(oczywiście jako laik, i jesli Pani pozwoli) to owe ciągoty Polaków do autorytaryzmu istnieją od dawna, co najmniej od czasu rozbiorów.[Jak bylo przedtem to już inna bajka, acz w pewnym sensie będąca przyczyna lub jedną z przyczyn tego stanu rzeczy]
Wtedy po tych bardzo smutnych doświadczeniach znowu zaczęto szukać kogoś, kto móglby wziąć na siebie odpowiedzialnośc za ten naród (spoleczność) blkądzący we mgle i doswiadczaną kolejnymi klęskami.
Dolożyla sie do tego oczywiście religia (nie oceniam tego faktu, a jedynie stwierdzam jego istnienie). I tak Polacy (inne narody, poza wschodnim sąsiadem, chyba w troche mniejszym stopniu, a przynajmniej w innym wymiarze) odwolywali się ciągle jak nie do Boga, to do jedynego Przywódcy – Marszalka. Potem bylo biuro polityczne jedynie slusznej partii (i Bóg oczywiście również).
Zawsze musial istnieć ktoś, do kogo można się by bylo odwolać i który mógl sprawić, że losy jednostki sie odmienią. Bo tak w sumie w tych ciągotach do autorytaryzmu idzie o los jednostki, a nie mas. Chyba, że masy potraktujemy jako zbiór jednostek.
Nieprzyzwyczajeni do form demokratycznych (bo kiedy i jak mieliśmy się przyzwyczaić), a więc niezaistnienia w świadomości spolecznej organów w pelnym sensie demokratycznych jako narzędzi do realizacji losu, nadal powraca owa tęsknota za mitycznym kimś, kto za nas (za mnie w przypadku jednostki) zalatwi problemy. A politycy-populiści chętnie je wykorzystują.
Odnoszę wrażenie, Panie Defendo,
(oczywiście jako laik, i jesli Pani pozwoli) to owe ciągoty Polaków do autorytaryzmu istnieją od dawna, co najmniej od czasu rozbiorów.[Jak bylo przedtem to już inna bajka, acz w pewnym sensie będąca przyczyna lub jedną z przyczyn tego stanu rzeczy]
Wtedy po tych bardzo smutnych doświadczeniach znowu zaczęto szukać kogoś, kto móglby wziąć na siebie odpowiedzialnośc za ten naród (spoleczność) blkądzący we mgle i doswiadczaną kolejnymi klęskami.
Dolożyla sie do tego oczywiście religia (nie oceniam tego faktu, a jedynie stwierdzam jego istnienie). I tak Polacy (inne narody, poza wschodnim sąsiadem, chyba w troche mniejszym stopniu, a przynajmniej w innym wymiarze) odwolywali się ciągle jak nie do Boga, to do jedynego Przywódcy – Marszalka. Potem bylo biuro polityczne jedynie slusznej partii (i Bóg oczywiście również).
Zawsze musial istnieć ktoś, do kogo można się by bylo odwolać i który mógl sprawić, że losy jednostki sie odmienią. Bo tak w sumie w tych ciągotach do autorytaryzmu idzie o los jednostki, a nie mas. Chyba, że masy potraktujemy jako zbiór jednostek.
Nieprzyzwyczajeni do form demokratycznych (bo kiedy i jak mieliśmy się przyzwyczaić), a więc niezaistnienia w świadomości spolecznej organów w pelnym sensie demokratycznych jako narzędzi do realizacji losu, nadal powraca owa tęsknota za mitycznym kimś, kto za nas (za mnie w przypadku jednostki) zalatwi problemy. A politycy-populiści chętnie je wykorzystują.
Przepraszam za skrótowość i pozdrawiam serdecznie
PS. Pewne elementy (ale jedynie pod kątem religii) może Pani odnaleźć w moim tekście z prehistorii TxT http://tekstowisko.com/germania/51567.html
Lorenzo -- 10.11.2008 - 22:32