ona komarów też nie tłucze :) Cóż, wszyscy mamy swoje aberracje.
Widzę, że się znacie. Kiedyś, jako student mieszkałem przez dwa miesiące w namiocie na greckiej plaży. Ja chudzina i taka dziewczyna, 130 kg żywej wagi, bardzo choleryczna z charakteru. Było nam pod tym wspólnym dachem w zasadzie dobrze. Ja przytulałem się do tropiku, byle nie do niej. I układaliśmy sobie jakoś życie ze wspólnotami innych Polaków w namiotach i z Grekami z wioski rybackiej.
Kiedyś, moja przyjaciółka, wydała z siebie dziki wrzask, który zmroził wszystkie krwinki w moim krwioobiegu, bo był jak z horroru. Ale, ale… o co chodzi – wydukałem. Machała rękami, sina na twarzy, jakby została przed oblana wrzącym olejem. Zabij to, zabij…skooooorpion. – Gdzie, co? – O, tu, o tam był przed chwilą. – Przestraszyłem się i ja. W końcu skorpiony to i zabić mogą. Gdy zlokalizowałem, że wsunął się pod śpiwór, po prostu jakoś go wywaliłem na zewnątrz, lecz nie zabijałem. Skorpion uciekł. Moja sympatyczna przyjaciółka zmieniła się zaś diametralnie.
Była fantastyczną bałaganiarą. I przestała być, jakby odmieniona przez to spotkanie ze skorpionem. Składała nasze prowizoryczne posłania w równe kostki, sprawdzała, czy jakieś robactwo nie wdarło się do naszego przybytku, zasuwała na cztery spusty nasz namiot. I nic nie dało się zrobić. Noce w Grecji na szczęście nie były aż tak tropikalne. Wytrzymałem.
Pino
ona komarów też nie tłucze :) Cóż, wszyscy mamy swoje aberracje.
Widzę, że się znacie. Kiedyś, jako student mieszkałem przez dwa miesiące w namiocie na greckiej plaży. Ja chudzina i taka dziewczyna, 130 kg żywej wagi, bardzo choleryczna z charakteru. Było nam pod tym wspólnym dachem w zasadzie dobrze. Ja przytulałem się do tropiku, byle nie do niej. I układaliśmy sobie jakoś życie ze wspólnotami innych Polaków w namiotach i z Grekami z wioski rybackiej.
Kiedyś, moja przyjaciółka, wydała z siebie dziki wrzask, który zmroził wszystkie krwinki w moim krwioobiegu, bo był jak z horroru. Ale, ale… o co chodzi – wydukałem. Machała rękami, sina na twarzy, jakby została przed oblana wrzącym olejem. Zabij to, zabij…skooooorpion. – Gdzie, co? – O, tu, o tam był przed chwilą. – Przestraszyłem się i ja. W końcu skorpiony to i zabić mogą. Gdy zlokalizowałem, że wsunął się pod śpiwór, po prostu jakoś go wywaliłem na zewnątrz, lecz nie zabijałem. Skorpion uciekł. Moja sympatyczna przyjaciółka zmieniła się zaś diametralnie.
Była fantastyczną bałaganiarą. I przestała być, jakby odmieniona przez to spotkanie ze skorpionem. Składała nasze prowizoryczne posłania w równe kostki, sprawdzała, czy jakieś robactwo nie wdarło się do naszego przybytku, zasuwała na cztery spusty nasz namiot. I nic nie dało się zrobić. Noce w Grecji na szczęście nie były aż tak tropikalne. Wytrzymałem.
pozdrawiam
Synergie -- 03.12.2009 - 08:02