Po pierwsze, akapitu z maglem nie rozumiem. Zadzwoniłem do mojego szefa sztabu, hrabiego Moltke, żeby mi zrobił na szybko egzegezę, ale odpowiedział, że właśnie jest na imprezie i się całuje, co jakąkolwiek pomoc logistyczną wyklucza.
Po drugie, patrz, Pan, nic nie pękło. Jedna z tych Twoich dawnych ekspresji była nawet plastrem na moje zranione ego, o ile dobrze pamiętam;-)
Ale te ostatnie – nie czarujmy się Yasso – toporne i żółcią podszyte. Zero finezji, mówiąc najdelikatniej.
No i po trzecie, nadzieja jest matką głupich, podobno.
Jeszcze parę bon-motów z rozpędu
możemy wymienić.
Po pierwsze, akapitu z maglem nie rozumiem. Zadzwoniłem do mojego szefa sztabu, hrabiego Moltke, żeby mi zrobił na szybko egzegezę, ale odpowiedział, że właśnie jest na imprezie i się całuje, co jakąkolwiek pomoc logistyczną wyklucza.
Po drugie, patrz, Pan, nic nie pękło. Jedna z tych Twoich dawnych ekspresji była nawet plastrem na moje zranione ego, o ile dobrze pamiętam;-)
Ale te ostatnie – nie czarujmy się Yasso – toporne i żółcią podszyte. Zero finezji, mówiąc najdelikatniej.
No i po trzecie, nadzieja jest matką głupich, podobno.
merlot -- 10.03.2010 - 20:24