moim zdaniem ten etnocentryzm (demonizowany przez Mindrunnera) to akurat zaleta i atut.
Nie można byc uniwersalnym, nie będąc lokalnym i swojskim, siląc się na upodabnianie do kogoś czy na uniwersalizowanie za wszelką cenę historii.
Mnie np. w polskim kinie wkurza, że ono stara się (czy może starało, bo jednak kilka dobrych naszych filmów powstało) na siłę być amerykańskie.
Te wszystkie sensacje, komedie, przecież to pokaz naśladownictwa nieudolnego totalnie. I zakompleksienia i braku pomysłów.
Ja uwielbiam odrębność, lokalność i oryginalność.
Czy “uniwersalność” ma polegać na tym, ze wszyscy opowiadają jak w Hollywood i USA? Gdzie zresztą kino powstało dzięki niemieckim Żydom:)
Mnie już np. cieszy to, że gdy oglądam filmy spoza USA, słyszę język jakiś inny, z tego względu nie oglądam prawie filmów z lektorem tylko z napisami, by wczuć się w klimat i słyszeć jak np. bohaterowie gadają po norwesku, francusku czy w jakimś dziwnym innym języku.
Oczywiście pewnie ta lokalność i etnocentryzm i tak niekiedy są sztuczne i dla potrzeb zaistnienia filmu dopasowuje się go tak, by stał się “strawny” na całym świecie.
No i fakt, że niekiedy są filmy zbyt “specyficzne” i “hermetyczne”, np. obejrzałem dwa filmy z Korei Południowej i choć oba gatunkowo zupełnie inne, żaden do mnie nie trafił.
Zresztą dla mnie np. ciekawsza i bardziej uniwersalna była powieść chińska sprzed wieków czy “Księga tysiąca i jednej nocy” czy powieści 19-wieczne angielskie niż np. współczesna literatura polska, więc z tą uniwersalnością i obcością to może mam jakoś inaczej.
No i znowu zgadzam się z Docentem,
moim zdaniem ten etnocentryzm (demonizowany przez Mindrunnera) to akurat zaleta i atut.
Nie można byc uniwersalnym, nie będąc lokalnym i swojskim, siląc się na upodabnianie do kogoś czy na uniwersalizowanie za wszelką cenę historii.
Mnie np. w polskim kinie wkurza, że ono stara się (czy może starało, bo jednak kilka dobrych naszych filmów powstało) na siłę być amerykańskie.
Te wszystkie sensacje, komedie, przecież to pokaz naśladownictwa nieudolnego totalnie. I zakompleksienia i braku pomysłów.
Ja uwielbiam odrębność, lokalność i oryginalność.
Czy “uniwersalność” ma polegać na tym, ze wszyscy opowiadają jak w Hollywood i USA? Gdzie zresztą kino powstało dzięki niemieckim Żydom:)
Mnie już np. cieszy to, że gdy oglądam filmy spoza USA, słyszę język jakiś inny, z tego względu nie oglądam prawie filmów z lektorem tylko z napisami, by wczuć się w klimat i słyszeć jak np. bohaterowie gadają po norwesku, francusku czy w jakimś dziwnym innym języku.
Oczywiście pewnie ta lokalność i etnocentryzm i tak niekiedy są sztuczne i dla potrzeb zaistnienia filmu dopasowuje się go tak, by stał się “strawny” na całym świecie.
No i fakt, że niekiedy są filmy zbyt “specyficzne” i “hermetyczne”, np. obejrzałem dwa filmy z Korei Południowej i choć oba gatunkowo zupełnie inne, żaden do mnie nie trafił.
Zresztą dla mnie np. ciekawsza i bardziej uniwersalna była powieść chińska sprzed wieków czy “Księga tysiąca i jednej nocy” czy powieści 19-wieczne angielskie niż np. współczesna literatura polska, więc z tą uniwersalnością i obcością to może mam jakoś inaczej.
No ale bywa:)
grześ -- 19.02.2009 - 00:27