Jak napisała Gretchen: “Jest Mistrz, uczeń i praktykowanie. Żadnych stałych punktów.”
Dodam od siebie, że praktykowanie to nie ma nic wspólnego z żadnymi ściśle ustalonymi rytuałami. Praktyka może odbywać się w każdym dowolnym miejscu i czasie, nie potrzeba do niej “jedynie słusznego pośrednika”. Itd.
Czy to dlatego buddyzm tak świetnie współgra z mechaniką kwantową? Nie wiem. Być może.
Jest uczeń i Mistrz – to są stałe punkty. Uczeń się zmienia i Mistrz się zmienia, i praktyka się zmienia. Życie płynie, przygarnia do siebie nowe doświadczenia, które osadzają się w podświadomości w formach ziaren karmy.
Praktyka się zaczyna i kończy, współgra z doświadczeniem praktykującego a nie z żadną mechaniką kwantową.
Praktyka odbywa się według bardzo określonych reguł – zarówno w buddyźmie zen, jak i dzogczeń, jak i wadżrajanie. Znam to z autopsji a nie z książek. Buddysta może praktykować wszędzie i katolik może się modlić wszędzie. W każdym miejscu i o każdej porze dnia i nocy.
potem Twoje wywody “paradoksalne” mogę np. zastanawiać się czy ten facet wstydzi przyznać się do tego, że jest katolikiem? Wstydzi się tego, że uznał dogmaty katolickie (również te dotyczące praktyki religijnej) za słuszne? A jeśli tak, to z jakiego powodu? Czy zabrnęliśmy już tak daleko w postmodernistycznym dogmatycznym debilizmie, że jest to powód do wstydu? A może facet tylko ściemnia? Zakałapućkał się i brnie dalej obijając się o ściany?
No to było ładne. Poziom domorosłej psychoanalizy. Moja Pani, niczego się nie wstydzę. Nie wstydzę się ani jednego słowa, które tu napisałem, ani równiez tego, kim jestem.
Przekracza Pani jednak granice dyskusji o temacie notki i rozpoczyna atak personalny.
Postmodernistyczny dogmatyczny debilizm to jedno. A wybór własnej drogi i określanie własnej samotożsamości w kulturze to drugie.
Otóż, nie ma nic złego w dogmatach religijnych buddyzmu, czy chrześcijaństwa, dopóki nie zaczniemy dogmatów wykorzystywać jako narzędzia do naszych egoistycznych celów.
Twoje słowa są tak uduchowione, że zrozumiałe będą tylko dla “wybrańców”, uduchowionych przynajmniej w stopniu równym Twojemu? :) Śliczne! A kto będzie dokonywał oceny stopnia “uduchowienia wyobraźni”? Ty?
Ano z całą pewnością nie ja. Jak dotąd nikogo nie oceniam – jestem natomiast oceniany. To dobrze.
Na resztę kwestii odpowiem wieczorem, bo teraz musze kończyć.
Magia.
Jak napisała Gretchen: “Jest Mistrz, uczeń i praktykowanie. Żadnych stałych punktów.”
Dodam od siebie, że praktykowanie to nie ma nic wspólnego z żadnymi ściśle ustalonymi rytuałami. Praktyka może odbywać się w każdym dowolnym miejscu i czasie, nie potrzeba do niej “jedynie słusznego pośrednika”. Itd.
Czy to dlatego buddyzm tak świetnie współgra z mechaniką kwantową? Nie wiem. Być może.
Jest uczeń i Mistrz – to są stałe punkty. Uczeń się zmienia i Mistrz się zmienia, i praktyka się zmienia. Życie płynie, przygarnia do siebie nowe doświadczenia, które osadzają się w podświadomości w formach ziaren karmy.
Praktyka się zaczyna i kończy, współgra z doświadczeniem praktykującego a nie z żadną mechaniką kwantową.
Praktyka odbywa się według bardzo określonych reguł – zarówno w buddyźmie zen, jak i dzogczeń, jak i wadżrajanie. Znam to z autopsji a nie z książek. Buddysta może praktykować wszędzie i katolik może się modlić wszędzie. W każdym miejscu i o każdej porze dnia i nocy.
potem Twoje wywody “paradoksalne” mogę np. zastanawiać się czy ten facet wstydzi przyznać się do tego, że jest katolikiem? Wstydzi się tego, że uznał dogmaty katolickie (również te dotyczące praktyki religijnej) za słuszne? A jeśli tak, to z jakiego powodu? Czy zabrnęliśmy już tak daleko w postmodernistycznym dogmatycznym debilizmie, że jest to powód do wstydu? A może facet tylko ściemnia? Zakałapućkał się i brnie dalej obijając się o ściany?
No to było ładne. Poziom domorosłej psychoanalizy. Moja Pani, niczego się nie wstydzę. Nie wstydzę się ani jednego słowa, które tu napisałem, ani równiez tego, kim jestem.
Przekracza Pani jednak granice dyskusji o temacie notki i rozpoczyna atak personalny.
Postmodernistyczny dogmatyczny debilizm to jedno. A wybór własnej drogi i określanie własnej samotożsamości w kulturze to drugie.
Otóż, nie ma nic złego w dogmatach religijnych buddyzmu, czy chrześcijaństwa, dopóki nie zaczniemy dogmatów wykorzystywać jako narzędzia do naszych egoistycznych celów.
Twoje słowa są tak uduchowione, że zrozumiałe będą tylko dla “wybrańców”, uduchowionych przynajmniej w stopniu równym Twojemu? :) Śliczne! A kto będzie dokonywał oceny stopnia “uduchowienia wyobraźni”? Ty?
Ano z całą pewnością nie ja. Jak dotąd nikogo nie oceniam – jestem natomiast oceniany. To dobrze.
Na resztę kwestii odpowiem wieczorem, bo teraz musze kończyć.
Serdecznie pozdrawiam
Synergie -- 01.12.2009 - 16:05