuje swoje prywatne kryterium które można streścić na takich przykładach:
A. dla ginekologa, genetyka – od momenty poczęcia będziemy mówić o życiu ludzkim jako odrębnym organiźmie i samodzielnym.
B. Dla ortopedy wogóle nie będzie możliwe mówienie o człowieku, bo dla niego człowiek to istota która ma przynajmniej ma ludzkie kończyny
c. laryngologa równiez nie będzie mowy o człowieku gdyż dla niego człowiek to istota która narządy w których leczeniu się specjalizuje
d. Dla urzednika w USC o człowieku można będzie mówić gdy przyjdzie rodzic z dokumentem potwierdzającym urodzenie się go.
e. itd.
Jedynie A. bierze pod uwagę coś więcej niż posiadanie kończyn i budowy organizmu. Ale najjbliżej wzięcia pod uwagę przymiotu jaki ma życie ludzkie a więc bycie OSOBĄ A.
WIęc stosując inne definicje człowieka można wyciągać bardzo różne wnioski. Pan stosuje swoje – nie ma człowieka mimo, że życie jego się zaczęło.
Nie rozumiem dlaczego Pan rozdziela życie ludzkie od Człowieka.
A przecież życie ludzkie podlega rozwojowi od momentu poczęcia – tutaj jak sądzę nie ma między nami sporu. Pan mówi zadatek życia? Jaki zadatek życia skoro życie zaistniało i trwa: kod genetyczny który determinuje cały rozwój człowieka jako odrębnego organizmu.
MOgę zrozumieć Pana punkt widzenia, że “płód” to “dom(budynek) w budowie”. Ponieważ nie można w nim zamieszkać to nazwać go domem nie można.
POdobnie można stosować analogię do wyklucia z jajka pisklęcia.
To prawda, pewna analogia jest. Ale zawsze będzie ona nieadekwatna gdyż życie ludzkie to nie życie zwierzęce ale życie osobowe.
Mamy do czynienia z OSOBĄ a więc z tego punktu bierze początek zarówno całe prawo ochrony życia jak i prawa człowieka.
Życie ludzkie jest szczególnym przypadkiem życia ze względu na osobowy charakter. Zanim osoba zacznie stanowić o sobie musi oczywiście osiągnąć pewien wiek. A do osiągnięcia pewnego wieku rodzice mają obowiązek odpowiedzianości za życie które powołali. Wg mnie od momentu poczęcia a nie od któregoś tygodnia lub miesiąca.
Odrębne życie osoby ludzkiej. Pan nie lubi nazwania człowiekiem. OKI. Ale Pan przecież czyta moje posty w których piszę, że życie Człowieka się kształtuje i rozwija. Nie piszę, że w momencie zapłodnienia powstaje gotowy człowieka – tak jak z taśmy fabryki zjeżdża nowy samochód.
Ukłony.
p.s.
Fajny ma Pan topik. :-)))
************************
poldek34 -- 12.04.2008 - 11:26“Kto pyta nie błądzi…”
oceny
wystąpienie poldka34 z 22:56 >> 3
wystąpienie Jerzego z 11:58 >> 4 z plusem
wystąpienie poldka z 12:26 >> 5 z plusem
i też czekam na definicję człowieka
sajonara -- 12.04.2008 - 11:51Panie Tomku!
Pan Jerzy skierował się do pobliskiego pubu.
÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
„Kto pije nie błądzi…”
Sustained. Argument nieodparty…
To tylko skojarzenie z tym ciągłym pytaniem błądzącego…
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 12.04.2008 - 12:28Pani Doroto!
Ja wyznaję zasadę, że czytelnik nie powinien musieć sięgać do innego miejsca, aby zrozumieć moją wypowiedź. Dlatego cytuję adwersarza. W takim wypadku mniejsza jest szansa na pojawienie się przekłamań.
Jeśli chodzi o poprawienie systemu cytowań, to jestem za.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 12.04.2008 - 14:59Panie Stanisławie!
OK – jedyny kompromis jaki jest możliwy w naszym spojrzeniu na życie ludzkie jest taki:
Skoro Pan twierdzi, że okres płodowy życia ludzkiego nie ma nic wspólnego z człowiekiem proszę o definicję – Pana definicję człowieka.
Człowiek jest organizmem wielokomórkowym, zwierzęciem wszystkożernym, kręgowcem, ssakiem, łożyskowcem. Tlen niezbędny do życia pobiera z powietrza za pomocą płuc. Suma zjawisk takich jak samoświadomość, kultura i język w połączeniu z cywilizacją stanowią o odrębności człowieka od świata zwierząt. Ludzie wierzący w Boga wierzą, że człowiek jest ukoronowaniem dzieła stworzenia. Jeśli moja definicja Panu nie odpowiada, to proszę definicję ze szmatławej Wikipedii: Człowiek (Homo) – rodzaj ssaka należący do rodziny człowiekowatych (Hominidae), rzędu naczelnych. Nie może mnie Pan podejrzewać o stronniczość, bo Wikipedia to śmietnik, ale czasem piszą prawdę.
Wtedy będziemy mogli wykluczyć (wg Pana definicji) życie ludzkie z fazy płodowej.
Podejrzewam, że życie ludzkie jako termin odnoszący się do życia człowieka jest kalką z angielskiego. Proponuję trzymać się języka polskiego i mówić o życiu człowieka. Bo życie ludzkie lub nieludzkie, to raczej życie w komfortowych warunkach bądź w upodleniu, a to ma się nijak do sporu o to kiedy organizm staje się człowiekiem.
WIdzę cień porozumienia pomiędzy nami. Pojawiło się w Pana wypowiedzi określenie „organizm”. A na pewno nie chodzi o organizm „kurzy” ani „inny” ale ludzki… .
Problem polega na tym, że organizm bez przymiotników nie budzi sporów. Natomiast próba wysnucia na tej podstawie wniosku, że chodzi o człowieka jest nadużyciem.
*Skoro odrębny organizm ludzki* od momentu poczęcia, a więc i życie ludzkie i Istota ludzka której rozwój nie tylko biologiczny jest ściśle zdeterminowany.
Determinizm jest znany od kilku wieków co najmniej ale nie jest to jedyny pogląd filozoficzny. Nie ma pewności czy jest prawdziwy. Sofistykę o ludzkich atrybutach zostawiam bez komentarza.
Co do nazewnictwa przypominam, że płód to określenie jednej z wielu faz rozwoju życia ludzkiego. A więc samo określenie nie definiuje człowieka lecz go opisuje: okres płodowy, noworodka, itd.
Co do terminologii to Pan ma poglądy jak wyżej. Nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością.
Poza tym, proszę zwrócić uwagę na następujący fakt. Małżonkowie decydując się na dziecko i stwierdzając fakt zapłodnienia wiedzą i nie musi im ktokolwiek z zewnątrz tłumaczyć co się stało, i w jakiej relacji są do życia które się rozpoczęło… . Taki sam szacunek, dbałość i pomoc będą deklarować na każdym etapie jego rozwoju. Ale to Pana może nie przekonywać.
Jak Pan mówi do swojej kobiety „żabko”, to znaczy, że ona jest płazem bezogoniastym? Trochę powagi w argumentowaniu! Przecież Pan ma pretensje do naukowości…
Mam wrażenie, że Pan stosuje swoje prywatne kryterium które można streścić na takich przykładach:
A. dla ginekologa, genetyka – od momenty poczęcia będziemy mówić o życiu ludzkim jako odrębnym organizmie i samodzielnym.
B. Dla ortopedy w ogóle nie będzie możliwe mówienie o człowieku, bo dla niego człowiek to istota która ma przynajmniej ma ludzkie kończyny
c. laryngologa również nie będzie mowy o człowieku gdyż dla niego człowiek to istota która narządy w których leczeniu się specjalizuje
d. Dla urzędnika w USC o człowieku można będzie mówić gdy przyjdzie rodzic z dokumentem potwierdzającym urodzenie się go.
e. itd.
Ma Pan błędne wrażenie. Kończyny nie są istotą człowieka. Natomiast organizm oddychający skrzelami, czy przez pępowinę nie jest człowiekiem.
Jedynie A. bierze pod uwagę coś więcej niż posiadanie kończyn i budowy organizmu. Ale najbliżej wzięcia pod uwagę przymiotu jaki ma życie ludzkie a więc bycie OSOBĄ A.
Dyskutuje Pan sam ze sobą, natomiast w drugim zdaniu czegoś brak. Zatem następujący potem wniosek jest wątpliwy i źle stylistycznie napisany – nie zaczyna się zdania od „więc”.
Więc stosując inne definicje człowieka można wyciągać bardzo różne wnioski. Pan stosuje swoje – nie ma człowieka mimo, że życie jego się zaczęło.
Życie człowieka zaczyna się, gdy on się rodzi. Gdybym chciał dyskutować na Pana fali, to bym powołał się na różnicę pomiędzy urodzeniem martwego dziecka a śmiercią w trakcie lub po porodzie. Ale to jest poziom dyskusji niegodny mnie.
Nie rozumiem dlaczego Pan rozdziela życie ludzkie od człowieka.
Grupa komórek może żyć nie będąc człowiekiem. Zatem rozróżnianie życia od człowieka ma głęboki sens. Proszę poczytać o hodowlach komórek ludzkich… Poza tym, człowiek, to jedność psychofizyczna, a życie nie wymaga psychiki.
A przecież życie ludzkie podlega rozwojowi od momentu poczęcia – tutaj jak sądzę nie ma między nami sporu.
Życie podlega zmianom od poczęcia. Natomiast przymiotnik „ludzkie” i rzeczownik „rozwojowi” są elementami wartościującymi. Dlatego zgody nie ma.
Pan mówi zadatek życia? Jaki zadatek życia skoro życie zaistniało i trwa: kod genetyczny który determinuje cały rozwój człowieka jako odrębnego organizmu.
Mój błąd. Powinno być „zadatek człowieka”. Poza tym, nawet bliźniaki jednojajowe, mające ten sam kod genetyczny, nie zawsze są jednakowe. Więc kod genetyczny determinuje w pewnym zakresie budowę organizmu człowieka.
Mogę zrozumieć Pana punkt widzenia, że „płód” to „dom(budynek) w budowie”. Ponieważ nie można w nim zamieszkać to nazwać go domem nie można.
Mniej więcej o to chodzi.
Podobnie można stosować analogię do wyklucia z jajka pisklęcia.
To prawda, pewna analogia jest. Ale zawsze będzie ona nieadekwatna gdyż życie ludzkie to nie życie zwierzęce ale życie osobowe.
Mamy do czynienia z OSOBĄ a więc z tego punktu bierze początek zarówno całe prawo ochrony życia jak i prawa człowieka.
Życie ludzkie jest szczególnym przypadkiem życia ze względu na osobowy charakter. Zanim osoba zacznie stanowić o sobie musi oczywiście osiągnąć pewien wiek. A do osiągnięcia pewnego wieku rodzice mają obowiązek odpowiedzialności za życie które powołali. Wg mnie od momentu poczęcia a nie od któregoś tygodnia lub miesiąca.
Proszę o trzymanie się jednej płaszczyzny. Albo trzymamy się biologii i dyskutujemy od którego momentu komórka, czy zespół komórek jest człowiekiem, albo dryfuje Pan w stronę teologii i wtedy nie ma o czym rozmawiać.
Odrębne życie osoby ludzkiej. Pan nie lubi nazwania człowiekiem. OKI. Ale Pan przecież czyta moje posty w których piszę, że życie człowieka się kształtuje i rozwija. Nie piszę, że w momencie zapłodnienia powstaje gotowy człowieka – tak jak z taśmy fabryki zjeżdża nowy samochód.
I doszliśmy do sedna. Pan wymaga by fabryka dokończyła każdy rozpoczęty samochód, nawet gdyby miało to zniszczyć fabrykę. Ja twierdzę, że fabryka ma prawo przerwać produkcję, choć uważam to za błąd. Tego dotyczy nasz spór.
]p.s.
Fajny ma Pan topik. :-)))
Taki żart z Pańskiego.
Rozumiem, że nie jest konieczne pastwienie się nad przywołanymi przez Pana autorytetami, bo nie próbuje Pan ich bronić. Cieszę się, że docenia Pan moją argumentację.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 12.04.2008 - 16:21Panie Sajonaro!
A jaką skalę oceny Pan stosuje?
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 12.04.2008 - 16:25Szanowny Panie Jerzy.
Człowiek jest organizmem wielokomórkowym, zwierzęciem wszystkożernym, kręgowcem, ssakiem, łożyskowcem. Tlen niezbędny do życia pobiera z powietrza za pomocą płuc.
DObrze, że PAn o tym wspomniał gdyż pewnie nikt sobie dotąd z tego nie zdawał sprawy… ?
Suma zjawisk takich jak samoświadomość, kultura i język w połączeniu z cywilizacją stanowią o odrębności człowieka od świata zwierząt.
Suma zjawisk towarzyszących także innym stworzeniom w połączeniu z doskonaleniem, przystosowaniem się do rzeczywistości odróżniają jedne istoty od innych…. . Więc to co Pan opisał odróżnia jedne żyjątka od innych. Natomiast człowiek? Chyba się różni wg Pana czymś więcej niż rodzajem działalności.
Ludzie wierzący w Boga wierzą, że człowiek jest ukoronowaniem dzieła stworzenia.
Akurat w tej dyskusji pomijamy w co ludzie wierzą. Pan dajmy na to może wierzyć, że ma rację... . Albo wierzyć, że jego rozum jest obiektywny.. . Więc wiarę proponuję pozostawić na boku. A poglądy konfrontować nie z własnym rozumem ale z wiedzą jaka jest dostępna – stąd zapodałem poprzednio linka. Nie bronię autorytetów gdyż same się obronią – póki co są profesjonalistami w tej dziedzinie więc ich zdanie w tej kwestii jest dla mnie bardziej obiektywne niż Pana.
Jeśli moja definicja Panu nie odpowiada, to proszę definicję ze szmatławej Wikipedii: Człowiek (Homo) – rodzaj ssaka należący do rodziny człowiekowatych (Hominidae), rzędu naczelnych. Nie może mnie Pan podejrzewać o stronniczość, bo Wikipedia to śmietnik, ale czasem piszą prawdę.
Nie zrozumiał Pan mojej prośby o definicję człowieka. Oczekuję wskazania konkretnego kryterium które jednoznacznie wskazuje, że w momencie urodzin, to znaczy sekundę wcześniej istota która wyszła z łona Matki nie była człowiekiem a sekundę później jest już tak przez Pana traktowana.
Prosze powiedzieć jaka zmiana jakościowa następuje w momencie porodu.
Przecież poród w sensie biologicznym jest tym samym wydarzeniem – wszak niczym się nie różni od porodu innych ssaków. Czyżby w więc w przypadku człowieka następował jakiś przeskok jakościowy w rozwoju? Czy w tym momencie, płód z nieokreslonego “bytu” staje sie człowiekiem?
ja wiem, że Pan powie, że dziecko w tym momencie staje się pod pewnym względem bardziej samodzielne niż w łonie Matki ale wg nauki i mnie to tylko konsekwencja wynikająca z następstwa czasu – w 9 miesiącu(z reguły) od momentu zapłodnienia następuje poród.. Proszę podać co w momencie porodu człowieka jest innego niż u innych ssaków co tak diametralnie zmienia jakość “płodu”, że “płód” staje się człowiekiem. Proszę podać tę różnicę -> co musiałoby się wydarzyć w tym momencie w przypadku innych ssaków aby ich “płodu” zakwalifikowałby jako człowieka.
Proszę nie sugerować, że rodzice zauważając, że “są w ciąży” do momentu urodzin nie są pewni co się urodzi: – czy rybka akwariowa – czy krowa – czy też szympans
A dopiero Tatuś przy porodzie przekonuje, że jego żona nosiła pod sercem człowieka.
Prosząc o definicję człowieka – o jasne określenie jaka przemiana ISTOTNA następuje w momencie urodzin, że “płód” staje się w człowiekiem.
Proszę także wskazać ten moment – gdyż był Pan przy porodzie – w którym momencie w momencie możemy powiedzieć z całą pewnością: To JEST CZŁOWIEK!
Czy już wtedy, gdy widać już jego kawałek główki czy jak całą?? – wtedy Pan uznaje go już za człowieka?
Czy może główka to za mało, musi pan zobaczyć szyję, ramiona, rączki – tyle wystarczy aby stwierdzić aby zakwalifikować go do rodzaju ludzkiego?
A może Pan potrzebuje aby było widoczne więcej: tułów, biodra, nózki? – czy to wystarczy aby był przez Pana przypisany do rodzaju ludzkiego? Nadmieniam, że jeszcze nie dokonano przecięcia pępowiny – mimo, że widać te części jego ciała, to nadal jest połączony z Matką pępowiną. Czy już Pan może powiedzieć: OTO CZŁOWIEK? Czy nadal jest bezimiennym, nieokreślonym płodem bez Ojca, bez Matki nie zasługującym na miano Dziecka i człowieka ?
Czy gdy nie odetniemy pępowiny jest już człowiekiem czy dopiero po jej przecięciu staje się człowiekiem?
Do reszty nie będę się odnosił. A poglądów autorytetów również bronił nie będę – same się bronią.
Pana założenie, że po porodzie można mówić o dziecku jest tylko Pańskim teoretycznym i intelektualnym założeniem. Tak samo ja mogę założyć, że Pan nie istnieje a to co postrzegam na ekranie to zbiór uporządkowanych literek wyświetlanych przez ekran. Też założenie prawda… ?
p.s.
Mówiąc językiem fachowym można powiedzieć, że “płód” w momencie urodzin staje się noworodkiem a nie człowiekiem. Nic nadzwyczajnego nie dzieje się w momencie porodu poza zmianą sposobu przyjmowania przez niego pokarmu oraz sposobem pobierania tlenu potrzebnego do życia. To tylko zmiana związana z biologią a nie z tożsamością dotyczącą przynależności do gatunku i rodzaju Ludzkiego. Przynależność do rodzaju ludzkiego wynika nie z przecięcia pępowiny, formy porodu,
ani miesiąca w który do porodu dochodzi, drogi Panie Jerzy.
Co więc decyduje o tym, że poczęta istota staje się człowiekiem skoro ani miesiąc porodu – wcześniaki są ludźmi –
w Pana oczach także(przynajmniej zaryzykuję taką tezę) – a przecież nie osiągają standardowej dojrzałości takiej
jak 9 miesiącu. Więc mówiąc Pana językiem są “zadatkiem człowieka”. A zadatek człowieka wyciągnięty z łona Matki jako wcześniak staje się już człowiekiem – idąc Pana tokiem rozumowania. Toż to chyba skandal.
Więc co decyduje o przynalezności do rodzaju ludzkiego Pana zdaniem?
Chyba nie to, że zapytany musi zobaczyć nie na ekranie USG dziecko ale na własne oczy.
Czy więc dla Pana należałoby wyjąć dziecko z łona Matki i Panu pokazać (o przepraszam, obciąć jeszcze pępowinę) – współczesna medycyna w bardzo wczesnym okresie życia płodowego potrafi podtrzymać życie wcześniaka… – ale przyzna Pan, że to dość oryginalne kryterium uznawania człowiekiem. NIe wszyscy dziś chcą stosować z dostępnych metod diagnozowania “tego co kryje łono Matki po zapłodnieniu”*, wolą korzystać z organoleptycznych metod.
Przeciąć pępowinę i … OTO CZŁOWIEK – niezależnie w którym miesiącu ciąży. – bo wcześniak też człowiek.
Niech Pan teraz obśmiewa – pośmiejemy się wszyscy.
Pozdrawiam.
p.s.2
I doszliśmy do sedna. Pan wymaga by fabryka dokończyła każdy rozpoczęty samochód, nawet gdyby miało to zniszczyć fabrykę. Ja twierdzę, że fabryka ma prawo przerwać produkcję, choć uważam to za błąd. Tego dotyczy nasz spór.
Nie, to drugi problem – zapisów prawnych. My rozmawiamy o odrębnym życiu ludzkim i o tym kiedy się zaczyna i kiedy się kończy. Prawo zostawmy na ten moment gdy uzgodnimy powyższe. A może jest sposób aby “fabryka ocalała” i “samochód”. Ale ten problem pozostawmy na inny wpis. Obiecuję go zamieścić u siebie.
************************
poldek34 -- 12.04.2008 - 21:01“Kto pyta nie błądzi…”
Panie Stanisławie!
Pyta Pan a błądzi! Kiepski ten pana tekścik.
Pańskie autorytety nie obroniły się, ponieważ opowiadają duby smalone, albo ich wypowiedzi są niezwiązane z tematem. Może to Pan źle dobrał cytaty?
A płód od człowieka różni się fizjologią. To co dla Pana jest drobiazgiem, dla mądrego człowieka jest zasadnicze. Płód jest pasożytem. Żyje kosztem organizmu nosiciela czyli ciężarnej. Natomiast noworodek żyje niezależnie od matki i jest zwierzęciem wszystkożernym, choć najlepsze jest mleko matki. Wiem, że Pan tego nie przyjmie do wiadomości, bo ma Pan dużą odporność na wiedzę, natomiast jest Pan bezkrytyczny w stosunku do autorytetów. Powinienem się na kogoś ważnego powołać, ale mi się nie chce, bo dla mnie autorytet jest wart słuchania gdy mądrze mówi, a nie gdy ma mądry tytuł. Przykro…
Proszę się nie martwić, rozum jest najsprawiedliwiej podzielonym dobrem na świecie. Każdy uważa, że ma go dosyć. Nawet Pańskie autorytety…
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 13.04.2008 - 02:57Panie Jerzy.
Pyta Pan a błądzi! Kiepski ten pana tekścik.
Pańskie autorytety nie obroniły się, ponieważ opowiadają duby smalone, albo ich wypowiedzi są niezwiązane z tematem. Może to Pan źle dobrał cytaty?
A płód od człowieka różni się fizjologią. To co dla Pana jest drobiazgiem, dla mądrego człowieka jest zasadnicze. Płód jest pasożytem. Żyje kosztem organizmu nosiciela czyli ciężarnej. Natomiast noworodek żyje niezależnie od matki i jest zwierzęciem wszystkożernym, choć najlepsze jest mleko matki. Wiem, że Pan tego nie przyjmie do wiadomości, bo ma Pan dużą odporność na wiedzę, natomiast jest Pan bezkrytyczny w stosunku do autorytetów. Powinienem się na kogoś ważnego powołać, ale mi się nie chce, bo dla mnie autorytet jest wart słuchania gdy mądrze mówi, a nie gdy ma mądry tytuł. Przykro…
Proszę się nie martwić, rozum jest najsprawiedliwiej podzielonym dobrem na świecie. Każdy uważa, że ma go dosyć. Nawet Pańskie autorytety…
Pozdrawiam
Nie odpowiedział Pan na mojego ostatniego posta. Nie potrafi Pan wskazać owego skoku gdy płód staje się człowiekiem. Ani w momencie porodu (ok.9 miesiąc) aani w momencie porodu wczesniaka, ani nie potrafi powiedzieć jaka różnica jakościowa dzieje się w płodzie, że następuje skok, który decyduje o tym że staje się człowiekiem.
Skoro Pan tego nie wie – wszystkie Pana opinie o tym w którym momencie mamy do czynienia z człowiekiem “biorą w łeb”.
Nie wie Pan ze względu na co organizm biologiczny ssaka można nazywać człowiekiem. A jeśli Pan nie potrafi wskazać tego momentu musi Pan uznać, że jedynym racjonalnym wnioskiem jest uznanie, że życie człowieka zaczyna się w momencie poczęcia. Wszystkie kryteria które Pan wymienił nie wskazały przekonującego kryterium wg którego z całą pewnością dałoby się określić, ze względu na co organizm powstały w momencie poczęcia(rozwijający się nieprzerewanie do momentu śmierci) staje się człowiekiem. A skoro takiego kryterium Pan nie podał. Pana opinia o początku życia ludzkiego jest argumentem bez racjonalnych podstaw, który można jedynie rozpatrywać w kategoriach wiary a nie nauki.
Dziękuję za dyskusję i pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 13.04.2008 - 10:27“Kto pyta nie błądzi…”
Szanowni Państwo!
Napisałem w poprzedniej notce, że nie zrozumie? Napisałem! Zrozumiał? Nie! Ja to chyba prorok jaki jestem.
Wiedziałem, że dyskusja musi skończyć się w momencie, gdy przedstawi się argumenty, których nie przewidziały autorytety „obrońców życia niedorobionego”. Oni zawsze są odporni na wiedzę i argumenty. Państwo mogą przeanalizować sobie moje argumenty i brak odpowiedzi merytorycznych Stanisława – „Poldka”.
Wszystkich śledzących naszą „dyskusję” pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 13.04.2008 - 11:05Śledzę i analizuję, drogi Panie Jerzy
ale dopóki będzie pisane obrońców życia niedorobionego nie zaskarbisz sobie mojej sympatii, ani zrozumienia.
Strzelanie sobie w stopę jest już normą w takich dyskusjach.
merlot -- 13.04.2008 - 11:20Panie Jerzy
Wiedziałem, że dyskusja musi skończyć się w momencie, gdy przedstawi się argumenty, których nie przewidziały autorytety „obrońców życia niedorobionego”. Oni zawsze są odporni na wiedzę i argumenty. Państwo mogą przeanalizować sobie moje argumenty i brak odpowiedzi merytorycznych Stanisława – „Poldka”.
Panie Jerzy, wycofuję zakończenie dyskusji aby zaczekać na odpowiedzi na pytania z przed ostaniego postu.
Odpowiedź jakiej Pan udzielił jest nie na temat.
Myślę, że wszyscy – nie tylko ja czekam na te kryteria. Pan od nich ucieka idąc w opisywanie biologii organizmu ludzkiego pomiając, że człowiek to Osoba.
Kiedy więc staje się Osobą, czyli człowiekiem ? W którym momencie? Oraz proszę napisać dlaczego w tym a nie innym. Wg jakiego kryterium. Do tego momentu nie dał Pan odpowiedzi na to pytanie a więc nie stwierdził kiedy mamy do czynienia z człowiekiem.
A skoro nie wie Pan kiedy mamy do czynienia z człowiekiem, bezpieczniej dla Pana byłoby przynajmniej domniemywać do czasu uzyskania jednoznacznej wypowiedzi na temat: w którym momencie życia począwszy od poczęcia zaczyna się Człowiek.
Ukłony.
********************
poldek34 -- 13.04.2008 - 11:27“Kto pyta nie błądzi…”
Czy można znielubić przyjaciół?
Szanowni,
otworzyłem ten wątek z bardzo wyraźną intencją. Chciałem, żeby uczestnicy rozszerzająco pojętej wspólnoty katolickiej, a także Ci, którzy identyfikują się z nią w aspekcie społecznościowym rozmawiali o problemie, który moim zdaniem jest istotny:
Czy nieugięta (ortodoksyjna?) postawa Żarliwych, odpychająca Letnich i stojących z boku Życzliwych jest dla Kościoła, dla Wspólnoty i dla Polski dobra czy zła?
Sprawa ochrony życia poczętego mieści się w tym temacie, ale go nie wypełnia.
Zechcijcie może popatrzeć na to szerzej. Zdanie zapamiętałych przeciwników kościoła lub wiary nic do tak pojętej dyskusji nie wnosi.
Odysie? Panie Yayco? Gretchen? Proszę...
merlot -- 13.04.2008 - 11:42Proszę wybaczyć,
ale nie
yayco -- 13.04.2008 - 11:50Panie Tomku!
ale dopóki będzie pisane obrońców życia niedorobionego nie zaskarbisz sobie mojej sympatii, ani zrozumienia.
Strzelanie sobie w stopę jest już normą w takich dyskusjach.
Manie nie chodzi o zaskarbianie sympatii tylko o elementarną uczciwość intelektualną. Ktoś kto jest „obrońcą życia” powinien bronić każdego życia. Zatem powinien mieć dylemat moralny co zrobić gdy jedno życie zagraża drugiemu: dewiant mordujący dla podniety seksualnej, płód zabijający ciężarną. Ludzie nazywający siebie obrońcami życia nie mają tych wątpliwości. Zatem jest to manipulowanie publiką, a nie uczciwe stosowanie adekwatnej nazwy.
Podobną manipulacją jest mówienie o „nienarodzonych dzieciach”. Gdyby mowa była o „nienarodzonych ludziach”, to byłoby to równie bez sensu ale uczciwe. Natomiast tak usiłuje się wywołać u człowieka pozytywne emocje do „obrońców Pan już wie czego”, poprzez kojarzenie ich z dziećmi, a nie z płodami.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 13.04.2008 - 12:06Panie Jerzy
Proszę nie sprawiać wrażenia, że rozmaiwamy o tym w jakich okolicznościach można pozwolić Matce o decydpowaniu o tym czy urodzić czy nie. Gdyż to bardzo poważny problem – i moim zdaniem w zagrożeniu życia Matki to Ona powinna podejmować decyzję czy urodzić człowieka czy nie.
Tutaj się z Panem zgodzę.
Jednak rozmowa dotyczyła kryterium człowieczeństwa.
Pan sprowadza człowieka do biologii a “płód” ludzki dpo pasożyta.
Nie potrafi Pan powiedzieć natomiast kiedy “płod” staje się osobą i dlaczego się staje w momencie o którym Pan autorytarnie stwierdza, że powstaje Człowiek.
Za zatem myli Pan dwa tematy dyskusji i ucieka z jednego na drugi.
Chylę człowa przed Panem wiedzą z dziedziny biologii ale biologia to to tylko część człowieka.
Już się wyłączam.
Merlocie – przepraszam za drążenie tematu ale chciałem uzyskać odpowiedź. Ale autor kontrowersyjnych tez na nie nie zna odpowiedzi. Więc nadszedł czas na zakonczenie tego wątku(o poczatka człowieka).
Pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 13.04.2008 - 12:19“Kto pyta nie błądzi…”
Panie Tomku!
Jako wierzący, choć nie katolik, myślę, że nie ma odpowiedzi na Pańskie pytanie, jeśli nie sprecyzuje Pan odpowiedzi na pytanie: co to znaczy „dobre dla kościoła?”. Trudno dyskutować czy coś jest dobre, jeśli nie wiemy jak Pan rozumie dobro kościoła. Myślę, że dyskusję należy zacząć od tego problemu. Jak już ortodoksi, letni i życzliwi dojdą do wniosku co ich wspólnym zdaniem jest dobre dla kościoła, to będzie możliwa dyskusja czy postawa ortodoksów służy temu dobru.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 13.04.2008 - 12:27oceny cd
skala jest szkolna 1-6
wystąpienie Jerzego z 17:25 >> 4
wystąpienie poldka34 z 11:27 >> 4
wystąpienie Jerzego z 3:57 >> 2
reszta bezwartościowa
sajonara -- 13.04.2008 - 12:30co to takiego ten człowiek, panie Jerzy
Niestety panie Jerzy odpowiedź niejasna wbrew temu co pan sam o swojej wypowiedzi sądzi.
Owszem może mi rozumu nie starcza by to ogarnąć, ale tym bardziej należy pisać prostszym językiem.
W tej chwili widzę to tak. Człowiek staje się człowiekiem gdy potrafi samodzielnie funkcjonować poza łonem matki. Skokiem jakościowy o który sie dopominał poldek ma być symboliczne odcięcie pępowiny, która sprawia, że płód jest pasożytem, żerującym na matce.
Czy dobrze rozumiem??
sajonara -- 13.04.2008 - 12:35Panie Stanisławie!
Nareszcie Pan przemówił ludzkim głosem! To kobieta może w pewnej sytuacji decydować o sobie? Czemu Pan wcześniej tego nie napisał? Byłoby łatwiej, bo jeśli są okoliczności usprawiedliwiające usunięcie ciąży, to lepiej nie dyskutować kiedy Pan ma prawo kobiecie zabraniać podjąć decyzję. Wolność człowieka, dana mu przez Boga, nie powinna być przez innych ludzi ograniczana. Przez Pana także.
Jak napisałem, poród zmienia fizjologię organizmu, w tak zasadniczy sposób, że to jest ten moment o jaki Pan tak uparcie pyta, a ja wielokrotnie odpowiadałem. Może niezbyt jasno, ale zakładam błyskotliwość adwersarza, przepraszam.
W MOMENCIE GDY DZIECKO BIERZE PIERWSZY ODDECH STAJE SIĘ CZŁOWIEKIEM. Czy to jest wystarczająco jasne kryterium?
A nasza dyskusja nie zaczęła się od tego kiedy organizm staje się człowiekiem, ale od prawa kobiet do decydowania o sobie. Pan im tego odmawiał. Teraz Pan pisze, że jednak czasem może kobieta o sobie zdecydować. A co zrobić z przypadkiem, gdy nie ma biologicznego zagrożenia, ale kobieta widzi wybór: usunięcie ciąży lub samobójstwo. Czy w takim wypadku też ma Pana zdaniem prawo do podjęcia decyzji o przerwaniu ciąży czy musi zabić siebie? Gdyby Pan uznał, że zabicie jednego życia jest mniejszym złem niż zabicie dwóch, to proszę pomyśleć o kryterium rozpoznawania kiedy kobieta rzeczywiście chce popełnić samobójstwo, a kiedy mówi tak, tylko po to, aby móc legalnie usunąć ciążę! To nie ma końca.
Albo kobieta może podjąć taką decyzję zawsze albo nigdy. Dopuszczenie dowolnego wyjątku kasuje sensowność zakazu. I wykazaniu tej niekonsekwencji w poglądach „obrońców…” służyła moja z Panem dyskusja.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 13.04.2008 - 12:44Panie Sajonaro!
Nigdy nie twierdzę, że moje wypowiedzi są jasne. Niestety często przeskakuję pewne etapy rozumowania, które mnie wydają się oczywiste, natomiast czytelnikowi niekoniecznie.
Płód jest płodem. Biologicznie odpowiada definicji pasożyta, choć nie jest nim logicznie. Widzę różnicę między płodem a tasiemcem, niemniej gdy ktoś prosi o argumenty, sam podpierając się głupotami autorytetów, to trzeba użyć argumentów logicznych i prawdziwych, choć naciąganych.
Moment o jaki prosił pan Stanisław wskazałem w odpowiedzi dla niego. Niemniej mogę powtórzyć pierwszy samodzielny oddech. To czy ma jeszcze pępowinę czy nie, nie ma znaczenia. A płód najczęściej jest przyszłym szczęściem i dumą rodziców, co nie zmienia mojej argumentacji.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 13.04.2008 - 12:54przypadki decyzji o śmierci istoty ludzkiej... .
Nareszcie Pan przemówił ludzkim głosem! To kobieta może w pewnej sytuacji decydować o sobie? Czemu Pan wcześniej tego nie napisał? Byłoby łatwiej, bo jeśli są okoliczności usprawiedliwiające usunięcie ciąży, to lepiej nie dyskutować kiedy Pan ma prawo kobiecie zabraniać podjąć decyzję. Wolność człowieka, dana mu przez Boga, nie powinna być przez innych ludzi ograniczana. Przez Pana także.
Dyskusja nie dotcyzyła tego czy zabraniać ale ustalenia czy, kiedy mamy, oraz skąd wiemy, że nie ma człowieka – a więc możemy wtedy go sobie zabić(jeśli go nie ma).
Pan wyłozył swoje kryterium przyznawania statusu przynależności do rodzaju ludzkiego – który moim zdaniem jest niedorzeczny. Gdyż ciąża nie jest stanem chorobowym a poczęta istota ludzka nie jest pasożytem. Jeśli się mylę prosze przedstawić jakąś naukową ekspertyzę.
Napisałem o jedynym przypadku gdzie jest uzasadnione, bez wątpliwości dla mnie gdy Matka powinna mieć bezwględne prawo decydowania. Tym przypadkiem jest bezpośrednie zagrożenie życia czy to samym donoszeniem ciąży czy wskutek akcji porodowej.
Dla mnie ten jeden przypadek nie stanowi wątpliwości.
Ale nie dlatego, że nie mamy do czynienia z życiem ludzkim ale ze względu na zagrożenie życia ludzkiego Matki związanej z porodem.
Jak napisałem, poród zmienia fizjologię organizmu, w tak zasadniczy sposób, że to jest ten moment o jaki Pan tak uparcie pyta, a ja wielokrotnie odpowiadałem. Może niezbyt jasno, ale zakładam błyskotliwość adwersarza, przepraszam.
Czemu ma dowodzić zmiana fizjologii organizmu – tak się dzieje u wszystkich ssaków. Natomiast człowiek ma wolną wolę i sam może wybrać czas poczęcia w sposób wolny i dobrowolny.
W MOMENCIE GDY DZIECKO BIERZE PIERWSZY ODDECH STAJE SIĘ CZŁOWIEKIEM. Czy to jest wystarczająco jasne kryterium?
To kryterium jest na wskroś umowne i nie ma związku z jakością życia istoty ludzkiej. MOment ten polega tylko na tym, że w inny sposób pobiera tlen oraz pokarm. Jednak żadna zmiana istotowa i skokowa nie następuje – CZłowiek to Osoba, a nie istota oddychająca płucami. Gdyby Pan chciał w ten sposób okreslać Istotę ludzką to jest nią każdy ssak mający płuca… .
Pana definicja człowieka jest niedorzeczna i nic nie wnosząca do dyskusji. A jeszcze na jej podstawie uzasadniać aborcję ogromnym nadużyciem.
Celowo odniosłem się do Pańskiego doświadczenia towarzyszenia porodowi.
Pamięta Pan zapewne ten moment gdy dziciątko już jest urodzone ale nie odcięta jest pępowina… ? I co nie jest człowiekiem? Przed przecięciem?
Gdyby nawet przyjąc Pana definicję to wszelkie ograniczenia aborcji do różnych faz rozwoju byłyby nieuzasadnione a prawo zabrania dokonywania aborcji w odniesieniu do liczby tygodni lub miesięcy życia. tej definicji nikt nie przyjmuje kto podchodzi na serio do życia ludzkiego.
A nasza dyskusja nie zaczęła się od tego kiedy organizm staje się człowiekiem, ale od prawa kobiet do decydowania o sobie. Pan im tego odmawiał.
Nadal uważam, że poza tym jednym przypadkiem – zagrożenia życia, nie można za cenę konformizmu skazywać na śmierć istotę ludzką.
Teraz Pan pisze, że jednak czasem może kobieta o sobie zdecydować. A co zrobić z przypadkiem, gdy nie ma biologicznego zagrożenia, ale kobieta widzi wybór: usunięcie ciąży lub samobójstwo.
Tak w jednym przypadku ale nie z tego powody, że dziecko jest “pasorzytem”, Ale innego a to zasadnicza różnica.
Czy w takim wypadku też ma Pana zdaniem prawo do podjęcia decyzji o przerwaniu ciąży czy musi zabić siebie?
Osobie która chce targnąć się na swoje życie należy okazać wszelką dostępną pomoc psychologidzną – Pan jako psycholog powinien to wiedzieć.
Targnięcie się na życie nie jest przypadkiem wskazującym na pełne zdrowie psychiczne.
W przypadku konfliktu: życie Matki albo dziecka. Mamy konflikt równorzędny, obiektywny i Matka ma prawo decydować.
Gdyby Pan uznał, że zabicie jednego życia jest mniejszym złem niż zabicie dwóch, to proszę pomyśleć o kryterium rozpoznawania kiedy kobieta rzeczywiście chce popełnić samobójstwo, a kiedy mówi tak, tylko po to, aby móc legalnie usunąć ciążę! To nie ma końca.
Nikt nie ma prawa traktować życia istoty ludzkiej przedmiotowo. Nawet grożąc samobójstwem.
Albo kobieta może podjąć taką decyzję zawsze albo nigdy. Dopuszczenie dowolnego wyjątku kasuje sensowność zakazu. I wykazaniu tej niekonsekwencji w poglądach „obrońców…” służyła moja z Panem dyskusja.
Nie prawda. Pan zna przypadki w których mimo normy bezglednej odnoszącej się do pozbawienia życia człowiekowi odstępuje się od wymierzenia kary. Np. stan niepoczytalności. A więc nie jest tak, że norma zakazu nie ma sensu. Pan z wyjątku czynić chce regułę, gdy tymczasem jest odwrotnie. Wyjątek potwierdza regułę.
Jeśli nie można traktować jego życia przedmiotowo to nie można sobie go niszczyć kiedy ma się na to ochotę.
Wolność dotyczy zajścia w ciążę lub nie. Natomiast wolność już nie dotyczy rozporządzaniem wg uznania życiem ludzkim.
Mam nadzieję, że jasno przedstawiłem mój punkt widzenia.
Protokół rozbieżności ustalony – świat się nie zawali od naszych różnic. A większość społeczna zadecyduje jakie rozwiązanie prawne zostanie zastosowane.
Pozdrawiam.
***********************
poldek34 -- 13.04.2008 - 16:11“Kto pyta nie błądzi…”
Panie Stanisławie!
Tak się składa, że znów miesza Pan:
1. to, o czym Pan lubi dyskutować z tym od czego zaczęła się nasza rozmowa; (czego dotyczył spór)
2. normę prawną i rzeczywistość;
3. zdanie większości z prawdą.
Jak mawiał ksiądz Józef Tischner (gdy ktoś twierdził, że prawda leży po środku): „Prawda leży tam gdzie leży i nie należy jej ruszać.”
Wiem, że nie rozumie Pan moich argumentów lub nie ma ochoty zrozumieć. Mówienie, że moje argumenty są głupie może przekonać Pańskich zwolenników, ale nie zmieni prawdy. A prawda jest taka, że nie potrafi Pan obalić moich argumentów, pomimo że się Pan z nimi nie zgadza. A reszta może być protokołem rozbieżności.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 13.04.2008 - 17:21Panie Jerzy
Wiem, że nie rozumie Pan moich argumentów lub nie ma ochoty zrozumieć. Mówienie, że moje argumenty są głupie może przekonać Pańskich zwolenników, ale nie zmieni prawdy. A prawda jest taka, że nie potrafi Pan obalić moich argumentów, pomimo że się Pan z nimi nie zgadza. A reszta może być protokołem rozbieżności.
Pozdrawiam
Pański punkt widzenia rozumiem ale uważam go za najzwyczajniej subiektywny i niedorzeczny:
a. zapłodniona komórka jajowa, płód = pasożyt. Podczas gdy ciąża nie jest chorobą a teza o pasożycie jest najzwyczajniej w świecie nienaukowa i wyssana z palca.
b. kryterium przyznawania przynalezności do rodzaju ludzkiego = pierwszy oddech płucami??? Gdyby tak poważnie go traktować wszelkie ograniczenia przerywania ciąży przed porodem byłyby bez podstawne.
W większości krajów UE aborcja jest dopuszczalna do 12 tygodnia ciąży.. . Pan idzie dalej – do pierwszego oddechu można zabić dziecko bez żadnych konsekwencji gdyż nie jest człowiekiem.
Jak można Pana tezy traktować poważnie skoro idzie Pan dalej – nieodpowiedzialnie – niż ustawodawcy krajów Unii Europejskiej.
http://ekai.pl/europa/?print=1&MID=3989
A już pierwszy oddech jako kryterium to jakieś kuriozum. I Pan chce podważać opinie naukowców.. .
************************
poldek34 -- 13.04.2008 - 17:34“Kto pyta nie błądzi…”
imć Maciejowski
dopytuje się nie jestem pewien czy dobrze zrozumiałem.
sajonara -- 13.04.2008 - 19:02Czy stwierdzenie, że człowiek “zaczyna się” z pierwszym oddechem poza łonem matki jest równoznaczne, ze dopuszcza pan wolność zabiegu aborcyjnego na każdym płodzie??
Panie Sajonaro!
Teoretycznie można wyciągnąć taki wniosek i będzie on poprawny logicznie. Co nie zmienia mojego poglądu, że przerywanie ciąży jest złe, niezależnie od tygodnia w którym Pan ten zabieg przeprowadzi.
Jeśli nastąpi poronienie w 9 miesiącu ciąży, to jest to to samo co poród przedwczesny w 9 miesiącu ciąży? Nie! W jednym przypadku mamy do czynienia z martwym płodem, a w drugim z wcześniakiem, raczej żywym.
Proszę nie naśladować pana Stanisława i nie wpierać we mnie poglądów, jakich nie głoszę. Ja uważam, że kobieta ma prawo do decydowania o sobie zawsze, niezależnie od tego czy jest w ciąży czy nie. Natomiast pan Stanisław uważa, że ma prawo koncesjonować prawo do decydowania o sobie. To jest zasadnicza różnica pomiędzy nami.
Odnośnie kwestii praktycznej, to w końcówce ciąży łatwo jest przekonać kobietę, że skoro wytrzymała 7 miesięcy, to może przemęczyć się dwa i korzystnie oddać dziecko do adopcji. Można znaleźć również inne argumenty. Ale łatwiej jest zakazać. To jest działanie na skróty. To, że nie skuteczne, to trudno. Biedna dziewczyna pojedzie na Białoruś, bogata do Holandii, ale prl (przepraszam VII RP) będzie czysta i nieskalana (rozumem).
Jako ćwiczenie intelektualne może Pan spróbować znaleźć taką definicję pasożyta, żeby płód jej nie spełniał. Tak dla sprawności szarych komórek.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 13.04.2008 - 19:49skoro dopytuję się
to przecież nie znaczy, ze coś wpieram. jedynie uściślam, bądź rozwiewam me wątpliwości.
Teraz z kolei jestem ciekaw dlaczego uważa pan, że przerywanie ciąży jest złe??
To jedno, a drugie czy fakt, że jakiś czyn jest zły nie powinien być zakazany??
Ćwiczenie intelektualne sobie daruję, bo nie wiem dlaczego uznał pan, że nie podzielam poglądu, że płód jest pasożytem.
sajonara -- 13.04.2008 - 23:38Szanowny Panie Jerzy
Teoretycznie można wyciągnąć taki wniosek i będzie on poprawny logicznie.
Jeśli Pan rozważa teoretycznie, pomiając naukę – serwując sobie logiczne założenia typu: płód staje się człowiekiem raz z pierwszym oddechem… – to Pańska Logika jest oderwana od rzeczywistości i przypomina rozważania na temat treści bajek dla dzieci.
Ja uważam, że kobieta ma prawo do decydowania o sobie zawsze, niezależnie od tego czy jest w ciąży czy nie. Natomiast pan Stanisław uważa, że ma prawo koncesjonować prawo do decydowania o sobie. To jest zasadnicza różnica pomiędzy nami.
Pan przymyka oko na życie ludzkie które istnieje jako odrębny organizm.
Matka O SOBIE może decydować w każdej minucie swojego życia. Ale o Życiu Innej odrębnej istoty ludzkiej nie może decydować – gdyż takiego prawa nikt jej nie dał. Zabrania tego także Prawo nie tylko w Polsce.
Pańskie kryterium uznania człowiekiem nie podziela większość Państw UE i jego ustawodawstwo – Pańska logika jest więc oderwana od rzeczywistości nie tylko nauki ale i prawa.
Nie można mówić, że przerywanie ciąży jest złem i równocześnie być “Apostołem nauczającym”, że człowieka nie ma dopóki nie zacznie oddychać płucami… .
Z przykrością uznaję, że Pan jest nie tylko niekonsekwentny w swoim myśleniu ale jeszcze oskrarza mnie o jakieś zarzuty – gdy tymczasem to co Panu zostało udowodnione – to pisanie “Swojej Bajki” na temat: “kiedy płód ludzki staje się człowiekiem” znajdującego potwierdzenia ani w nauce ani Prawie.
Z pana nieprawdziwej “Bajki” o stawaniu się człowiekiem wyciąga Pan wniosek, że poczęte dziecko można zabić do momenty pierwszego oddechu uczynionego za pomocą jego płuc.
Dla swojej bajeczki nie znajdzie Pan żadnego potwierdzenia naukowego oraz prawnego – innymi słowy Pan głosi poglądy na własny użytek nie zgodne ze stanem wiedzy dot. tego zagadnienia jak i Prawa.
Najsmutniejsze(dla mnie) jest to, że głosi takie bzdury osoba z wyższym wykształceniem pracująca czynnie jako psycholog… .
Jeśli w taki sam sposób przeprowadza pan rozumowanie diagnozując stan pacjentów w swoim gabinecie(pomijając naukę) zaczynam się o nich bać... oraz o Pana. Gdyż nieznajomość Prawa i brak wiedzy nie zwalnia od odpowiedzialności.
************************
poldek34 -- 14.04.2008 - 08:55“Kto pyta nie błądzi…”
Panie Sajonaro!
Dlatego założyłem, że Pan tak nie myśli, bo ja tak nie uważam. To jest głupi argument w głupiej dyskusji…
Gdyby zło istniało poza człowiekiem czyny złe powinny być zakazane. Niestety to co dla jednego jest złe, to dla drugiego może być dobre. Dlatego nie wszystko co uznajemy za złe powinno być zakazane…
Dlaczego uważam, że przerywanie ciąży jest złem? Dlatego że koszty psychiczne dla kobiety decydującej się na to są ogromne. Rzeczą naturalną jest dążenie do posiadania dzieci. Nawet jeśli ciąża jest nieplanowana, to z reguły powoduje takie zmiany w organizmie ciężarnej, że ciąża zaczyna być pożądana. Te przypadki, które wiążą się z decyzją o przerwaniu ciąży świadczą o zaburzeniu (między innymi instynktu macierzyńskiego) lub o wadliwej strukturze norm. W obu wypadkach odradzam forsowanie donoszenia ciąży, bo jest to proszenie się o patologię społeczną.
Ćwiczenie intelektualne było dla pana Stanisława, ale ma on dziwną cechę odpowiadania na teksty skierowane przeze mnie do innych dyskutantów, przy równoczesnym pomijaniu wypowiedzi skierowanych do niego. Pozwoliłem sobie na drobną manipulację :) .
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 14.04.2008 - 13:12P.Jerzy
Niestety to co dla jednego jest złe, to dla drugiego może być dobre. Dlatego nie wszystko co uznajemy za złe powinno być zakazane…
Fajnie jest Panu tak teoretyzować, gdy nie dotyczy to Pana bezpośrednio albo Pana dziecka. gdyż rozumiem, że dla Pana ciąża żony to święta rzecz. Natomiast już gdy mowa jest o kim innym – nie obchodzi Pana ani dobro dziecka ani Matki – niech sami określają co dla nich dobre -> niech się “pozabijają”. Bo dla Pana ciąża jest cacy a dla niej niekoniecznie.
Ciekawe, że nie zawraca sobie Pan głowy Prawem jakie obowiązuje w UE. A filozofuje w rzeczywistości wydumanej jakby Pan żył w cywilizacji która ma nikłą wiedzę zarówno o ciąży, poczęciu i medycyną prenatalną. I wcale nie żartuję gdyż głoszenie, że życie ludzkie człowieka zaczyna się z pierwszym oddechem za pomocą płuc – powtarzam poraz kolejny – nie znajduje potwierdzenia.
Pan mówi, ze odpowiada na pytania?
Pan ignoruje naukę, zastępując ją “bajkopisarstwem” na temat:
“Wziąłem głęboki oddech i stałem się człowiekiem… – mój pierwszy raz”.
Pan nie odpowiada ale tworzy własną rzeczywistość – spójną logicznie oczywiście.
WIęc odpowiada Pan – tu zgoda. Szkoda, że tylko w ramach swoich “bajek”.... a jeszcze jest rzeczywistość realna- całe szczęście.
************************
poldek34 -- 14.04.2008 - 14:45“Kto pyta nie błądzi…”
Panie Sajonaro!
Przeliczyłem się! Jak Pan widzi pan Stanisław nie odrobił zadania. Szkoda. Jemu by się to przydało. Mam nadzieję, że przynajmniej Pan się uśmiechnął czytając stanowisko powołujące się na prawo nieistniejącej jeszcze formalnie unii jako źródło wiedzy o świecie. Bo ja się świetnie bawię. A troska o mnie może spowodować bezdech (ze śmiechu), ale dobrze świadczy o panu Stanisławie, bo nie rozumie a martwi się. To miłe.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 17.12.2009 - 17:15Pan Zabawny.
Bo ja się świetnie bawię.
Zabawy z Pana człowiek.. – czasem sposób zabawy więcej powie o człowieku niż zaświadczenie “o rozumie”.. , więc tym bardziej to ostatnie(zacytowane wyżej) zdanie powiedziało więcej niż Pana spójne logicznie wywody. .
Zabawa ma to w sobie, że zazwyczaj jest sposobem na oderwanie od rzeczywistości.
tym razem bez Ukłonów – będzie zabawniej.
************************
poldek34 -- 15.04.2008 - 06:27“Kto pyta nie błądzi…”
Panie Stanisławie!
Pan sięgnie po jakiś podręcznik psychologii rozwojowej lub wychowania przedszkolnego i dowie się Pan, do czego służy zabawa…
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 16.04.2008 - 09:38Panie Jerzy
Pan sięgnie po jakiś podręcznik psychologii rozwojowej lub wychowania przedszkolnego i dowie się Pan, do czego służy zabawa…
Ale Pan nie jest w wieku przedszkolnym(jak sądzę).
A ponieważ napisał Pan “lub”, to znaczy, że tajemnica powodów Pana zabawy tkwi w potrzebach rozwojowych wieku przedszkolnego. Jeśli ma Pan zaległości z tamtego okresu, rzeczywiście należy je nadrabiać co sił – jeśli psychologia rozwojowa zaleca ich nadrabianie nawet w wieku dorosłym. Ale jak nie psycholog więc się aż tak na tym nie zmam w przeciwieństwie do Pana.
Powodzenia życzę i efektywności.
************************
poldek34 -- 16.04.2008 - 10:31“Kto pyta nie błądzi…”
Panie Stanisławie!
Spodziewałem się tego typu odpowiedzi. Podręczniki dotyczące nauczania/wychowania w wieku szkolnym i późniejszym nie koncentrują się na zabawie, więc odsyłając Pana do takiego opracowania postępowałbym nie fair. Wystarczyło się zastanowić lub poprosić kogoś mądrego o radę. Złośliwość bywa brana za objaw inteligencji, ale nie każda nim jest.
Jak sam Pan napisał nie jest Pan specjalistą od człowieka, w szczególności jego psychiki, ale ma Pan jasny pogląd na temat jego praw i obowiązków niezmącony w najmniejszym stopniu znajomością rzeczy. Proszę poczytać do czego służy zabawa i czym się różni od demencji. Będzie Pan wiedział jakie głupoty Pan pisze.
A następnie proszę się zastanowić, czy prosta ekstrapolacja Pańskich kompetencji w tej dziedzinie na dziedzinę dotyczącą początków życia ludzkiego nie stawiają Pana na straconej pozycji.
Pozdrawiam niezmiennie rozbawiony
Jerzy Maciejowski -- 16.04.2008 - 14:51Panie Jerzy.
Pozdrawiam niezmiennie rozbawiony
Gratuluję, tak trzymać.
************************
poldek34 -- 16.04.2008 - 15:21“Kto pyta nie błądzi…”
Panie Stanisławie!
Czyżby Pan zajrzał do źródeł? Gratuluję! Może będą z Pana ludzie…
Pozdrawiam w wyśmienitym humorze
Jerzy Maciejowski -- 16.04.2008 - 22:20Ech,
kiedyś to się działo… teraz to już musztarda po mielonych…
albo sos tatarski
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 17.12.2009 - 16:31Soczek jabłkowy
Pino,
to co ostatnio uprawiasz to się nazywa blogarcheologia i jest zajęciem z gruntu bezproduktywnym, typowym dla nudzących się małolat*.
Ująłem to limerycznie:
Znudzonej studentce z Krakowa
do głowy myśl przyszła nienowa:
Poczytać starocie,
by potem w przelocie
zabłysnąć w temacie od nowa.
*Żartowałem.
merlot -- 17.12.2009 - 23:48Bardzo miło, żeście tu z Docem zajrzeli…
jest taki stary rosyjski zwyczaj
żeby wyjść – trzeba najpierw trochę posiedzieć.
limeryki nie są moją mocną stroną więc powstrzymam na jakiś czas
jak ktoś napisze jeszcze jednego komcia to będzie 200 … jak 200 złotych :P
=moje nudne i banalne foty=
Docent Stopczyk -- 18.12.2009 - 00:03200
Winiarz-amator z miasta Choszczna
Liczył, że owoc dobry moszcz da.
Lecz na nic jego moc tu,
Bo zmienił się w kadź octu,
Z czego wniosek – o moszcz swój się troszczta.
O selera!
skąd ja miałem – kiedyś – aż tyle czasu???
Kiedyś to młody byłem, czas miałem, i się “w bójki wdawałem” na txt.
Nie poznaję sam siebie.
:-)))
************************
poldek34 -- 18.12.2009 - 00:56W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Merlocie-Tomku
dzięki Pino przeleciałem ten wątek pobieżnie i dostrzegłem, że nie napisałem CI czy można znielubić przyjaciół, wg mojego “malutkiego-nakręconego” rozumku.
I w sumie powiem CI, że można. Tylko czasem lubienie lub nielubienie nie ma znaczenia wobec ważniejszych przyjacielskich spraw. W ich blasku ważności przyjacielskich spraw lubienie bądź nielubienie jest mało istotne czasem.
To chyba z rodziną można porównać. Mam brata którego nie lubię, za pewne rzeczy. A są rzeczy za które go szanuję mimo, że go nie lubię.. . I mimo, że go nie lubię i szanuję, i gdybym go nie szanował to i tak moim bratem pozostanie i będzie mógł zawsze na mnie liczyć. Z wzajemnością, bo ja też myślę, że na na niego mógłbym liczyć.
p.s.
Na Pana Jerzego – jestem przekonany – że również mógłbym liczyć mimo “naszej bójki” intelektualnej. :-)))
:-)))
Pozdrawiam.
************************
poldek34 -- 18.12.2009 - 01:11W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Co ja jestem,
sutener? :p
PINO
przypomniał mi się dowcip a właściwie zagadka.
Idą dwie kobiety z lodami.
Jedna gryzie a druga liże loda.
Pytanie brzmi;
- Która jest mężatką?
Odpowiedź:
- Ta która ma obrączkę.
:-)
************************
poldek34 -- 18.12.2009 - 01:22W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Ha,
zaczęłam czytać tę dyskusję, ale od pewnego momentu zrobiła się mrożąca.
To nie dla mnie, ja wolę radosne nawalanki z użyciem broni białej i elementów spożywczych…
Panie Staszku!
Zachował się Pan jak blondynka!
Zna Pan ten dowcip, jak opowiadano blondynce jak Buszmeni polują na strusie?
Otóż goli się facetowi głowę. Zakopuje się go tak, żeby wystawał tylko czubek. Przybiega struś. Patrzy jajko. Myśli „Jajko, nie moje ale mogę wysiedzieć.”. Siada. Facet wyskakuje łapiąc strusia.
Blondynka opowiada tę historię:
Otóż goli się facetowi głowę. Zakopuje się go tak, żeby wystawał tylko jajka. Przybiega struś. Patrzy jajko. Myśli „Jajko, nie moje ale mogę wysiedzieć.”. Siada… Tylko po co goliło się mu głowę.
Pełna wersja zarżniętego przez Pana dowcipu brzmi:
– Dzieci kim chcecie być w przyszłości? Kasiu proszę.
– Ja chciałabym być piosenkarką proszę pani.
– Bardzo ładnie. A ty Marku.
– Ja będę lotnikiem.
– Bardzo dobrze…
Wreszcie kolej przychodzi na Jasia.
– Ja proszę pani chcę być seksuologiem.
Pani robi oczy jak spodki i pyta:
– Jasiu, czy ty wiesz o czym mówisz?
– A czy ja mogę zadać pani zagadkę?
– No… dobrze…
– Idą trzy kobiety. Jedna loda gryzie, druga liże, a trzecia ssie. Która z nich jest mężatką?
Tu następuje pauza na odpowiedź osoby, której się dowcip robi.
A potem pada odpowiedź.
– Nie. Ta, która ma obrączkę. A je chcę się zajmować takimi przypadkaqmi jak pani.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 18.12.2009 - 05:48Panie Jerzy
Wg wersji pełnej widzę się w roli Jasia, który jest blondynem.
Tej dłuższej nie znałem, ale i tak pewnie bym nie zapamiętał, bo nie zapamiętuję długich dowcipów i zagadek.
Pozdrawiam znad kawy zadumany.
:-)))
************************
poldek34 -- 18.12.2009 - 08:27W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Pino
My z Panem Jerzym jesteśmy długodystansowcami, i tak łatwo nie odpuszczamy. Przynajmniej w niektórych tematach.
:-)))
************************
poldek34 -- 18.12.2009 - 08:28W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Nie musicie się reklamować,
skoro już, prawda, zostałam sutenerem, to mnie za jedno przeca…
Gdy jakiś frajer miał ochotę, by z nią spać,
Musiałem w kuchni w samotności wódę chlać
A gdy wychodząc, rzucał banknot albo dwa,
Mówiłem: wstąp jutro, firma rabat da,
Tak prawie rok, szczęśliwie człowiek żył
W burdelu, gdzie nasz dom rodzinny był...
Jak kogoś razi moje poczucie, to pardon, ale czuję się prowokowana, a poza tym od wielu godzin jestem w szale twórczym.
:)))
Można
(odpowiem na pytanie w tytule, ale w sumie po co?
Znaczy zgadzam się z Poldkiem, że czasem lubienie/nielubienie w przyjaźni czy w relacjach z rodziną ma znaczenie drugorzędne.
A w ogóle nie wiem, jak wy, ale ja uwielbiam w przyjaźni to, że lubię wady przyjaciół moich.
Czasem bardziej niż ich zalety:)
P.S. A w ogóle dziwne, że pod takim wpisem ciekawym i tak żarliwą i ostrą dyskusją mnie nie było:)
grześ -- 18.12.2009 - 10:36Grzesiu,
w Remizie, która szła równolegle, chyba też się nie udzielałeś.
merlot -- 18.12.2009 - 12:27Może byłeś na odwyku, czy cóś?
Panie Grzesiu!
W stosunku do rodziny, to pytanie o lubienie jest najważniejsze. Wiadomo, że dzieci i rodziców się kocha. Natomiast nie zawsze się ich/je lubi. W takim wypadku należy pójść do terapeuty.
Odnośnie przyjaciół, to nie wiem, czy przestając ich lubić są można nadal nazywać ich przyjaciółmi.
Pozdrawiam
Jerzy Maciejowski -- 18.12.2009 - 13:10Grześ, Jerzy
chyba nie do końca dobrze zrozumieliście Poldka wpis.
On dość przytomnie zauważył, że tych tytułowych przyjaciół można i owszem, znielubić za to czy owo, ale gdy przyjdzie co do czego, to możne też i na nich liczyć.
Myślę podobnie – pozdrowienia Staszku!
merlot -- 18.12.2009 - 14:16Merlocie,
no ja się zgadzam z Poldkiem tyle że wypowiedziałem się o innych aspektach.
A że do remizy nie zaglądałem, to też dziwne:)
Ale na odwyku wtedy nie byłem, po prostu pewnie uznałem, że wam wszystkim jest tak dobrze ze sobą, żem ja niepotrzebny.
ja w ogóle człek nieśmiały, autsajder i w taki gwar jak w remizach to się nie pcham:)
Pozdrawiam.
grześ -- 18.12.2009 - 21:25Tomku
chyba nie do końca dobrze zrozumieliście Poldka wpis.
On dość przytomnie zauważył, że tych tytułowych przyjaciół można i owszem, znielubić za to czy owo, ale gdy przyjdzie co do czego, to możne też i na nich liczyć.
Myślę podobnie – pozdrowienia Staszku!
Chyba nie do końca dobrze mnie zrozumiałeś. Bo z tego co napisałeś wynikałoby, że nielubiąc kogoś o tyle go lubię o ile mogę na niego liczyć( w razie czego).
Jakoś interesownie zabrzmiało Twoje rozumienie mojej odpowiedzi. Gdy ja akceptuję u ludzi to czego nie lubię w nich ( mimo wszystko) pozostając z nimi w przyjaznej relacji. Więc u przyjaciół można znielubić to i owo ale suma sumarum nie jest to murem który dzieli i sprawia, że rozchodzimy się w swoje strony a przypominamy się sobie wtedy gdy potrzebujemy pomocy.
Zawsze się coś znajdzie w każdym nawet przyjacielu co denerwuje.
A ponieważ Ty wyszedłeś od wspólnoty Kościoła to tak to rozumiem. Może mi się wydawać, że jetem mąrzejszy a inni mniej mądrzy w jakiś sprawach. Ale tak naprawdę gdybym tak sobie myślął byłbym zarozumiałym głupcem. O tyle będę lubił (denerwujących) przyjaciół w wierze na ile będę przyjacielem Boga.
Więc we wspólnocie kluczem jest Bóg i moja z nim więź. Jeśli ona jest, to na wszystko inne
znajdzie się odpowiednie rozwiązania i odpowiednie spojrzenie na tych którzy z pozoru są nie do lubienia.. . ja z tym swoim nielubieniem pewnie też bym wyglądał jak nie do lubienia przez innych niczym smerf ważniak. :-))
Pozdrawiam!
Gdybym miał zobrazować ten pogląd cytatem z Biblii ująłbym to nielubienie tak:
Gniewajcie się ale nie grzeszcie. Niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce. Nie dawajcie miejsca diabłu. Z Listu do Efezjan 4.26
Emocje nie są złem – a więc nielubienie. Złe jest to, co złego wyniknie(jeśli wyniknie) z nielubienia.
I chyba to chciałem powiedzieć. Ale dopiero teraz mi się przypomniał ten fragment.
:-))
p.s.
Grześ właściwie powiedział to samo.
poldek34 -- 18.12.2009 - 22:40************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .
Tak to jest, Staszku,
jak się podejmuje na nowo dawno zamkniętą rozmowę...
Twoją wypowiedź zrozumiałem zupełnie inaczej. Literalnie.
Czyli:
Mimo, że mój brat jest “taki-owaki” (tu wstawić dowolne pretensje do brata), to jest moim bratem i zawsze może na mnie liczyć. I podobnie, wiem, że ja też zawsze mogę na niego liczyć.
Ten rodzaj “liczenia” nie wydaje mi się specjalnie interesowny, to raczej konstatacja faktu.
Pozdrowienia
merlot -- 18.12.2009 - 23:41Merlot
Oki.
Pozdrawiam. :-)))
************************
poldek34 -- 19.12.2009 - 00:04W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .