Zupełnie się nie zgadzam. A dlatego, że Bóg świadomie i dobrowolnie wybrał ten a nie inny sposób objawienia. I w tym a nie innym momencie. W tym a nie innym narodzie który długo przygotowywał. A więc nie obrodziłaby i inaczej nie wyglądałoby zmartwychwstanie. Mógłby to zrobić dziś ale wybrał “wtedy” i tamtą formę.
Bóg wybrał tak i ja się z Nim zgadzam. Bóg wybierze jeszcze wiele razy coś i postawi mnie przed wyborem: zgadzasz się, czy się nie zgadzasz ze Mną. A ja chciałbym się tak ogólnie zgadzać z Bogiem, ale doprawdy nie wiem, czy się zgodzę, gdy postawi przede mną kolejny kolejny wybór.
Ale ja to mały pikuś. Tak rozmawia Bóg z narodami (nie tylko tym wybranym – to już prehistoria Objawienia) i z całą ludzkością. Objawienie wciąż trwa i każda próba jego zamknięcia w dogmatach religijnych mnie osobiście bawi i rozśmiesza. Ot, małość ludzi, którzy lubią czuć się jak faryzeusze i zamykać Boga w klatkach swoich teoryj teologicznych i logicznych.
Jeżeli reinkarnacja jest wehikułem ducha, który odradza się w kolejnych ciałach, to oczywiście buddysta może urodzić się jako katolik. Nawet dobrze by mu to zrobiło. Z tym zastrzeżeniem, że buddyzm i katolicyzm to zaledwie szaty dla tego ducha transmigrującego w kolejne wcielenia.
Nie znam nikogo poważnego kto wierzyłby w Chrystusa niehistorycznego. (zdziwiłbyś się jednak, jakie fanaberie poglądów pojawiają się na mapie sekt, wierzeń, związków wyznaniowych i religii). Pojęcie Chrystusa Kosmicznego pojawia się jednak w samym centrum niektórych nurtów myśli teologicznej Chrześcijaństwa. Koncepcja Chrystusa Kosmicznego nie opiera się na zaprzeczaniu istnienia Chrystusa Historycznego. Raczej jest jej dopełnieniem, podążającym za odkryciami nauk takich jak kosmologia, fizyka, biologia…
Odkrycie relacji Ojciec-Syn. Pan i dziedzic. Osoba – przyjaciel.
Zamiast kosmiczny wolę określenie Osobowy.
Te relacje osobowe należy rozpatrywać w kategoriach miłości. Miłość jest Jednością, lecz poprzez ornamenty relacji osobowych staje się różnorodnością form.
W Chrystusie Kosmicznym każda osoba może mieć nadzieję na stanie się Chrystusem – uczniem i przyjacielem Jezusa Chrystusa. Tak, tu pojawia się buddyjska interpretacja mistyczna Chrześcijaństwa – bardzo odważna.
Teologia bez żywej wiary w Boga jest jak zwłoki, bo bez ducha. Albo jak tylko zapis nutowy.
Dodałbym tylko, że ten zapis nutowy może być dysharmoniczny i chybiony. Dopiero zapis otworzony w doświadczeniu żywego ducha staje się symfonią polifonicznego Boga.
W seminarium nie uczą bycia pedofilem, homoseksualistą, cudzołożnikiem…nie uczą też przemocy. Z drugiej strony, nie uczą wielu swietnych rzeczy. 50 lat temu, przed Soborem Watykańskim, uczyli nieco inaczej niż dziś. Z grubsza, zawsze uczyli dobrych rzeczy, lecz wybiórczo. Uczyli bycia kapłanem, wikarym i proboszczem. A mogli pracować tylko z ludźmi niedoskonałymi. Tako więc niczego nie osądzam. Nie jest najgorzej, lecz zawsze może być lepiej.
Moje drobne oczekiwanie – ale ono się tu przecież zupełnie nie liczy – jest takie, żeby nauczanie bardziej koncentrowało się na naśladowaniu Jezusa a mniej na moralizatorskim wyszukiwaniu grzechów niegodnego człowieka.
Taka przemiana nie nastąpi jednak za mojego życia.
Poldek 34. Bez ducha nie ma życia
Zupełnie się nie zgadzam. A dlatego, że Bóg świadomie i dobrowolnie wybrał ten a nie inny sposób objawienia. I w tym a nie innym momencie. W tym a nie innym narodzie który długo przygotowywał. A więc nie obrodziłaby i inaczej nie wyglądałoby zmartwychwstanie. Mógłby to zrobić dziś ale wybrał “wtedy” i tamtą formę.
Bóg wybrał tak i ja się z Nim zgadzam. Bóg wybierze jeszcze wiele razy coś i postawi mnie przed wyborem: zgadzasz się, czy się nie zgadzasz ze Mną. A ja chciałbym się tak ogólnie zgadzać z Bogiem, ale doprawdy nie wiem, czy się zgodzę, gdy postawi przede mną kolejny kolejny wybór.
Ale ja to mały pikuś. Tak rozmawia Bóg z narodami (nie tylko tym wybranym – to już prehistoria Objawienia) i z całą ludzkością. Objawienie wciąż trwa i każda próba jego zamknięcia w dogmatach religijnych mnie osobiście bawi i rozśmiesza. Ot, małość ludzi, którzy lubią czuć się jak faryzeusze i zamykać Boga w klatkach swoich teoryj teologicznych i logicznych.
Jeżeli reinkarnacja jest wehikułem ducha, który odradza się w kolejnych ciałach, to oczywiście buddysta może urodzić się jako katolik. Nawet dobrze by mu to zrobiło. Z tym zastrzeżeniem, że buddyzm i katolicyzm to zaledwie szaty dla tego ducha transmigrującego w kolejne wcielenia.
Nie znam nikogo poważnego kto wierzyłby w Chrystusa niehistorycznego. (zdziwiłbyś się jednak, jakie fanaberie poglądów pojawiają się na mapie sekt, wierzeń, związków wyznaniowych i religii). Pojęcie Chrystusa Kosmicznego pojawia się jednak w samym centrum niektórych nurtów myśli teologicznej Chrześcijaństwa. Koncepcja Chrystusa Kosmicznego nie opiera się na zaprzeczaniu istnienia Chrystusa Historycznego. Raczej jest jej dopełnieniem, podążającym za odkryciami nauk takich jak kosmologia, fizyka, biologia…
Odkrycie relacji Ojciec-Syn. Pan i dziedzic. Osoba – przyjaciel.
Zamiast kosmiczny wolę określenie Osobowy.
Te relacje osobowe należy rozpatrywać w kategoriach miłości. Miłość jest Jednością, lecz poprzez ornamenty relacji osobowych staje się różnorodnością form.
W Chrystusie Kosmicznym każda osoba może mieć nadzieję na stanie się Chrystusem – uczniem i przyjacielem Jezusa Chrystusa. Tak, tu pojawia się buddyjska interpretacja mistyczna Chrześcijaństwa – bardzo odważna.
Teologia bez żywej wiary w Boga jest jak zwłoki, bo bez ducha. Albo jak tylko zapis nutowy.
Dodałbym tylko, że ten zapis nutowy może być dysharmoniczny i chybiony. Dopiero zapis otworzony w doświadczeniu żywego ducha staje się symfonią polifonicznego Boga.
W seminarium nie uczą bycia pedofilem, homoseksualistą, cudzołożnikiem…nie uczą też przemocy. Z drugiej strony, nie uczą wielu swietnych rzeczy. 50 lat temu, przed Soborem Watykańskim, uczyli nieco inaczej niż dziś. Z grubsza, zawsze uczyli dobrych rzeczy, lecz wybiórczo. Uczyli bycia kapłanem, wikarym i proboszczem. A mogli pracować tylko z ludźmi niedoskonałymi. Tako więc niczego nie osądzam. Nie jest najgorzej, lecz zawsze może być lepiej.
Moje drobne oczekiwanie – ale ono się tu przecież zupełnie nie liczy – jest takie, żeby nauczanie bardziej koncentrowało się na naśladowaniu Jezusa a mniej na moralizatorskim wyszukiwaniu grzechów niegodnego człowieka.
Taka przemiana nie nastąpi jednak za mojego życia.
serdecznie pozdrawiam
Synergie -- 05.12.2009 - 11:23