Trainspotting jest filmem, który też nie ogląda się łatwo. W ogóle, jeśli idzie o środki wyrazu jest dla mnie filmem równie ciężkim jak “Requiem”. W dodatku ma dziwaczne, pół-otwarte, pół-pozytywne zakończenie. Jest w tym filmie temat, jest właściwie podejście do materii filmowej (ale tego i “Requiem” nie można odmówić). Różni się tylko lepiej skonstruowaną linią fabularną i niestety słabszym, bo “unikowym” rozwiązaniem akcji. I do tego oczywiście upraszaczące rzeczywistość zawężenie tematu nie zrobiło temu filmowi dobrze. Tyle, że to akurat nie grzech. Czasami trzeba patrzeć przez tą obserwacyjną filmową lunetę od drugiej strony.
Oczywiście, zgadzam się z tym, że podział przez nas wyzmnaczony jest sztuczny. Ale myślę, że lepiej dyskutować na sztuczny temat niż na brak tematu.
A teraz do startu. Nie zmienia nic faktu, że filmy Jarchucha produkowane są przez USA. W dodatku są one często wewnętrznie dyskursywne właśnie dla kultury amerykańskiej. Wspomniane “kawa i paperosy” to nie tylko pean na cześć nikotynizmu pokazywany ilekroć narasta w Stanach dyskusja o szkodliwości palenia. Zawiera on także krytykę małości ludzi operujących w hollywood (piękna scenka z “kolegą Spike’a Jonze’a). Byłby to więc film niezwykle wprost związany z tynkiem amerykańskim. Innymi słowy – na outsidera się jeszcze zgodzę. Ale twórcą europejskim Jarmusch nie jest na pewno.
Czekam na odpowiedź na mój komentarz pod Twoją notką.
Grzesiu
ja zacznę od środka z kolei by było ciekawiej.
Trainspotting jest filmem, który też nie ogląda się łatwo. W ogóle, jeśli idzie o środki wyrazu jest dla mnie filmem równie ciężkim jak “Requiem”. W dodatku ma dziwaczne, pół-otwarte, pół-pozytywne zakończenie. Jest w tym filmie temat, jest właściwie podejście do materii filmowej (ale tego i “Requiem” nie można odmówić). Różni się tylko lepiej skonstruowaną linią fabularną i niestety słabszym, bo “unikowym” rozwiązaniem akcji. I do tego oczywiście upraszaczące rzeczywistość zawężenie tematu nie zrobiło temu filmowi dobrze. Tyle, że to akurat nie grzech. Czasami trzeba patrzeć przez tą obserwacyjną filmową lunetę od drugiej strony.
Oczywiście, zgadzam się z tym, że podział przez nas wyzmnaczony jest sztuczny. Ale myślę, że lepiej dyskutować na sztuczny temat niż na brak tematu.
A teraz do startu. Nie zmienia nic faktu, że filmy Jarchucha produkowane są przez USA. W dodatku są one często wewnętrznie dyskursywne właśnie dla kultury amerykańskiej. Wspomniane “kawa i paperosy” to nie tylko pean na cześć nikotynizmu pokazywany ilekroć narasta w Stanach dyskusja o szkodliwości palenia. Zawiera on także krytykę małości ludzi operujących w hollywood (piękna scenka z “kolegą Spike’a Jonze’a). Byłby to więc film niezwykle wprost związany z tynkiem amerykańskim. Innymi słowy – na outsidera się jeszcze zgodzę. Ale twórcą europejskim Jarmusch nie jest na pewno.
Czekam na odpowiedź na mój komentarz pod Twoją notką.
mindrunner -- 17.02.2009 - 17:10