Nie lubię form: potrzebujemy, chcemy, powinniśmy.
Wolę”: potrzebuję, chcę, wybieram.
No popatrz – nie jestem sam. Mnie formy “My” uczy od wielu lat nie kto inny – żona. Mówi: potrzebujemy, chcemy, powinniśmy…W kółko tak mówi. I tak już musi być. Bo cóż ja, biedny robaczek, tu znaczę? Żona tej formy nauczyłaby nawet barana, a cóż dopiero owieczkę pokorną jak ja….
A już serio. Są takie triady.
W Buddyzmie:1. Budda, 2.Sanga, 3.Dharma.
W Chrześcijaństwie:1. Chrystus, 2.Rodzina-Kościół, 3.Wiara, Nadzieja i Miłość.
Ja i Ty, to już My. I ja wolę, gdy czegoś wspólnie z żoną chcemy lub potrzebujemy. W końcu wolę...
Nie zabijam. Ja, Gretchen nie zabijam. Uwierz mi, że kilka osób się ze mnie śmieje, bo bywam w tym zabawna, nie da się zaprzeczyć.
Jesteś więc bardziej doskonała niż ja. Ja zabijam muchy i komary wewnątrz domu. Na wiosnę założę siatki w kilku oknach, to mniej tych stworzeń będę musiał zabić. Gdybym nie zabijał, żona by musiała to czynić, ale wcześniej mogłaby mnie zabić...:-)))
Jem też mięso, więc powoduję zabijanie zwierząt rzeźnych gdzieś tam, przez kogoś...Raz zabiłem kota na drodze, bo wbiegł mi prosto pod koła samochodu, jakby był samobocą głupim i pijanym…potem przez cały dzień cierpiałem z tego powodu i rozważałem sytuację: w końcu doszedłem do przekonania, że nic nie mogłem zrobić – nie było szans na żadną reakcję, bo wszystkie były przeciwskuteczne – samochody nie zatrzymują się w jednym momecie, bo mają masę i pęd… a gdyby się zatrzymał w wyniku cudu akurat ten mój, to wszystkie za mną wpadłyby we mnie i stałaby się gigantyczna kolizja.
A tak poza tym: pełno dzikich zwierzątek kręci się wokół mojego domu. Sarenki już nie uciekają, gdy chcę się do nich zbliżyć. Czujne, obserwują, co robię...
Buddyjska perspektywa widzenia życia jest znacznie szersza niż innych religii.
Nie wiem. Nie oceniam. Im głębiej poznaję Buddyzm i Chrześcijaństwo, tym bardziej widzę, że nieskończony ocean rzeczywistości jest jeden, a Buddyzm i Chrześcijaństwo jako sytemy religijne, proponują człowiekowi podróż duchową po falach oceanu do bezbrzeżnego brzegu. Ta podróż ma nauczyć człowieka, że On jest tym oceanem. I oceanem, i jedną z fal.
Normy wyrażane kategorycznie poprzez nie podkreślają wagę, ale nie zakazu, wagę tego, czego zakaz dotyczy.
Możesz to uznać za dogmat. :)
Dobrze, uznam to za dogmat. Martwią mnie tylko te muchy i komary. Gdy mówię: won z mojego domu, nie chcą mnie słuchać.
W perspektywie najbliższych tygodni postaram się myśleć w kategoriach ekologicznych o problemie: co znaczy tu i teraz nakaz: chroń życie. To byłby nowy mój dogmat. A muchy i komary niech nie wlatują do mojego domu. Mają cały świat dla siebie.
Gretchen. Nie zabijaj - a muchy i komary?
Nie lubię form: potrzebujemy, chcemy, powinniśmy.
Wolę”: potrzebuję, chcę, wybieram.
No popatrz – nie jestem sam. Mnie formy “My” uczy od wielu lat nie kto inny – żona. Mówi: potrzebujemy, chcemy, powinniśmy…W kółko tak mówi. I tak już musi być. Bo cóż ja, biedny robaczek, tu znaczę? Żona tej formy nauczyłaby nawet barana, a cóż dopiero owieczkę pokorną jak ja….
A już serio. Są takie triady.
W Buddyzmie:1. Budda, 2.Sanga, 3.Dharma.
W Chrześcijaństwie:1. Chrystus, 2.Rodzina-Kościół, 3.Wiara, Nadzieja i Miłość.
Ja i Ty, to już My. I ja wolę, gdy czegoś wspólnie z żoną chcemy lub potrzebujemy. W końcu wolę...
Nie zabijam. Ja, Gretchen nie zabijam. Uwierz mi, że kilka osób się ze mnie śmieje, bo bywam w tym zabawna, nie da się zaprzeczyć.
Jesteś więc bardziej doskonała niż ja. Ja zabijam muchy i komary wewnątrz domu. Na wiosnę założę siatki w kilku oknach, to mniej tych stworzeń będę musiał zabić. Gdybym nie zabijał, żona by musiała to czynić, ale wcześniej mogłaby mnie zabić...:-)))
Jem też mięso, więc powoduję zabijanie zwierząt rzeźnych gdzieś tam, przez kogoś...Raz zabiłem kota na drodze, bo wbiegł mi prosto pod koła samochodu, jakby był samobocą głupim i pijanym…potem przez cały dzień cierpiałem z tego powodu i rozważałem sytuację: w końcu doszedłem do przekonania, że nic nie mogłem zrobić – nie było szans na żadną reakcję, bo wszystkie były przeciwskuteczne – samochody nie zatrzymują się w jednym momecie, bo mają masę i pęd… a gdyby się zatrzymał w wyniku cudu akurat ten mój, to wszystkie za mną wpadłyby we mnie i stałaby się gigantyczna kolizja.
A tak poza tym: pełno dzikich zwierzątek kręci się wokół mojego domu. Sarenki już nie uciekają, gdy chcę się do nich zbliżyć. Czujne, obserwują, co robię...
Buddyjska perspektywa widzenia życia jest znacznie szersza niż innych religii.
Nie wiem. Nie oceniam. Im głębiej poznaję Buddyzm i Chrześcijaństwo, tym bardziej widzę, że nieskończony ocean rzeczywistości jest jeden, a Buddyzm i Chrześcijaństwo jako sytemy religijne, proponują człowiekowi podróż duchową po falach oceanu do bezbrzeżnego brzegu. Ta podróż ma nauczyć człowieka, że On jest tym oceanem. I oceanem, i jedną z fal.
Normy wyrażane kategorycznie poprzez nie podkreślają wagę, ale nie zakazu, wagę tego, czego zakaz dotyczy.
Możesz to uznać za dogmat. :)
Dobrze, uznam to za dogmat. Martwią mnie tylko te muchy i komary. Gdy mówię: won z mojego domu, nie chcą mnie słuchać.
W perspektywie najbliższych tygodni postaram się myśleć w kategoriach ekologicznych o problemie: co znaczy tu i teraz nakaz: chroń życie. To byłby nowy mój dogmat. A muchy i komary niech nie wlatują do mojego domu. Mają cały świat dla siebie.
pozdrawiam
Synergie -- 03.12.2009 - 07:13